sobota, 19 września 2020

Voodoo BLM, zombie Marksa i rewolucja w Ameryce

 

Ilustracja muzyczna: Godsmack - Voodoo

Ruch BLM jest traktowany jest przez mainstreamowe media jako "ruch protestu przeciwko systemowemu rasizmowi", niemalże niczym ruch praw obywatelskich z lat 60-tych na Głębokim Południu. Sami przedstawiciele BLM widzą jednak swoją misję inaczej. Patrisse Cullors, współzałożycielka tego ruchu, rozbrajająco szczerze stwierdziła: "jesteśmy wyszkolonymi marksistami". Nasuwa się  pytanie: wyszkolonymi przez kogo? 

Jest jednak również też ukryte jeszcze głębiej oblicze tego ruchu, które w areligijnym świecie Zachodu może na pierwszy rzut oka wyglądać dziwacznie. Oto bowiem "wyszkolona marksistka" Cullors przyznaje, że jest w kontakcie "z istotą duchową" o imieniu Whateesha (?). Liderzy BLM często przyzywają też inne duchy, które później "przez nich działają". Na poniższym filmie, od około 4:20 jest puszczona wypowiedź tej "wyszkolonej marksistki" na ten temat.


 

 Można odnieść wrażenie, że ona naprawdę wierzy w to co mówi. Jest święcie przekonana, że kontaktuje się z duchem o jakimś karykaturalnym imieniu. To pokazuje, że dawne afrykańskie wierzenia szamanistyczne nadal są żywe wśród społeczności afroamerykańskiej. Czy jednak nas to powinno zaskakiwać? W Nowym Orleanie i na prowincji w Luizjanie nadal się przecież odprawia ceremonie voodoo. Żywa jest również pokrewna, synkretyczna tradycja religijna - hoodoo.  Bojówkarze z Ku Klux Klanu nie bez przyczyny ubierali się w te długie białe szaty. Nawiązywali do wierzeń ludowych amerykańskich Murzynów - przedstawiali się im jako duchy. Jak widzimy jednak te ludowe wierzenia są silnie obecne nawet w dżunglach wielkich miast i na uniwersytetach. 

Czy powinno nas jednak dziwić to, że w jakąś magię pokrewną hoodoo bawi się "wyszkolona marksistka"? Przypomniał mi się fragment wspomnień polskiego zimnowojennego najemnika Rafała Gana-Ganowicza. Jego ludzie dorwali w latach 60. w Kongo szamana podburzającego plemiona do komunistycznej rebelii. Szaman miał na szyi wisiorek z zawiniątkiem, którego bardzo bronił, gdy go wzięto do niewoli. Najemnicy mu to zawiniątko odebrali i wyciągnęli z niego... dyplom medycyny Uniwersytetu Karola w Pradze, w komunistycznej Czechosłowacji. Wygląda jednak na to, że ta "wyszkolona marksistka" naprawdę wierzy w to, że ma kontakt z istotami duchowymi. No cóż, dokładnie w to samo wierzył stary okultysta Marks. 




Ciekawi mnie więc, czy z George'a Floyda zrobią w końcu zombie? (A może próbowaliby wskrzesić starego wampira z Cmentarza Highgate - samego Marksa? Jakiś meksykański kartel mógłby wówczas wykorzystać Trockiego w kulcie Santa Meurte...)

(Baj de łej: co na to "krześcijanie", którzy popierali BLM? Terlikowski chyba już nie może się zdecydować, czy będzie się modlił do cara Mikołaja czy do George'a Floyda? Ciekawe, czy gdyby George żył, to czy "hipsterkatoliczka" Jola Szymańska nagrałaby z nim film - czy raczej on z nią?)



"Zasadniczo pokojowe" protesty BLM odpowiadały, według badaczy z Uniwersytetu Princeton, za 91 proc. zamieszek w USA w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Te zamieszki bardzo szkodzą Czarnym. Zadymiarze  - często białe marksistowskie dzieciaki z bogatych rodzin - dewastują czarne dzielnice a przy okazji starają się przekonać Białych i Azjatyckich Amerykanów do tego, że segregacja rasowa powinna wrócić. Przy okazji uaktywniają się kryminaliści z gangów i uprawiają coś w rodzaju partyzantki miejskiej. Przykładem na to jest niedawna zasadzka na dwóch policjantów z LA.  Później pod szpitalem, w którym ratowano im życie odbyła się demonstracja, podczas której "wyszkoleni marksiści" z BLM krzyczeli, że chcą śmierci tych policjantów i blokowali dojazd do szpitala.  

Policjanci z Oregonu otwarcie mówią o tym, że antifiarze podpalają lasy w ich stanie.  W wyniku tych ogromnych pożarów spłonęło już pięć miasteczek. Niektórzy z antifiarzy udają strażaków.  Paru z nich wpadło na gorącym uczynku - tak jak ten koleś zatrzymany przez uzbrojoną kobietę.  

Mamy do czynienia z otwartą kampanią destabilizacji. Przypomniało mi się, jak weteran-konspirolog Sherman Skolnick (miejscami straszny lewak) pisał o tym, że niejaki Wang Jun - szef rezydentury chińskiego wywiadu wojskowego w USA - organizuje dostawy tanich kałasznikowów dla gangów w czarnych dzielnicach. Skolnick zauważył też, że gangi stosowały maoistowską, wykorzystywaną wcześniej m.in. przez Vietcong, strategię kontroli nad terenem. Wang Jun miał być zaś być bliski finansowo Clintonom. Chimerykę jak widać skrycie budowano przez kilka dekad. (A gangi trzeba wykorzenić metodami wojskowymi.) Na pracę chińskich tajnych służb nałożyła się działalność różnych fundacji i "organizatorów społecznych". Plus robota lewackich nauczycieli - którzy mimo ogromnych pieniędzy łożonych na każdego ucznia w wielkich miastach, jakoś nie potrafią ich nauczyć poprawnie pisać, czytać i liczyć. Za to ostro indoktrynują uczniów. (To akurat przykład z Wielkiej Brytanii, ale podobny: nauczyciel powiedział dziewczynce, że jej zdanie się nie liczy, bo jest biała i blond.)

Sam Faddis, były oficer CIA, nazywa ostatnią falę zamieszek w USA "insurekcją".  I mówi, że po wygranych przez Trumpa wyborach dojdzie do prawdziwej rewolucyjnej eksplozji. Michael Scheuer, były oficer CIA, który kierował polowaniem na Osamę bin Ladena, określa Antifę/BLM jako terrorystów i otwarcie wzywa, by do nich strzelać. Michael Caputo, były wysokiej rangi urzędnik trumpowskiego Departamentu Zdrowia, mówi, że zwolennicy Trumpa powinni "zainwestować w amunicję". (Twierdzi też, że w Centrum Kontroli Chorób znajduje się grupa urzędników sabotująca walkę z pandemią koronawirusa!) Roger Stone radzi zaś Trumpowi, by wprowadził stan wojenny po wyborach i dokonał aresztowań osób podsycających insurekcję. Ciekawe tylko, co wówczas zrobią wojskowi? W książce porucznika Boba Woodworda "Rage" (przeczytałem, całkiem ciekawa!) jest scena, gdy gen. Mattis mówi Danowi Coatsowi, byłemu Dyrektorowi Narodowemu Wywiadu (DNI), że nadejdzie czas, że będą musieli "podjąć kolektywną akcję" przeciwko prezydentowi. 

Na razie jednak, wbrew pogarszającym się sondażom, spiskowcy liczą na to, że Biden wygra wybory. A raczej, na to, że wygra Kamala. Joe Biden nie potrafi przeczytać prostego tekstu z kartki.  W jednym z przemówień rąbnął się i mówił o przyszłej "administracji Harris". Kamala też się myliła w podobny sposób. O ile można mówić o pomyłce. To ona byłaby de facto prezydentem u boku zdemenciałego Bidena. A sama pewnie byłaby tylko "słupem". Może nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale jej rodzinnym stanem - Kalifornią - rządzą od kilku dekad cztery blisko powiązane ze sobą klany: Brown, Newsom, Pelosi (Nancy Pelosi akurat weszła do tego klanu poprzez małżeństwo - jej ojciec szmuglował heroinę dla Myera Lansky'ego) i Getty. Tak, ci Getty z filmu "Wszystkie pieniądze świata". Kalifornia była polem do wielkich eksperymentów: ekonomicznych, demograficznych, obyczajowych i religijnych. Czy te eksperymenty przyniosły dobre skutki? Kalifornia to dziś stan kontrastów. Oligarchia technologiczna, niesamowite fortuny, a zarazem masa bezdomnych i narkomanów... Taka dystopia i poletko doświadczalne dla Chimeryki. (Spiskolog i Chehelmut na pewno podzielą się w komentarzach swoimi uwagami na ten temat.)

 
 



Przykładem działania Chimeryki jest choćby blokowanie przez Twittera postów dr Li-Meng Yan, chińskiej wirusolog twierdzącej, że Covid-19 został stworzony w laboratorium w Wuhan i celowo wypuszczony.  Co prawda dr Li w wywiadzie w Fox News podała bardzo niewiele konkretów, ale mamy już drugiego dezertera z ChRL, który chce się podzielić swoją wiedzą na ten temat. Terry Brandstad, do niedawna ambasador USA w Pekinie (znający Xi Jinpinga od ponad 30 lat!), otwarcie mówi, że chińscy komuniści okłamywali świat w kwestii pandemii i przez to doprowadzili do kryzysu. A to przecież dyplomata, który był znany z pojednawczego stanowiska wobec Chin. W książce "Rage" Woodworda dużo miejsca jest poświęcone reakcji administracji Trumpa wobec Covid-19. Trump mówił w lutym Woodwordowi, że to bardzo poważne zagrożenie i nie żadna "grypka". Jednocześnie jednak nie chciał siać paniki i uspokajał, że sytuacja jest pod kontrolą. W styczniu Matt Pottinger, z Rady Bezpieczeństwa Narodowego (były marine, były korespondent "WSJ" w Pekinie) zwracał uwagę administracji na to, że Chiny tuszują u siebie epidemię nowej niebezpiecznej choroby. Trump, dr Fauci oraz inni decydenci zgodzili się z jego argumentami. Problemem było jednak to, jak zareagować na tego syntetycznego wirusa. Eksperci medyczni wpadli więc na pomysł 15-dniowej kwaratanny, która podczas której miano sprawdzić "co się stanie". I wygląda na to, że odpowiedzi nadal nie znają...(Choć wybitny mikrobiolog dr Ivan Komarenko oraz inni ekspercie twierdzą, że "koronawirusa  nie wyizolowano", to w tej kwestii nie mają racji. Genom Covid-19 zmapowano już 10 stycznia.  Co więcej nowa choroba została przeanalizowana niedawno przez superkomputery, co pozwoliło zmienić rozumienie tego jak ona przebiega. Być może się więc dowiemy, czemu w jednych krajach mocno wszystkich kosi, a w innych przebiega dużo łagodniej.)

Sprawy covidowe mogą jeszcze oczywiście mocno zamieszać przy okazji wyborów w USA, ale republikanom wpadł dzisiaj duży prezent: śmierć sędziny Sądu Najwyższego Ruth Bader Ginsburg, weteranki ruchu feministycznego. Mitch McConnell, przywódca republikańskiej większości w Senacie, zapowiada, że jego izba szybko będzie głosować nad jej następcą. Jest szansa na powstanie silnej konserwatywnej większości w Senacie - nawet na dwie dekady.  Obecnie zasiada w Sądzie Najwyższym dwóch sędziów nominowanych przez Trumpa, dwóch przez Busha Jra, dwóch przez Obamę i jeden przez Clintona (rocznik 1938). A teraz wyobraźmy sobie, że Hillary wygrała w 2016 r. wybory prezydenckie (wiem, to śmiesznie brzmi :) i nominowała tam trzech sędziów. I to m.in. chodziło w wyborach prezydenckich z 2016 r. i dlatego demokraci tak silnie bóldupili przez ostatnie cztery lata...

***

Czytelnicy oczekują pewnie mojego komentarza dotyczącego ustawy futrzakowej i kryzysu w koalicji rządzącej. Podzielę się więc moimi paroma myślami.


Do zwierzątek mam "azjatyckie" podejście. Mogę bawić się z króliczkiem a po chwili dawać chińskiemu kucharzowi instrukcje jak zwierzaczka przyrządzić. :) Co prawda czuję pewien sentyment do niektórych zwierząt - kotów, koni, dzików, węży, rurkowców - ale już np. cierpienie psów mnie absolutnie nie rusza. Może w poprzednich wcieleniach byłem partyzantem Tity, dokonywałem ludobójstwa na Ormianach czy też pracowałem w "międzygalaktycznej bezpiece", ale tak po prostu mam. Zapewne Jarosław Kaczyński i Krzysztof Czabański bardzo mocno przejmują się losem wszystkich zwierząt. Nawet karaluchów, wijów, Stonóg i niebinarnych płciowo pająków z Nowej Gwinei. Ale ich emocje w żaden sposób nie powinny przesłaniać wyższych celów politycznych i arytmetyki wyborczej. Czy tym razem przesłaniają?

Ustawę o futrzaczkach i innych zwierzątkach uważam za kretyńską. Nie dlatego, że żal mi Januszów Biznesu od ferm norek. Te fermy to maleńki biznes, zatrudniający 900 ludzi płacących składki. Biznes bardzo często uciążliwy dla rolników z okolicznych wsi. Nie podoba mi się jednak, że ta głupia ustawa wyrzuca polską branżę mięsną z rynków bliskowschodnich zakazując uboju rytualnego. Zakaz ten jest argumentowany emocjonalnie - tym, że zwierzątka cierpią. Na tej samej zasadzie Sylwia Spurek z Zandbergiem mogą za dziesięć lat zakazać jedzenia mięsa. Równie głupie jest danie uprawnień kontrolnych organizacjom "prozwierzęcym" i "ekologicznym", które są przez ch... wie kogo finansowane i które zaszczuły m.in. prof. Jana Szyszko. Państwo powinno takim "społecznikom" dać kopa w dupę a nie uprawnienia kontrolne. Zupełnym kretynizmem jest natomiast zakaz trzymania psów na krótkiej uwięzi. To, co mają swobodnie gryźć ludzi i zwierzęta? Ten przepis musiał napisać jakiś liberalny wielkomiejski kretyn. Sprzeciw posłów Solidarnej Polski, Porozumienia i części posłów PiS przeciwko temu bublowi prawnemu był więc czysto zdroworozsądkowy. Zwłaszcza, że ta ustawa daje wiatr w żagle PSL i Konfie. PiS zamiast po nią sięgnąć, mógł zająć się czymś innym - np. sprawami mieszkaniowymi. Zyskałby przez to dużo więcej.

Do Ziobry i niektórych jego ludzi ("Moczary i Kempy" jak to określił Chehelmut) mam nastawienie krytyczne. (Choćby ze względu na ich zachowanie w 2011 r., śledztwo smoleńskie, śledztwa w sprawie zabójstwa Jaroszewicza i Papały.) Wielu ludzi jest tam jednak sensownych. Popieram też postulat przeciwstawiania się ideologicznemu zidioceniu, które płynie do nas Zachodu. Dochodzą do nas jednak sygnały, że "genialny strateg" Jarek chce tylko miękkiej (czyli wyglądającej tak jak upamiętnianie zwycięstwa nad bolszewikami) walki z tym zagrożeniem. Stawiam więc tezę, że JarKacz myśli o tym, by od 2023 r. PiS/Porozumienie rządziło w koalicji z SLD/Wiosną/Razem. Oba obozy dzielą kwestie historyczne (ale to się da ominąć - pamiętacie jak Miller odwiedzał płka Kuklińskiego a Kaczyński chwalił Gierka?), dotyczące polityki zagranicznej (też da się ominąć - pamiętacie jak Kwaśniewski kumplował się z Bushem?) oraz obyczajowe. Zauważcie, że Michał Moskal, szef Forum Młodych PiS zachowuje się jakby był asystentem Biedronia - chodzi mi oczywiście to, co i jak mówi. Metodą salami PiS będzie więc urabiany na bezobjawową chadecję w stylu CDU. I za parę lat różne Jachiry będą chwalić Jarosława jako wybitnego politycznego weterana. Jarosław wróci tam gdzie dawniej był - na ścieżkę wyznaczoną przez Jana Józefa Lipskiego.

Mam oczywiście nadzieję, że się mylę. 

Bo alternatywa też jest słaba. "Prawicowy jakobin" Ziobro upichcił niedawno zapaterstyczną Ustawę o Pozbawianiu Mężczyzn Mieszkań na Podstawie Pomówień ich Partnerek mylnie zwaną ustawą o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Być może Solidarna Polska połączy siły z Konfą. W Konfie jednak wciąż bardzo niezdrowa mieszanka pajdokracji, geopolitycznego zagubienia (silna miłość niektórych do Rosji i komunistycznych Chin), giertychowania, foliarstwa, sabatejstwa (gietrzwałdzka Szechina Gerszona Brauna), historycznego analfabetyzmu (wciąż walczą z sanacją!) i wiary w teorie ekonomiczne skompromitowane już 100 lat temu. Może się niektórzy z nich kiedyś wyrobią (już widzę postępy), ale jak na razie nie widzę prawicowej alternatywy dla PiS. 

Może gdyby była w Polsce partia islamska, to bym na nią za głosował. Dlatego, że po przejęciu władzy nie pierdoliłaby się ze środowiskami politycznymi, których głęboko nie lubię. I nikt w Brukseli czy Berlinie nie mógłby powiedzieć na nią złego słowa - bo to byłaby islamofobia. Chyba zostanę samozwańczym imamem - ale mój islam będzie prawdziwym islamem: czyli bez zakrywania twarzy lasencjom (no chyba, że z powodu pandemii), bez zakazu picia alkoholu i jedzenia wieprzowiny, bez obrzezania i innych bliskowschodnich głupot :) A jak mi ktoś powie, że to nie jest prawdziwy islam, to go nazwę "szyickim psem"!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz