sobota, 18 listopada 2023

Jak Izrael dał się zaatakować Rosji i Chinom

 

 


7 października, czyli dzień spektakularnego ataku Hamasu na Izrael, to data szczególna. To dzień urodzin Władimira Putina. Kiedyś na ten dzień zrobiono mu prezent w postaci zabójstwa Politkowskiej. W tym roku - na ostatnie urodziny w jego życiu - zafundowano mu dużo większy podarek. Atak Hamasu był dla niego iście darem z niebios. Odwrócił bowiem uwagę USA i dupokratycznego Zachodu od wojny na Ukrainie.

Oglądając w rosyjskiej TV relacje z wojny w Strefie Gazy można zwrócić uwagę na jeden ciekawy szczegół. Bardzo dużo pokazywanych tam Palestyńczyków dobrze mówi po rosyjsku. Mówią zwykle z bliskowschodnim akcentem, ale słownictwo mają dobre. Posługują się językiem Puszkina lepiej niż Kadyrow. Oczywiście Arabowie mają zdolności do nauki języków obcych. Poświadczy to każdy, kto odwiedził jakikolwiek ośrodek turystyczny w tym regionie. Gaza nie jest jednak ośrodkiem turystycznym. Częsta znajomość rosyjskiego wśród jej mieszkańców jest więc najprawdopodobniej wynikiem edukacji odbytej w Moskwie lub działalności rosyjskich organizacji na miejscu.

Jest niezaprzeczalnym faktem, że Hamas jest sojusznikiem Rosji. Jego przywódcy wielokrotnie odwiedzali Moskwę. Poparli też rosyjską inwazję na Ukrainę.  Hamasowcy posługują się często rosyjską bronią i prawdopodobnie byli szkoleni z taktyki przez rosyjskie prywatne firmy wojskowe. Według ukraińskiego wywiadu wojskowego, Rosja została powiadomiona o planowanym ataku na Izrael i wcześniej przekazała Hamasowi też broń zdobytą na ukraińskich polach bitew. Atak Hamasu był w oczywisty sposób skoordynowany z nieudaną rosyjską ofensywą pod Awdijewką.

Hamas używa też broni chińskiej i północnokoreańskiej produkcji. Oczywiście Chińczycy zaprzeczają, by zbroili tę organizację. Broń made in China miała zostać dostarczona do Strefy Gazy przez Iran (bliskiego sojusznika Rosji i Chin). To, że hamasowcy korzystają z chińskiego sprzętu komunikacyjnego też da się wytłumaczyć jego taniością i łatwą dostępnością. Dużo trudniej jednak wyłgać się z tego, że chińskie państwowe banki prały pieniądze Hamasu.  Izraelski kontrwywiad Szin-Bet natrafił na tą aktywność, ale sprawę zamieciono pod dywan, by nie narażać relacji z Chinami. Szekle okazały się ważniejsze od bezpieczeństwa kraju.

Ciekawy trop podali też przedstawiciele chińskiej opozycji. Mohamed Deif, dowódca Brygad al-Kasama, strateg ataku z 7 października, miał zostać wysłany w 1996 r. do Chin, gdzie studiował w akademii wojskowej. Jego druga i trzecia żona rzekomo pochodziły z chińskiej mniejszości Dongxiang (posługującej się językiem mongolskim z wieloma zapożyczeniami z arabskiego). Zaznaczam jednak, że nie zostało to potwierdzone w żadnych innych źródłach.

Można powiedzieć, że Izrael zapłacił za głupią politykę prowadzoną przez Netanjahu i obecną opozycję (Lapida i Katza). Izraelscy politycy prześcigali się w ostatnich latach we włazidupstwie wobec Moskwy. Nie chcieli pomagać Ukrainie, podczas wojny w Gruzji przekazali Moskalom kody źródłowe do dronów używanych przez Gruzinów (!), pozwolili na to, by ich kraj stał się bezpieczną przystanią dla rosyjskiej mafii oraz oligarchów, umizgiwali się do Rosji dyplomatycznie i koordynowali z nimi swoją politykę historyczną, w tym szczekanie na Polskę. Nie chcieli słuchać amerykańskich ostrzeżeń w sprawie Huawei, a za to chcieli przekazać Chińczykom część strategicznego portu w Hajfie (ostatecznie Hindusi zapłacili więcej za dzierżawę i port trafił do nich). Izrael płaci więc obecnie za politykę przymilania się do swoich wrogów.

Jeden z komentatorów z mojego bloga (Odkrywca) zastanawiał się niedawno nad tym, czy wyciek planów przesiedlenia Palestyńczyków ze Strefy Gazy na Synaj nie jest czasem operacją psychologiczną mającą na celu złamanie palestyńskiego morale. Częścią tej operacji byłoby też straszenie przez jednego z izraelskich ministrów zrzuceniem bomby atomowej na Gazę. Ten sam minister snuł też jednak plany przesiedlenia Palestyńczyków do... Irlandii. Sądząc po wypowiedziach i zachowaniach wielu innych przedstawicieli rządu Netanjahu można odnieść wrażenie, że w jego skład wchodzą ludzie, którzy uciekli z zakładów psychiatrycznych.  

Ich silną obecność w rządzie można wytłumaczyć beznadziejną ordynacją wyborczą, która sprawia, że do Knesetu dostają się przedstawiciele partyjek mających śladowe poparcie. O ile więc w obecnym Sejmie większość wisi na PSL, a w poprzednim na Porozumieniu, Kukiz'15 czy Polskich Sprawach, tak przy izraelskiej ordynacji wyborczej wisiałaby na Kamratach. O tym, że izraelska polityka jest współtworzona przez wariatów świadczy choćby to, że podczas rozmów koalicyjnych jedna z ortodoksyjnych partyjek domagała się, by zaprzestać... produkcji prądu w szabat! No cóż, ludzi z zaburzeniami psychicznymi jest bardzo dużo nie tylko w Izraelu. Obserwując polskie społeczeństwo też można dostrzec ten trend. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz