sobota, 19 marca 2022

Mała Z-wycięska Wojenka



Ilustracja muzyczna: Thomas Bergersen - Wings for Ukraine

"Mógłbym zdobyć Kijów w dwa tygodnie, gdybym chciał"

   karzełek Putin, 2014 r.

Xi Jinping jest ponoć ciut zirytowany nieudacznictwem Ruskich. Według sygnalisty z FSB, obie strony dogadały się bowiem, że we wrześniu ChRL dokona inwazji na Tajwan, tak żeby zdobyć go przed partyjnym zjazdem. Taka mała zwycięska wojenka, w której Tajwańczycy mieli być zdemoralizowani tym, że USA pozwoliły wcześniej upaść Ukrainie. Karzełek Putin przekonywał Xi, że jego wojska mogą zdobyć Kijów w ciągu kilku dni. Wyszło jak wyszło, a Chińczykom zawalił się harmonogram. Nieudolny sojusznik prosi ich o pomoc materiałową - w tym o... racje żywnościowe. Ruscy żołnierze na Ukrainie ratują się przed głodem rabując sklepy. To skutek tego, że za zaopatrzenie armii w racje żywnościowe odpowiada złodziejski kumpel karzełka Putina - jego "kucharz" Jewgienij Prigożin (który w czasach sowieckich siedział przez 9 lat w łagrze za kradzieże i oszustwa, a obecnie stoi m.in. za Grupą Wagnera i "farmą trolli".) No cóż, do żołnierzy trafiły racje przeterminowane o pięć lat, a te nowsze można kupić na rosyjskich odpowiednikach Allegro. 

Wielu ludzi zastanawia się, czemu rosyjska armia tak kiepsko radzi sobie w ostatnich tygodniach? W Wydawnictwie Piwnicznym nawet niektórzy twierdzą, że ta wojna musi być ustawką, bo przecież niemożliwe, by "Wszechpotężna Armia Rassiji" była tak nieudolna. Czyżby? Rosyjski analityk Kamil Galijew, przekonująco wyjaśnił sprawę w serii swoich wpisów. Przytoczył on doniesienia rosyjskich mediów mówiące, że bandyci pobierali haracze od żołnierzy wracających z Syrii oraz od całych baz wojskowych. W tym od strategicznych baz rakietowych. Czemu armia nie robi porządku z tymi szmaciarzami? Bo jest niżej od nich w hierarchii. Służby bezpieczeństwa wewnętrznego żyją w symbiozie z urkami, by trzymać naród w szachu. Armia jest mniej ważna, a po każdej wojnie eliminowani są popularni generałowie. (Pamiętacie jak zabili generała Lebiedzia?) W ich miejsce promowani są ludzie z MSW. Doszło do podobnego zjawiska jak w armiach arabskich w drugiej połowie XX w. Tamtejsi dyktatorzy bardziej obawiali się własnej armii niż sił wroga i osłabiali ją tak, by nie była w stanie przeprowadzić zamachu stanu. 

Wojna przeciwko Ukrainie miała być "małą zwycięską wojenką", bo do prowadzenia innych wojen Rosja nie jest przygotowana. Przez ostatnie 70 lat - pomijając "doradców" w Korei, Wietnamie czy w Angoli - mierzyła się jedynie z przeciwnikami, którzy byli o wiele słabsi lub wręcz nie mieli woli walki (jak Czechosłowacja w 1968 r.). Dwa razy od takich przeciwników dostała wpierdol - w Afganistanie i w Czeczenii. Przypominam, że Afganistan też miał być małą, zwycięską wojną - Sowieci zaatakowali swojego sojusznika, a gdy przeprowadzali szturm na pałac prezydent Amina, on próbował się dodzwonić do ambasady sowieckiej i wezwać wsparcie (!). Małą zwycięską wojenką miała być też wojna przeciwko Japonii, rozpoczęta w 1904 r. Rosyjska propaganda przedstawiała wówczas Japończyków jako małpy, z którymi armia i flota łatwo sobie poradzą. Skończyło się oczywiście Cuszimą i Rewolucją 1905 roku. Kolejnej wojny - I wojny światowej - gospodarka i machina państwowa Rosji już nie wytrzymały.

W trwającej 9 lat wojnie afgańskiej (właściwie drugiej wojnie afgańskiej, bo pierwsza interwencja była w 1929 r.), Związek Sowiecki oficjalnie stracił:  14,5 tys. zabitych, 147 czołgów, 1314 transporterów, 333 śmigłowce i 119 samolotów. Straty te oczywiście były niewielkie w porównaniu z wielkością całej Armii Sowieckiej. Ale stanowiły wielkie obciążenie dla logistyki. A przede wszystkim niszczyły one mit o "Wszechpotężnej Armii Czerwonej". Skoro bowiem afgańskie pastuchy zestrzeliły Sowietom tyle śmigłowców, to ile ich zniszczyłaby profesjonalna natowska armia? W podobny sposób w mit "niezwyciężonej armii rosyjskiej" wali się dzisiaj na Ukrainie.


Do rosyjskich strat podawanych przez stronę ukraińską - 14,4 tys. zabitych, 466 czołgów, 1470 pojazdów opancerzonych, 95 samolotów, 115 śmigłowców i 3 jednostki pływające - należy oczywiście podchodzić sceptycznie. "Overclaiming" często zdarza się na wojnie. Amerykanie w połowie tygodnia szacowali jednak rosyjskie straty na 7 tys. zabitych, czyli na więcej niż wojska USA straciły przez 20 lat w Iraku i w Afganistanie. Firma Oryx zdołała w 100 proc. potwierdzić na podstawie zdjęć i filmów rosyjskie straty na m.in.: 244 czołgi, 613 pojazdów opancerzonych, 13 samolotów, 9 dronów i 34 śmigłowce. Duży wzrost liczby śmigłowców w ciągu tygodnia, to skutek m.in. dobrze udokumentowanego ataku na lotnisko pod Chresoniem. Przykładów udokumentowanych udanych ukraińskich uderzeń na rosyjską armię można znaleźć w necie wiele (pierwszydrugi trzeci i czwarty przykład z brzegu) - i tylko prorosyjskie spierdoliny umysłowe udają, że to "ustawka". Część zniszczonego lub uszkodzonego sprzętu Rosjanom udało się ewakuować. Wszak Biełarusy się skarżą, że muszą usuwać resztki rosyjskich sołdatów z czołgów sprowadzanych z frontu. Nie wiadomo co z tym okrętem trafionym przez Ukraińców pod Odessą w zeszłym tygodniu. Ruscy pokazali nowe zdjęcia Wasilija Bykowa - więc ten okręt nie zatonął, ale rozmiar pożaru widocznego na zdjęciach po ostrzale sugeruje, że mógł zostać trafiony duży desantowiec.  Straty Rosjan w wyższych oficerach i generałach są też całkiem spore. Wczoraj dołączył do tej listy piąty zabity generał - Andriej Mordwiczow, zastępca dowódcy 8 Armii. (Brak jednak oficjalnego potwierdzenia tych strat. Czeczeński generał Tuszajew, który był na liście zabitych chyba jednak żyje, ale w przypadku generała Suchowieckiego, Ukraińcy przedstawili przechwyconą rozmowę funkcjonariuszy FSB dotyczącą jego śmierci. Zwłoki generała Mitajewa - zabitego pod Mariupolem przez pułk Azow - macie natomiast na fotce otwierającej ten wpis.)  Przypominam: w Kampanii Wrześniowej zginęło 6 polskich generałów służby czynnej. Morale Rosjan na froncie jest niskie a Putinowi nie wystarczy już mięso armatnie z republik "ludowych". Ruscy  ściągają posiłki z Dalekiego Wschodu (drogą morską wokół Azji!), z Karabachu i Osetii Płd. Z Osetyńcami będzie zabawa - Czeczeni pewnie będą ich wystawiać Ukraińcom pod ostrzał. (W czasie wojen czeczeńskich Ruscy chętnie ich wystawiali Czeczenom :). 


Sytuacja na froncie przez ostatni tydzień niewiele się zmieniła. Na powyższej mapie na czerwono zaznaczono tereny zdobyte w ciągu tygodnia przez Rosjan a na niebiesko przez Ukraińców. Ukraińcy mają szansę na odbicie Chersonia. Fatalnie za to wygląda sytuacja pod Mariupolem.



Pułk Azow, piechota morska i Gwardia Narodowa nadal się bronią. 3 tys. obrońców cywilizacji stawia czoła 14 tys. ruskich orków.  Bronią się całkiem skutecznie (przykład pierwszy i drugi ). Ale ich obrona przekracza już granicę ludzkich możliwości. Ruscy bezkarnie masakrują miasto, zamieniając je w morze gruzów. Z Kijowa płyną sygnały, że odsiecz jest obecnie niemożliwa. Ruscy zdają już sobie sprawę z tego, że nie zdobędą ani Kijowa, ani Charkowa. W swojej propagandzie traktują więc Mariupol jak "Berlin" - "gniazdo faszystowskiej bestii". Chcą zabić wszystkich żołnierzy Azowa (a przy okazji wszystkich mieszkańców miasta) i ogłosić z tej okazji "triumf nad faszyzmem". Zdobycie Mariupola będzie prawdopodobnie dla Rosji momentem, w którym przystąpi do poważniejszych rozmów pokojowych. Dla Ukraińców - i dla wszystkich dobrych europejskich nacjonalistów - Mariupol to jak Alamo, Wizna czy Termopile. Azowcy walczą tam wiedząc, że nie wyjdą z tego żywi...

W Wielkiej Krainie Pojebów nadal trwa propagandowe wzmożenie. Na moskiewski koncert "Muzyka Przeciw Faszyzmowi" zwieziono 200 tys. ludzi - głównie pracowników sfery budżetowej, niektórych aż ze Smoleńska (6 godzin jazdy autokarem). Oczywiście jest wciąż bardzo silne poparcie dla wojny wśród postsowieckiej masy zamieszkującej Rosję. Głównie dlatego, że Putin nie przeprowadził jak dotąd mobilizacji a Ruscy sądzą, że poradzą sobie bez zachodnich dóbr. Kilkadziesiąt tysięcy Rosjan wyjechało jednak już od początku wojny z kraju - m.in. do Gruzji i Armenii. Ci lepiej sytuowani są przerażeni nadciągającym kryzysem. Tymczasem zdemenciały karzełek Putin grozi "piątej kolumnie" i bóldupi, że Amerykanie mu zajęli 300 mld USD z rezerw,  a w telewizji omawiane są warianty wojny przeciwko Państwom Bałtyckim. Coś się jednak zmienia. Armenia - wierny sojusznik Rosji - nawiązuje relacje dyplomatyczne z Turcją i otworzy z nią granicę. Tak jakby czuła, że nie może już liczyć na rosyjską pomoc...


***


Obserwując tę wojnę czuję jakby unosił się nad nią duch doktora Targalskiego i Witolda Michałowskiego. Okazało się, że to oni mieli rację, a nie różni "duporealiści" w stylu Sykulskiego (nie mówiąc już o takich totalnych debilach jak doktor Adam Wielkodupski). A pamiętam ile się z "dupoprawicą" nawykłócałem w sprawie rosyjskiego imperializmu. Jak się zachwycali "potęgą" i "realizmem" Rosji, jaką "konserwatywną" siłę widzieli w antifiarzach z Kremla. Jak się brandzlowali tym, że patriarcha Cyryl (kagiebowski, ateistyczny oligarcha) podpisał jakiś gówniany świstek papieru z polskimi biskupami. Terlikowski niemal go wtedy kanonizował za życia...

Teraz można zapytać tych wszystkich duporealistów: co nam może Rosja zaoferować? Odpowiedź brzmi: jedno wielkie gówno. Lub to samo, co może zaoferować dresiarz pobierający haracz na ormiańskim bazarze. W jakiej bylibyśmy teraz sytuacji, gdybyśmy posłuchali różnych sierot po Giertychu?

Warto sięgnąć po pisma polskiego przedwojenno-emigracyjnego sowietologa Włodzimierza Bączkowskiego. Pisał on, że Rosja jest w stanie samodzielnie wygrywać militarnie tylko z krajem, który jest już od dawna wewnętrznie moralnie rozłożony. I stąd się brała sączona nam od lat propaganda o tym, że Rosja jest wszechpotężna i nie warto Polski bronić. I że trzeba ustawić wojska na linii Odry, rozwiązać WOT, nie kupować Bayraktarów, F-35 i Abramsów oraz otworzyć na oścież granicę z Białorusią dla nachodźców i dywersantów. Jak myślicie, skąd brało się to całe plucie na AK, "faszystowskich" Żołnierzy Wyklętych i sanację? Czemu Zychowicz co jakiś czas porównywał naszą sytuację z rokiem 1939, twierdził, że powinniśmy oprzeć się na gówno wartym niemieckim rządzie i krytykował brytyjską pomoc wojskową dla Ukrainy? Czemu Łysy Wróż wraz z innymi patafianami regularnie pierdolił co roku o tym, że "będzie wielka wojna" i że Polacy będą "uciekać do Rumunii"?  Skąd się wzięło u nas tylu idiotów, którzy na początku wojny wyciągali pieniądze z bankomatów i wykupywali płyn lugola? 

I skąd, w tygodniach poprzedzających inwazję, wzięło się w komentarzach na moim blogu takie wzmożenie rusofili? Zwróciłem uwagę na to Chehelmutowi. Odpowiedział, że to znaczy, że "jesteśmy na celowniku". No cóż: bando patafianów z Łubianki - zamiast zajmować się jakimś niszowym, nic nie znaczącym blogerem - zajmijcie się czymś konstruktywnym. Załatwcie zawał serca swojemu przywódcy-karzełkowi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz