sobota, 4 kwietnia 2020

Kogo zabija Corona-chan?


Ilustracja muzyczna: Kayano Ai - Dear You

W ostatnich tygodniach słyszymy często, że Corona-chan, to "zwykła grypa", a przynajmniej nie zabija szczególnie wielu ludzi. Różni internetowi "mędrcy" twierdzą, że Włosi i Hiszpanie zawyżają statystyki dotyczące zgonów i masowo zaliczają  ludzi, którzy zmarli na różne inne choroby do zabitych przez Covid-19. Może warto więc by sprawdzić jak ilość zgonów w dotkniętych pandemią regionach Włoch wygląda w porównaniu ze średnią z ostatnich lat? No cóż, już to sprawdzono.

Przyjrzyjmy się np. miejscowości Nembro w Prowincji Bergamo. Liczyła ona do niedawna 11, 6 tys. mieszkańców. Średnia liczba zgonów w pierwszym kwartale z ostatnich kilku lat wynosiła tam 35. W tym roku, do 24 marca sięgnęła 158. W Pesaro liczba zgonów była w tym okresie 6,1 razy większa od średniej z ostatnich lat. W Bergamo 10,4 razy większa. Oficjalne dane nie tylko nie zawyżają liczby zgonów na Covid-19, ale ją wręcz ZANIŻAJĄ. Tak mówią np. włoscy lekarze. I to sugerują oficjalne statystyki. We wspomnianym wcześniej Nembro na koronawirusa oficjalnie zmarło "jedynie" 31 ludzi. We włoskich statystykach jako zmarli na koronawirusa są odnotowani jedynie, ci którzy odeszli w szpitalach. Ci którzy zmarli w domach opieki, czy własnych mieszkaniach już nie.   W lokalnych gazetach w lutym i marcu nagle zaczęto drukować po kilkanaście stron nekrologów.  Lombardia to najbogatsza włoska prowincja. Służba zdrowia stoi tam na bardzo wysokim poziomie. A mimo to już dawno przestała sobie radzić z lawiną zachorowań na chińskiego wirusa. Niektórzy cytują raport mówiący, że 99 proc. zmarłych cierpiała na choroby współtowarzyszące. Ale tymi chorobami często są schorzenia, które nie zabijają nas z dnia na dzień, takie jak nadciśnienie, cukrzyca czy arytmia. Gdyby nie wirus Wuhan, bardzo wielu spośród tych ludzi mogłoby sobie pożyć jeszcze przez wiele lat.

Słyszymy argumenty, że Włosi "nadmuchali epidemię", by "wyciągać pieniądze z Unii i ratować swoją bankrutującą gospodarkę". Takie argumenty świadczą jedynie o tym, że ci, którzy je poruszają totalnie nie wiedzą jak funkcjonuje strefa euro i mają żenująco słabe pojęcie o sprawach gospodarczych. Piszę to, jako człowiek, który przez ostatnie dziesięć lat napisał setki stron o kryzysie w strefie euro, tysiące stron przeczytał, przeprowadził masę wywiadów i miał okazję zamienić parę słów z ludźmi, którzy podejmowali decyzje w sprawie kryzysu. Rozumiem, że argumentu o "leniwych włoskich podludziach, chcących wyłudzić kasę z Unii" może użyć "Wyborcza" czy jakiś Helmut z Reichu czerpiący wiedzę o świecie z "Bilda". Ale poważnym ludziom to już nie przystoi.

Wyjaśnię to łopatologicznie: nie ma żadnego sensu, by Włosi zawyżali statystyki dotyczące koronawirusa, gdyż nie mają z tego ŻADNYCH korzyści ekonomicznych. Kasy z Unii nie mogą w ten sposób wyłudzić. Niemcy nie chcą im dać wsparcia z Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (ESM) i od samego początku wiedziano, że tak będzie. Unia Europejska dopiero tworzy mechanizmy wsparcia na wypadek takich kryzysów a to co oferuje - marne 100 mld euro na całą UE - to tylko okruszki w porównaniu z potrzebami. Gospodarka Włoch przed kryzysem koronawirusowym wcale nie miała się źle - oczywiście według włoskich standardów. Wzrost PKB w 2019 r., wyniósł według MFW 0 proc., ale na 2020 r. przewidywano 0,5 proc., czyli spodziewano się lekkiego przyspieszenia. Wskaźnik PMI pokazujący koniunkturę we włoskim sektorze usług jeszcze w lutym wynosił 52,1 pkt, co oznaczało ekspansję. W marcu spadł do 17,4 pkt, czyli rekordowo niskiego poziomu oznaczającego głęboką depresję. Włoska gospodarka została zmiażdżona przez epidemię - żaden rząd na świecie nie zrobiłby czegoś takiego, tylko po to, by "wyłudzić kasę z Unii".
 Twierdzenie, że włoska gospodarka wcześniej "bankrutowała" jest również oznaką dyletantyzmu ludzi je głoszących. To prawda, że Włochy są bardzo mocno zadłużone, ale jakie to ma znaczenie w sytuacji, gdy Europejski Bank Centralny jest gotowy wykupić na pniu każdą ilość ich obligacji? Przed kryzysem koronawirusowym część włoskiego długu miała ujemną rentowność, a to oznacza, że banki i fundusze były gotowe dopłacać do posiadania tych papierów, które były im potrzebne choćby jako zastaw do transakcji repo i innych spekulacji. To, że dany kraj ma ogromne zadłużenie nie znaczy wcale, że jest "bankrutem". Gdyby stosować taką kretyńską logikę, to można by powiedzieć, że Bułgaria jest państwem bogatszym niż Japonia. Ale cóż, taka logika jest stosowana, bo poziom edukacji jest u nas żenująco niski a większość krajowej prasy omawiając sprawy ekonomiczne ogranicza się do pisania o kredytach frankowych, o tym, co podrożało w Biedronce i jojczenia na "rozdawnictwo".



Do soboty we Włoszech zmarło na koronawirusa 14,6 tys. osób. Mówimy tu o zaniżonych, oficjalnych danych. To więcej niż np. liczba włoskich żołnierzy poległych w 1917 r. pod Caporetto, czyli w czasie największej klęski militarnej Włoch w I wojnie światowej. W Hiszpanii oficjalna liczba zmarłych na Covid-19 przekroczyła 11 tys. To więcej niż po obu stronach w 1936 r. podczas szturmów Madrytu.  Oczywiście słyszymy też różnych kretynów mówiących, że Hiszpanie zawyżają dane, by "wyciągnąć pieniądze z Unii". No cóż, w ostatnich latach wzrost PKB Hiszpanii był wyższy niż wzrost gospodarczy w Niemczech. A miejscowy rząd robił wszystko, by tuszować epidemię. Kwarantannę wprowadził dopiero, gdy umierało kilkaset ludzi dziennie. Ale nadal słyszymy, że to "zwykła grypa". Zwykła jak grypa hiszpanka? Tamta pandemia sprzed 100 lat zabiła kilkadziesiąt milionów ludzi. Szacunki zabitych są bardzo mało precyzyjne - od 17 mln do 100 mln. Oczywiście wielu spośród zmarłych to ludzie starzy, chorzy i osłabieni głodem. Można też twierdzić, że znacznie więcej osób się z niej wyleczyło niż na nią zmarło. Wśród chorujących na tamtą "zwykłą grypę" byli m.in. Ignacy Jan Paderewski i Józef Piłsudski. Obaj mogli na jesieni 1918 r. na nią umrzeć, co kosztowałoby nas pewnie utratę niepodległości. Taka tam "zwykła grypa", co się nią przejmować...



W USA mieliśmy do soboty 7,2 tys. zmarłych na koronawirusa. To więcej niż zabiły Amerykanów przez kilkanaście lat wojny w Iraku i w Afganistanie.  No i co Amerykanie też "zawyżają statystyki", by "wyciągnąć pieniądze na swoją zbankrutowaną gospodarkę"?  No cóż, różni "eksperci" przekonują nas, że globaliści przeprowadzając krach i wpędzając USA w najgłębszą recesję w historii, chcą się uratować przed krachem, który kiedyś tam by w przyszłości nastąpił (krachem wieszczonym przez tych "ekspertów" od kilku dekad). USA mają więc zbankrutować, bo są zadłużone na olbrzymie sumy (mniejsza z tym, że właścicielem blisko 40 proc. tego długu jest Fed oraz instytucje rządowe, a w rękach cudzoziemców znajduje się tylko około 30 proc.) a dolar jest "nic nie warty" (mniejsza z tym, że spółki i banki z całego świata są zadłużone na dziesiątki bilionów dolarów a teraz bardzo pilnie potrzebują tej waluty, co sprawia, że niemal wszystkie waluty świata w ostatnich tygodniach mocno osłabły wobec dolara) i za chwilę zostanie zastąpiony "zdrową walutą" taką jak chiński juan (nadal wymienialny jedynie w ograniczonym stopniu), rosyjski rubel (który stracił od początku roku 20 proc. wobec dolara) czy jakaś waluta oparta na złocie (mniejsza z tym, że podczas Wielkiego Kryzysu  państwa, które najdłużej trzymały sztywny kurs swoich walut do złota, wpadły w najgłębsze recesje, mniejsza również o to, że standard złota był jedną z przyczyn Wielkiego Kryzysu, kryzysu z 1914 r. i Wielkiego Głodu w Irlandii, i mniejsza o to, że od lat 20. nauki ekonomiczne posunęły się na tyle do przodu, by odrzucić fetysz waluty złotej), ropie naftowej (która staniała od początku roku o 60 proc.) czy wielbłądzim gównie (wszak to też surowiec naturalny, w teorii więcej wart od "powietrza" na którym opierają się takie waluty jak dolar).


W trakcie obecnego kryzysu nie słychać jakoś narzekań ekonomicznych liberałów na "rozdawnictwo" i rządowy "socjał". Janusze Biznesu narzekają wręcz, że rząd chce im dać za mało kasy. Nie słychać darwinistyczno-korwinistycznych bon motów w stylu "niech zginą słabi, a przetrwają najsilniejsi", ani że "zamiast dawać rybę, należy dawać wędkę" ( czyli zagrożonym firmom zamiast pieniędzy, przekazywać papier do drukarek i zszywacze) i "że należy zabezpieczać się na trudne czasy, tak jak wiewiórki gromadzą orzechy". Słychać za to narzekania, że pomaga się bankom. No cóż, w latach 1929-1933 w USA nie pomagano bankom i skończyło się to jak się skończyło - wystarczyć poczytać Miltona Friedmana. Rządy z całego świata już sięgnęły po pomysł Andy'ego Younga z rozdawaniem kasy ludziom. Mam nadzieję, że w ślad za tym pójdzie MMT, modernizacja infrastruktury i Plan Chicago.



No i w końcu okazało się, że sporą część pracy, którą wykonywaliśmy w biurach możemy bez żadnego problemu wykonywać zdalnie. Wyszło też na to, że w wielu korporacjach praca większości pracowników nie wnosi żadnej, ale to absolutnie żadnej wartości dodanej. Piszę to jako koleś, który w czasie tego kryzysu pracuje więcej niż wcześniej, podczas gdy korpoludki nudzą się oglądając Netflixa czy użerają z dzieciarnią. Z drugiej strony niektórzy zyskali teraz możliwość masturbowania się w pracy - mogą wdrożyć radę z "Wilka z Wall Street" :)

Ale skończmy już te dygresje i wróćmy do meritum, czyli do Corony-chan. Ilu ludzi naprawdę zabiła ona w Chinach? I dlaczego powinniśmy uważać Komunistyczną Partię Chin za organizację wrogą ludzkości?



Oficjalne chińskie dane mówią, że koronawirusem zaraziło się 82,5 tys. mieszkańców ChRL a zmarło na niego 3,3 tys. osób. W świetle tego jak epidemia kształtuje się w Europie i USA można powiedzieć, że to dane wyciągnięte z dupy towarzysza Xi Jinpinga. Tego zdania są amerykańskie tajne służby.   Doradcy naukowi premiera Borisa Johnsona są przekonani, że Chiny mogły zaniżyć liczbę zachorowań u siebie czterdziestokrotnie.  Mieszkańcy Wuhan podejrzewają, że w tamtejszych krematoriach spalono ponad 40 tys. osób zmarłych na koronawirusa. W Wuhan jest osiem krematoriów. Od 23 marca do 4 kwietnia (chińskiego Święta Zmarłych) wydają one urny. W tempie po 500 urn dziennie. Przez 12 dni daje to 48 tys. urn. A przecież w trakcie epidemii wstrzymano wydawanie urn. Przez dwa tygodnie wcześniej wydano ich 16 tys. To już jakieś 64 tys. w samym w Wuhan. To zbieżne z tym, co mówił miliarder Guo Wengui - o 50 tys. zmarłych w Wuhan do początku lutego. W styczniu pojawiło się necie nagranie, na którym jedna z chińskich pielęgniarek mówi o 90 tys. zakażonych w Chinach, gdy oficjalnie było ich 1975. 1 lutego na portalu Tencent pojawiły się - szybko podmienione na "właściwe" dane mówiące o 24589 zgonów na koronawirusa w ChRL, gdy oficjalnie było wtedy ich tylko 304. Wyciekły też dokumenty pokazujące, że w prowincji Shandong statystyki zarażonych zaniżono 52-krotnie. Liczba zabitych przez tę epidemię w Chinach może więc wynosić kilkaset tysięcy. Nie zdziwiłbym się, gdyby nawet doszła do miliona.

W Wuhan kwarantannę wprowadzono 23 stycznia 2020 r. - czyli dopiero po tym jak pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań w USA, w Korei Płd. i w Tajlandii. W połowie grudnia było już jednak w Wuhan ponad 200 przypadków zachorowań. Są dokumenty mówiące, że do pierwszych zachorowań doszło już w połowie listopada. Chińczycy doskonale zdawali sobie sprawę z zagrożenia - we wrześniu przeprowadzili w Wuhan ćwiczenia dotyczące reakcji na pojawienie się "nowego koronawirusa". Ten wirus jest chińską bronią biologiczną. W Wuhan przez kilka lat eksperymentowano z koronawirusem podobnym do SARS i powiązanym z nietoperzami.

 31 grudnia władze Republiki Chińskiej (Tajwaniu) alarmowały WHO o śmiertelnej chorobie w Chinach - WHO to olała. W tym czasie w Chinach bezpieka prześladowała lekarzy alarmujących o szalejącej epidemii. Bezpieka ich zresztą nęka do dzisiaj. Chińskie laboratoria, które potwierdziły, że nowy wirus jest podobny do SARS dostały wówczas polecenie od Komisji Zdrowia Prowincji Hubei, by przerwały testy i zniszczyły próbki. W Wuhan jeszcze w drugiej połowie stycznia zezwalano na wielotysięczne imprezy publiczne. Według analizy przeprowadzonej przez badaczy z Uniwersytetu Southampton, gdyby kwarantannę wprowadzono o tydzień wcześniej, to globalne zachorowania na koronawirusa byłyby o 66 proc. mniejsze. Gdyby zrobiono to dwa tygodnie wcześniej, to liczba infekcji byłaby o 86 proc. niższa. Gdyby kwarantanna została zaś wprowadzona trzy tygodnie wcześniej, to zachorowań byłoby mniej o 95 proc. Covid-19 byłby więc lokalnym, chińskim epizodem. (Gdyby jednak kwarantanna została wprowadzona trzy tygodnie później, liczba zachorowań byłaby 18 razy większa.)

Chiny przez dwa miesiące tuszowały epidemię i pozwoliły, by rozlała się ona po całym świecie. Do samych USA przybyło w styczniu i lutym blisko 760 tys. podróżnych z Chin. Ilu z nich było zarażonych? Ilu celowo rozprzestrzeniało to cholerstwo? W necie krążą filmy pokazujące, jak przybysze z Chin maniakalnie dotykają różnych przycisków i powierzchni w sklepach w USA, tak jakby byli jakimiś wirusowymi kamikaze. Wcześniej widziałem podobne filmy z Wuhan - typu, że jakaś kobieta ślini klamki od samochodów zaparkowanych na ulicy, lub jakiś dziadzio pluje na przyciski w windzie.

Teraz Chiny przekonują świat, że ich reakcja na epidemię była "modelowa" i "heroiczna" oraz próbują zatrzeć złe wrażenie sprzedając deficytowy sprzęt medyczny Europejczykom. Okazuje się jednak, że ten sprzęt to często buble lub wręcz rzeczy, które są zakażone. Upłynniają w Europie np. maseczki, które nie spełniają nawet chińskich norm. Z jednej chińskich fabryk wyciekł film, na którym jeden z jej pracowników wyciera sobie buty maseczkami chirurgicznymi i śmieje się z tego, że pojadą one do innych krajów. 

Naprawdę więc nie rozumiem, tego że mamy tylu idiotów, którzy chwalą Chiny za ich postawę w trakcie pandemii. Jak to z idiotami bywa, są oni mocno niekonsekwentni. Twierdzą, że w Polsce czy w USA kwarantanna oznacza "komunizm" a jak się ich zapytać o jeszcze bardziej drakońską kwarantannę w Wuhan, to mówią, że polityka Komunistycznej Partii Chin była mądra. Ale cóż, to dokładnie ci sami ludzie, którzy wcześniej mówili, że Chiny to kraj wolności w odróżnieniu od "komunistycznych USA" czy Polski. Rozumiem, że takie opinie wygłasza np. taki Jan Fijor  - TW "Bereta" (zadziwiająco podobny do znanego funkcjonariusza bezpieki Ireneusza Jabłońskiego - czy gejnerał Kiszczak celowo dobierał sobie kolesi o fallicznym wyglądzie? ) czy inny resortowiec. No ale mamy też libertarian nie zauważających, że w Chinach wdraża się totalitarny system nadzoru elektronicznego (System Zaufania Społecznego) czy katolickich tradsów nie zauważających tego, że w Chinach bezpieka wsadza do więzień przedsoborowych biskupów. No cóż, to wynik infantylizmu naszego systemu edukacji. Dziwicie się, że nauczycielki z telewizyjnej szkoły przedstawiają tak niski poziom? A jak to się stało, że wasze dzieci chodząc do szkoły stawały się głupie? Jak to się stało, że taki intelektualny żul jak Wielomski został profesorem? Czemu w II RP prezydentami byli profesorowie a u zarania III RP wybrano na prezydenta człowieka z marginesu społecznego?

Wróćmy jednak do meritum. Globaliści z Czerwonych Chin wyprodukowali koronawirusa. Później w niewyjaśnionych okolicznościach wyrwał się im z laboratorium. Potem przez dwa miesiące tuszowali to, że doszło do epidemii. I zapewniali świat, że wirus jest niegroźny. Nie przenosi się między ludźmi. A wspierała ich w tym WHO. Organizacja przez nich skorumpowana i kierowana przez marksistowskiego doktorka z Etiopii. Jeśli się z tym nie zgadzacie, to podajcie jakieś racjonalne argumenty, że Chiny i WHO  przez pierwsze trzy tygodnie stycznia rzeczywiście powstrzymywały epidemię. Jeśli tych argumentów nie macie i nadal bronicie Chin przed "imperialistycznymi spiskami", to jesteście takimi samymi śmieciami jak sympatycy Sowietów w II RP czy na Zachodzie w czasie Zimnej Wojny. I trzeba was poddać kwarantannie po przenosicie wirusa głupoty.




***

A do serii eXtinction wrócimy po Wielkanocy. Szykuje się też kolejna seria historyczna Exile!

Ból dupy agentury wpływu za 3,2,1...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz