Ilustracja muzyczna: Luude feat. Colin Hay - Down Under
Wyobraźcie sobie, że w kwietniu 1945 r. Stalin wydaje rozkaz: "Izolować Reichstag, tak by nawet mucha nie przeleciała". Byłoby to dziwne, nieprawdaż? Jeśli Mariupol pełni w rosyjskiej propagandzie rolę Berlina - "ostatniej twierdzy faszystów", to huta Azowstal jest w tej narracji Reichstagiem. Dziwnie wygląda to, że karzełek Putin nagle zrezygnował ze zduszenia ostatniego bastionu pułku Azow. Zamiast tego, tik-tokowe wojsko Kadyrowa, na tle płonącego budynku ogłosiło, że "wypełniło zadanie zniszczenia Mariupola". Zapewne Putin uznał, że szturm Azowstalu - kompleksu rozległego jak Płońsk, rozbudowanego na wiele pięter w głąb ziemi i bronionego przez 2 tys. żołnierzy z doborowych jednostek - zakończyłby się katastrofą. Lepiej więc poczekać, aż jego obrońcy sami się poddadzą. (Do pewnego momentu obrońców skutecznie zaopatrywano drogą lotniczą, a oni potrafili śmiało kontratakować z twierdzy. Kontrola przez nich nad Azowstalem, oznacza również możliwość rażenia portu.) Dlaczego jednak karzełek Putin nagle uznał, że tym razem nie sprawdzi się zasada "u nas ludi mnogo"? Dlaczego postanowił, że należy oszczędzać siły na inne zadania?
O bitwie toczącej się w Donbasie wiemy niewiele. Eksperci wojskowi kłócą się, czy to mamy do czynienia już z właściwą ofensywą, czy dopiero z rozpoznaniem bojem. Słyszymy, że zyski terenowe po obu stronach są niewielkie. Wiemy, że Rosjanie mają tam jakieś 75 batalionowych grup taktycznych - z czego 15 stanowią świeże siły, a reszta zreorganizowane jednostki, które wcześniej poniosły straty. Do akcji rzucono tam m.in. tę samą jednostkę zmotoryzowaną, która była odpowiedzialna za masakrę w Buczy. Już na początku ofensywy w Donbasie wpadła w zasadzkę ukraińskiej brygady zmechanizowanej "Chołodnyj Jar" i zostawiła na polu walki trochę zniszczonego sprzętu. Zastanawia mnie jednak, czemu Ruscy nadal kontynuują nieudane natarcia na kierunku charkowskim? Być może jest tak, jak mówi prof. Włodzimierz Marciniak - Putin ma wyłącznie plan "maksimum" i domaga się od wojskowych niemożliwego.
Nie wiem, jak rzeczywiście silni są Ukraińcy na kierunku donieckim. Nie wiem, czy zachodni sprzęt dotrze tam na czas. Ale ukraiński system mobilizacji, w połączeniu z dostawami od koalicji antybolszewickiej, mocno komplikuje zadanie rosyjskim generałom. "Pojebany pułkownik" Igor Girkin, nie ma w tej sprawie wątpliwości: bez mobilizacji, Rosji grozi klęska. Stwierdził:
" - I co zrobi nasze genialne dowództwo, kiedy Ukraińcy zgromadzą za kilka miesięcy te oddziały na granicy w rejonie Kurska i Biełgorodu ? Jak będzie chciało je odeprzeć, jeśli przeciwnik zdecyduje się przejść do ofensywy? Policją? Alko-kozakami ? Obroną terytorialną, której nikt nie zaczął jeszcze tworzyć?"
(koniec cytatu)
Rosyjski serwis Readovka (popierający władzę) przedwczoraj nieopatrznie zamieścił (i wkrótce usunął), artykuł, w którym wspomniano, że na "zamkniętym briefingu Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej" przedstawiono dane o rosyjskich stratach mówiące o 13 414 zabitych żołnierzach i około 7 tys. zaginionych (czyli też jeńców i dezerterów). Te straty raczej nie obejmują wagnerowców i tałatajstwa z Doniecka i Ługańska. Na krążowniku "Moskwa" miało być 116 poległych i ponad 100 zaginionych. Oficjalnie Rosjanie przyznali się tylko do jednego zabitego i 27 zaginionych na "Moskwie". 100 proc. potwierdzone straty w sprzęcie można sprawdzić na stronach firmy Oryx - na dzień dzisiejszy widnieje na tej liście m.in. 531 rosyjskich czołgów - to o kilka więcej niż posiada Francja. Google dał ostatnio w większej rozdzielczości zdjęcia rosyjskich baz wojskowych. Niektóre z nich - na przykład poniższe - dają wiele do myślenia.
***
Postawa niemieckiego kanclerza Olafa Scholza wobec wojny na Ukrainie nie powinna nikogo dziwić. W latach 80-tych często bowiem odwiedzał on NRD, gdzie spotykał się m.in. z Egonem Krenzem. Enerdowscy przywódcy dziękowali mu wówczas za organizowanie antyamerykańskich demonstracji. Scholz był wtedy blisko związany z marksistowskim skrzydłem młodzieżówki SPD. Oczywiście współczesna SPD jest opleciona mafijną siecią powiązań z Rosją. Jak zauważa natomiast prof. Bogdan Musiał - Rosja prawdopodobnie pomogła Scholzowi wygrać wybory, organizując kampanię trollowania szefowej Zielonych. W naszym interesie jest jednak, by pajac Scholz rządził jak najdłużej i psuł Niemcom wizerunek na świecie i relacje z USA.
Co do Marine Le Pen - nie sądzę, by wygrała (jedyną jej szansą jest demobilizacja wyborców Macrona). Zresztą ona nigdy nie miała wygrać. Front Narodowy to dzieło francuskich służb specjalnych. Zarówno starszy Le Pen jak i jego córka mieli za zadanie jedynie kanalizować elektorat niezadowolonych i przegrywać wybory. Gdyby jakimś cudem Le Pen udało się wygrać, to nic specjalnego by się nie stało w kwestii wojny na Ukrainie - stanowisko Le Pen wobec sankcji na Rosję i dostaw broni na Ukrainę i tak jest bowiem ostrzejsze niż stanowisko... Scholza.
***
Rosyjska propaganda i antyfaszystowska dupoendecja nieustannie podkreślają, że Rosja toczy walkę ze straszliwymi ukraińskimi nazistami. Owi straszni naziści opanowali w szczególności straszliwy Pułk Azow. Wobec tego, wśród polskojęzycznych antyfaszystowskich dupoendeków można często spotkać się z twierdzeniami, że Azow to "banderowcy", "UPA" i "gloryfikatorzy Rzezi Wołyńskiej". Tak się jednak akurat składa, że środowisko azowskie akurat określiło Rzeź Wołyńską jako "ludobójstwo" i opowiada się ono za pojednaniem z Polską i za ścisłą współpracą z naszym krajem w ramach Międzymorza. Wiemy na przykład, że 11 lipca 2017 r. aktywiści ruchu azowskiego złożyli kwiaty na Skwerze Wołyńskim w Warszawie.
Ciekawi mnie jednak, na ile obecni ukraińscy bohaterowie wojny z Rosją przyćmią "gierojów" z UPA. Na ich korzyść przemawia choćby to, że są bohaterami całej Ukrainy, gdy z upowcami mogli się mocniej identyfikować jedynie mieszkańcy jej zachodniej części (ci ze wschodniej, środkowej i południowej mieli dziadków w Armii Czerwonej). W porównaniu z żołnierzami Pułku Azow czy obrońcami Wyspy Węży, Bandera wydaje się być dzisiaj nieudacznikiem i warchołem (który jeszcze po wojnie zabijał innych ukraińskich nacjonalistów), który został "bohaterem" tylko dlatego, że dał się zabić KGB. I lepiej, by Ukraińcy czcili Ducha Kijowa niż tego nieudacznika.
Ciekawe też, na ile zostanie zrewidowany kult Chmielnickiego? Przecież ten gostek, zawierając Umowę Perejasławską, podporządkował Ukrainę Rosji i rozpoczął serię nieszczęść. Od Chmielnickiego prowadzi cienka czerwona nić do Hołodomoru, Czarnobyla i Buczy. (Rozumiał to choćby Ławrientij Beria. Gdy poproszono go o patronat dla uroczystości związanych z Chmielnickim, wyśmiał to i spytał, co ten cały Chmielnicki zrobił, by go czczono? Beria kazał sobie sprowadzać książki polskich historyków, które czytał z dużym zainteresowaniem.) Coś czuję jednak, że w przypadku Chmielnickiego przypominać się będzie jedynie jego sukcesy militarne i plany państwowe, a Perejasław i Batoh zostaną wygumkowane z historii.
***
Wojna jest również czasem demaskowania wielu fałszywych autorytetów wśród polskich "ekspertów". Jednym z nich jest Leszek Sykulski - mistrz banału i pustosłowia, który 10 lat temu proponował ściślejsze związki Polski z Rosją i Niemcami w ramach trójkąta kaliningradzkiego (i był wielokrotnie obśmiewany przez doktora Targalskiego). Sykulski jest na tyle nadęty i głupi, by nadal się obnosić z kurwiozalnymi poglądami, choćby w kwestii masakry w Buczy.
No cóż, Sykulski przynajmniej jest stały w swoich poglądach. Nie to co Gerszom Braun, który z 10 lat temu - gdy jeszcze wyglądał jak główny bohater filmu "Falling down" - snuł plany reaktywowania unii polsko-ukraińskiej i twierdził, że ucieszyłoby go gdyby Ukraińcy "wykupili połowę kamieniczek w Przemyślu".
Pamiętacie jeszcze Ronalda Robiącego Laseczki? Okazuje się, że często go cytują rosyjskie media. Kolesia, który od czasu do czasu pisze jakieś kocopały do niszowych portalików i do gazetki dla dupendeckich kretynów, robią one "czołowym polskim publicystą". :) Oczywiście nasz dzielny spartański wojownik narzeka w rozmowach z rosyjskimi mediami na panującą w Polsce homofobię rusofobię. Chciałbym go zobaczyć w otoczeniu kadyrowców, jak krzyczy cienkim głosikiem: Achmat Siła! :)
Specjalnie dla Ronalda, jego kumpli z xxxportalu i innych ruskich trolli, ciekawe znalezisko: trailer filmu "Firebird" - czyli osadzonej w realiach ZSRR lat 70-tych gejowskiej wersji "Top guna" - opartej na wspomnieniach sowieckiego lotnika myśliwskiego. Nie ma chyba bardziej prawdziwego filmu o Armii Sowieckiej. Tytuł filmu można przetłumaczyć na polski nie tylko jako "Ognisty ptak", ale także jako "Katechon" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz