sobota, 12 sierpnia 2023

1920: Bohaterowie i dezerterzy

 


Nigdy nie pytaj kobiety o wiek, mężczyzny o zarobki a endeka o to, co Dmowski robił w sierpniu 1920 roku... Gdy zbliża się sierpniowa rocznica, endecy dużo mówią o Hallerze i Rozwadowskim, dużo pomstują na Piłsudskiego, ale o Dmowskim jakoś milczą. Dlaczego? Czyżby było im głupio, że wódz ich ruchu w sierpniu 1920 r. wyjechał z Warszawy do Poznania?


Postawa Dmowskiego mocno wówczas kontrastowała choćby z zachowaniem Daszyńskiego i Witosa, którzy tworzyli rząd obrony narodowej. Wyjazd Dmowskiego do Poznania wyraźnie świadczył o tym, że nie wierzy on w to, że Warszawę da się obronić. Był też fatalnym posunięciem PR-owym. Wszak wówczas na ulicach stolicy wisiały plakaty potępiające różnego rodzaju dekowników i cwaniaczków, którzy masowo "ewakuowali" się do Poznania. Co Dmowski chciał w ten sposób osiągnąć? Podejrzewano wówczas, że lider endecji będzie tam tworzył rozłamowy rząd po spodziewanym upadku Warszawy. Tezę tę uprawdopodobniało to, że w rządzie obrony narodowej, poza Władysławem Grabskim (skompromitowanym kapitulacją na konferencji w Spa), nie było endeckich działaczy pierwszej ligi. Podejrzewano, że Piłsudski wysłał wówczas generała Kazimierza Raszewskiego do Poznania, m.in. po to, by przeciwdziałał wszelkim próbom takiej dywersji politycznej. 

Szokująco brzmi w tym kontekście znaleziony przez Wojciecha Zawadzkiego w teczce poświęconej generałowi Raszewskiegmu wycinek prasowy („Historie Rokoszańskie", bez tytułu prasowego i daty wydania): „Przez ową domową potrzebę rozumieli Wielkopolanie wojnę domową, którą wzniecić chcieli, Naczelnika Państwa obalić i na godność wynieść przywódcę wichrzycieli, niejakiego Romana Dmowskiego. Ten, gdy mu choroba nieuleczalna siły umysłowe odjęła (...), na zwycięstwie moskiewskim i klęsce Rzplitej wyniesienie się własne zakładał. Jakoż z zagrożonej przez nieprzyjaciela Warszawy do Poznania się przeniósł, tu sobie kwaterę obrał i z jego podpuszczenia działo się całe poczynanie obałamuconych Wielkopolan. Gdy wbrew jego nadziei Moskwicin od Warszawy odparty i ku rubieżom Polski odpędzony został, Dmowski w Poznaniu konfederacyę tajną zawiązawszy, wojnę domową sposobił. Aliści regimentarz poznański, generał Raszewski, jedyny Wielkopolanin rodem między wodzami polskimi, wierności Rzeczypospolitej dochował i tworzącego się pod jego dowództwem wojska wielkopolskiego do rokoszu wciągnąć nie pozwolił". (koniec cytatu)

Jedno jest pewne: w 1920 r. Dmowski abdykował z funkcji pierwszoligowego polityka. Później niczym specjalnym się nie odznaczył, ani jako parlamentarzysta, ani jako krótkotrwały minister spraw zagranicznych w 1923 r. Dla swoich zwolenników pozostał "Hetmanem duszy polskiej" i mentorem ruchu narodowego. Skupił się na publicystyce. Trudno więc powiedzieć na ile odpowiadał za późniejsze decyzje swojego demoliberalnego ruchu. Co naprawdę sądził o traktacie ryskim, konstytucji marcowej czy zabójstwie prezydenta Narutowicza? Można nawet odnieść wrażenie, że podczas zamachu majowego zachował totalną bierność. Rok 1920 jest więc de facto początkiem politycznej emerytury Dmowskiego.



W sierpniu 1920 r. de facto sam się skierował na emeryturę również gen. Józef Dowbor-Muśnicki. Naczelny Wódz proponował mu objęcie dowództwa nad Frontem Południowym. Muśnicki jednak odrzucił szansę na chwałę. Powiedział, że "nie będzie wykonywał głupich rozkazów Piłsudskiego" i odmówił przyjęcia jakiegokolwiek dowództwa. Zrobił to tuż przed triumfem Wojska Polskiego. Czy on też czekał na upadek Warszawy i stworzenie w Poznaniu rządu przez Dmowskiego? Czy miał w takim scenariuszu objąć dowództwo nad wojskiem?



Endecy lubią bajdurzyć, że w sierpniu 1920 r. Piłsudski "złożył dymisję i uciekł do kochanki", a dowództwo nad wojskiem przejął Szef Sztabu Generalnego gen. Tadeusz Rozwadowski. Ci którzy powtarzają te historyjki wyciągnięte z dupy Jędrzeja "Kretyna" Giertycha, zazwyczaj nie mają pojęcia o mechanizmach funkcjonowania państwa i wojska. Dymisja wchodzi bowiem w życie po jej urzędowym ogłoszeniu. Dymisji Marszałka Piłsudskiego urzędowo wówczas nie ogłoszono. Wódz Naczelny zostawił jednak Witosowi pismo z prośbą o nią na wypadek klęski. Rozwadowski sam natomiast de facto przyznał - w korespondencji z Piłsudskim podczas bitwy - że plan starcia opracował Marszałek. Rozwadowski w sierpniu 1920 r. wykonywał zadania szefa sztabu, czyli przerabiał na bardzo szczegółowe rozkazy bardziej ogólne wytyczne Piłsudskiego, który pozostawał decydującą instancją w kwestii dowodzenia. Nawet sam Jędrzej "Kretyn" Giertych nieopatrznie potwierdził to w swojej książce, jojcząc, że Rozwadowski dzwonił do Piłsudskiego z prośbą o przyspieszenie kontrofensywy. Wcześniej Marszałek zmodyfikował plan Rozwadowskiego. Szef Sztabu proponował płytsze kontruderzenie z okolic Karczewa lub Garwolina, Naczelny Wódz zdecydował o uderzeniu głębszym, znad Wieprza, inspirowanym szarżą kawalerii Aleksandra Wielkiego pod Gaugamelą. Choć obecnie niektórzy piłsudczycy ostro krytykują Rozwadowskiego, to trzeba oddać mu sprawiedliwość, że znakomicie się sprawdzał jako szef sztabu. I w odróżnieniu od Muśnickiego, nie bawił się w idiotyczne polityczne gierki.


Trzeba jednak też oddać sprawiedliwość innemu wybitnemu sztabowcowi - generałowi (wówczas pułkownikowi) Tadeuszowi Piskorowi. Rozwadowski nie napisał słynnego rozkazu rozmieszczającego siły do Bitwy Warszawskiej. On zlecił to Piskorowi, czyli szefowi Oddziału III (operacyjnego) Sztabu Generalnego. Rozkaz, który wywołuje orgazmy u endeków, został więc napisany przez legionowego oficera, Szefa Sztabu Generalnego/Głównego w latach 1926-1931. W 1939 r. Piskor dowodził Armią Lublin i Frontem Środkowym. Był chyba najlepszym dowódcą tego szczebla w czasie Kampanii Wrześniowej. (Na pewno lepszym od Sosnkowskiego i Szyllinga mających obecnie niemal półboski status.) 



Do zwycięskiej kontrofensywy znad Wieprza prawdopodobnie nie doszłoby, gdyby nie ówczesny generał, a późniejszy marszałek Edward Śmigły-Rydz.  To on doprowadził w porządku swoją 3 Armię spod Kijowa aż nad Wisłę, nie dając się okrążyć i staczając po drodze zwycięskie bitwy, m.in. pod Borodzianką. Piłsudski powierzył Śmigłemu dowództwo Frontu Środkowego, ale w pierwszej fazie nakazał mu iść na szpicy razem z 1 Dywizją Piechoty Legionów. Marszałek wiedział, że Śmigły gwarantuje mu szybkie i pewne uderzenie. Później powierzył mu kluczową rolę w zwycięskiej Bitwie nad Niemnem. Szefem sztabu u Śmigłego w 3 Armii i Froncie Środkowym był Tadeusz Kutrzeba, któremu w 1939 r. Śmigły powierzył dowodzenie Armią "Poznań".


Podczas kontrofensywy znad Wieprza i bitwy niemeńskiej mocno wyróżnił się gen. Leonard Skierski, ewangelik ze Stopnicy, wywodzący się z armii rosyjskiej i polskich formacji na Wschodzie. Dowodził on 4 Armią wchodzącą w skład Frontu Środkowego. W 1926 r. opowiedział się on po stronie Marszałka. W 1940 r. 74-letni Skierski stał się najstarszą ofiarą Ludobójstwa Katyńskiego. Był jednym z generałów zabitych przez Sowietów z zemsty za 1920 rok. Niestety obecnie pamiętają o nim chyba tylko nieliczni entuzjaści historii wojskowości. (A niektórzy mówią, że to Rozwadowski jest "zapomnianym generałem"...).


Zapomnianym, acz bardzo zasłużonym generałem wywodzącym się z armii rosyjskiej, był też gen. Wacław Iwaszkiewicz, urodzony w Omsku, syn zesłańca syberyjskiego. To człowiek, który uczestniczył w tłumieniu powstania bokserów w Chinach w 1900 r., w wojnie z Japonią, I wojnie światowej i był jednym z pierwszych, którzy już w 1917 r. stawili opór bolszewikom. Miał problemy z poprawnym wysławianiem się po polsku, ale był znakomitym dowódcą. To on w 1919 r. (a nie Rozwadowski!) przeprowadził skuteczną ofensywę, w czasie której odepchnięto wojska zachodnioukraińskie od Lwowa. W 1920 r. dowodził Frontem Południowym . Po raz drugi obronił Lwów.




Iwaszkiewiczowi podlegały wówczas operacyjnie wojska sojuszniczej Ukraińskiej Republiki Ludowej, w tym 6 Siczowa Dywizja Strzelców, która broniła Zamościa. Dowodził nim gen. Marko Bezruczko, urodzony w Tokmaku. Bezruczko, zmarły w Warszawie w 1944 r., nadaje się obecnie na patrona pojednania polsko-ukraińskiego, choćby z tego względu, że w czasie wojny nie należał do UPA, ani jednostek kolaborujących z Niemcami. Obiekcje przeciwko jego honorowaniu mogą mieć jednak środowiska żydowskie, jak czytamy bowiem w popularnych źródłach, polsko-ukraińskie braterstwo broni objęło wówczas nie tylko obronę Zamościa przez bolszewikami: "Po zakończeniu walki żołnierze ukraińscy oraz polscy mieszkańcy Zamościa dokonali tak zwanego pogromu zamojskiego. Zdewastowano liczne żydowskie sklepy oraz zlinczowano miejscowych Żydów w odwecie za współpracę niektórych przedstawicieli społeczności żydowskiej z bolszewikami".


Spośród generałów wywodzących się z armii rosyjskiej wyróżniał się gen. Aleksander Karnicki, dowódca m.in. Grupy Jazdy przy 5. Armii. Karnicki podczas walk na Ukrainie, ciekawie zareagował, gdy dowiedział się, że bolszewicką Armią Konną dowodzi Budionny. "A Budionny! Awansowałem go kiedyś na sierżanta!". :)


Spośród oficerów wywodzących się z ck-armii warto wspomnieć o gen. Franciszku Kralicku-Krajowskim. Był on Czechem ożenionym z Polką. Stał się Polakiem z wyboru. Dowodził grupą operacyjną m.in. w walkach w rejonie Modlina i nad Wkrą. I to jemu gen. Sikorski, dowodzący 5. Armią, w dużym stopniu zawdzięczał swoje sukcesy (tak twierdził gen. Kuropieska, na podstawie rozmów ze świadkami). 




W naszym korpusie generalskim niewielu było ludzi wywodzących się z armii niemieckiej. Niemcy bowiem Polaków niechętnie awansowali na wysokie stopnie. Jeśli Polak dochodził w ich armii do stopnia generalskiego, to musiał być wojskowym najwyższej klasy. I taki był właśnie Kazimierz Raszewski - generał armii pruskiej i polskiej. Latem 1920 r. Piłsudski wysłał go do Poznania, by organizował tam świeże siły, chronił transport materiałów wojennych z Pucka i strzegł granicy przed możliwym niemieckim ciosem w plecy (i także by baczył na knowania endeków w Poznaniu). Raszewski znakomicie się z tych zadań wywiązał - powstrzymując m.in. napór bolszewików na Pomorze w zwycięskiej bitwie pod Brodnicą.  




 
Benedykt Hertz, "Polska młócka"

Zapędziły się psie juchy
pod samą Warszawę,
lecz im nasze bractwo dało
galantną odprawę.

Dalej, do dzieła!
Jeszcze, nie zginęła!
Pokój z Sowietami
spiszem bagnetami.

Już gadali, że Sowiety
urządzą nad Wisłą,
raptem Polak się odwinął
i zwycięstwo prysło.

Dalej, do dzieła!...

Bo w głupocie swej myślała
bolszewicka tłuszcza,
że bez planu ją Piłsudski
ku sobie podpuszcza.

Dalej, do dzieła!...

Chodźcie, chodźcie tutaj, ptaszki,
bliżej, bliżej jeszcze,
proszę, choćby pod Garwolin,
tu ja was popieszczę.

Dalej, do dzieła!...

Haller, pokaż, jakeś bił się
w karpackiej brygadzie,
wnet się porwie nasz generał,
Mochów trupem kładzie.

Dalej, do dzieła!...

Hej, Sikora, pogłaszcz no ich:
Czas nam wyleźć z gniazda,
a Sikorski ino mrugnął —
Gotów! Chłopcy? Jazda!...

Dalej, do dzieła!...

Z innej strony znów Rydz Śmigły
Jak Ten piorun wali!
Ledwo dopadł i już idzie 
na karkach Moskali.

Dalej, do dzieła!

Haller, Śmigły i Sikorski wzięli
wzięli się do młócki.
Niech na chwałę Polski żyją!
Wiwat Wódz Piłsudski.

Dalej, do dzieła!
Jeszcze nie zginęła!
Pokój z Sowietami
Spiszem bagnetami!

(koniec cytatu)

Trzeba uczciwie przyznać, że w wojnie 1920 r. bohaterami były również postacie, których późniejsze decyzje były często szkodliwe lub bardzo kontrowersyjne. Dotyczyło to choćby generałów: Władysława Sikorskiego,  Juliusza Rómmla, Gustawa Paszkiewicza czy Stefana Dęba-Biernackiego. Biernackiemu pamięta się dzisiaj głównie katastrofę Armii "Prusy" w 1939 r., a jego błyskotliwe dowodzenie dywizją w latach 1919-1920 i trzy (!) zdobyte Virtuti Militari odeszły już w niepamięć. Zapewne, gdyby Biernacki pozostał po 1920 r. na stanowisku dowódcy dywizji, to zostałby później też jako jeden z "bojowych" generałów Kampanii Wrześniowej. Ale tak już to z legendami bywa...

Wojna z bolszewicką Rosją była konfliktem, podczas którego odznaczyło się też wielu bohaterów II wojny światowej, choćby generałowie Anders i Maczek (spośród znanych, jedynie Sosabowski, z powodu rany kolana pracował na tyłach, w departamencie zaopatrzenia i komunikacji Ministerstwa Spraw Wojskowych). Każdy z naszych wodzów naczelnych, każdy dowódca armii, zdobywał tam chwałę. Zasłużonymi i odznaczonymi weteranami 1920 r. byli wszyscy dowódcy SZP/ZWZ/AK/NIE/DSZ/WiN z wyjątkiem ppłka Wincentego Kwiecińskiego i majora Łukasza Cieplińskiego (którzy byli w 1920 r. jeszcze dziećmi). Weteranami 1920 r. byli też wszyscy komendanci NSZ, z wyjątkiem Stanisława Kasznicy, który w 1920 r. miał 12 lat. Ochotnikiem w 1920 r. był gen. Franciszek Kamiński, dowódca BCh.  Weteranem tamtej wojny - i jeszcze walk z bolszewikami pod Murmańskiem - był gen. Julian Skokowski, jeden z dowódców Polskiej Armii Ludowej. Weteranów wojny z bolszewikami można było spotkać też w LWP - z Berlingiem i Żymierskim na czele. Berling m.in. bronił wówczas Lwowa. Żymierski nie zdołał co prawda zatrzymać uciekającej Konarmii pod Hrubieszowem, ale dostał VM za dowodzenie 2 Dywizją Piechoty Legionów. Weterani wojny przeciwko bolszewikom byli nawet w AL, choćby Franciszek Jóźwiak czy Józef Sęk-Małecki.

Do kuriozalnej sytuacji doszło 15 sierpnia 1944 r. w Lublinie. Odbyła się wówczas Msza św. z okazji Święta Żołnierza, na której razem byli polscy weterani 1920 r. tacy jak Berling i Żymierscy oraz ci, którzy wówczas byli po drugiej stronie: w tym Świerczewski i Bułganin. Wszyscy grzecznie klęczeli na tridentinie upamiętniającej nasze zwycięstwo z 1920 r. :)

Jan Mierzycan, dowódca 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, raz poprosił wojskowy zespół teatralny, by podczas akademii zaprezentował mu polskie przedwojenne wojskowe piosenki. Wyszła na scenę aktoreczka i zaczęła śpiewać "Polską młóckę" Benedykta Hertza. "Zapędziły się psie juchy pod samą Warszawę...". Mierzycan głośno się zaśmiewał. Obok siedzieli wkurwieni Wasilewska, Berman i inne komusze fagasy. Mierzycan zaś podszedł po występie do aktorów i podziękował im za to, że mógł usłyszeć autentyczną, polską, przedwojenną twórczość.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz