sobota, 19 lutego 2022

Mała czy duża wojna?

 


Na pytanie: "Czy wybuchnie wojna na Ukrainie?", odpowiadam: ona już trwa od 2014 r. Rosyjscy żołnierze i dywersanci są tam już od dawna. Prawdopodobnie snajperzy z FSB brali już udział w operacji obalenia Janukowycza (oczywiście różne rusyfilisy i inne sowieckie półmózgi przekonują, że Janukowycz został obalony przez "faszystowską, natowską juntę"). Nie oszukujmy się - żule z Doniecka i Ługańska mają swoje bandyckie księstewka tylko dzięki wsparciu armii rosyjskiej. Konflikt był jak dotąd dosyć ograniczony. Za rządów proniemieckiego Poroszenki spełniało to swoje zadania, a poza tym niskie ceny ropy skutecznie zniechęcały Putina do awanturnictwa. Za rządów Trumpa, karzełek Putin początkowo liczył na to, że dogada się z Ameryką - uwierzył chyba w propagandę CNN i znanego heroinisty Tomasza Piątka :) Później hamował się, bo reakcje Trumpa były nieobliczalne. Również Zełenski nie okazał się kapitulantem. Pierwsze miesiące rządów administracji Bidena i katastrofalnie przeprowadzony odwrót z Afganistanu, przekonały go jednak, że ma w Waszyngtonie cieniasa, z którym może pogrywać. Postanowił więc przetestować demokratyczną administrację.

Pierwszym testem była wiosenna koncentracja wojsk nad granicą ukraińską. Wówczas udało się uzyskać mały sukces dyplomatyczny w postaci rozmowy Bidena z karzełkiem Putinem. Jesienią zaczął więc znów sięgać po taką samą sztuczkę. Tym razem cel był szerszy. Rassija - największy kraj świata - głośno bóludpiła, że brakuje jej przestrzeni strategicznej, że jest nieustannie zagrożona i że "faszystowska natowska junta" już zaraz będzie instalować na Ukrainie pociski hipersoniczne. (Podobną propagandę rozsiewały u nas różne milicyjno-esbeckie żywe trupy i dupoendeckie leśne dziadki.) Moskwa domagała się więc, by NATO faktycznie wycofało się z obrony państw leżących na Zachód od linii Szczecin-Triest i by USA de facto oddały Europę Niemcom i Rosji. Jak można się było spodziewać, Ameryka wyśmiała kretyńską "propozycję" Ławrowa. Rassija przelicytowała. Trzeba było więc sięgnąć po plan optimum lub plan minimum.

Czy planem optymalnym byłaby dla RaSSiji większa inwazja na Ukrainę, prowadzona ze Wschodu, z Krymu, Naddniestrza i Białorusi? Inwazja mająca zakończyć się zdobyciem Kijowa i zainstalowaniem tam promoskiewskiego rządu kolaboracyjnego? O tym przekonują cały czas tajne służby amerykańskie, brytyjskie, estońskie i zapewne także kilka innych służb sojuszniczych. To one stoją za przeciekami do prasy o rychłej inwazji, koncentracji wojsk, rozwiniętych szpitalach polowych i przygotowywanych prowokacjach. I to od tych służb pochodził alert mówiący, że Rosja zaatakuje Ukrainę 16 lutego 2022 r. o 1.00 w nocy.  Jak wiadomo, Rosja wówczas nie zaatakowała - nie licząc ataków hakerskich. "Ha ha ha! Ale głupia propaganda!" - wszyscy się śmieli z nieporadności zachodnich służb. Ukraińskie władze wzywały zaś, by nie siać paniki. Deklarowały, że nie widzą groźby pełnoskalowej inwazji w ciągu najbliższych dni.  Zełenski wykorzystał sprawę propagandową organizując patriotyczne święto w dniu, w którym miało dojść do inwazji.  To oczywiście był element gry psychologicznej. Pokazał, że nie da się zastraszyć Rosji.

Nie śmiałbym się jednak z ostrzeżeń dotyczących inwazji. Na jesieni 1980 r. Amerykanie ostrzegali przez sowiecką inwazję na Polskę, prowadzoną pod osłoną manewrów. Informacje mieli od płk Kuklińskiego i pokrzyżowali te plany bezpośrednio dzwoniąc do Breżniewa. Tak samo teraz, alarmowanie o rosyjskiej koncentracji wojsk, planach inwazji i jej możliwych datach, psuje plany Rosji. Trudniej jej przedstawić się jako "niewinna ofiara natowskich knowań". Przecieki, które zachodnie służby przesyłają do mediów, zawierają oczywiście mieszankę prawdy i kłamstw. Jeśli mają dostęp do rosyjskich planów, to znaczy, że albo złamali ich szyfry albo korzystają z wysoko postawionego źródła w rosyjskich siłach zbrojnych. W każdym z tych przypadków muszą chronić swoje źródła, więc przecieki muszą być odpowiednio obrobione. Moim zdaniem, doniesienia o inwazji planowanej na 16 lutego były elementem kamuflowania źródła.

(Zresztą termin inwazji nigdy nie jest "wykuty w kamieniu". Hitler początkowo planował zaatakować Polskę 26 sierpnia 1939 r., ale wstrzymał się z inwazją na kilka dni, bo się zaniepokoił paktem polsko-brytyjskim. Inwazję na Francję przekładał kilkanaście razy. Stalin również kilkakrotnie przekładał termin ataku na Polskę w 1939 r. a w 1941 r. termin ataku na Zachód.) 

Moim zdaniem Putin zwlekał z decyzją o inwazji. Nie był pewny reakcji USA. Przerzut 82-giej Powietrznodesantowej na Podkarpacie był wystarczająco jasnym sygnałem.  Zezwolenie na sprzedaż Polsce 250 Abramsów również. (Putin de facto wzmocnił swoimi działaniami z ostatnich tygodni wschodnią flankę NATO i sprawił, że Polska zaczyna odgrywać rolę podobną jak RFN w trakcie Zimnej Wojny.) W międzyczasie mieliśmy telefon od Xi Jinpinga do Putina, by karzełek nie zaczynał wojny na początku Olimpiady. (Ten powód do oddalenia inwazji już jednak mocno osłabł, bo Olimpiada w Pekinie ssie pałkę. Przyciąga uwagę jedynie skandalem wokół koksującej rosyjskiej nimfetki-łyżwiarki, która po zajęciu 4-tego miejsca została zjebana przez swoją gruzińską trenerkę.) Do myślenia mógł dać też Putinowi apel gen. Iwaszowa i grupy wojskowych emerytów, wkurzonych na to, że ugrofińsko-semicki karzełek chce "zgubić Rosję" rozpoczynając niepotrzebną i zbrodniczą wojnę przeciwko "bratniemu słowiańskiemu narodowi". Owi emertyowani generałowie brzmią zadziwiająco rozsądnie, co przywodzi na myśl zawiązany przez marszałków i Sztiemienkę spisek przeciwko Chruszczowi i Sierowowi w czasie kryzysu kubańskiego. Wojskowi w służbie czynnej też mogą być zdania, że wojna na Ukrainie nie będzie spacerkiem. W grę wchodzi tradycyjna niechęć wojskowych do nierobów i złodziei z KGB. I być może tutaj mamy rozwiązanie tajemnicy tego, czemu rosyjskie plany cały czas wyciekają...

Przeciwskazań do przeprowadzenia pełnoskalowej inwazji jest więc coraz więcej. Debka podawała niedawno, że Rosja ocenia potencjalne koszty wojny na 500 mld USD i liczy na wsparcie Chin. Jako dowód na gotowość na atak, wskazała, że wojska nad granicą mają zaopatrzenie na miesiąc działań. Miesiąc działań? To raczej recepta na kryzys logistyczny podczas pełnoskalowej inwazji. 

Ciekawą teorię przedstawił Krzysztof Wojczal. Jego zdaniem, koncentracja rosyjskich sił na Białorusi wcale nie miała służyć atakowi na Kijów, ale odciągnięciu wojsk ukraińskich od Charkowa. Zajęcie Charkowa byłoby w takim scenariuszu "darmowym obiadem" dla Rosji. Ukraińcy się na to jednak nie złapali. Więc plany trzeba zaktualizować...

Wygląda więc na to, że Rosja przygotowuje się na realizację swojego planu minimum - zajęcie Donbasu. Kilka tygodni temu, w rosyjskich wiadomościach telewizyjnych pokazywano ćwiczenia w Doniecku. Ćwiczono dekontaminację wagonów kolejowych po ataku chemicznym. Równolegle pojawiły się przecieki mówiące o szykowanej prowokacji z bronią chemiczną w Donbasie. Rosyjska propaganda więc na pewien czas zmieniła akcenty. Obecnie znów wróciła do narracji o "ludobójstwie" - "nieustannym ostrzale" Doniecka przez Ukraińców. Elementem tej prowokacji jest masowa ewakuacja cywilów w Doniecku.  Rosyjskie media jakoś mało pokazują skutków tego ostrzału na miejscu. Jakimś cudem jeden z ukraińskich pocisków miał jednak wylądować aż w obwodzie rostowskim, czyli już po rosyjskiej stronie granicy. Oczywiście żulom z Doniecka lekko popieprzył się harmonogram prowokacji - zaczęli masowy ostrzał wolnej Ukrainy , zanim zorganizowali u siebie "zbrodnię wojenną ukraińskich faszystów". Scenariusz podobny jak z Finlandią w 1939 r. i z Gruzją w 2008 r. 

Jeśli więc dojdzie w nadchodzących dniach do inwazji, to będzie ona raczej przeprowadzona na ograniczoną skalę. Będzie typowym sowieckim "marszem wyzwoleńczym" - zajęte zostaną Doniecka i Ługańska Republika Chujowa, czyli tereny, które Rosja i tak już od dawna kontroluje. Głos zombie Jurija Lewitana po raz wtóry ogłosi w Radiu Moskwa zwycięstwo nad faszyzmem...

***

Oglądanie rosyjskiej telewizji bywa pouczające, bo pozwala zorientować się w ich propagandowej narracji. Zobaczyć na co kładą akcenty. Jak mam czas, to oglądam więc "Viesti" na RTR-Planeta.

 

 ***

Wróg oczywiście nie jest tylko na Wschodzie. Niemiaszki aż przebierają nóżkami, by podzielić się z kremlowskim karzełkiem Europą. I oni też mają u nas swoją piątą kolumnę. Ta piąta kolumna to libki-cipki z różnych podejrzanych fundacji, organizacji ekologicznych itp. Na szczęście nie jest tak groźna jak w 1939 r., ale cały czas działa przeciwko interesom Polski. Widzieliśmy to choćby przy okazji obrony granicy. Na szczęście jej przekaz był zbyt histeryczny ("Gdzie są dzieci z Michałowa?!", na co odpowiedzią powinno być:  "W twojej dupie pedofilu!") i zbyt głupi ("Egipcjanin Hieroglif" płynący sześć dni przez Bug), by odniósł skutek. A co by było, gdyby postPolacy posłuchali V-tej kolumny a rząd ugiął się przed naciskami Niemców? Mielibyśmy dziurawą granicę wykorzystywaną przez rosyjskich i białoruskich dywersantów. USA nie postrzegałyby nas jako kraj na tyle poważny, by wysyłać do niego wojska. No ale, parę miesięcy temu różne libkowskie bezmózgi  przekonywały, że rząd nie wpuszczając "biednych nachodźców" "kompromituje Polskę w oczach Zachodu". Kto słucha libków, sam sobie szkodzi...

Baj de łej: Zwróćcie uwagi na to, co wypisują przy okazji konfliktu na Ukrainie Zychowicz, Ma

***

By uprzedzić rytualne wysrywy promoskiewskich jełopów, zakończę ten wpis pozytywnym i prorosyjskim akcentem. Doceniam to, że Ruscy lubią kotki. I czasem trzymają u siebie takie fajne kociaki, jak te poniżej. Fajnie byłoby mieć taką bestyjkę... Pojawiłbym się z nią na spacerze, to pies Cenckiewicza, ze strachu uciekałby na drzewo :) Ten drugi kotek, co prawda mocno spasiony, ale ma niezłe zębiska... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz