W naszej historii bywało, że mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Dzięki międzynarodowym czynnikom chaosu, omijały nas nieszczęścia mające nas zniszczyć. Czasem jednak temu szczęściu pomagaliśmy. Czasem pomagali mu ludzie o pokręconej motywacji. Tak było również w 1918 r.
W marcu 1918 r. zakończyła się wojna pomiędzy zaborcami. Traktat Brzeski przewidywał, że kadłubowa Polska (Kongresówka okrojona o Chełmszczyznę i w przyszłości o pas ziem przy granicy z II Rzeszą) stanie się częścią niemieckiej Mitteleuropy i będzie otoczona państwami z marionetkowymi pro-niemieckimi rządami. Sojusznikiem Berlina stała się wówczas de facto też Rosja bolszewicka (tak to przynajmniej odbierano w Londynie i Paryżu). Bracia Józef i Marian Lutosławscy, polscy działacze związani z endecją, zdołali uzyskać treść tajnego porozumienia niemiecko-austriacko-bolszewickiego z 22 grudnia 1917 r. przewidującego, że "sprawami Polski będzie kierował rząd niemiecki", a strony umowy będą przeciwdziałać inicjatywom mającym na celu niepodległość Polski i powstawanie polskich formacji wojskowych w Rosji. Dzięki Traktatowi Brzeskiemu Niemcy zyskali możliwość przerzucenia dużych sił na front zachodni i przeprowadzenia ofensywy ostatniej szansy, który miała rzucić na kolana Anglię i Francję, przed przybyciem na kontynent wojsk amerykańskich.
Nie ulega wątpliwości, że Lenin był niemieckim agentem. Finansował go przecież niemiecki Sztab Generalny. Wiele jego decyzji z pierwszych miesięcy rządów było spłacaniem tej pożyczki Niemcom. Tak się jednak składało, że ruch bolszewicki nie stanowił tylko agentury niemieckiej. Czynne tam były również inne "mafie, służby, loże i Szczęść Boże". Lenin nie posiadał też wówczas pozycji wszechwładnego dyktatora. O władzę z nim walczył Jakow Swierdłow, którego potajemnie wspierał Feliks Edmundowicz Dzierżyński. Obaj kontestowali Traktat Brzeski i dążyli do jego obalenia.
Pierwszą próbą zerwania traktatu i wywołania wojny niemiecko-bolszewickiej był zamach na ambasadora Wilhelma von Mirbacha. Przeprowadziło go 6 lipca 1918 r. dwóch czekistów pracujących w wydziale mającym za zadanie kontrolę operacyjną nad ambasadą niemiecką. Oficjalna historiografia przekazuje nam bajeczkę, że ów zamach był inicjatywą jednego z jego uczestników Jakowa Blumkina, który był lewicowym eserem. Tyle, że Blumkin już w 1919 r. wrócił do służby w Czeka i pracował w Resorcie aż do śmierci w 1929 r., czyli do momentu, gdy zaplątał się w aferę z teczką Stalina z Ochrany. Był na tyle zaufanym człowiekiem Dzierżyńskiego, że organizował na jego zlecenie wyprawę mającą znaleźć Szambalę. Podczas swojej krótkotrwałej banicji po zamachu na Mirbarcha, organizował on w Kijowie zamach na marionetkowego proniemieckiego hetmana Skoropadskiego.
Zamach na Mirbacha nie wywołał jednak oczekiwanych skutków. Stosunki z Niemcami nie zostały zerwane, a Lenin wykorzystał tę sprawę do uderzenia w lewicowych eserów. Trzeba było więc spróbować jeszcze raz.
Wieczorem 30 sierpnia 1918 r. Lenin został trafiony dwoma kulami, po zakończeniu wiecu w moskiewskiej fabryce. Podczas tej eskapady był pozbawiony ochrony Czeka. Strzelały do niego najprawdopodobniej dwie osoby, z których jedna była mężczyzną. (Lenin pytał później: "Dorwaliście go?".) Na miejscu zamachu złapano jednak jedną "sprawczynię", eserowską działaczkę Fanny Kapłan. Kiepsko się nadawała na zamachowczynię, gdyż była na wpół ślepa. Podczas przesłuchania przyznała się do próby zabójstwa Lenina. (A jakże by inaczej!) Twierdziła jednak, że nie pamięta ile razy strzeliła, ani jakim pistoletem się posługiwała. "Mniejsza o szczegóły" - stwierdziła. Po tej hucpie została potajemnie rozstrzelana na rozkaz Swierdłowa. A może jednak nie, bo była widziana w jednym z łagrów jeszcze w 1932 r. Na procesie przeciwko eserowcom z początku lat 20-tych przedstawiono nazwiska dwojga organizatorów zamachu na Lenina. Oboje pracowali dla Czeka infiltrując partię eserowską.
Lenin niestety przeżył zamach, ale na kilka miesięcy odizolowano go na "terapii" w podmoskiewskich Gorkach. W tym czasie władzę przejmował Swierdłow, który 13 listopada oficjalnie wypowiedział Traktat Brzeski i nakazał bolszewicką ofensywę na Zachód.
Co robił w tym czasie Dzierżyński? Po zamachu na Lenina wyjechał do... Szwajcarii. Oficjalnie po to, by odwiedzić rodzinę. Będzie tam przebywał jeszcze w październiku. Nieoficjalnie przygotowywał rewolucję w Niemczech, która w listopadzie obaliła cesarstwo. Rewolucja niemiecka okazała się zbawienna dla Polski. Piłsudski został wypuszczony z generalskiego więzienia w Magdeburgu, a armia niemiecka w Kongresówce pogrążyła się w rozkładzie. 11 listopada 1918 r. chłopcy z POW przejęli już władzę nad dużą częścią Polski. Niecałe dwa tygodnie wcześniej Śmigły-Rydz i Roja przejęli kontrolę nad Krakowem, zachodnią częścią Galicji i austriacką strefą okupacyjną w Kongresówce. W grudniu porucznik Mieczysław Paluch rozpocznie insurekcję w Wielkopolsce - wbrew miejscowym durniom z Naczelnej Rady Ludowej - wcześniej podstępnie wyłudzając od Niemców broń i pieniądze na stworzenie powstańczej armii.
Swierdłowowi nie uda się jednak zdobyć pełnej władzy na bolszewicką Rosją. W marcu 1919 r. umrze. Oficjalnie na grypę hiszpankę. Mógł jednak zostać otruty. Ostatnią osobą, która widziała go żywego był Lenin. I jakoś nie bał się, że się zarazi od niego groźną chorobą... (Co ciekawe jeden z braci Swierdłowa był bankierem w USA, a drugi francuskim generałem, późniejszym współpracownikiem de Gaulle'a.)
Co się jednak odwlecze to nie uciecze. Lenin od 1922 r. był systematycznie podtruwany w ramach spisku zorganizowanego wspólnie przez Dzierżyńskiego i Stalina. Z powodu swojej choroby trafił na izolację w Gorkach. Jedną z osób, która dla niego wówczas gotowała był... Spirydon Putin, dziadek późniejszego rosyjskiego prezydenta. Podtruwany był również Trocki, który w dniu pogrzebu Lenina leczył się z tego powodu w sanatorium w Suchumi.
Po śmierci Lenina głównym pretendentem do władzy nad ZSRR był Dzierżyński. Organizował on wówczas Nową Politykę Gospodarczą czyli częściowy powrót do kapitalizmu. To on zdecydował o tym, by udzielić poparcia Piłsudskiemu w czasie przewrotu majowego. (Wcześniej dwukrotnie zawetował zamachy na Piłsudskiego, do których miało dojść w 1923 r. Sam był dalekim kuzynem Marszałka i stale korespondował z mieszkającą w Belwederze swoją siostrą Aldoną Bułhak, matką adiutanta Piłsudskiego.) Szykował się zapewne do rozprawy ze Stalinem. Dzierżyński dociera do teczki z archiwów Ochrany wskazującej, że niejaki Dżugaszwili jest niebezpiecznym prowokatorem carskiej tajnej policji. Dzierżyński jest pierwszą osobą, która skojarzyła, że ów Dżugaszwili to wielokrotnie zmieniający nazwiska i pseudonimy Stalin. I wówczas nasze szczęście się kończy.
Jak pisałem w serii Prometeusz:
"Teczka Stalina w lipcu 1926 r. trafia na biurko Dzierżyńskiego w partii dokumentów sukcesywnie wysyłanych z leningradzkich archiwów do Moskwy. Szef bezpieki jest w szoku. Jego strategia przetrwania w sowieckim reżimie leży bowiem w gruzach. Dotychczas obawiał się, że straci stanowisko, jeśli swoją władzę skonsolidują Żydzi tacy jak Trocki, Kamieniew czy Zinowiew. Jako przeciwwagę dla nich tolerował Stalina. (Jak stwierdził Beria, Stalin objął władzę, bo Żydzi z Kremla ostro walczyli o przywództwo po śmierci Lenina. Uznali, że Gruzin może być kandydatem kompromisowym, który porządzi kilka lat i potem zostanie odsunięty, jak sprawa się wyklaruje.) Dwa dni później Dzierżyński przemawia na partyjnym plenum. Jego mowa jest wołaniem o pomoc. Często sięga po stojącą na mównicy szklankę z wodą, która co jakiś czas jest uzupełniana płynem. Nagle umiera na zawał serca lub wylew (mataczono w diagnozie, więc nie wiadomo do końca, co go zabiło).
Jak wspomniany został Jakow Swierdłow, to może też kilka słów nt. jego prawnuka nazwiskiem Stuart Swerdlow, podobno królika doświadczalnego w Projekcie Montauk...
OdpowiedzUsuń