Nigdy nie pytaj kobiety o wiek, mężczyzny o zarobki a endeka o to, co Dmowski robił w sierpniu 1920 roku... Gdy zbliża się sierpniowa rocznica, endecy dużo mówią o Hallerze i Rozwadowskim, dużo pomstują na Piłsudskiego, ale o Dmowskim jakoś milczą. Dlaczego? Czyżby było im głupio, że wódz ich ruchu w sierpniu 1920 r. wyjechał z Warszawy do Poznania?
Postawa Dmowskiego mocno wówczas kontrastowała choćby z zachowaniem Daszyńskiego i Witosa, którzy tworzyli rząd obrony narodowej. Wyjazd Dmowskiego do Poznania wyraźnie świadczył o tym, że nie wierzy on w to, że Warszawę da się obronić. Był też fatalnym posunięciem PR-owym. Wszak wówczas na ulicach stolicy wisiały plakaty potępiające różnego rodzaju dekowników i cwaniaczków, którzy masowo "ewakuowali" się do Poznania. Co Dmowski chciał w ten sposób osiągnąć? Podejrzewano wówczas, że lider endecji będzie tam tworzył rozłamowy rząd po spodziewanym upadku Warszawy. Tezę tę uprawdopodobniało to, że w rządzie obrony narodowej, poza Władysławem Grabskim (skompromitowanym kapitulacją na konferencji w Spa), nie było endeckich działaczy pierwszej ligi. Podejrzewano, że Piłsudski wysłał wówczas generała Kazimierza Raszewskiego do Poznania, m.in. po to, by przeciwdziałał wszelkim próbom takiej dywersji politycznej.
Szokująco brzmi w tym kontekście znaleziony przez Wojciecha Zawadzkiego w teczce poświęconej generałowi Raszewskiegmu wycinek prasowy („Historie Rokoszańskie", bez tytułu prasowego i daty wydania): „Przez ową domową potrzebę rozumieli Wielkopolanie wojnę domową, którą wzniecić chcieli, Naczelnika Państwa obalić i na godność wynieść przywódcę wichrzycieli, niejakiego Romana Dmowskiego. Ten, gdy mu choroba nieuleczalna siły umysłowe odjęła (...), na zwycięstwie moskiewskim i klęsce Rzplitej wyniesienie się własne zakładał. Jakoż z zagrożonej przez nieprzyjaciela Warszawy do Poznania się przeniósł, tu sobie kwaterę obrał i z jego podpuszczenia działo się całe poczynanie obałamuconych Wielkopolan. Gdy wbrew jego nadziei Moskwicin od Warszawy odparty i ku rubieżom Polski odpędzony został, Dmowski w Poznaniu konfederacyę tajną zawiązawszy, wojnę domową sposobił. Aliści regimentarz poznański, generał Raszewski, jedyny Wielkopolanin rodem między wodzami polskimi, wierności Rzeczypospolitej dochował i tworzącego się pod jego dowództwem wojska wielkopolskiego do rokoszu wciągnąć nie pozwolił". (koniec cytatu)
Jedno jest pewne: w 1920 r. Dmowski abdykował z funkcji pierwszoligowego polityka. Później niczym specjalnym się nie odznaczył, ani jako parlamentarzysta, ani jako krótkotrwały minister spraw zagranicznych w 1923 r. Dla swoich zwolenników pozostał "Hetmanem duszy polskiej" i mentorem ruchu narodowego. Skupił się na publicystyce. Trudno więc powiedzieć na ile odpowiadał za późniejsze decyzje swojego demoliberalnego ruchu. Co naprawdę sądził o traktacie ryskim, konstytucji marcowej czy zabójstwie prezydenta Narutowicza? Można nawet odnieść wrażenie, że podczas zamachu majowego zachował totalną bierność. Rok 1920 jest więc de facto początkiem politycznej emerytury Dmowskiego.
W sierpniu 1920 r. de facto sam się skierował na emeryturę również gen. Józef Dowbor-Muśnicki. Naczelny Wódz proponował mu objęcie dowództwa nad Frontem Południowym. Muśnicki jednak odrzucił szansę na chwałę. Powiedział, że "nie będzie wykonywał głupich rozkazów Piłsudskiego" i odmówił przyjęcia jakiegokolwiek dowództwa. Zrobił to tuż przed triumfem Wojska Polskiego. Czy on też czekał na upadek Warszawy i stworzenie w Poznaniu rządu przez Dmowskiego? Czy miał w takim scenariuszu objąć dowództwo nad wojskiem?
Endecy lubią bajdurzyć, że w sierpniu 1920 r. Piłsudski "złożył dymisję i uciekł do kochanki", a dowództwo nad wojskiem przejął Szef Sztabu Generalnego gen. Tadeusz Rozwadowski. Ci którzy powtarzają te historyjki wyciągnięte z dupy Jędrzeja "Kretyna" Giertycha, zazwyczaj nie mają pojęcia o mechanizmach funkcjonowania państwa i wojska. Dymisja wchodzi bowiem w życie po jej urzędowym ogłoszeniu. Dymisji Marszałka Piłsudskiego urzędowo wówczas nie ogłoszono. Wódz Naczelny zostawił jednak Witosowi pismo z prośbą o nią na wypadek klęski. Rozwadowski sam natomiast de facto przyznał - w korespondencji z Piłsudskim podczas bitwy - że plan starcia opracował Marszałek. Rozwadowski w sierpniu 1920 r. wykonywał zadania szefa sztabu, czyli przerabiał na bardzo szczegółowe rozkazy bardziej ogólne wytyczne Piłsudskiego, który pozostawał decydującą instancją w kwestii dowodzenia. Nawet sam Jędrzej "Kretyn" Giertych nieopatrznie potwierdził to w swojej książce, jojcząc, że Rozwadowski dzwonił do Piłsudskiego z prośbą o przyspieszenie kontrofensywy. Wcześniej Marszałek zmodyfikował plan Rozwadowskiego. Szef Sztabu proponował płytsze kontruderzenie z okolic Karczewa lub Garwolina, Naczelny Wódz zdecydował o uderzeniu głębszym, znad Wieprza, inspirowanym szarżą kawalerii Aleksandra Wielkiego pod Gaugamelą. Choć obecnie niektórzy piłsudczycy ostro krytykują Rozwadowskiego, to trzeba oddać mu sprawiedliwość, że znakomicie się sprawdzał jako szef sztabu. I w odróżnieniu od Muśnickiego, nie bawił się w idiotyczne polityczne gierki.
Trzeba jednak też oddać sprawiedliwość innemu wybitnemu sztabowcowi - generałowi (wówczas pułkownikowi) Tadeuszowi Piskorowi. Rozwadowski nie napisał słynnego rozkazu rozmieszczającego siły do Bitwy Warszawskiej. On zlecił to Piskorowi, czyli szefowi Oddziału III (operacyjnego) Sztabu Generalnego. Rozkaz, który wywołuje orgazmy u endeków, został więc napisany przez legionowego oficera, Szefa Sztabu Generalnego/Głównego w latach 1926-1931. W 1939 r. Piskor dowodził Armią Lublin i Frontem Środkowym. Był chyba najlepszym dowódcą tego szczebla w czasie Kampanii Wrześniowej. (Na pewno lepszym od Sosnkowskiego i Szyllinga mających obecnie niemal półboski status.)
Do zwycięskiej kontrofensywy znad Wieprza prawdopodobnie nie doszłoby, gdyby nie ówczesny generał, a późniejszy marszałek Edward Śmigły-Rydz. To on doprowadził w porządku swoją 3 Armię spod Kijowa aż nad Wisłę, nie dając się okrążyć i staczając po drodze zwycięskie bitwy, m.in. pod Borodzianką. Piłsudski powierzył Śmigłemu dowództwo Frontu Środkowego, ale w pierwszej fazie nakazał mu iść na szpicy razem z 1 Dywizją Piechoty Legionów. Marszałek wiedział, że Śmigły gwarantuje mu szybkie i pewne uderzenie. Później powierzył mu kluczową rolę w zwycięskiej Bitwie nad Niemnem. Szefem sztabu u Śmigłego w 3 Armii i Froncie Środkowym był Tadeusz Kutrzeba, któremu w 1939 r. Śmigły powierzył dowodzenie Armią "Poznań".
Podczas kontrofensywy znad Wieprza i bitwy niemeńskiej mocno wyróżnił się gen. Leonard Skierski, ewangelik ze Stopnicy, wywodzący się z armii rosyjskiej i polskich formacji na Wschodzie. Dowodził on 4 Armią wchodzącą w skład Frontu Środkowego. W 1926 r. opowiedział się on po stronie Marszałka. W 1940 r. 74-letni Skierski stał się najstarszą ofiarą Ludobójstwa Katyńskiego. Był jednym z generałów zabitych przez Sowietów z zemsty za 1920 rok. Niestety obecnie pamiętają o nim chyba tylko nieliczni entuzjaści historii wojskowości. (A niektórzy mówią, że to Rozwadowski jest "zapomnianym generałem"...).
Zapędziły się psie juchy
pod samą Warszawę,
lecz im nasze bractwo dało
galantną odprawę.
Dalej, do dzieła!
Jeszcze, nie zginęła!
Pokój z Sowietami
spiszem bagnetami.
Już gadali, że Sowiety
urządzą nad Wisłą,
raptem Polak się odwinął
i zwycięstwo prysło.
Dalej, do dzieła!...
Bo w głupocie swej myślała
bolszewicka tłuszcza,
że bez planu ją Piłsudski
ku sobie podpuszcza.
Dalej, do dzieła!...
Chodźcie, chodźcie tutaj, ptaszki,
bliżej, bliżej jeszcze,
proszę, choćby pod Garwolin,
tu ja was popieszczę.
Dalej, do dzieła!...
Haller, pokaż, jakeś bił się
w karpackiej brygadzie,
wnet się porwie nasz generał,
Mochów trupem kładzie.
Dalej, do dzieła!...
Hej, Sikora, pogłaszcz no ich:
Czas nam wyleźć z gniazda,
a Sikorski ino mrugnął —
Gotów! Chłopcy? Jazda!...
Z innej strony znów Rydz Śmigły
Ledwo dopadł i już idzie
Jeszcze nie zginęła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz