sobota, 8 lutego 2020

Kto jest chińskim Berią?


Powyżej: Corona-chan razem z Ebola-chan jako jeźdźcy Apokalipsy

Ilustracja muzyczna: Ceasar Clown Theme - One Piece OST

1 lutego na chińskim portalu Tencent, na stronie ze statystykami dotyczącymi epidemii koronawirusa, pojawiły się szokujące dane mówiące o 150 tys. potwierdzonych zachorowań w Chinach oraz aż o 24,6 tys. zgonach. Dane te były zbliżonych do tych przewidzianych przez model opublikowany jakiś czas wcześniej przez prestiżowe czasopismo medyczne "Lancet". Statystyki te szybko zostały zdjęte i zastąpione oficjalnymi mówiącymi o kilkuset zgonach.

Pojawiła się również relacja pracownika jednego z domów pogrzebowych w Wuhan. Twierdzi on, że od 28 stycznia krematoria pracują tam 24 h na dobę i palą około 100 ciał dziennie. Pracownik ten dostarczył zdjęć pokazujących worki ze zwłokami leżące w długich rzędach w kostnicy. W kilku miejscach nad Wuhan unosił się w ostatnich dniach dym z kominów, choć przecież tamtejsze zakłady przemysłowe nie pracują.

Wielu ludzi ekscytowało się tym, że w Wuhan zbudowano w ciągu tygodnia wielki szpital. Okazuje się jednak, że ten szpital bardziej przypomina umieralnię. Wielka sala, w której stoją obok siebie proste łóżka, brak aparatury, toalet i lekarzy... Ludzie podejrzani o bycie nosicielami wirusa są siłą wyprowadzani ze swoich domów.  Blokada komunikacyjna w Chinach rozszerza się. Doszła już do prowincji nadmorskich. W mieście Zhejiang, leżącym zaledwie 175 km, od Szanghaju, milicja pozwala ludziom wychodzić z domów raz na dwa dni, by zrobili najpotrzebniejsze zakupy. Częściową blokadę wprowadzono już w Kantonie i Szenzen. Kwarantannę wprowadzono na granicy Hongkongu. 

Epidemia jest dużym ciosem dla chińskiej gospodarki. Sparaliżowała prowincję Hubei będącą ważnym centrum przemysłowym i komunikacyjnym - i to w okolicach Nowego Roku Księżycowego. Teraz rozprzestrzenia się na prowincje nadmorskie będące centrami gospodarczymi kraju. Poważnie zakłóca łańcuchy dostaw i stała się dla międzynarodowych korporacji wielkim bodźcem, by przemyślały swoją zależność od centrów produkcyjnych w Chinach. Może doprowadzić do upadku dziesiątki tysięcy małych chińskich spółek. Już mamy do czynienia z praktyczną blokadą komunikacyjną Chin, która uderza m.in. w projekty realizowane w ramach Nowego Szlaku Jedwabnego. Państwa Trzeciego Świata boją się wpuszczać do siebie chińskich robotników realizujących te inwestycje. (Wyobraźmy sobie jak epidemią poradziłyby sobie kraje afrykańskie, w których Czerwone Chiny są tak aktywne. A co by było, gdyby wirus dotarł do Wenezueli, gdzie już praktycznie nie ma publicznej służby zdrowia?) Koronawirus wzmacnia argumenty niepodległościowców z Hongkongu. Wirus doprowadził też do załamania handlu pomiędzy Chinami a Korea Północną - a w samej KRLD też się rozprzestrzenia.  Przede wszystkim jednak mocno uderza w Komunistyczną Partię Chin i prezydenta Xi Jinpinga, który ostatnio jakoś zapadł się pod ziemię.  Epidemia może okazać się dla chińskich komunistów tym samym co Czarnobyl dla komunistów sowieckich.



Kto jednak stoi za tą katastrofą? Dr Francis Boyle, amerykański specjalista od broni biologicznej, twierdzi, że koronawirus jest bronią biologiczną i że WHO jest tego doskonale świadoma. Biały Dom wszczyna własne śledztwo w tej sprawie. Chińczycy nie chcą wpuścić do kraju amerykańskich mikrobiologów ani podzielić się ze światem danymi o materiale biologicznym łączonym z wybuchem epidemii. Wiadomo, że w Wuhan działa rządowe chińskie laboratorium zajmujące się najbardziej zjadliwymi wirusami, zapewne dla celów wojny biologicznej. Wiemy też, że od grudnia chińskie władze tuszowały epidemię. Teorię o tym, że wirusa przywieźli do Chin "wrodzy amerykańscy imperialiści" można włożyć między bajki. Systemy monitoringu video i rozpoznawania twarzy są w Chinach już tak zaawansowane, że CIA przestała prowadzić na terenie tego kraju operacje HUMINT. Jest niemożliwym, by jacyś biali z zewnątrz mogli przemyć do Chin wirusa i wypuścić go w Wuhan.

W grę wchodzą więc jedynie dwa scenariusze: ucieczka wirusa z laboratorium broni biologicznych w Wuhan lub celowe wypuszczenie go przez kogoś z chińskich władz. To, że wirus jest najbardziej zjadliwy dla azjatyckich mężczyzn nie jest argumentem przeciwko wersji mówiącej o tym, że jest chińską bronią biologiczną. Chińczycy mogli go przygotowywać przeciwko Tajwanowi czy Japonii a nawet przeciwko buntującym się mieszkańcom Hongkongu.




Zajmijmy się więc scenariuszem mówiącym, że wirus został wypuszczony celowo, na polecenie kogoś z chińskich władz. Takie działanie byłoby gigantycznym aktem sabotażu przeciwko władzy Xi Jinpinga. Przypomnijmy, że Xi zdobył w Chinach najbardziej dyktatorską władzę od czasów Mao, zastępując tym samym dotychczasowe kolektywne kierownictwo. Zgodnie z przyjętym w ChRL zwyczajem politycznym na początku tej dekady powinien przekazać władzę następcy. Chce on jednak rządzić aż do śmierci a jego "myśl" oficjalnie wpisano do konstytucji jako podstawę ustrojową. Xi stał za wielkimi czystkami wewnątrz Partii a zwykłym Chińczykom mocno przykręcił śrubę wprowadzając oparty na sztucznej inteligencji, totalitarny System Zaufania Społecznego. Setki tysięcy Ujgurów zamknął w obozach koncentracyjnych i nasilił też walkę z chrześcijaństwem. Chiny za rządów Xi stały się znów krajem totalitarnym. Zdobycie przez niego władzy absolutnej oczywiście nie podobało się ludziom reprezentującym te frakcje w ChRL, które przegrały z nim rywalizację.



I tu dochodzimy do osoby wicepremiera Wanga Qishana.  Czy jest on chińskim Berią? Nie chodzi mi o Berię w rozumieniu chruszczowowskiej propagandy, tylko Berię bohatera i gruzińskiego patriotę, który, jak to opisałem w serii Prometeusz, próbował od środka zniszczyć komunizm (i był bardzo blisko swojego celu). Czy Wang chce zniszczyć chiński komunizm od środka, czy też tylko walczy o polityczne przetrwanie z Xi Jinpingiem?

W 2003 r., w czasie epidemii SARS, Wang został uznany za zbawcę Pekinu. To sprawiło, że jego kariera polityczna nabrała tempa. W 2012 r. Xi Jinping uczynił go głównym wykonawcą czystki wewnątrzpartyjnej, czyli tzw. kampanii antykorupcyjnej. Wang zyskał w ten sposób olbrzymią wiedzę o grzeszkach towarzyszy, a także możliwość sterowania ich karierami i skłócania frakcji wewnątrz KPCh. Przestał pełnić to stanowisko w 2017 r. A w ostatnich miesiącach pojawiły się przecieki, że Xi chce go pozbawić funkcji wicepremiera.

Wang w młodości, w czasie Rewolucji Kulturalnej, zesłany do wiejskiej komuny, gdzie musiał pracować na roli. Poznał tam wówczas Xi Jinpinga. Xi nie zraził się wtedy do komunizmu. Wręcz przeciwnie, postanowił zostać kiedyś przywódcą KPCh. A Wang? Co wówczas myślał?



W latach 80-tych zaczął robić karierę w bankowości. Stworzył m.in. pierwszy chiński bank inwestycyjny CICC. Rozpoczął pionierską współpracę z bankiem Morgan Stanley i ogólnie miał opinię człowieka bardzo przychylnego Wall Street. W 1997 r. pomógł chronić Chiny przed azjatyckim kryzysem finansowym. Henry Paulson, były amerykański sekretarz skarbu, przyjaźni się z nim i twierdzi, że Wang to "chiński patriota, który jednak rozumie USA i wie ile oba kraje korzystają na swoich relacjach gospodarczych". A poza tym według Paulsona z Wangiem można długo rozmawiać o historii i prowadzić filozoficzne debaty. Poza tym Wang ma "pokręcone poczucie humoru". Ciekawe czy epidemia koronawirusa też jest przejawem tego "pokręconego poczucia humoru".

We wrześniu 2017 r. Wang spotkał się, bez informowania o tym mediów, ze... Stevenem Bannonem. Ponoć rozmawiali o nacjonalizmie ekonomicznym i ruchach populistycznych... To o tyle ciekawe, że Bannon mocno promuje Guo Wenguia, ukrywającego się w USA chińskiego miliardera i zarazem byłego współpracownika wywiadu wojskowego ChRL, który dzieli się wieloma rewelacjami na temat Xi Jinpinga, majątków chińskich przywódców, wywiadowczych powiązań Huawei i operacji chińskich tajnych służb.

***



A u Demokratów szykuje się wewnętrzna wojenka w trakcie kampanii wyborczej. Zarówno Bernie Sanders jak i burmistrz Pete Buttiegieg ogłosili zwycięstwo w prawyborach w Iowa. Przez dwa dni nie można było zliczyć wyników, bo apka, za pomocą której to robiono była wadliwa. Za tą apką stali weterani kampanii Hillary Clinton i Obamy, a ich firma dostawała wcześniej granty od Sorosa, a jej szef wpłacał pieniądze na kampanię Buttigiega. Oszustwo było aż zbyt oczywiste: ludzie Hillary ustawili prawybory pod Buttigiega, turbogeja, który miał epizod służby w wywiadzie marynarki wojennej. Jak stwierdziła Hillary, "nikt nie lubi Sandersa". Scenariusz jest taki, by Buttiegieg odebrał Berniemu nominację a w sierpniu ogłosił, że Hillary będzie jego kandydatką na wiceprezydenta. Zwolennicy Berniego są jednak ostro wkurwieni na "burmistrza Cheata". Ta kampania wyborcza może się więc skończyć rozpadem Partii Demokratycznej. No chyba, że znów zapłacą Berniemu, by się wycofał. Na miejscu Trumpa zapłaciłbym jednak Berniemu, by się nie wycofywał.

***

Nie wiem, czy zauważyliście, że jakiś czas temu doszło do zestrzelenia nad Afganistanem samolotu, który należał prawdopodobnie do CIA. Leciał nim prawdopodobnie Michael D'Andrea, czyli "ajatollah Mike", szef misji CIA w Iranie. Ale Irańczycy też ponoszą straty. Pod Aleppo zginął bowiem dowódca Sił Quds w Syrii generał Asghar Bashpur.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz