sobota, 3 kwietnia 2021

Cat in the Hat Mackiewicz

 


"Wy beze mnie w tę wojnę nie wchodźcie, wy ją beze mnie przegracie" - pewnie znacie tę wypowiedź marszałka Piłsudskiego skierowaną do swoich następców? Można by ją uznać z niezwykle proroczą. Ale problem w tym, że Piłsudski nigdy czegoś takiego nie powiedział. Cytat ten został wymyślony przez Stanisława Cata-Mackiewicza (o czym zdawkowo wspominają Kornat i Wołos w swojej biografii Becka). Ów ceniony pisarz i przedwojenny redaktor "Słowa" wileńskiego był znanym twórcą fake-newsów, fałszerzem historii i człowiekiem bez kręgosłupa moralnego. I właśnie dlatego współcześni dupokonserwatyści propagują jego dzieło, a przy okazji robią go jednym z patronów opcji niemieckiej.

Cat fałszerzem historii? A jak inaczej, grzecznie nazwać kolesia, który w swoich syntezach historycznych wstawiał wyciągnięte z dupy anegdotki, które okazywały się później fałszywe? Cat opisywał m.in. jak marszałek Śmigły-Rydz, po przybyciu do Rumunii we wrześniu 1939 r., awanturował się z rumuńskim królem, dlaczego go nie powitała kompania honorowa. "Nie spodziewałem się Pana tak szybko" - miał odpowiedzieć król. Oczywiście ta wymiana zdań była przez Cata całkowicie zmyślona. Nie ukrywał on wówczas, że chce za wszelką cenę dosrać dawnej sanacyjnej ekipie i że "nie będzie pudrował przedwojennej gnojówki". 

"Łże jak naoczny świadek" - mówi rosyjskie przysłowie. Pasuje ono do Cata-Mackiewicza, który m.in. podkoloryzował swoją relację o pobycie w Berezie Kartuskiej. Cat rozpisywał się o tym jakim to sadystą był wojewoda poleski płk Wacław Kostek-Biernacki i że osobiście całymi dniami nadzorował torturowanie więźniów. Tak częste wizyty Kostka-Biernackiego w Berezie oczywiście nie miały miejsca, a wojewoda poleski doprowadził nawet do wyrzucenia jednego z komendantów Miejsca Odosobnienia (pierwszego komendanta) za nadmierne dręczenie więźniów. Bóldupizm Cata można jednak zrozumieć, bo nie za bardzo wiadomo, za co on do Berezy trafił. Chodziły pogłoski, że chciał brać udział w proniemieckim zamachu stanu Walerego Sławka, ale to mogą być późniejsze projekcje. Oczywiście w 1940 r. Cat opowiadał się za stworzeniem rządu kolaboracyjnego w Polsce, a później jako "kapitan po fakcie" krytykował politykę Becka, to jednak na wiosnę 1939 r. mocno opowiadał się za... postawieniem się Niemcom.

Problem z Catem polegał na tym, że o ile bardzo dobrze pisał i czasem jego publicystyka była niezwykle trafna (jak wtedy, gdy krytykował rządy Sikorskiego i Mikołajczyka), to miał straszliwie słaby charakter. Gdy więc po wojnie zaczynało mu brakować kasy na dziwki i alkohol, nawiązał dialog operacyjny z Reichem-Ranickim i innymi ubekami z londyńskiej ambasady PRL. Stał się kontaktem operacyjnym "Rober" i za pieniądze bezpieki napisał broszurę potępiającą tzw. aferę Bergu, czyli to, że nasza emigracja brała pieniądze od CIA i MI6, by szkolić agentów utrzymujących łączność z krajem. W logice Mackiewicza branie pieniędzy od obcych wywiadów na działalność niepodległościową i walkę przeciwko komunistom było niesłychanym skandalem, ale branie pieniędzy od obcego wywiadu, by sobie poimprezować w burdelu, było realizmem politycznym. (Ciekawe, że Sławomir Cenckiewicz powielał narrację Cata w swoim artykule o sprawie Bergu w marcowej "Historii Do Rzeczy".) 

Cat zaszokował emigrację wracając w czerwcu 1956 r. do stalinowskiej Polski - jeszcze ledwo rok wcześniej był przecież premierem rządu londyńskiego. Po przylocie do PRL stał się dobrze opłacanym i mocno promowanym celebrytą. W zamian pisał, że emigracyjne środowiska niepodległościowe to banda debili. Tadeusza Żenczykowskiego, człowieka kierującego w trakcie wojny Akcją "N" i "Antykiem", wybitnego sowietologa nazywał "ozonowskim Goebbelsem". Oczywiście Cat z czasem dostrzegł, że bycie nawet wysoko opłacanym celebrytą w peerelowskiej szarzyźnie nie jest niczym specjalnie atrakcyjnym i zaczął pisywać pod pseudonimem do paryskiej "Kultury", a tuż przed śmiercią szykowano mu proces. "Realizm polityczny" wyszedł mu więc bokiem tak jak wszystkim innym debilom myślącym, że w państwie totalitarnym będą mogli pisać, co im się podoba.

Do głupot, które zrobił Cat można też zaliczyć promowanie Stanisława Augusta Poniatowskiego jako "wielkiego króla" i "geniusza geopolitycznego" - króla, który sabotował wojnę 1792 r.,  brał pieniądze od Rosji na spłacenie swoich gigantycznych długów i żebrał o kasę u Prusaków. Króla "Kluchosława" tak świetnie pokazanego przez Zbyszewskiego w jego znakomitej książce "Niemcewicz od przodu i tyłu".

Ale cóż, opcja niemiecka i dupokonserwatyści pilnie potrzebują własnych "świętych" - "realistów politycznych", których truchłami można by walić Polaczków po głowach i mówić im "zobaczcie jacy jesteście głupi, nie słuchaliście takich geniuszów jak Cat i Studnicki".

Obawiam się jednak, że dupokonserwatywna opcja niemiecka, mimo deklarowanego antykomunizmu i antysowieckości, zacznie nam stręczyć w pakiecie z Niemcami (i ich obecną ideologiczną zielono-tęczową ramotą) również Rosję. Zychowicz w "Germanofilu" zamieścił wiele mówiący następujący fragment:

"Pokazują to ostatnie lata, gdy Polska zaczęła coraz wyraźniej schodzić z „linii Studnickiego”, czyli antagonizować jednocześnie Niemcy i Rosję oraz szukać jedynego protektora w odległych Stanach Zjednoczonych. Polityka ta dowodzi, że duchy sprawców naszych klęsk, Józefa Becka, Tadeusza Bora-Komorowskiego i Stanisława Mikołajczyka, wciąż są żywe." 

Ledwo dwa zdania a tyle w nich zafałszowań. Choćby to, że Beck, Bór-Komorowski i Mikołajczyk "antagonizowali Rosję"! 



I ta iście stalinowska poetyka. W kwietniowym numerze "Historii Do Rzeczy" Zychowicz napisał tekst o ataku na Hiroszimę jako zbrodni wojennej. Sam też podobne rzeczy kiedyś pisałem - cytując amerykańskich generałów i wskazując, że to bombardowanie nie było potrzebne do pokonania Japonii. Zychowicz podszedł do tematu jednak nieco inaczej - zacytował makabryczne opisy cierpień ofiar Hiroszimy i skonfrontował je z opisem "alkoholowej imprezy" w bazie na Tinian na cześć załogi Enoli Gay. Gdy to czytałem aż mi się przypomniał wiersz Szymborskiej o amerykańskim "pułkowniku wesołku", który wykłuł oczy koreańskiemu chłopcu. Aż się kłania Stefan Martyka i jego "Fala 49".

***

Coś czuję, że wkrótce będziemy mieć urodzaj geopolitycznych "ekspertów" - a zwłaszcza takich stręczących nam Rosję i Niemcy. Rosja zbiera bowiem wojska nad granicą z Ukrainą. W oczywisty sposób testuje administrację dziadzia Bidena. Za poprzedniej administracji takie numery nie przechodziły, bo wszyscy postrzegali Trumpa jako wariata, który naprawdę może pierdolnąć atomówką w jakiś wrogi kraj pod wpływem kaprysu. Jeden koleś nie wierzył w taki image Trumpa - nazywał się Solejmani i później zdrapywali go z pasa startowego w Bagdadzie. No ale oczywiście dupoprawica i lewactwo cieszyli się z powrotu "normalności"...

***


Czytelnikom bloga składam najlepsze życzenia dobrych Świąt Zmartwychwstania Pańskiego!


A rodzimowiercom udanych Jarych Godów!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz