sobota, 9 kwietnia 2022

Rosja - kraj ludożerców

 


Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Homeland

Wojewoda poleski pułkownik Wacław Kostek-Biernacki mawiał "kraje cywilizowane i Rosja". W ten złośliwy i subtelny sposób podkreślał, że Rosja nie jest krajem cywilizowanym. Wacław Makowski, jeden z najwybitniejszych polskich prawników, ostatni przedwojenny marszałek Sejmu, postulował natomiast, by Związek Sowiecki traktować w prawie międzynarodowym tak jak w XIX wieku traktowano zapóźnione cywilizacyjnie państwa Afryki i Azji. Co najwyżej tak jak Japonię sprzed Rewolucji Meiji. Gerszom Braun i Ozjasz Goldberg oburzą się pewnie, że to były "straszne sanacyjne antysemity rusufoby". Każdy rozsądny człowiek uzna jednak, że słowa tych wybitnych przedwojennych państwowców są wciąż aktualne. Rosja właśnie bowiem potwierdza wszystkie najgorsze stereotypy na swój temat i pokazuje, że jest tą samą Bolszewią, co w 1945, 1939 czy 1920 r.



Masakra w Buczy nie była bynajmniej spontanicznym wybrykiem jakiś pojebów z przeżartej patologiami i dowodzonej przez zrusyfikowanego Azjatę jednostki wojskowej spod chińskiej granicy. Rosyjskie ministerstwo obrony cały czas przekonuje nas, że "operacja specjalna" na Ukrainie "przebiega według planu". A jaki był plan? Planem była masowa czystka, wzięta żywcem z czasów stalinowskich. To dlatego we wrześniu 2021 r. przyjęto w Rosji nowe wytyczne techniczne dotyczące kopania masowych grobów przez wojsko. Dlatego też zamówiono przed wojną 45 tys. worków na zwłoki i ściągnięto mobilne krematoria. Ruscy nie przygotowali tego z myślą o zajęciu się stratami własnymi - planowali przecież, że zajmą Kijów w kilka dni i poniosą małe straty. Oni to zrobili z myślą o eksterminacji ukraińskich elit. 

To szokuje, choć przecież zapowiedź takiego zachowania mieliśmy już w trakcie obu wojen czeczeńskich. Ruscy zabili tam co najmniej 150 tys. cywilów. Tysiące Czeczenów trafiło do obozów koncentracyjnych, w których poddawano ich takim torturom jak piłowanie zębów czy przybijanie języków do stołu. O ile jednak Czeczeni byli dla Rosjan narodem obcym i zawsze wrogim, to Ukraińcy w oficjalnej rosyjskiej propagandzie byli traktowani jako część narodu mówiąca tylko własnym dialektem. Szokować może więc to, że Rosja planowała ludobójstwo na ukraińskich "prawosławnych braciach". Ale szokować nie powinno. Władcy współczesnej Rosji wywodzą się przecież z resortu, którego głównym zadaniem było terroryzowanie samych Rosjan. Co więcej, są dumni ze swojej ludobójczej przeszłości. Wasilij Błochin, kat z Katynia, który miał na swoim koncie także śmierć wielu tysięcy Rosjan, jest w putinowskiej bolszewii traktowany jako bohater. W pamiętnym 2010 r. władze odnowiły mu pomnik nagrobny w alei zasłużonych moskiewskiego Cmentarza Dońskiego. Na nowym pomniku pojawił się prawosławny krzyż.


To, co zdarzyło się w Buczy, Irpieniu, Hostomelu czy Borodziance nie było więc żadnym wybrykiem sfrustrowanych rosyjskich sołdatów. Było po prostu realizacją ludobójczego planu w skali lokalnej. Wina Rosji nie powinna już budzić żadnych wątpliwości. Dziennikarze z całego świata mieli okazję przekonać się na miejscu, co tam zaszło. Mamy zdjęcia i filmy pokazujące zwłoki na ulicach i masowe groby. Mamy zdjęcia satelitarne wskazujące, że zwłoki leżały tam na ulicach już na wiele dni przed ucieczką wojsk rosyjskich. Mamy film pokazujący jak rosyjski czołg oznaczony literą "V" strzela do przypadkowego rowerzysty. Mamy mnóstwo relacji świadków mówiących o planowej czystce, polegającej na zabijaniu mężczyzn poniżej 50 roku życia. Mamy też nagrania rozmów rosyjskich żołnierzy, w których jest mowa o dokonanych zabójstwach. Rosjan obciążają również ich kretyńskie próby tłumaczenia się - raz mówią, że masakra była inscenizacją, innym razem, że dokonali jej Ukraińcy (internetowi debile powtarzają za nimi, że winny był "batalion Azow" - bo o innej ukraińskiej jednostce wojskowej nigdy nie słyszeli). Jednocześnie jednak ostrzegają, że "Ukraińcy szykują prowokację polegającą na podrzucenie zwłok do miejscowości, z których planowo się wycofujemy". Nawet jednak łysemu debilowi będącemu ambasadorem Rosji przy ONZ przypadkiem się wymsknęło, że "zwłoki w Buczy nie istniały zanim nie pojawiły się tam wojska rosyjskie".

Masakry dokonywane w Buczy oraz innych ukraińskich miejscowościach miały na celu nie tylko wyeliminowanie przedstawicieli elit, ale także zastraszenie populacji. Ruscy osiągnęli jednak efekt odwrotny do zamierzonego. Nie tylko nie złamali morale wroga, ale dali mu większą motywację, by twardo bronił każdego kawałka ukraińskiej ziemi. Sami postawili się w roli Serbów z lat 90. Jeśli Ukraińcy i międzynarodowi ochotnicy będą teraz odstrzeliwać lub torturować rosyjskich jeńców, to nikt się na świecie tym nie będzie przejmował. Wszyscy uznają, że Ruscy sobie na to zasłużyli, tak jak Serbowie "sobie zapracowali" na bombardowania z 1999 r. W 1920 r. też zdarzało nam się odstrzeliwać bolszewickich jeńców, a w 1939 r. niemieckich. I nikt nie powinien mieć nam tego za złe.

Rosja traci w wyniku wojny swoją agenturę wpływu. Część głębiej zakamuflowanej została zmuszona do ujawnienia się. Część do intensyfikacji działań. Sporo jednak przedstawicieli opcji moskiewskiej odcina się od działań Kremla - albo ze strachu, albo z koniunkturalizmu, albo dla głębszego zakamuflowania się. (Trzecią opcję prezentuje choćby Mecenas Koniew.) Nawet profesor Adam Wielkodupski (ten sam, który chciał kilka lat temu na 17 września zostać "ministrem w prorosyjskim kolaboracyjnym rządzie Konrada Rękasa" - chyba ministrem ds. ssania kutasa :) stwierdził, że opcja rosyjska w Polsce "jest martwa". Zapewne tak jak inni przefarbuje się on teraz na opcję niemiecką, chińską lub wsadzi sobie w tyłek chorągiewkę LGBT.


 Przy okazji wychodzi jednak jak mocno służby rosyjskie podczepiały się pod różne "foliarskie" inicjatywy, takie jak np. ruch antyszczepionkowy. Intrygująco czyta się w tym kontekście tweety Kuraka. Ciekawe również, że niejaki Iwan Komarenko nagle ewakuował się do Rosji. Pozdrawia z niej wszystkich rozwolnościowców. Ciekawe, czy zaszczepi się Sputnikiem?



By w obecnej sytuacji być jawnym agentem wpływu Rosji trzeba być a) debilem b) odważnym debilem c) samobójcą. Zdarza się już bowiem, że wobec takich osobników różni narwani patrioci organizują "Operację Specjalną na Rzecz Deratyzacji Środowisk Narodowych". Przekonał się już o tym niejaki Krystian Jachacy ("Tyle znacy, co Jachacy, a Jachacy gówno znacy"...) i jego kumple z grupy "Chrobry Szlak" (która powinna się nazywać "Chujowy Szlak", bo zmierza tam, gdzie ruskij wojennyj korabl). Ta bolszewicka jaczejka jojczy, że została napadnięta przez "neonazistów" i "polskich zwolenników batalionu Azow". Zapewne poskarżą się na to Rafałowi Pankowskiemu, a on poskarży się Mosze Kantorowi, który zda sprawę karzełkowi Putinowi i będzie argument za "denazyfikacją" Polski. Żałośni są ci duponarodowi przebierańcy... 


Oderwijmy się jednak na chwilę od przygód prosowieckich debili, bo wojna na Ukrainie niesie za sobą również skutki odczuwalne nawet w najdalszych zakątkach świata.

Oto bowiem w Pakistanie upada rząd Imrana Khana - tego samego, który spotykał się niedawno z Putinem i zajął mocno prorosyjskie stanowisko w kwestii wojny. Okazuje się, że armia miała inne niż premier zdanie co do relacji z USA. To zrozumiałe, gdyż jest ona mocno zależna od amerykańskiego sprzętu.

W Izraelu upadła koalicja rządząca. Wycofała się z niej jedna deputowana, która argumentowała swoją decyzję sprzeciwem wobec decyzji ministra zdrowia o ... pozwoleniu pacjentom w szpitalach na zjadanie hametzu (czyli chleba z zakwasem) w Pesach. Przypominam, że rząd izraelski był krytykowany za brak wyraźnej pomocy dla Ukrainy.

O ile Amerykanom udaje się dyscyplinować takich "sojuszników", to większy problem mają z Arabią Saudyjską i ZEA, które dryfują w stronę obozu chińskiego. Administracja Bidena w pierwszych miesiącach działała bowiem, tak jak Repetowicz uważał za słuszne, czyli obraziła się na Saudów i ograniczała im sprzedaż nowoczesnej broni. Wobec tego Saudowie weszli w deal z Chinami - wpływ na rynek naftowy w zamian za chińską broń. 

Chińczycy postrzegają natomiast Rosję jako "lodołamacz", który pozwoli im na zbudowanie Pax Sinica. W ich interesie jest, by Rosja wpierdoliła się na długie lata w konflikt z Zachodem i by ta konfrontacja odciągała USA od rywalizacji z ChRL. Oczywiście sposobem na pokrzyżowanie planów Pekinu jest doprowadzenie do szybkiej klęski Rosji i załamania się jej państwowości. 

Różni debile mówili nam przez ostatnie lata, że "mamy taką samą sytuację jak w 1939 r." Przyznam się do błędu: nie zrozumiałem ich przekazu. Teraz przyznaję, że mieli rację. Tylko, że to nie my jesteśmy Polską z 1939 r., tylko jest nią Ukraina. W 1939 r. Wielka Brytania i Francja miały możliwość zniszczenia Niemiec - czyli stalinowskiego lodołamacza. Wystarczyło realnie pomóc Polsce i zaatakować Niemcy od zachodu. Teraz Ukraina ma pomoc o jakiej Polsce się w 1939 r. nie śniło. I w naszym interesie jest, by Rosja poniosła klęskę na ziemi ukraińskiej. Ci, którzy mówią, że "jesteśmy zbyt małymi misiami, by fikać Putinowi" i że "pomagać możemy humanitarnie" (to cytaty z niejakiego Marcina Roli) realizują więc interes Rosji i Chin. Co oczywiście nie przeszkadza tym szkodnikom udawać "patriotów" i "narodowców".


Powyżej: Czeczeni walczący po stronie ukraińskiej mają wreszcie możliwość zemsty za ludobójstwo dokonane przez Ruskich na swoim narodzie. Życzymy im dobrych łowów! Sukcesów życzymy też gruzińskim ochotnikom. Tutaj widzimy ich jak rozprawiają się z rosyjską szmatą na lotnisku Hostomel.

***


Nie wiem, czy oglądaliście fragmenty państwowego pogrzebu  (od 2:14 ilustracja muzyczna :) Władimira Wolfowicza Żerynowskiego i laurki, które mu robiono w rosyjskiej telewizji. Nazywano go tam "weteranem rosyjskiego parlamentaryzmu". W sumie śmierć tego pajaca była wydarzeniem bardzo symbolicznym. Przypomniała nam bowiem, że współczesna Rosja jest jednym wielkim symulakrem, czyli kopią czegoś, co nigdy nie istniało.



Żerynowski nigdy nie był żadnym politykiem. Był aktorem. Żydowskim stand-uperem odgrywającym rolę antysemity i wielkoruskiego nacjonalisty. Takim Wojciechem Olszańskim, który zrobił większą karierę. Cała jego kariera polityczna była jedną wielką rolą komediową. Od czasu do czasu - jako taki wielkorusko-żydowski Stańczyk - mówił, to co Putinowi nie wypadało powiedzieć: na przykład, że zrzuci bombę atomową na Warszawę czy deportuje Ukraińców na Alaskę. W relacji z pogrzebu tego komedianta dowiedziałem się, że miał on stopień pułkownika. No cóż, resortowy aktor w teatrze na Łubiance...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz