sobota, 7 sierpnia 2021

Andrzej Lepper nie zabił się sam

 


 Pamiętam jak dziesięć lat temu rozmawiałem z Witoldem Michałowskim o śmierci Andrzeja Leppera. To był kilka dni po tym szokującym zgonie, a dzień wcześniej u Michałowskiego spotkało się kilku wysokiej rangi polityków Samoobrony. Mój przyjaciel blisko znał Leppera i obserwował początki jego kariery. Ciekawy więc byłem jego zdania na temat okoliczności śmierci byłego wicepremiera. Wyraziłem wątpliwość w to, że łatwo dałoby się upozorować powieszenie. Zostałyby przecież na zwłokach ślady po walce. Michałowski odparł: - Bardzo łatwo jest powiesić bezwładne ciało. 

- Ale wcześniej musieliby go czymś sparaliżować...

- Podaj mi rękę

Podałem. Michałowski wówczas powiedział:

- I zostałeś teraz ukłuty. 

Zrozumiałem, że w zabójstwie Leppera musiał uczestniczyć ktoś, kogo on dobrze znał i do kogo miał zaufanie.

Michałowski poznał przywódcę Samoobrony w latach 90. Zaproponował mu wówczas organizację protestów przeciwko "tranzytowego przekrętowi stulecia", czy gazociągowi jamalskiemu. (Michałowski zwracał uwagę na kolonialne warunki działania tego gazociągu - brak realnej kontroli państwa polskiego nad nim, żałośnie niskie opłaty za tranzyt, bezprawne wywłaszczenia dokonywane przy okazji budowy i fuszerki techniczne grożące katastrofą.) Przeciwko rolnikom protestującym przeciwko wywłaszczeniom wysłano oddziały policyjnej prewencji - przeciwko którym polała się gnojówka pod ciśnieniem. Mundury i sprzęt mieli już do wyrzucenia. Jan Maria Władysław Rokita jeszcze wiele lat później bóldupił, że "Michałowski wynajął Leppera, by protestować przeciwko Jamałowi".

Lepper w ówczesnych czasach był innym człowiekiem, niż pokazywały to media. Podczas wizyty w USA, przed snem klękał przy łóżku i odmawiał różaniec. Michałowski mówił, że to była autentyczna pobożność polskiego chłopa. Podczas wizyty w Brazylii - u szefa miejscowych związków zawodowych, niejakiego Luli da Silvy, późniejszego prezydenta  - delegacja Samoobrony dostała dobry hotel, w którym do klucza dodawano "czekoladkę" - panienkę do nocnej zabawy. Odmówił ponoć Michałowski (bo miał robotę do wykonania), odmówił Witaszek (bo był monstrualnie gruby) i odmówił Lepper. Ciekawie to brzmi w świetle późniejszej "seksafery" opartej na zeznaniach Anety Krawczyk - osoby skazanej za oszustwo, której zeznania zostały podważone testami DNA jej dziecka. (Co ciekawe w rozpowszechnianiu seksualnych wrzutek na Leppera brał udział Zbigniew Stonoga, o czym pisze Wojciech Sumliński.)

Zdaniem Michałowskiego, po protestach w sprawie Jamału Lepper został zauważony. I zaczęła się akcja jego kupowania. Akcja, która okazała się skuteczna i doprowadziła do uwikłania przywódcy Samoobrony.

Lepper był traktowany w III RP jako polityczny barbarzyńca. Bo powiedział coś złego o Baalcerowiczu. Po wielu latach prezentuje się on jednak jako zupełnie normalny polityk - górujący kulturą nad różnymi Nitrasami, Niesiołowskimi, Palikotami nie mówiąc już o obecnie promowanych "buntownikach" - Marcie Lempart, UBywatelach czy pajacu będącym liderem Agrochujni. Jakimi ciotami oraz intelektualnymi amebami muszą być Priwislańczycy, skoro 20 lat temu uważali słowa "Balcerowicz musi odejść" za przejaw "brutalizacji życia publicznego". Wiele z ówczesnych poglądów Leppera - takich jak krytyka polityki Baalcerowicza - jest dzisiaj mainstreamowa.

Ale przecież w Samoobronie był mnóstwo aferzystów? Zgoda. Ale czy było ich więcej niż w PO? Największa afera z udziałem Samoobrony - afera gruntowa - wygląda wręcz śmiesznie choćby w porównaniu z tym co odwalał Sławomyr Nowak. Owszem w Samoobronie byli postkomuniści (zwykle ze stażem w ZSL), ale było ich bardzo dużo też w "obozie postępu", a niektórzy z nich (Kuroń, Geremek, Mazowiecki) zaczynali kariery w czasach stalinowskich. Stalinowcy w Unii Wolności i ludzie gejnerała Jarucwelskiego w SLD byli w oficjalnej narracji "światłymi Europejczykami", a byli PZPR-owcy czy ZSL-owcy szczebla powiatowego w Samoobronie "straszliwymi komuchami". Samoobrona była zresztą zlepkiem różnych grup i byli w niej także działacze o przeszłości w Solidarności czy KPN, a także tacy bohaterowie jak gen. Antoni Heda "Szary" czy gen. Stanisław Skalski. No cóż, z podobnymi politycznymi zlepkami mamy wciąż do czynienia - wystarczy wspomnieć Polskę 2050.

Nie da się jednak ukryć, że Lepper fatalnie wybierał sobie współpracowników.  (Michałowski mówił, że w Samoobronie z największym niesmakiem podawało się rękę dwóm ludziom: Tymochowiczowi i Stonodzę.) Chodzi m.in. o Mateusza Piskorskiego, dupowidza Krzysztofa Jackowskiego (znajomego "Pershinga") czy Janusza Maksymiuka, związanego z Fundacją Pro Civili. I tutaj wracamy do sprawy kupowania Leppera i otoczenia go "właściwymi ludźmi".



Możecie sobie mówić o Sumlińskim co chcecie, ale w swojej książce "Niebezpieczne związki Andrzeja Leppera" zdołał on najlepiej nakreślić motyw zabójstwa szefa Samoobrony. (Sumliński korzystał m.in. z dokumentów dostarczonych przez Michałowskiego.) Lepper był ofiarą własnych uwikłań. Gdy znalazł się w politycznym niebycie i popadł w problemy finansowe, postanowił zawalczyć o powrót do gry. Jego asem w rękawie były kompromaty, które uzyskał od swoich znajomych ze Wschodu, za pośrednictwem prawosławnego ukraińskiego księdza Mykoły Hynajło. Według Sumlińskiego, kompromaty te dotyczyły najprawdopodobniej korupcji na ogromną skalę przy kontraktach gazowych z Rosją zawartych przez Waldemara Pawlaka, wicepremiera w rządzie Tusska. Faktem jest, że Lepper w ostatnich tygodniach życia szukał kontaktu z Jarosławem Kaczyńskim.  Niestety, zorganizowano mu wcześniej "samobójstwo".

"Samobójstwo" to zapewne nie zostałoby zorganizowane, gdyby nie współpraca zdrajcy, który udawał bliskiego przyjaciela Andrzeja Leppera. 

***

Zauważyliście pewnie, że "seryjny samobójca" jakoś się "uspokoił" po 2015 r.? Być może jego ostatnią robotą było samobójstwo płka Sławomira Berdychowskiego, twórcy jednostki specjalnej AGAT, w lutym 2016 r. (czyli w okresie, gdy nowa ekipa w służbach dopiero meblowała swoje biura). Dziwne, że nikt tej sprawy nie bada. Zgony radnego Chruszcza i Pawła Adamowicza to raczej sprawka układów lokalnych, a tezie o zabójstwie cygańskiego recydywisty Dawida Kosteckiego przeczą nagrania z jego celi. Nie wiem się więc, czy cieszyć z tego, że obecny służby wierzą w demokrację i nie mają swojego "seryjnego samobójcy" czy raczej martwić, że są pierdołami nie sięgającymi po skuteczne wzorce postępowania z wrogami...

***

Jeden z wiodących brytyjskich antyszczepionkowców - Piers Corbyn (brat byłego szefa Partii Pracy, przyjaciela wszystkich terrorystów Jeremy'ego Corbyna) dał się zrobić w bambuko dwóm dowcipnisiom udającym przedstawicieli koncernu AstraZeneca. Zaproponowali mu 10 tys. funtów za to, by przestał krytykować szczepionkę AstraZenecki a mocniej atakował preparaty konkurencji, czyli Pfizera i Moderny. Corbyn entuzjastycznie się zgodził. Był tak uradowany, że nie zauważył, że zapłacono mu pieniędzmi z Monopoly.

Tymczasem Justyna Socha z organizacji antyfaszystowskiej antyszczepionkowej STOP-NOP ("Wstąp do NOP, albo NOP wstąpi do Ciebie") zepsuła sprzęgło i poprosiła swoich fanów o 1 tys. zł na jego wymianę. Wpłacili jej dziesięć razy więcej. Ktoś jej zwrócił uwagę, że zamiast na sprzęgło, mogłaby prosić o zrzutkę na nowy samochód. Odpowiedziała, że jej obecny samochód jest już kupiony za pieniądze ze zrzutki. Polska jak widać to wspaniały kraj, w którym można żyć jako pasożyt. Zawsze się znajdą jelenie, które ci prześlą pieniądze. Zabawne, że te same jelenie zwykle strasznie jojczą, że wykańczają je podatki oraz inflacja. Mimo "podatkowo-inflacyjnego holokaustu na klasie średniej" jakoś mają pieniądze, by finansować pasożytów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz