sobota, 4 marca 2023

John Wick wraca na Białoruś

 


John Wick był Białorusinem.

Ilustracja muzyczna: Castle Vania - John Wick Medley

Czy Baba Jaga odwiedziła lotnisko w Maczuliszczach pod Mińskiem? W poniedziałek białoruska opozycyjna grupa BYPOL (złożona z byłych funkcjonariuszy resortów siłowych) ogłosiła, że dzień wcześniej uszkodziła za pomocą dwóch dronów stacjonujący na tym lotnisku samolot wczesnego ostrzegania Beriew A-50, czyli rosyjskiego AWACSA koordynującego naloty na Ukrainę. Jedną z sześciu takich maszyn posiadanych przez Rosję. W dniu, w którym miało dojść do ataku, słyszano ponoć eksplozje na lotnisku, a w okolicy służby prowadziły obławę. Choć według białoruskiego reżimu do żadnego ataku nie doszło, to desperacko szukano jego sprawców.

Wkrótce później pojawiły się zdjęcia satelitarne pokazujące to lotnisko, dwa dni po ataku. Nie widać było na nich, by Beriew był jakoś wyraźnie uszkodzony, ale widać było na jego talerzu i skrzydłach ciemne plamy.  Potem łukaszenkowskie media (nie mam na myśli TVNu) pokazały film pokazujący Beriewa kołującego na lotnisku. Samolot wyglądał na nim wręcz na nowiutkiego i świeżo pomalowanego. Z wyjątkiem ciemnej plamy na talerzu, która była w tym samym miejscu, co na zdjęciu satelitarnym. To sugerowało, że talerz się nie obracał. Dlaczego jednak uszkodzenia nie były większe? Według BYPOL, w ataku zostały użyte małe, cywilne drony, zabierające stosunkowo niewielkie ładunki wybuchowe - równowartość po 200 gramów trotylu. Zdołano jednak precyzyjnie uszkodzić najważniejszą część tego samolotu - talerz z sensorami. 26 lutego na Białoruś przybyła rosyjska ekipa naprawcza z Iwanowa, a 28-go ekipa z Taganrogu. Intensywnie pracowały, by usunąć widoczne uszkodzenia. 2 marca Beriew wyleciał na naprawę do Taganrogu.  BYPOL opublikował natomiast dwa ciekawe filmy. Na jednym z nich, mały cywilny dron wlatuje na teren lotniska w Maczuliszczach i ląduje na talerzu Beriewa. To było tylko rozpoznanie. Na innym - prawdopodobnie z dnia ataku - dron ląduje na Beriewie, po czym transmisja zostaje gwałtownie przerwana - być może w wyniku eksplozji.

Dotychczas mieliśmy do czynienia głównie z działaniami białoruskich cyberpartyzantów i sabotażem kolejowym. Teraz walka nabiera nowej jakości. W brawurowy sposób uszkodzono samolot stanowiący ważne ogniwo dowodzenia i komunikacji w rosyjskich operacjach lotniczych. Smaczku dodawało temu atakowi to, że owe lotnisko było też chińskim hubem logistycznym, a zostało zaatakowane tuż przed wizytą Baćkoszenki w Chinach. Można odnieść wrażenie, że Amerykanie, po wizycie Bidena w Kijowie i w Warszawie poluzowali reguły dotyczące ataków na cele wewnątrz Rosji i Białorusi. Wkrótce później mieliśmy bowiem ukraińskie ataki dronowe na bazę lotniczą w Jejsku, rafinerię w Tuapse i na Kołomnę w Obwodzie Moskiewskim.  Słowa gen. Bena Hodgesa, o tym, że współczuje on rosyjskim żołnierzom stacjonującym na Białorusi, wyraźnie wskazują, że będą oni coraz częściej celami ataków. 

Do ciekawych zmian dochodzi też wewnątrz białoruskiej opozycji. Z Rady Koordynacyjnej przy Ciechanowskiej odszedł Paweł Łatuszka - były minister kultury i zarazem były ambasador w Warszawie. Niesłychanie inteligentny koleś, świetnie mówiący po polsku. (Baćkoszenka mówi "te wszystkie Cichuszki i Łatuszki".) Łatuszka ogólnie zarzuca tej radzie totalne lamerstwo i chęć prowadzenia dialogu z Łukaszenką. Sam opowiada się za walką zbrojną. "Jestem za walką. Wewnątrz podziemny ruch. Za granicą białoruska proto-armia" - powiedział. 


Ową proto-armią jest już Pułk Kalinowskiego walczący na Ukrainie, dowodzony przez znanego hipstera Dzianisa Prachoraua ps. "Kit" (na zdjęciu powyżej). Baćka wie, że gdyby został wepchnięty do wojny na pełną skalę przeciwko Ukrainie, to ten pułk licznie zostałby zasilony dezerterami z jego armii i wkroczyłby do Mińska (Mieńska - jak mówią Biełarusy). W tworzenie nowych białoruskich jednostek jest zaangażowany pułkownik Walerij Sachaszczyk, były dowódca brygady Specnazu w Brześciu a obecnie "minister obrony" w gabinecie cieni Ciechanowskiej. W listopadzie spotkał się on z generałem Załużnym. 

Jest też założona w Warszawie organizacja BYPOL, skupiająca byłych przedstawicieli białoruskich resortów siłowych, kierowana przez byłego oficera milicji Aleksandra Azaraua. Azarau mówił w niedawnym wywiadzie dla "Rz":

"Do planu „Pieramoha” zgłosiło się około 200 tys. Białorusinów. Każdy z nich potencjalnie może zostać partyzantem, w zależności od tego, co umie. Są wśród nich zarówno kobiety, jak i emeryci. Są gotowi do wyzwolenia Białorusi i zrobią wszystko, co w ich mocy. (...) Utworzyliśmy nasze chorągwie we wszystkich dużych polskich miastach, już około dziesięciu. Skupiają one Białorusinów, którzy chcą zdobyć doświadczenie wojskowe, by w przyszłości wyzwalać Białoruś. (...) Praktycznie to ma wyglądać tak, że w odpowiednim momencie powinni się znaleźć na Białorusi i uczestniczyć w wyzwoleniu naszego kraju. Nie tworzymy wojska, które z terytorium innego kraju będzie dokonywało jakiegoś ataku na Białoruś, w żadnym wypadku. Nikt nam na to nie pozwoli i to nie ma sensu. Przypomnijmy powstanie styczniowe – wszystkie bitwy z armią rosyjską na otwartej przestrzeni przegrano, zwycięskie były zaś akcje partyzanckie. Wtedy partyzanci odnosili sukces, gdy wróg nie spodziewał się ataku. (...) Pokojowe przemiany? To śmieszne. Chyba że siłą zmusimy Łukaszenkę, by usiadł do stołu. Innych opcji nie ma. Dzisiaj najważniejszym celem KGB Białorusi jest to, by opozycja nie miała skrzydła siłowego. Chcą pozbawić opozycję struktur siłowych. Musimy walczyć, nic innego nam nie pozostaje. Chcielibyśmy przemian pokojowych, ale przygotowujemy się do najgorszego."

(koniec cytatu)

W wywiadzie dla "Dziennika" Zenon Paźniak i Paweł Usau mówią natomiast:


"Batalionami - Kalinowskiego, Terror i Pahonia - miał się zajmować gabinet kierowany przez Swiatłanę Cichanouską. Ale nikt z tego grona na poważnie do tego nie podchodził. Nie da się zwalczyć reżimu Łukaszenki i Putina bez jednolitej organizacji. Wojna Ukraińców to również nasza wojna. I nasze oddziały biorące w niej udział rozumieją to doskonale. Wiedzą, że Białoruś jest okupowana i że trzeba będzie ją wyzwolić. (...) Podstawą do budowy armii białoruskich patriotów jest pułk Kalinowskiego. To nie jest legia cudzoziemska, raczej organizacja społeczno-polityczna. Coś jak Legiony Polskie w czasie I wojny światowej. Tylko trzeba te siły powiększyć. Choć do zmiany władzy w Mińsku może wystarczyć tylko pułk - albo i on nie będzie nawet potrzebny. Jeśli Putin przegra na Ukrainie i odejdzie, nie będzie problemu z Łukaszenką. (...)

 
Najważniejszy powód dystansu ukraińskich władz to stanowisko nowej fali białoruskiej opozycji wobec Rosji. Chodzi o pogląd, który ukształtował się jeszcze przed 24 lutego 2022 r. Do tego czasu Cichanouska robiła podchody do Kremla, aby zyskać jego poparcie. Celowo pomijała takie tematy jak wojna na Donbasie, która trwa od 2014 r. Pytana przez Ukraińców o stosunek do aneksji Krymu mówiła, że to sprawa Ukrainy. Ta nowa opozycja nie chciała problemów w relacjach z Moskwą. Kontaktowano się z przedstawicielami prokremlowskiej diaspory w Moskwie, np. z Andriejem Suzdalcewem (z nagrań pochodzących od byłego funkcjonariusza białoruskiego oddziału specjalnego Ałmaz Igora Makara wynika, że Łukaszenka zlecił zabójstwo Suzdalcewa - red.). Cel był jasny: liczono, że Kreml cofnie poparcie dla Łukaszenki. A Putin tylko grał z białoruską opozycją. Jej przedstawicieli dopuszczano nawet do mediów w Rosji. Przypomnę choćby wywiad Cichanouskiej dla radia Echo Moskwy, w którym powiedziała, że Putin to mądry polityk i musi wiedzieć, kogo wspierać. Rozmowa odbyła się trzy miesiące przed wojną. To była gra Kremla, żeby wywrzeć presję na Łukaszenkę. Ukraińskie elity polityczne o tym pamiętają. Gdy Moskwa wystawiła do wiatru nowe pokolenie białoruskiej opozycji, znalazła się ona w próżni ideologicznej. Jest jasne, że po wojnie nie ma powrotu do walki o uznanie Kremla. Po 24 lutego nowym źródłem legitymizacji białoruskiej opozycji stała się Ukraina. Opozycja zaczęła zabiegać o wizytę w Kijowie. Problem w tym, że Ukraińcy postrzegają takie podejście jako koniunkturalne.
Z.P.: Widzą to jako próbę przetrwania w polityce.
P.U.: I wzmocnienie pozycji podczas kryzysu, w którym znalazła się opozycja. Zaś spekulacje, według których Wołodymyr Zełenski nie chce spotykać się z Cichanouską, aby nie drażnić Łukaszenki, są niedorzeczne. Przecież Ukraińcy akceptują walczących po ich stronie żołnierzy białoruskich. A oni są większym zagrożeniem dla Łukaszenki niż Cichanouska. On dopuszcza np. amnestię i prawo powrotu do kraju dla członków opozycji, ale nie rozpatruje takiego wariantu wobec żołnierzy pułku Kalinowskiego. Oni są traktowani jak terroryści. A po wojnie nie przestaną być przecież żołnierzami. Do tego nie wiadomo, ile ona potrwa i ile osób się przez nią przewinie. To może być poważne narzędzie zmiany na Białorusi.
Z.P.: Dla jasności, jesteśmy bardzo krytyczni wobec biura Cichanouskiej. Naszym zdaniem jest przez własne otoczenie wykorzystywana. Wiele osób wokół niej było związanych z rosyjskim Gazprombankiem. Wszyscy oni widzą przyszłość we współpracy z Moskwą. Reprezentują kolonialne podejście. Nie ma u nich zrozumienia, że musi być odrębna droga budowania Białorusi. Bez Rosji. Sam Konstanty Kalinowski mówił, że nasz naród nie może mieć nad sobą Moskala."

(koniec cytatu)

Pewną aktywizację widać również po stronie opozycji rosyjskiej. Ilia Ponomariow stwierdził w wywiadzie dla "Rz":

"Rosyjskie władze zostaną obalone w sposób siłowy, więc decydować będą ludzie, którzy noszą broń. Wpływ na to będzie miał też walczący po stronie Ukrainy legion „Wolność Rosji”. Musimy wszystkie te czynniki połączyć ze sobą, po to organizujemy zjazd w Warszawie, tworzymy alternatywny organ władzy rosyjskiej. (...) Jeżeli będziemy bać się służb specjalnych Rosji, nigdy nic nie osiągniemy. Wojna to miejsce, gdzie strzelają i zabijają. Jeżeli ktoś boi się iść na wojnę, to tę wojnę już przegrał. Rosja jest ogromnym krajem i zwycięzcę czeka duża wygrana, dlatego będzie opór władz i będą represje. Uważam, że amoralne jest nawoływanie ludzi do pokojowych protestów, bo jest narażaniem ludzi na represje i z tego nic nie wynika. Inaczej jest nawoływać ludzi do oporu partyzanckiego i do ukrywania swojej działalności. Może z tego nic nie wyniknie, ale przynajmniej warto spróbować. (...) Proszę spojrzeć na działania partyzanckie w Rosji. Mamy więcej ludzi, niż miał francuski ruch oporu podczas II wojny światowej."

(koniec cytatu)

Ponomariow to były rosyjski deputowany, który zbiegł na Ukrainę i wstąpił do tamtejszych Wojsk Obrony Terytorialnej. Pochodzi on z resortowej rodziny. Jego wujem był Borys Ponomariow, członek KC w latach 1956-1989, w latach 1955-1986 kierownik wydziału ds. kontaktów z zagranicznymi partiami komunistycznymi. 

Niecałe dwa tygodnie po konferencji rosyjskiej radykalnej opozycji w Warszawie, doszło do rajdu dywersyjnego na Obwód Briański, przeprowadzonego przez rosyjskich opozycjonistów służących w armii ukraińskiej. Jak zauważył Skipper, na swoim świetnym blogu poświęconym wojnie:


"Oficjalna narracja rosyjskich mediów mówi o ataku ukraińskiej grupy dywersyjno-rozpoznawczej i kręci histerię o "zamachu na integralność terytorialną Rosji" (bo jak Rosja narusza integralność to jest OK, ale naruszają Rosji, to ojejku jejku). Opowiada się także o starciach zbrojnych, skierowaniu w rejon zagrożenia jednostki wyrzutni niekierowanych rakiet (tak, do odbijania zakładników). Ukraina miała zaś do wsparcia "dywersantów" podesłać BWPy.
Zastępca gubernatora Obwodu Briańskiego zaprzeczył jednak, by doszło do ostrzelania autobusu szkolnego. Podana przez kanał "Ważne historie" wypowiedź rzekomo uczestnika akcji mówi o czterdziestu pięciu żołnierzach i starciu z dwoma BWPami. Miał polec jeden rosyjski strażnik graniczny. Nie było żadnych zakładników ani ofiar wśród dzieci.


Ukraińcy wyparli się związku z akcją, ale skomentowali ustami Michała Podolaka, że "to jest rosyjska wojna domowa i nic im do tego". Podobnie wypowiada się rzecznik GUR.
Wygląda, że to rzeczywiście akcja GUR, któremu podlega Rosyjski Korpus Ochotniczy, a cały szum informacyjny wokół tematu, to już robota Rosjan i stugębnej plotki.


Najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń jest taki, że RKO rzeczywiście w sile plutonu wszedł na teren Rosji w dwóch miejscach, żeby nagrać wezwania. Kiedy pojawiły się one na Telegramie, w rosyjskich strukturach siłowych wybuchła panika, no bo jakim cudem? I zaczęło się kreowanie rzeczywistości, żeby chronić własne tyłki.
Taki przebieg wydarzeń przedstawił też kanał RKO.


Wreszcie na koniec dnia wersja portalu Gułagu.net - chyba najpełniejsza.
Rosyjskie służby naprawdę zamierzały przeprowadzić prowokację w stylu Biesłanu z ostrzelaniem autobusu i zabitymi dziećmi oraz uprowadzeniem zakładników. Wszystkiego miał dokonać oddział rosyjski ubrany w mundury ukraińskie (mówimy o kraju, gdzie wysadzono bloki mieszkalne, żeby mieć pretekst do ataku na Czeczenię). Z tego powodu od kilku dni pojawiały się informacje o ubranych po ukraińsku Rosjanach w okolicy Briańska.
W ramach przygotowań rosyjskie jednostki z okolicy zostały wycofane, żeby przypadkowo wszystkiego nie popsuły.
I tu na pełnej petardzie wkracza ekipa Budanowa. Jakieś półtorej godziny przed wyznaczonym terminem operacji oczyszczoną z wojska rosyjskiego granicę z Ukrainą przekroczył oddział Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego. Wtajemniczeni w operację rosyjskich służb Rosjanie widząc oddział ukraiński uznali, że to już (a przyspieszenie terminu wynikło z jakichś decyzji na szczycie) i uruchomili akcję propagandową (pierwsze informacje pojawiły się na kanałach Z).

I zaczął się chaos, bo nic nie szło według scenariusza. Jadący, żeby odegrać pacyfikację "terrorystów" oddział RoSSgwardii dostał się pod ogień RKO, prawdopodobnie tracąc dwa BTRy. Kiedy Moskale się ogarnęli, że to nie ich operacja, było za późno."

(koniec cytatu)

Uczestnicy tego rajdu zostali szybko zidentyfikowani. Reprezentują oni w większości środowiska neofaszystowskie, a jest wśród nich i były funkcjonariusz rosyjskiego GRU. Jak czytamy:



"Niezależny, rosyjski dziennikarz śledczy Andriej Zacharow (mieszkający obecnie na emigracji w Bułgarii) opisał kilku z uczestników czwartkowego rajdu na Briańszczyznę (prawdopodobnie wcześniej stykał się z nimi osobiście).

Tak jak i Ponomariow, Zacharow również twierdzi, że związani są oni z rosyjską prawicą, ale dodaje że ze skrajną. Niektórzy nawet robili sobie zdjęcia z hitlerowskim pozdrowieniem (np. Stepan Kapłunow).

Dowódca – Denis Kapustin „Rex”

W młodości wyemigrował do Niemiec, „gdzie stał się znanym, ultraprawicowym kibicem”. Wrócił do Rosji i tu został „ultrasem” moskiewskiego klubu CSKA. Ale stworzył też markę odzieży „White Rex” – „rzecz jasna popularną wśród ultraprawicowców”. Około 2017 roku przeniósł się na Ukrainę, gdzie organizował turnieje MMA. „Jeśli będziemy zabijać jednego imigranta dziennie, to w ciągu roku to będzie 365. Ale ich przyjeżdżają dziesiątki tysięcy. Zrozumiałem, że walczymy ze skutkiem, a nie z przyczyną. Dlatego teraz walczymy o umysły ludzi nie na ulicach, ale w sieciach społecznościowych” – opisywał swoją ewolucję w wywiadzie dla Guardiana. (...)


Aleksandr Dubinin „Słowanin”

Nie związany ze skrajną prawicą, „ale biografię ma bardzo interesującą”. Urodzony w Achtubińsku (między Wołgogradem a Astrachaniem) „według stanu na rok 2013 służył w oddziale specjalnym rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Dalej pojawiają się dwie wersje wydarzeń”. Ukraiński Myrotworec („centrum badania działalności przeciw bezpieczeństwu Ukrainy”) twierdzi, że w środku Rewolucji Godności, w styczniu 2014 roku Dubinin został aresztowany w Kijowie, a potem skazany na 13 lat więzienia za szpiegostwo i sabotaż. On sam twierdzi, że na Ukrainie się znalazł bo chciał się przenieść do innego oddziału rosyjskiej armii, dowódca powiedział mu że nie może tego zrobić, ale poradził by wyjechał za granicę „to wtedy zwolni dyscyplinarnie”. Tak zrobił, a potem nie chciał wracać, bo „na Majdanie było bardzo ciekawie”. Aresztowała go ukraińska policja. „Wyważali drzwi, były jakieś wybuchy” – opowiadał.

Podobno znajdował się na listach jeńców do wymiany, ale nie wiadomo dlaczego został na Ukrainie. „A teraz walczy (…), możliwe że tak jak więźniowie z Wagnera w zamian za wolność. P.S. Koledzy piszą mi, że zginął nie później niż w listopadzie 2022 roku”."

(koniec cytatu)

Zauważyliście też pewnie aferę z erotycznym video generała Aleksandra Matownikowa, dowódcy rosyjskich sił na Białorusi. Wyciekło ono akurat w dzień po ataku na Beriewa. Zostało opatrzone też zlośliwym komentarzem, że generał lubi przerzucać odpowiedzialność za decyzje na swoich podwładnych a sam jest miłośnikiem mińskich restauracji i kobiet, dla których nagrywa takie filmiki. Mało kto zwrócił uwagę na nazwę konta, za pomocą którego opublikowano ten film: WCzeka-OGPU. No cóż, Białoruś to kraj, w którym funkcjonuje kult prometejskiego polskiego szlachcica Feliksa Dzierżyńskiego, który założył obie ogranizacje...

Przenoszenie wojny - na razie w formie partyzanckiej - na Białoruś jest dla nas oczywiście bardzo korzystne. Oddala bowiem zagrożenie od naszych granic. Bez wolnej - oczyszczonej z sowietyzmu - Białorusi nie ma Międzymorza. Droga z Kijowa do Wilna prowadzi bowiem przez Mińsk. Postsowiecka wojna domowa - toczona na Ukrainie, na Białorusi a za jakiś czas także w zachodnich obwodach Rosji, jest okazją geopolityczną, którą trzeba wykorzystać. 

Pamiętajmy też, że reżim Łukaszenki jest naszym wrogiem. Prowadził on hybrydowy atak na naszą granicę, niszczył cmentarze naszych bohaterów i dopuszczał się drobnych złośliwości, takich jak zamalowanie fresku przedstawiającego victorię 1920 roku w Sołach.  Ostatnio my też dokonaliśmy takiej drobnej złośliwości, zamykając przejście graniczne w Bobrownikach i rozbijając wielką operację przemytu papierosów będącą rodzinnym biznesem Łukaszenki. Biełaruskie sowiety odpowiedziały nam próbą reaktywacji operacji "Śluza" czyli próbą przemytu nachodźców, terrorystów i  dywersantów przez granicę.  Teraz idzie im o wiele słabiej, bo sporą część granicy stanowi mur (za który zapłacił Łukaszenko, gdy mu zlikwidowaliśmy przemyt papierosów). Pierwsza do bóldupienia wzięła się Grupa Granica - można ją czasem mylić z Grupą Wagnera, bo też dużo w niej cwelów - wieszając w Warszawie nekrologi nachodźców, którzy się potopili w bagnach lub pogubili w lesie i zamarzli. Próbowali chyba w ten sposób zdobyć Nagrodę Darwina - jak można być tak głupim, by w warunkach wojny próbować forsować natowską granicę? Przecież można w ten sposób, zupełnie legalnie, dostać kulkę w łeb?

Ale nie bądźmy zbyt okrutni dla "inżynierów i lekarzy" o bardzo niskim IQ biorących udział w ataku hybrydowym na nasze państwo. Mecenasowi Koniewowi zrobiło się bowiem smutno z powodu ich zgonów.


 No cóż, nie powinno nas to dziwić. Wystarczy zajrzeć do dawnych tekstów mecenasa, w których wieszał psy na NATO i do tekstów jego ojca i dziadka chwalących Jaruzelskiego i Sowietów. Jędrzej Koniew nawet pochwalił to, że jego znajomy z oflagu "sanacyjny oficer" dostał karę śmierci od stalinowskiego sądu. 

Wróg pozostał ten sam. Ten sam, co w 1920 r. Ten sam, co w 1939 r. Ten sam, przeciwko któremu walczyli Wyklęci. To ten sam bolszewizm, dostający wsparcie od wrogów wewnętrznych. O tym, że pewne rzeczy się nie zmieniły od międzywojnia świadczy choćby szerokie poparcie jakiego udzielają różnego rodzaju zachodni antifiarze dla rosyjskiej imperialistycznej agresji. Nie powinno nas to dziwić. Rosja - nazywająca swoje ofiary nazistami - jest po prostu Antifą Europy, czyli agresywnym komuszym żulem.



***
Apropos wrogów wewnętrznych i pożytecznych idiotów. Jeszcze po aneksji Krymu i rozpoczęcie wojny w Donbasie niektórzy przekonywali u nas, że "to inwestowanie w armię nic nie da, tylko ofiar będzie więcej" i że obroni nas "euro zamiast tarczy antyrakietowej".




***



W Rosji pojawiła się ostatnio ciekawa subkultura: Prywatna Firma Wojskowa "Redan". To małolaty będące fanami serii anime "Hunter x Hunter", które dla draki organizują bójki w centrach handlowych i podobne akcje. Walczą zwykle z kibolami i z imigrantami. "Redan" to nawiązanie do gangu z "Huntera x Huntera" - jakoś tej serii nie oglądałem, ale mi się ta grupa skojarzyła z "Dolarami" z "Durarara" (polecam!). To, że nazwali się Prywatną Firmą Wojskową to natomiast parodia Grupy Wagnera. Ot subkultura jakich w Rosji wiele, ale Putin poważnie się nią zaniepokoił. Według Generała SWR, Patruszew mu przedstawił raport mówiący, że jest ona próbą destabilizacji kraju przez zagraniczne tajne służby.

Putin vs anime - czy w lutym 2022 r. ktokolwiek myślał, że do tego dojdzie? Czy przewidział coś takiego Bartosiak, Wolski, Wojczal czy nawet dupowidz Jackowski? Co na to Grzegorz Braun, który kiedyś - w rozmowie ze mną - przyznał, że "szanuje anime"?

Czy Rosję pokona Chainsaw Man? (Polecam, zajebiste anime.)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz