sobota, 12 lutego 2022

Ks. Henryk Jankowski - osiedlowy boss

 


Ilustracja muzyczna: Apteka - Wiesz rozumiesz

Dzisiejszy wpis jest poza serią "Ostrożnie, Pożądanie!", ale ma oczywiście z nią punkty zbieżne...

Po lekturze książki Moniki Góry i Krzysztofa Brożka "Upadek" uznałem, że ks. Henryk Jankowski mógł mieć większe uprawnienia do noszenia munduru admirała niż nam się wydaje...

Po książkę tę sięgnąłem, gdyż bardzo mi się spodobała późniejsza praca Moniki Góry poświęcona zabójstwu Piotra Jaroszewicza. I tym razem też się nie zawiodłem. Góra i Brożek podchodzą bowiem do tematu bardzo rzetelnie i obiektywnie. Badają każdy wątek i obalają m.in. bzdurną opowiastkę kolportowaną przez "Wyborczą" o tym jak ks. Jankowski rzekomo biegał za małymi dziewczynkami po piwnicach jednocześnie się masturbując. (O tym za chwilę.) Dużo ważniejsze od kwestii obyczajowych są w tej książce jednak wątki dotyczące tajnych służb.

Wiedzieliście o tym, że na miesiąc przed zabójstwem gen. Marka Papały, ks. Jankowski, jeden z jego ludzi, Papała i Edward Mazur spotkali się w jednej z warszawskich restauracji? Okazuje się, że Jankowski był dobrym znajomym Papały już od lat 80-tych, czyli od czasu, gdy Papała był wykładowcą w szkole milicyjnej w Szczytnie. Po co jednak ks. Jankowski odwiedzał ową resortową alma mater? I to w latach 80-tych, w czasie gdy był już "znanym opozycjonistą" a milicja była powszechnie znienawidzona?

Znajomości ks. Jankowskiego w Resorcie szły jednak o wiele dalej. Przyjaźnił się też m.in.: z generałami Gromosławem Czempińskim, Wiktorem Fonfarą i Henrykiem Jasikiem. Czyli z ekipą z Departamentu I, która później tworzyła UOP.

Wiemy dzisiaj, że ks. Jankowski był zarejestrowany jako KO "Delegat"/"Libella" przez SB. Oczywiście trwają wśród historyków spory co do tego, jaki zakres miała ta współpraca i na ile była świadoma. Od 1982 r. ks. Jankowski miał być już traktowany przez SB jako wróg a w działania przeciwko niemu zaangażował się Grzegorz Piotrowski (który później obsrywał prałata na łamach "Faktów i Mitów"). Doszło również do dziwnego wypadku, w którym zginął kierowca księdza "Delegata". Jednak w tej sprawie jest bardzo wiele anomalii - choćby to, że jeszcze w 1983 r. i 1984 r. ks. Jankowski spotykał się ze swoim oficerem prowadzącym. Oficer prowadzący też się wypowiada w książce. Zaprzecza, by "Delegata" zwerbował na kwity obyczajowe. Twierdzi również, że kamuflował tego agenta przed kolegami i niektórymi zwierzchnikami. Co ciekawe, ks. Jankowski był również źródłem informacji dla Stasi - ale raczej nieświadomym. Po prostu zbyt dużo mówił pewnemu resortowemu pastorowi z NRD.

Ks. Jankowski wszedł do historii jako kapłan, który odprawił Mszę św. na terenie stoczni podczas strajku w sierpniu 1980 r. To było jedno z kluczowych wydarzeń strajku. Mało kto obecnie je rozpatruje jako elementem puczu przeciwko Gierkowi. Na odprawienie Mszy dał zgodę ryjący wspólnie z Kanią pod Gierkiem gdański sekretarz Fiszbach, a tekst kazania współredagował... gen. Zenon Płatek z Departamentu IV SB. Oczywiście "Delegat" miał prawo być w tamtych dniach równie zdezorientowany jak "Bolek". Część bezpieki była bowiem lojalna wobec Gierka i starała się wygasić strajk, część słuchała Kani  i Jaruzelskiego i podsycała prowokację... Później ks. Jankowski starał się o papieskie odznaczenie dla Fiszbacha.

Mariusz Olchowik, były dyrektor Instytutu ks. Henryka Jankowskiego, podzielił się z autorami książki intrygującą historią. Ks. Jankowski raz pokazał mu album ze zdjęciami z marca 1968 r. Dumnie wskazał siebie na jednym ze zdjęć z Warszawy i opowiedział, że miał przemawiać do tłumu młodzieży. Miał jej przemówić do rozsądku, by nie szła w stronę Domu Partii! Co on tam robił i dla jakiej służby? To wielka zagadka...



Nie powinny więc nas dziwić "Msze pojednania", które ks. Jankowski odprawiał w 1989 r. Były to Msze pojednania z Resortem, podczas których milicjanci i wojskowi czytali Pismo Św. Był on wówczas oczywiście wielkim zwolennikiem Wałęsy i Okrągłego Stołu. Stoliki z wydawnictwami Solidarności Walczącej i FMW bywały więc pod św. Brygidą wywracane przez straż kościelną ks. Jankowskiego.

Wielką tajemnicą pozostaje również kwestia jego majątku w latach 70-tych. Zdołał on wówczas odbudować z ruin kościół św. Brygidy. Esbeków dziwiło to, że jeździ Mercedesem i nie ma problemów z załatwianiem materiałów budowlanych. Miał wówczas jeździć do Niemiec i uzyskiwać pieniądze od tamtejszych organizacji katolickich. W latach 80-tych ks. Jankowski stanie się osobą o wiele bardziej majętną, co można tłumaczyć jego dostępem do pomocy z Zachodu. Prawdą jest jednak to, że zarówno lekką ręką brał jak i dawał. Wielu gdańszczan zachowało go we wdzięcznej pamięci, bo w latach 80. ratował ich przed totalną nędzą. Tysiące ludzi zawdzięczało mu dostęp do trudno dostępnych leków. Setkom dzieci załatwił ratujące zdrowie i życie operacje w zachodnich klinikach. Nie trzeba się więc dziwić, że w wielu domach do dziś na honorowych miejscach znajdują się zdjęcia ks. Jankowskiego. (Działalność charytatywną na dużą skalę prowadził też w latach 90-tych i 00-wych. Po pożarze w Hali Oliwii załatwił w USA syntetyczną skórę za kilkaset tysięcy dolarów dla poszkodowanych - leżała ona później długo na lotnisku bo urzędasy robiły problemy.) Wsparcie finansowe dostawali u niego opozycjoniści. "Bolek" Wałęsa sam przyznawał, że "Jankowski mnie utrzymuje", a premier Thatcher była zszokowana, gdy na plebanii św. Brygidy została ugoszczona bażantami...

Jednym ze znajomych ks. Jankowskiego był znany gangster "Nikoś" - będący informatorem służb i zatrudniający milicjantów w swoim gangu. Jankowski brał udział w rozprowadzaniu drogich aut kradzionych na Zachodzie przez ludzi "Nikosia". W książce opisana jest wiele mówiąca scena z lat 90.: przy plaży zatrzymuje się Mercedes, wychodzi z niego człowiek w białym garniturze, z laseczką ze srebrną stylową rączką. To ks. Jankowski przyjechał poświęcić skutery wodne "Nikosia". Gdy na początku obecnego stulecia prałat miał problem ze zdobyciem bursztynu na swój ołtarz, udał się do 
"Tygrysa", znanego gangstera ze Stogów. Gangusowi, którego wszyscy się bali postawił ultimatum: albo podzieli nielegalnie wydobywanym bursztynem, albo ks. Jankowski rozpierdoli mu cały interes. "Tygrys" pokornie się podzielił. Co ciekawe, znajomym prałata był też Marius Olech, wiązany m.in. z Amber Gold, a także koleś, który na początku lat 90. założył parabank, w którym wielką kasę umoczył... Bronisław "Peter Griffin" Komorowski. Sam ks. Jankowski zasiadał wówczas w radzie nadzorczej aferalnego Banku Baltica.


Ks. Jankowski utrzymywał również dobre relacje z wielkim biznesem III RP. To on poradził Janowi Kulczykowi, by dać pieniądze na remont bastionów Jasnej Góry i zdobyć w ten sposób tytuł honorowego kontrfratra tego sanktuarium. To on też poprosił Ryszarda Krauzego, by wykupił i oddał Archidiecezji Krakowskiej dom Jana Pawła II w Wadowicach. Jankowski dobrze znał matkę Krauzego, która wyjeżdżała służbowo do Berlina Zachodniego. Krauze potem zatrudnił u siebie m.in. Olchowika.

Związki z samorządem? Paweł Adamowicz był ministrantem w św. Brygdzie - tak jak Aleksander Hall. Mówiono nawet, że to ks. Jankowski wykreował Adamowicza na prezydenta Gdańska. Adamowicz odwdzięczył się m.in. darując parafii parking i wyrażając zgodę na pomnik ks. Jankowskiego (ten, co później został zburzony przez kodziarstwo). Po wybuchu afery pedofilskiej, prałat jednak miał za złe Adamowiczowi, że się od niego dystansował.

Czy ks. Jankowski był jednak rzeczywiście pedofilem? Fatalnie na reputację księdza wpłynął reportaż "Wyborczej", w którym pewna kobiecina opowiadała jak pod koniec lat 60-tych ganiał ją po piwnicach i mastrubował się jej na sukienkę i włosy, gwałcił analnie itp. Mówiła, że wszystkie dzieciaki uciekały przed Jankowskim i że jakaś dziewczyna z jej ulicy w 1969 r. popełniła samobójstwo wyskakując z okna, bo była z nim w ciąży. Góra i Brożek dokładnie zweryfikowali jej opowieści. Okazało się, że nie ma w dokumentach żadnych śladów samobójstwa nastoletniej dziewczyny w tamtych latach, w tamtej okolicy. Nie pamiętają tego też mieszkańcy tamtych kamienic. Twierdzą nawet, że ks. Jankowski nigdy się tam nie pojawiał. Ludzie, którzy chodzili wówczas do pobliskiej szkoły również niczego sobie takiego nie przypominają. W opowiastce kolportowanej przez "Wyborczą" jest też tyle absurdalnych elementów, że można uznać ją za opowieść wariatki lub oszustki. Autorka tych rewelacji odmawiała spotkania z Górą i Brożkiem, ale oczywiście zażądała za swoje fantazje pół miliona złotych odszkodowania...

Część zeznań dotyczących gejowsko-pedofilskich zachować Jankowskiego również brzmi podejrzanie. Wiarygodnie wyglądają natomiast zeznania dotyczące jego relacji z ministrantami na parafii. Ks. Jankowski zachowywał się jak klasyczny pederasta - kupował towarzystwo młodych chłopców. Publicznie całował ich w usta i klepał po tyłkach. Nie wiadomo jednak jak daleko się posunął. Raczej nie był gwałcicielem. Faktem jest jednak to, że chłopców tych demoralizował, choćby pieniędzmi, jakimi ich obsypywał. Jeden z jego kochasi poprosił go o 8 tys. zł na samochód. Jankowski lekką ręką mu dał tę kasę. Po paru dniach przyszedł do niego i skłamał, że rozbił tamten samochód. Prałat dał mu kolejne 8 tys. Często to sam był wykorzystywany... Zwłaszcza, że w ostatnich latach życia wyraźnie cierpiał już na demencję i dał się Olchowikowi oraz jego kolegom wciągać w różne chybione projekty biznesowe. Sam miałem okazję poznać kolesia, który się lansował tym, że jest "ochroniarzem księdza Jankowskiego"...

Niewątpliwie ks. Jankowski był jednak gejem. Wszyscy od Andrzeja Gwiazdy po Andrzeja Celińskiego mówią, że zdawali sobie sprawę z tego już w latach 80-tych. Być może wszyscy z nich są mądrzy post factum, ale pewne sygnały się pojawiały. Choćby w charakterystycznych dowcipach ks. Jankowskiego. Raz Jankowski jadł śniadanie z jednym z księży profesorów. Podniósł z talerza parówkę i zaśmiewając się powiedział: - Masz takiego.  Niektórzy z nas pamiętają też pewnie krótką rozmowę prałata z reporterem TVN. Dziennikarz podszedł do niego na parkingu i podekscytowany mówił: - Proszę księdza! Proszę księdza! Chciałbym coś księdzu pokazać! - Jankowski uśmiechnął się i odparł: - Co? Fiuta?!

Prawdę mówiąc Netflix, zamiast robić gniot o "Nikosiu", mógłby zrobić dużo ciekawszy serial poświęcony ks. Jankowskiemu. Byłoby w nim wszystko: wielka historia, skandale Kościoła, tajne służby, mafia, wielkie pieniądze i wątek LGBT...


Apropos charakterystycznego stylu ks. Jankowskiego: mundur mógł mu przysługiwać, gdyż prezydent RP Kazimierz Sabbat nadał mu uprawnienia kapelana wojskowego. Ks. Jankowski nosił też sutannę z fioletowymi obramowaniami guzików. Fiolet to kolor biskupi, ale prałat wykorzystał tutaj kruczek prawny - miał prawo do fioletu, jako kanonik męczeńskiej diecezji pelplińskiej. Nie miał jednak prawa do noszenia białej sutanny, w której się często pojawiał - ona przysługuje papieżowi, członkom niektórych zakonów i misjonarzom w krajach tropikalnych. Ks. Jankowski nosił ją jednak bo tak mu się podobało - nikt nie mógł mu nic z tego powodu zrobić. Był bossem.

***

Pojawił się ciekawy raport amerykańskiego Departmentu Obrony. Mówi on, że Chiny postrzegają ideologię "woke" oraz multikulturalizm jako chorobę, która niszczy Zachód. Chińscy analitycy jako przyczyną sukcesów USA widzą białą kulturę. Przedstawicieli rasy czarnej postrzegają jako głupszych i bardziej skłonnych do popełniania przestępstw. W sumie, każdy kto miał okazję odwiedzić Azję Wschodnią może dostrzec, że idee rasistowskie są tam bardzo żywe. Jedna z moich koleżanek z Wietnamu otwarcie przyznała: "Jestem rasistką. Boję się Czarnych". Gdy na olimpiadę przyjechała grupa czarnoskórych sportowców z USA, to przywitały ją okrzyki Chińczyków: "Niggers! Niggers! Get out of China Niggers!". Podejrzewam, że gdyby Chiny zaczęły kolonizować Afrykę, to Murzyni skończyliby jak Ujgurowie... A jakby zaczęli kolonizować USA...

***


Ilustracja muzyczna: Eren the coordinate - Attack on Titan OST

Śmierć Jarosława Marka Rymkiewicza to odejście kolejnego Tytana. Pisał On i mówił niesamowite rzeczy. Choćby o wadze powstań i rozlewu krwi w naszych dziejach. Bronił nacjonalizmu przed luksemburgizmem. Jego twórczość była tak epicka, że wkręcałem ludzi, że to On był autorem scenariusza anime "Atak na Tytana". (W sumie jego "Wieszanie" i "Samuel Zborowski" zasługują na dobre ekranizacje.) Pojawił się też w mojej serii "Sny". Niewątpliwie powinien on zostać - obok takich osób jak Jerzy Targalski - jednym z patronów polskiego obozu patriotycznego.

Ale miał też na koncie mniej tyrtejską, za to bardziej wesołą twórczość, wręcz pozostającą w klimatach anime:

"W kolejce WKD jadą dwie nimfetki
Jedna ma żółte druga zielone skarpetki
Jedna ma rude loczki a druga warkoczyk
Trzymają się za ręce patrzą sobie w oczy
Obie śliczne jak ciepłe czerwcowe poranki
Może to są siostrzyczki a może kochanki
Może to są kochanki a może siostrzyczki
Ale oczy im błyszczą jak ostre nożyczki"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz