Jack Teixeira, 21-letni żołnierz Gwardii Narodowej, został aresztowany za wielki wyciek dokumentów Pentagonu. Mało kto sobie jednak zadaje pytanie, jak to było możliwe, że miał on dostęp do tych dokumentów? Koleś oficjalnie pracował w jednostce wywiadowczej komponentu powietrznego Gwardii Narodowej. Zajmował się tam utrzymywaniem na chodzie infrastruktury internetowej w bazach. W USA funkcjonują procedury "need to know". Według nich, nawet jeśli masz najwyższy certyfikat bezpieczeństwa, to może zyskać dostęp jedynie do dokumentów, które są potrzebne do wykonania twoich zadań. 21-latek zajmujący routerami raczej nie powinien mieć dostępu do tajnych briefingów dotyczących wojny na Ukrainie i polityki międzynarodowej. Mamy do czynienia z podobną anomalią jak w przypadku Pieńkowskiego, który w normalnych okolicznościach nie mógł mieć dostępu do tajnych dokumentów dotyczących sowieckiej broni jądrowej na Kubie.
Te dokumenty były dziwne. Oceny strat rosyjskiego lotnictwa były w nich przepisane ze strony Oryx. Sporo w nich było banałów i dużo ciekawych wrzutek dotyczących trudnych sojuszników i państw mało przyjaznych. Pisano w nich m.in., że Mossad wspiera protesty przeciwko rządowi Netanjahu, że rząd Orbana postrzega USA jako jednego ze swoich trzech głównych przeciwników i że Serbia dostarcza broń Ukrainie. Anomalią było co prawda to, że dokumenty wskazywały na głęboką infiltrację rosyjskich sił zbrojnych i Prywatnej Firmy Wojskowej "Wagner" (pozwalające na szybką identyfikację celów planowanych bombardowań), ale zagrano w nich też na paranoi Putina wskazując, że gen. Gierasimow i Patruszew chcieli dokonać sabotażu rosyjskiej ofensywy rozpoczętej 23 lutego. W dokumencie tym stwierdzono, że do tego sabotażu miało dojść podczas chemioterapii Putina. Zdaje się to potwierdzać rewelacje Generała SWR (czy raczej GRU) o tym, że Putin ma raka. Tyle, że niedawno zbiegły na Zachód szyfrant z Federalnej Służby Ochrony stwierdził, że Putinowi raczej specjalnie nic nie dolega i że jest dosyć zdrowy jak na 60-latka. Być może więc karzełek Putin czytając te dokumenty zaśmiał się i stwierdził: "Co za bzdury! Przecież nie mam żadnej chemioterapii! To o tym, że Gierasimow sabotuje mi wojnę to też pewnie jakaś kretyńska wrzutka".
Tyle, że cała ta wojna wygląda na jeden wielki sabotaż - rodem z "Czerwonej Jaskółki".
Zaplanowano ją jako "specjalną operację wojskową" w stylu Kabulu '79 czy Operacji "Dunaj", spodziewając się, że armia ukraińska szybko się rozpadnie a opór będzie znikomy. Zrobiono to ponoć na podstawie doniesień wydziału FSB kierowanego przez generała Siergieja Biesiedę. Biesieda ponoć trafił później do aresztu, po czym został wypuszczony. A co robiła w tym czasie GRU, czy też raczej GU ("Główny Zarząd", według aktualnej terminologii)? Czemu nie ostrzegała, że Ukraińcy są dobrze przygotowani do wojny a wsparcie NATO będzie duże?
Przed samą wojną GU zaliczyła serię wpadek w Europie. Wpadały tworzone przez nią siatki. Do tego dochodziły kretyńskie, spieprzone akcje takie jak zamach na Skripała czy nieudany zamach stanu w Czarnogórze. Można było odnieść wrażenie, że ktoś od środka sabotuje pracę tej organizacji.
Już po samym wybuchu wojny okazało się, że rosyjski GU jest dziwnie ślepy. Tymczasem ukraiński wywiad wojskowy HUR, jest zadziwiająco skuteczny i wszechwiedzący. Przypominam, że przed 1991 r. oba te wywiady stanowiły jedną organizację - sowiecki GRU. Ludzie z obu służb zapewne utrzymują kontakty "ponad podziałami". I do tego ci związani z GU rosyjscy dywersanci walczący po stronie Ukrainy... I przekazy Generała SWR... I dyskretne uderzenia w interesy Prigożyna...
Kontrastowało to z postawą służb cywilnych. Kadry pomiędzy FSB i SBU były często "wymienne", a wielu funkcjonariuszy SBU okazało się lojalnymi wobec Rosji. To oni mieli choćby pomóc Rosji w zdobyciu Chersonia.
Pisałem kiedyś, że wojna na Ukrainie to postsowiecka wojna domowa. Jest to też wojna pomiędzy służbami wojskowymi a cywilnymi. Nie sądzę, by całe GU sabotowało "specjalną operację wojskową" na Ukrainie, ale z pewnością jest tam frakcja, która taki sabotaż uprawia. Jej celem jest obalenie Putina i bandy jego kumpli z FSB. Mamy do czynienia z podobną sytuacją jak przy aferze Pieńkowskiego. Odsyłam do odpowiednich odcinków serii blogowej "Matrioszka".
Matrioszka - Inteligent w armii
Matrioszka - Szpieg spalony w piecu
Marioszka - Fałszywy uciekinier
Przypomnę to, co pisał płk Philip J. Corso, weteran amerykańskiego wywiadu wojskowego: tajne służby są lojalne w pierwszej kolejności wobec swoich wrogów, w drugiej wobec szpiegowskiego rzemiosła, a dopiero w trzeciej wobec swoich krajów.
***
Odsyłam również do mojego wpisu poświęconego "Czerwonej Jaskółce". Znalazł się w nim fragment:
"Ciekawie w tym świetle wygląda również "zgon z przepracowania" szefa GRU gen. Igora Sierguna w styczniu 2016 r. Siergun był szefem GRU od 2011 r. I jak wspominał go gen. Peter Zwack, amerykański attache wojskowy w Moskwie w latach 2012-2014, gen. Siergun "choć kierował globalnymi operacjami przeciwko naszym interesom, to paradoksalnie postrzegał ciągłą konfrontację z USA i Zachodem jako nie będącą w interesie Rosji". Zwack w artykule poświęconym Siergunowi nazywał go "złożoną postacią, od której można się było wiele nauczyć" i czynił aluzje do tajnych kanałów komunikacji między zwaśnionymi krajami. Siergun w 2013 r. złożył oficjalną wizytę szefowi DIA gen. Michaelowi Flynnowi. Tak tego gen. Flynna, tak pięknie opisanego w książce Michael Hastingsa "Wszyscy ludzie generała", którego później wykopano ze stanowiska doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Donalda Trumpa - który, jak udowodnili John Podesta, Christopher Steele, Tomasz Piątek i Michał Bąkowski, jest straszliwym rosyjskim agentem sprzedającym Amerykę Putinowi."
***
Kolejny flashback. Pamiętacie jeszcze list generała Leonida Iwaszowa do Putina z początku lutego 2022 r.:
"Według Iwaszowa wcześniej Rosja, a jeszcze wcześniej ZSRS prowadziły wymuszone lub sprawiedliwe wojny, gdy nie było innego wyjścia. Ale obecnie, według niego, nie ma z zewnątrz zagrożenia dla Rosji, lecz zagrożeniem dla Rosji jest, jak czytamy, „degradacja jej życia wewnątrznego”, a te wewnętrzne zagrożenia obecnie są „krytyczne”. Jeśli chodzi o sytuację wewnątrzną, sytuacja jest dla Rosji stabilna, zbrojenia są pod kontrolą, a wojska NATO nie stanowią militarnego zagrożenia dla Rosji.
Jego zdaniem Ukraina to niezależne państwo, które ma prawo do indywidualnej i kolektywnej obrony. Jak napisał, aby Ukraina pozostała przyjacielskim sąsiadem Rosji, trzeba było jej „zademonstrować atrakcyjność rosyjskiego modelu państwa i systemu władzy”.
Przypomniał, że ogromna większość państw świata nie uznaje Krymu za rosyjski, co „przekonująco pokazuje fiasko rosyjskiej polityki zagranicznej i nieatrakcyjność krajowej”.
Iwaszow ostrzega, że użycie siły przeciwko Ukrainie postawi pod znakiem zapytania istnienie samej Rosji jako państwa i już na zawsze uczyni z Rosjan i Ukraińców śmiertelnych wrogów. Iwaszow nie wyklucza nawet wmieszania się w konflikt zbrojny krajów NATO, przede wszystkim Turcji. „Oprócz tego, Rosja jednoznacznie trafi do kategorii państw zagrażających pokojowi i międzynarodowemu bezpieczeństwu, obłożona ciężkimi sankcjami, zamieni się w wyrzutka społeczności międzynarodowej, i prawdopodobnie, zostanie pozbawiona statusu niezależnego państwa” – czytamy dalej."
(koniec cytatu)
No cóż, trolle Prigożyna i ich upośledzeni umysłowo zwolennicy, udają, że takiego listu nigdy nie było.
***
W 2011 r. turystycznie wybrałem się z kolegami na Białoruś. Wizę załatwiałem poprzez postkomunistyczną firmę turystyczną oferującą takie pośrednictwo. W pakiecie z wizami obowiązkowo dawali rezerwacje w konkretnych hotelach. W Mińsku trafił nam się hotel należący do Ministerstwa Obrony. Akurat był tam zjazd weteranów Afganistanu, z okazji święta wojsk powietrznodesantowych.
Wracamy z miasta i widzę, że na ławeczce przy windzie siedzi już ciut napruty koleś. Pytam się go, "czy to ordery za Afgan?". Wyprężył się jak struna, podał mi rękę i ożywiony zaczął mówić: "Tak, 1. Kandaharska Kompania Specnazu. Miałem ksywkę "Mad Max". Pojawił się wielki gruby koleś. "A to mój dawny dowódca. Chłopaki, idźmy się razem napić!".
No i wspólnie biesiadowaliśmy. Okazało się, że grubszy koleś mieszka w Kijowie, a urodził się na Kamczatce. Opowiadali różne historie, choćby o tym jak "Mad Max" ocalił kolesia z brytyjskiego SAS, który był wcześniej w rozbitej karawanie z bronią dla mudżahedinów i jak został później zaproszony do Wielkiej Brytanii. I że nazywali go z tego powodu "zdrajcą". Wznosili toasty w stylu "Żeby nie było wojen i nasze mamy nie musiały płakać!". Ten mieszkający na Ukrainie chwalił książki... Henryka Sienkiewicza, które ponoć znał jeszcze ze szkoły.
Pytamy się o Smoleńsk. Opowiedzieli nam: - U nas mnóstwo takich katastrof było. Wiadomo, kto to robi. KGB. Tak nam kiedyś dowództwo Floty Pacyfiku załatwili.
No i teraz Tomasz Piątek może sobie narysować diagram, na którym łączy mnie z GRU, GRU z Macierewiczem, PiS z Zełeńskim, a Zełeńskiego i ukraiński HUR z GRU, a ich wszystkich z nordyckimi kosmitami. A później Piątek może się zesrać z wrażenia, na widok tego, co mu wyszło na tym wykresie.
***
***
A na koniec drobne znalezisko z przeszłości. Winnicki postulował w 2014 r., że Polska powinna "starać się o odprężenie w stosunkach z Rosją, mając jako długofalowy cel prowadzenie polityki możliwie podobnej do niemieckiego pragmatyzmu". "Niemieckiego pragmatyzmu". Współczesna endecja opcją niemiecką...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz