sobota, 1 kwietnia 2023

Kolejna wojna na Zakaukaziu?

 


W Baku doszło próby zabójstwa azerskiego parlamentarzysty Fazila Mustafy. Został on postrzelony przez irańskich agentów. Typowa dla Irańczyków bezsensowna, kretyńska akcja - na dodatek spieprzona. Irańczycy ostatnio otwarcie grożą Azerbejdżanowi wojną, a w ramach potrząsania kindżałem opublikowali zdjęcia z 2020 r. przedstawiające azerskiego prezydenta Ilhama Alijewa będącego na celowniku irańskiego snajpera podczas wizyty na terenach przygranicznych. Iran tłumaczy swoje kretyńskie zachowanie tym, że musi stanąć w obronie swojego sojusznika - Armenii oraz bliskimi związkami między Azerbejdżanem a Izraelem. Oczywiście, w grę wchodzi również rywalizacja energetyczna oraz to, że w Iranie mieszka więcej Azerów niż w samym Azerbejdżanie. Zapewne najważniejszym powodem miotania się Irańczyków jest to, że Azerowie rozbili im ostatnio duży kanał przerzutu narkotyków. Dla Irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, coś takiego to prawdziwy terroryzm.

Czy dojdzie do wojny irańsko-azerskiej? Irańczycy uwielbiają rzucać groźbami w stylu "nasze strzały zasłonią Słońce", ale ewentualne starcie z Azerbejdżanem nie będzie dla nich "przechadzką". Armia azerska jest dosyć nowoczesna - co pokazała w 2020 r. zadając klęskę siłom ormiańskim w Karabachu. (Oczywiście redaktor Kebabowicz twierdzi, że "to Armenia wygrała", ale rzut oka na mapę i na listę sprzętu wojskowego straconego przez obie strony, nie pozostawia wątpliwości, co do tego, kto był zwycięzcą.)  Irańczycy dysponują co prawda dużą armią, ale jej doświadczenie bojowe z ostatnich dwóch dekad sprowadza się do uganiania się w Syrii za kolesiami z karabinami maszynowymi zamontowanymi na Toyotach Hilux i na wojnach hybrydowych w Iraku oraz w Jemenie. Poza tym Iran jest krajem pogrążonym w kryzysie gospodarczym, przez który cyklicznie przetaczają się fale zamieszek. O ile wojna mogłaby prowadzić do patriotycznego uspokojenia niezadowolonych Persów, to trudno się spodziewać "efektu flagi" po Kurdach, Arabach czy Azerach. Wojna prowadzona przez Iran w obronie Armenii byłaby więc głupotą. No, ale Ruscy udowodnili już, że można robić o wiele większe głupoty. Nie można więc całkowicie wykluczyć, że Irańczycy nie będą się z nimi licytować na to, kto jest większym geopolitycznym retardem...

Tymczasem w samym Karabachu mamy do czynienia ze starciami zbrojnymi o niskiej intensywności. Armenia i Azerbejdżan grają swoimi żołnierzami w warcaby w górskim terenie. Jak na razie wygrywa Azerbejdżan, zajmując kolejne punkty dominujące w okolicy. Sprytnie zajął też drogi gruntowe, które Ormianie wykorzystywali do szmuglu amunicji do resztki swojego quasi-państewka Arcach. W tym czasie uwaga wszystkich skupiała się na Korytarzu Laczyńskim łączącym Armenię z Arcachem/Karabachem. Azerskie wojsko zablokowało ostatnio idącą tam drogę. Ale akurat 1 kwietnia Armenia miała otworzyć nową drogę do Arcachu, którą świeżo zbudowano i która omija Korytarz Laczyński.


W owym Korytarzu Laczyńskim stacjonują wojska rosyjskie jako "siły pokojowe". Ich obecność nie podoba się Azerbejdżanowi, a i Armenia ostatnio dystansuje się od Rosji. W grudniu zaczęła się więc blokada drogi idącej przez Korytarz Laczyński. Blokada oficjalnie prowadzona przez azerskich ekoaktywistów protestujących przeciwko rabunkowej eksploatacji karabaskich złóż złota przez Ormian. W związku z tym wprowadzono w Arcachu kartki na żywność. Ormiański premier Paszynian oburzył się nie tyle na Azerów, co na Ruskich. Rosyjska armia zajęła bowiem bierne stanowisko wobec blokady. To pokazało Ormianom, że nie mają co liczyć na swojego kremlowskiego "sojusznika". Azerowie przepuszczają rosyjskie pojazdy wojskowe, ale niedawno zdarzył się ciekawy incydent: pojazd rosyjskich "mirotworców" wpadł w azerską zasadzkę i dwóch rosyjskich sołdatów zostało rannych.   
Oficjalna ormiańska narracja brzmi w tym kontekście zadziwiająco. Mówi ona, że Azerowie "nie czekając na uzgodnione wcześniej korekty zajmują pozycję przy granicy z Armenią" i że "kartografowie z obu stron dokonają uzgodnień". Czyli mamy więc do czynienia z jakimiś wcześniejszymi ustaleniami. 

Jeden z twitterowiczów skomentował to: "Wygląda to na wspólny plan Armenii i Azerbejdżanu, by sprawić, że rosyjskie "siły pokojowe" w Korytarzu Laczyńskim staną się pozbawione znaczenia, gdyż zostaną ominięte. Ormianie z Karabachu są lojalni wobec Moskwy, więc Putin chce wykorzystać ich do rozpalenia kolejnej wojny, którą Armenia przegra. Wojna ta ma służyć pozbyciu się Paszyniana, którego Putin nienawidzi". 




Przypomnę, że w październiku 2022 r. Paszynian spotkał się z Alijewem i Erdoganem w Pradze czeskiej. 

W tej układance jest również Izrael, który sugerował, że ewentualny irański atak na Azerbejdżan będzie dla niego dobrym pretekstem do ataku na irańskie instalacje nuklearne. Moim zdaniem to jednak tylko puste groźby. Na taki atak nie godzą się bowiem Amerykanie. Ostatnio zablokowali dostawę latających cystern KC-46 do Izraela.  Administracja Bidena jest skonfliktowana z rządem Netanjahu i nawet sugeruje sankcje przeciwko jego członkom.  Izrael jest zaś pogrążony w ostrym sporze politycznym (podsycanym też zapewne przez Amerykanów), będącym skutkiem działania kretyńsko zaprojektowanej ordynacji wyborczej, braku spisanej konstytucji oraz rozbujanej sędziokracji. Arabowie siedzą z popcornem przed telewizorami i oglądają "izraelską wiosnę". Aż człowiek sobie przypomina rok 2018 i spór o nowelizację ustawy o IPN :) 

***




W poprzednim wpisie zastanawiałem się jakie czołgi Ruscy wyciągną z magazynów. No i mam zaskakującą odpowiedź. W transportach kolejowych zauważono bowiem czołgi IS-3. Przypomnę: czołg ten miał debiut bojowy w Mandżurii w sierpniu 1945 r. Poza tym wykorzystano go do tłumienia Powstania Węgierskiego w 1956 r. i w wojnie sześciodniowej w 1967 r. Jego pancerz, choć bardzo gruby, to był przestarzały już w latach 60-tych. W 2014 r. donieckie separy wykorzystały bojowo jeden egzemplarz tego czołgu ściągnięty z pomnika. Wygląda na to, że wkrótce znów zobaczymy go na froncie.

***

Postawienie Trumpa w stan oskarżenia , w dosyć absurdalnej aferze  jest dla niego wielkim prezentem w kampanii wyborczej.  Będzie mógł się teraz przedstawiać jako męczennik, którego chce zniszczyć upolityczniona prokuratura. Jego rywale w wyścigu o republikańską nominację, musieli stanąć w jego obronie.  Sondażowa przewaga Trumpa nad DeSantisem wzrosła do 30 pkt proc.  Wygląda więc na to, że dzięki demokratycznej prokuraturze, Trump ma zapewnione zwycięstwo w prawyborach.

***

Ponieważ zaczyna się Wielki Tydzień, zakończę akcentem skłaniającym do refleksji. Krzysztof Kononowicz z przesłaniem - nie wiem niestety do kogo, może do Tomasza T.? Czyżby to miała być podlaska wersja "Maczety"?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz