sobota, 12 września 2020

Przestrzeń cislunarna - nowe pole bitwy

 



Newt Gingrich to jeden z najbardziej doświadczonych amerykańskich polityków. W Kongresie zasiadał od 1978 do 1999 r. W latach 1995-1999 był republikańskim przewodniczącym Izby Republikańskiej. Jednym z lepszych w historii. W 2012 r. próbował swych sił w republikańskich prawyborach prezydenckich i niestety przegrał z Roomneyem. Wcześniej robił karierę akademicką - jest profesorem historii i geografii. Od 2016 r. mocno wspiera Trumpa a na jesieni 2019 r. napisał bardzo ciekawą książkę "Trump vs China", gdzie z dogłębną wiedzą opisuje wyzwania związane z konfrontacją USA z ChRL. Jeden z jej rozdziałów poświęca rywalizacji komicznej - i walce o coś, co nazywa "the new high ground", czyli o dominację nad przestrzenią cislunarną. 




Generał marines James Cartwright stwierdził, że przestrzeń cislunarna stanowi bramę zarówno do Księżyca jak i przestrzeni wokółziemskiej. Jest ona "punktem obserwacyjnym", z którego można kontrolować wszystko, na ziemskiej orbicie. Ten, kto kontroluje przestrzeń cislunarną, kontroluje, co wylatuje z Ziemi w Kosmos i z Kosmosu na Ziemię. Może więc np. zniszczyć satelity innego państwa i sparaliżować jego system rozpoznania i komunikacji. Z książki Gingricha wynika, że oficjeli z amerykańskich sił powietrznych szczególnie niepokoi to, że Chińczycy będą mogli ukryć bronie antysatelitarne i inne systemy uzbrojenia na ciemnej stronie Księżyca. Wracamy więc do czasów pułkownika Corso - gdy US Army planowała budowę bazy wojskowej na Księżycu w ramach projektu Horizon, by ubiec przed tym Sowietów.





Chińska oficjalna strategia wojskowa z 2015 r. wyraźnie mówi, że przestrzeń kosmiczna i cyberprzestrzeń stanowią "nowe punkty dominujące w rywalizacji strategicznej". Ye Peijian, dowódca i główny projektant chińskiego programu księżycowego stwierdził: "Wszechświat jest oceanem, Księżyc jest Wyspami Diaoyu a Mars Wyspą Huangyan." Wspomniane przez niego Wyspy Diaoyu - nazywane też Wyspami Senkaku - stanowią przedmiot sporu terytorialnego pomiędzy ChRL, Republiką Chińską (Tajwanem) i Japonią. Huangyan to zaś jedna z wysepek w Ławicy Scarborough, która jest położona stosunkowo blisko wybrzeży Filipin, a do której rości sobie pretensje ChRL. Pekinowi jak widać nie wystarczy kupa słabo zagospodarowanego terenu w swoim interiorze oraz wszystkie lądowe i morskie tereny sporne z sąsiadami. Ma również ambicję projekcji swojej władzy również na Księżyc i Marsa.




Chiński program kosmiczny jest oczywiście zdominowany przez wojsko i ma również swoje "ukryte" oblicze, takie jak badania nad laserowymi broniami antysatelitarnymi. Amerykanów niepokoi szybkość rozwoju chińskich technologii kosmicznych. Przejście od ich pierwszej misji załogowej (2003) do tymczasowej stacji kosmicznej Tiangong-1 (2011) zajęło im zaledwie 8 lat. A obecnie przymierzają się oni do wysłania na orbitę modułowej stacji kosmicznej Tianhe-1.  Do jej umieszczenia w Kosmosie miało dojść już w tym roku, ale ze względu na pandemię, przesunięto start na 2021 r. Chińczycy budują również teleskop kosmiczny o polu obserwacji 300 razy większym niż Hubble. W styczniu 2019 r. Chiny - jako pierwszy kraj w historii - umieściły natomiast swoją sondę (Chang'e 4) na Ciemnej Stronie Księżyca (gdzie odkryła tajemniczy żel w jednym z kraterów). Wcześniej była ona obszarem "niedostępnym" dla ludzkości.

I tutaj wracamy do zdarzeń opisanych w serii Phobos. 

Flashback: Phobos - Wielka Czerń (przypomnijcie sobie ten odcinek!)

Warto tutaj zadać pytania: kto wpuścił Chińczyków na Ciemną Stronę Księżyca? Czy ich niesamowity rozwój technologiczny z ostatnich lat był skutkiem kopiowania nie tylko zachodniej technologii, ale też wsparcia innych sił? Czy wdrażanie olbrzymiego totalitarnego systemu nadzoru społecznego opartego na sztucznej inteligencji jest elementem paktu towarzyszy z Pekinu z tymi siłami?

Muszę tutaj też przypomnieć słowa generała Sił Powietrznych Stanleya Kwasta o tym, że Chiny "już budują flotę w Kosmosie", mającą "kosmiczne ekwiwalenty pancerników i niszczycieli". Ten sam generał mówił, że Siły Powietrzne USA dysponują technologią pozwalającą przewieźć człowieka w dowolny punkt na Ziemi "w mniej niż godzinę".




Ogłoszenie przez Trumpa powstania Sił Kosmicznych USA jako nowego rodzaju sił zbrojnych być może jest więc najważniejszą decyzją podjętą przez prezydenta USA w czasie jego rządów. 


Ciekawie w tym kontekście wygląda wpis Igora Witkowskiego (który ostatnio bardzo dziwne rzeczy pisze, m.in. przekonując, że obecny kryzys na świecie jest stymulowany przez "kosmicznych opiekunów"). Witkowski napisał: "Wcześniej wspomniałem krótko o rozmowie z amerykańskim wojskowym, który odwiedził Warszawę. Mieliśmy rozmawiać o kwestiach dot. drugiej wojny światowej, bo wiedziałem, że to go interesuje, ale jak okazało się, że jest on w czynnej służbie, bierze udział w obecnych działaniach na terenie USA i jest obecny na odprawach sztabowych, to chciałem oczywiście dowiedzieć się od niego jak najwięcej o kulisach tego, co tam się dzieje - tych, których media nie opisują. Nieoczekiwanie rozmowa zeszła więc na nowe, równie ciekawe tory i wciąż myślę o tym, co usłyszałem. W pewnym momencie, już przed odjazdem, na parkingu, zadałem mu pytanie (dotyczące raczej oficerów ze sztabu): "Czy zauważyłeś cokolwiek, co świadczyłoby, że oni dopuszczają możliwość, że to co się dzieje, jest interwencją?"
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy, po czym usłyszałem: "Jak Trump powołał do życia dowództwo sił kosmicznych w bazie Vandenberg [w grudniu 2019], to wyraźnie zaznaczył, że jest to drugie dowództwo". Mój rozmówca zasugerował w ten sposób, że oprócz "normalnego" wojskowego programu kosmicznego, stworzono drugi, bardziej utajniony - to miała być odpowiedź na pytanie, czy liczą się, że są obiektem interwencji...

Pobieżnie to sprawdziłem. powołano Space Operations Command (SPOC), które jednak nie pojawiło się "obok" dotychczasowych United States Space Force (USSF), ale je wchłonęło - 16 tys. żołnierzy i kilka baz. Po co więc ta zmiana?
Wygląda na to, że o ile poprzedni, reaganowski jeszcze program, był całkiem klasyczny (głównie satelity), to nowa struktura oparta jest na czymś innym - mianowicie na współpracy z enigmatyczną, nowopowołaną strukturą nazwaną Space Development Agency (SDA), to znaczy na zupełnie innych środkach technicznych, więc zarówno zakres działania, jak i cele, są inne. Można by oczywiście zadać sobie w tym miejscu pytanie "Czy Amerykanie mogą mieć coś naprawdę rewolucyjnego?", które jednak jest już bezprzedmiotowe, w obliczu ujawnionej w patencie antygrawitacyjnym US Navy (opisanym w jednym z wcześniejszych postów) przyznanym dwa lata temu, wiedzy o generowaniu antygrawitacji w naprawdę rewolucyjny sposób. To, co tam jest opisane, na pewno JEST NOWĄ FIZYKĄ. Co ciekawe, gdy Trump powoływał do życia ten nowy wojskowy program kosmiczny, to stwierdził "Wkrótce uzyskamy znaczną przewagę". W międzyczasie miesięcznik biznesowy Forbes zamieścił artykuł dający dodatkowy wgląd w inne aspekty amerykańskiego przełomu (ten link wklejam na końcu). Napisano w nim, że generator działa mniej więcej jak tokamak, przyspieszając plazmę w wirze, dzięki czemu wytwarza też energię (o samym takim powiązaniu pisałem np. w "Przemianach na Ziemi"). Forbes napisał, że "Człowiek kryjący się za tym awangardowym projektem US Navy, to badacz Salvatore Cezar Pais, który stał się znany po opatentowaniu nadprzewodników działających w temperaturze pokojowej i podejrzanie przypominającego UFO pojazdu opartego na technologii antygrawitacyjnej". Wygląda więc na to, że Amerykanie chcą się bronić... Gdy jeszcze miałem kontakt z tymi dziwnie zachowującymi się opiekunami (teraz już mają blokadę, na szczęście), to jeszcze na początku tego roku usłyszałem, że będzie konflikt, statki będą spadać, ale mają już układy samozniszczenia i nic nie będzie po nich zostawać... "

(koniec cytatu)

***

A tymczasem echa tej wielkiej kosmicznej rywalizacji widać również na polskim podwórku. Mech Wałęsa ("Bolek był maszyną!", "Mój Bóg pochodzi z wysokiej klasy komputera") opublikował na swoim profilu fejsowym coś takiego:



Cenckiewicz  skomentował to tym, że z akt wynika, że już podczas służby w wojsku Wałęsa okazywał wiarę w istnienie cywilizacji pozaziemskich. "Bolek" służył w wojsku w latach 1963-1965 w jednostce łączności w Koszalinie. Ufologia w Polsce była wówczas w powijakach - pierwsza publikacja prasowa na temat UFO pojawiła się dopiero w 1959 r. w "Wieczorze Wybrzeża". Pytanie, więc, czy Mech Wałęsa zetknął się z fenomenem UFO podczas służby wojskowej lub wcześniej? (Przypominam, że prezydenci USA Jimmy Carter i Ronald Reagan otwarcie mówili o swoich obserwacjach UFO.) 

Można by o tym nakręcić coś w rodzaju "Mrocznego Nieba" czy "X-files". Bezpieczniacki globalista "Bolek" oddający hołd obcej cywilizacji kontrolowanej przez sztuczną inteligencję...

***

Tymczasem popularny prawicowy bloger Sebastian Pitoń zrobił filmik poświęcony mojej teorii o śmierci Hitlera w zamachu z 20 lipca i pochowaniu go w Mauzoleum Tannenbergu pod Olsztynkiem. Przeczytał mój artykuł na ten temat w "Uważam Rze Historii" i jak można się przekonać bardzo mu się on podobał. Liczę na to, że lektura moich tekstów z gazet i bloga zainspiruje go jeszcze wielokrotnie. 

Dzięki serdeczne!












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz