Ilustracja muzyczna: Max Raabe & Palast Orchester - Tainted Love
Ten człowiek był szczerym, idealistycznym patriotą i zarazem jednym z najbardziej błyskotliwych polskich prawicowców, a nie ma nawet małego hasła w Wikipedii. Jan Pękosławski - pewnie o nim nie słyszeliście? No cóż, wielu osobom zależało na tym, by przemilczeć jego historię.
Pękosławski był warszawskim przedsiębiorcą, przez wiele lat aktywnym w kręgach chrześcijańsko-narodowych. Miał okazję poznać poznać Dmowskiego, gen. Szeptyckiego i Witosa. Polską rzeczywistość polityczną, społeczną i gospodarczą oceniał bardzo krytycznie. Uważał przedmajową sejmokrację za ustrój skrajnie nieefektywny, a jako gospodarczy liberał i przy tym nacjonalista bolał nad polityką ówczesnych rządów. Spodziewając się, że państwo będzie pogrążało się w chaosie i będzie rozrywane przez bolszewicką dywersję ideologiczną, postanowił stworzyć stowarzyszenie mające dążyć do reform i obrony Polski przed zagrożeniem zewnętrznym. Razem z gen. Witoldem Gorczyńskim (współtwórcą Legionu Puławskiego, oficerem carskiego kontrwywiadu wojskowego - kolesiem z wielkimi, hipsterskimi wąsami na zdjęciu powyżej) założył Pogotowie Patriotów Polskich.
Niemal wszystkie opracowania określają PPP jako "organizację typu faszystowskiego". Poważni historycy rozpisują się o tym, że jakoby rzekomo miała ona plany zbrojnego opanowania Warszawy i że jej członkowie całowali krzyż, który całował przed śmiercią Eligiusz Niewiadomski. Rzadko kto jednak odwołuje się do świadectwa Pękosławskiego - jego książki "Dla potomności". Pękosławski twierdzi bowiem, że jego związek nie był żadną konspiracją - działał jawnie! Wszyscy wiedzieli o jego istnieniu, odezwy PPP były wywieszane na ulicach a Pękosławski zapowiadał, że kiedyś zorganizuje na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie defiladę członków grupy. Co więcej, Pękosławski próbował PPP zarejestrować jako legalne stowarzyszenie. Ale urzędnicy mu to utrudniali. Gdy skontaktował się w tej sprawie z ministrem spraw wewnętrznych Władysławem Kiernikiem (PSL "Piast"), szef resortu rżnął głupa, że nie zna się na procedurach. Z Pękosławskim spotykali się również endeccy politycy tacy jak Stanisław Głąbiński czy generałowie (m.in. Szeptycki), ale nie posunęli sprawy do przodu. Endecja początkowo chciała współpracować z PPP, ale po pewnym czasie zaczęła ostro tą organizację obsmarowywać widząc w niej konkurencję. W PPP uaktywnili się natomiast prowokatorzy. W końcu służby zagrały ostrzej. Twórca PPP, wraz z kilkoma innymi działaczami tej grupy został aresztowany w 1924 r. pod zarzutem próby dokonania zamachu stanu. Najprawdopodobniej zrobiono z niego kozła ofiarnego, by odwrócić uwagę od finansowanych przez Wall Street grup spiskowych Paderewskiego i Hallera zamieszanych w zamach na Narutowicza.
Proces Pękosławskiego jednak się przedłużał z powodu miałkości dowodów. Po zamachu majowym twórcę PPP oczyszczono więc z zarzutów. Gen. Gorczyński przypłacił jednak całą sprawę ciężkim zapadnięciem na zdrowiu i przedwczesnym zgonem. W 1929 r. Pękosławski napisał rozliczeniową książkę, w której nie zostawiał suchej nitki na swoich dawnych politycznych sojusznikach. Ta książka to unikalny opis przedmajowej II RP, pełny zadziwiająco trafnych spostrzeżeń i złośliwych uwag.
Pękosławski, narodowiec i kapitalista, zszokował m.in. niektórych swoich znajomych otwarcie popierając Piłsudskiego po zamachu majowym. W swojej książce pisał:
""Wreszcie gdyby dzisiaj nie było Piłsudskiego, to któżby nas zabezpieczył i obronił od bolszewizmu, od naszych wewnętrznych wywrotowców, którzy mają za plecami ostoję i pomoc nie lada? Czy nasi socjaliści? Sądzę, że choć są bardzo dzielni i odważni, to jednak są za mało liczni. Może chłopi? Pokażcie mi zorganizowanych chłopów, którzy by mogli przeciwstawić się bolszewizmowi, a wreszcie policzcie ilu chłopów byłoby za obroną, a ilu za bolszewizmem. Pozostaje więc tylko prawica, ale cóż ta prawica warta? Z wielkim hałasem przywróciła do życia, „Sokoła“, utworzyła Związek Hallerczyków, potem „Ku Chwale Ojczyzny“ (?) Związek Dowborczyków, potem znów Związek Strzelca Kurkowego, który miał nam dostarczać pierwszorzędnych strzelców, wreszcie utworzyła Legję Obrony Konstytucji, — jako Kapitalne głupstwo, bo Legja miała bronićt ego, co było przyczyną największego zła w państwie t. j. wadliwej Konstytucji,—a na ostatku wiekopomne dzieło „Straż Narodową“ i wszystkie te związki i organizacje, powiedzmy wyraźnie i otwarcie, były formowane przeciwko lewicy i przeciwko piłsudczyźnie, ale kiedy Piłsudczycy wyszli do boju na ulicę, to ani jednego z tych związków nie było. Gdyby tak wezwać ich do pełnego żłobu, to na pewno zbiegliby się wszyscy, ale do karabinu nie było i nigdy nie będzie ani jednego. Jak już mówiłem. przed komunistami zmiataliby na pewno tak samo, jak narodowcy w Rosji. Wszystkie te organizacje były charakteru luźnego, żadna z nich nie miała ducha twórczego, żadna nic nie robiła i nie robi i istota ich polega tylko na zapisaniu się na członka.Pozostają więc tylko organizacje marsz. Piłsudskiego. Organizacja „Strzelca“ na pewno wystąpiłaby w sposób zdecydowany i nigdy nie dopuściłaby do przewrotu bolszewickiego. Najlepszym tego dowodem jest, że w czasie przewrotu majowego nie nastąpiła nigdzie nie tylko jakaś pokusa bolszewicka, ale nie było nawet ani jednego wypadku jakiegoś rabunku, czy napadu, co zazwyczaj w takich razach staje się rzeczą nieuniknioną" (...)
Kiedy znów w 1914 roku, zaraz po wybuchu wojny, byłem na herbatce u p. Grabskiego, ówczesnego członka zarządu Narodowej Demokracji, na której było kilku członków zarządu tego stronnictwa to p, Grabski z całą kategorycznością dowodził, że ze względów ekonomicznych Polska Niepodległa, odcięta granicą od Rosji, utrzymać by się nie mogła i że z tych powodów Nar. Demokr. nie tylko nie dąży do niepodległości, ale przeciwnie, gdyby tylko ktokolwiek bądź taką koncepcję wysunął, ona by ją udaremniła. (...) To było powodem, że cała prawica przeklinała i z błotem mieszała Witolda Gorczyńskiego za to, że się odważył poza plecami N ar. Dem. tworzyć legjony. Psuło to Dmowskiemu jego politykę, polegającą chyba na chęci wykazania, że naród jest stadem lojalnych i biernych baranów. (...)
Co do jego etyki, to jeżeli zarzucano brak jej Korfantemu, który miał przecież wyższe wykształcenie i który z tego powodu wychowywał się w innem otoczeniu, to cóż tu było mówić o etyce chłopa Witosa. To też p. Witos, jak już wspominałem, nie tylko wydawał rozmaite rozporządzenia, oparte
na demagogji i godzące w najżywotniejsze interesy państwa, ale też dopuścił do afery Dojlidowskiej i otaczał się stale takimi posłami, których jedynem zajęciem były rozmaite afery, koncesje, protekcje, konwentykle, łajdactwa i pjjaństwa na jego cześć w knajpach urządzane. Wszelkie sprawy państwowe
omawano w knajpach przy kieliszku i pod dobrą datą (przeważnie w restauracji ,,Pod Bachusem"). Opowiadano nawet, że na jednej z takich libacji, urządzonej w mieszkaniu jednego z posłów na cześć zięcia Witosa — zwykłego chłopa Stawarza, tenże p. Stawarz tak się upił, że dostawszy torsji, wyszedł na balkon, przechylił się, wypadł i zabił się na miejscu. (...)
Muszę tu jeszcze wyjaśnić, w jaki sposób wysuwano u naskandydatów na posłów i senatorów . Otóż członkowie zarządu każdego stronnictwa, w pierwszym rzędzie zachowywali kandydaturę dla siebie, potem dla swoich faworytów , a w reszcie, pozostałe wolne miejsca, obsadzał zwykle jakiś młodzieniec, odgrywający rolę sekretarza zarządu danego stronnictwa i panna pisząca na maszynie. Kto się więc najwięcej umizgał i najwięcej u iał przypodobać tym ostatnim dwóm osobom, ten najmocniej miał zapew ioną kandydaturę."
Pękosławski przypomina, że niektórzy posłowie do Sejmu Ustawodawczego kradli łyżki i widelce z sejmowej restauracji. I ci sami ludzie spisali Konstytucję Marcową - ustrojowego potworka stworzonego tylko i wyłącznie na złość Piłsudskiemu. W maju 1926 r. próbowano zmobilizować społeczeństwo hasłem obrony tej konstytucji. Tymczasem kolejne przedmajowe rządy konstytucję nieustannie łamały i tolerowały działalność stronnictw wzywających do jej obalenia - np. radykalnych socjalistów (głoszących hasło rewolucji), komunistów i ludowców z PSL "Wyzwolenie" (chcących wbrew konstytucji konfiskować majątki ziemskie bez odszkodowania). Państwo za to ostro brało się za grupy takie jak PPP, które dążyły do reform i obrony republiki.
Książka Pękosławskiego zadaje też potężny cios współczesnej narracji mówiącej, że "sanacja wprowadziła w Polsce socjalizm". Okazuje się bowiem, że skrajny fiskalizm i biurokratyzm - większy jeszcze niż w demonizowanym okresie sanacji! - panował przed majem 1926 r. Pękosławski wskazuje, że wszystkie rządy przedmajowe (z wyjątkiem socjalistycznego rządu Moraczewskiego) były rządami mieszanymi, w których swoich reprezentantów miała też prawica. Twórca Pogotowia Patriotów Polskich za szczególnego szkodnika gospodarczego uważał Władysława Grabskiego. Grabski podczas jednego z przemówień sejmowych powiedział, że misją jego rządu jest, by... nie było ludzi bogatych w Polsce. Ów "wybitny ekonomista" nie mógł zrozumieć, że podstawową przyczyną załamania polskiej waluty był kiepski bilans handlowy. Bilans ten był kiepski, bo rząd... blokował eksport, utrudniając m.in. wywożenie z Polski drewna, cukru i innych surowców naturalnych. O przedmajowej polityce gospodarczej Pękosławski pisał:
"Znam przemysłowca, który miał w 1919 r. fabrykę mydełek. Dla swojej fabrykacji potrzebował 2 wagony węglamiesięcznie. A by otrzymać ten węgieł, musiał złożyć W Urzędzie Węglowym podanie. Takie podania rozpatrywała specjalna komisja, ale ponieważ zarzucona była podaniami i nie mogła się zbierać codziennie, więc na odpowiedź trzeba było czekać kilka tygodni. Po kilku tygodniach powiedziano mu, że węgla nie dostanie, dopóki nie przedstaw i dowodów na prawo prowadzenia fabryki. Kiedy dowody przedstawił węgiel mu obiecano. Znów upłynęło kilka tygodni i znów mu powiedziano, że węgla nie dostanie, dopóki nie udowodni co z temi mydełkami robi. Bo okazało się, że musi być dostawcą rządowym, tak jak
gdyby społeczeństwu nie wolno myć się było. Kiedy przedstawił świadectwo, że jest dostaw cą Czerwonego i Białego Krzyża, to mu już węgieł obiecano na pewno. Po paru tygodniach nowa formalność, bo Komisja zapytała go z czego te mydełka wyrabia. Przemysłowiec ten, nie rozumiejąc zapytania, odpowiedział,że z tłuszczów. ,,Tak, ale skąd pan bierze te tłuszcze? Powinien
pan brać ze specjalnego urzędu, bo prywatnie kupować nie wolno“. Odpowiedział, że potrzebuje tłuszczów około 10 pudów dziennie, a urząd mu daje 10 pudów miesięcznie. ,,To nic, ale musi pan przedstawić świadectwo“. Świadectwo przedstawił i tym sposobem dopiero po 4-ch miesiącach węgieł otrzymał i nota bene tylko czwartą część tego, co potrzebował. A potem
w następstwie ciągle mu kazano co miesiąc takie podania skła dać i na rezultaty wyczekiwać. Z produkcją więc kulał, tłusz cze po złodziejsku nocami sprowadzał i duże koszty i straty z tego powodu ponosił, które przecież m usiał odbijać na konsu mentach.
2) Pewien obywatel ziemski z Piotrkowskiego wygadał się w 1920 r. przed starostą, że ma zamiar odbudować w swoim majątku, zniszczony przez Niemców, młyn wodny. Na to starosta mu powiedział, że tak nie wolno, że dopiero musi uzyskać pozwolenie z Min. Przem . i H andlu, Pomyślał sobie, że to nie wielka bieda, bo przecież jak będzie w Warszawie, to sobie
takie pozwolenie wyrobi. No, — ale czyż można było winić urzędników Min, Przem . i H andlu, że byli przeładowani p racą i że mu kazali kilkanaście razy przychodzić i po p arę godzin wyczekiwać, aby nareszcie po rozpatrzeniu spraw y oznajmić mu, że musi wpierw udać się do Min, Rolnictwa i Dóbr Państwowych, aby tam sobie wyrobić pozwolenie na prawo wycięcia kilku sosen w swoim lesie, które mu były potrzebne do odbudowania tego młyna? Kiedy to uzyskał, powiedziano mu znowuż, że musi jeszcze otrzymać pozwolenie z Min, K ultury i Sztuki, bo widocznie chodziło o to, żeby ten młyn nie szpecił widoku pięknej okolicy i może, żeby był w odpowiednim stylu wybudowany? Kiedy więc zgłosił się do Min. Kultury i Sztuki, to zażądano od niego szczegółowych planów tego młyna i powiedziano mu, że dopiero Komisja Międzyministerialna wyśle delegatów na miejsce i dopiero po jej orzeczeniu wydadzą mu świadectwo. Straciwszy więc kilka miesięcy czasu i nie widząc końca tych głupich i bezcelowych formalności, machnął ręką
i młyna nie odbudował.
3) Ten przykład dotyczy mnie osobiście.
Nie chcąc siedzieć bezczynnie, a chcąc się przyczynić do podniesienia produkcji krajowej, zadatkowałem w 1919 roku 300 dziesięcin lasu pod Kowlem. W następstw ie miałem zaku pić jeszcze 1000 dziesięcin, a drzewo częściowo miało iść na wywóz zagranicę, częściowo na potrzeby kraju, a reszta na opał. O kazało się, że drzew a nie wolno było wywozić zagranicę,
bo było nam potrzebne na odbudowę kraju.
K to zna nasze Kresy i wielkie obszary leśne, to wie, że las z jednego tylko majątku wystarczyłby na odbudowę całego kraju, a tu wysuwali takie argumenty. Przecież takie prawo odbierało nam możność zdobywania walut zagranicznych i tym sposobem przyczyniało się do spadku naszej m arki, nie mającej żadnego zabezpieczenia. Ale nie było rady. Jestem przecież obywatelem tego kra ju, więc m usiałem się podporządkować wszystkim obowiązującym praw om i przepisom. Zacząłem więc zabiegać o wagony
do ładowania budulca dla kraju. Po kilku tygodniach odsyłania mnie od jednej władzy do drugiej, oparłem się o Min. Rolnictw a i Dóbr Państwowych, gdzie mi powiedziano, że jeżeli chce otrzymać wagony, to muszę przedstawić świadectwo, że jestem dostaw cą rządowym. Prywatnym przemysłowcom wagonów nie dawano, bo w mniemaniu władz, gromadzili oni zapasy drzewa, urządzali „pasek" i wywoływali sztuczną drożyznę.Więc Minist, nie było w stanie zorjentować się, że to przecież ono, nie dając mi wagonów, zmuszało mnie i innych do gromadzenia drzew a w lesie, do niewypuszczania go na rynek i do urządzania t. zw. paska. Przytem , przy bliższej rozmowie okazało się, że rząd nie będzie brał ode mnie drzew a w stanie okrą głym, surowym. Ja k że więc ja to miałem zrobić? Las kupiłem o kilkanaście kilometrów od placu boju z bolszewikami i nie mogłem przecież budować tam tartaku, a gdybym naw et mógł, to przecież nie wolno było sprowadzać maszyn z zagranicy, a kraj nasz maszyn takich nie wyrabiał. Drzewo więc mogłem
sprzedawać tylko takiem u, który posiadał tartak gotowy i on dopiero mógł sprzedawać drzewo przedsiębiorcy rządowemu. Poradzono mi na razie, abym wziął świadectwo od właściciela tartaku, on zaś, aby wziął od przedsiębiorcy rządowego, a dopiero przedsiębiorca od odpowiedniego urzędu, w którym miał robotę. W końcu jednak zorjentowano się, że takie świadectwa nie byłyby miarodajne, czyli nie było sposobu, żebym wagony
mógł otrzymać. I znów trudno, postanowiłem wszystko wyciąć na opał.
A le tu znów okazało się, że osobom prywatnym drzew a sprzedawać nie wolno. Musiałem być dostawcą PUZAP'u i tylko stamtąd wagony otrzymać mogłem. Zanim jednak z PUZAP'em kontrakt zawarłem , to stracił on prawo wydawania frachtów i musiałem się zgłosić po nie do specjalnego Urzędu Węglowego. Po paru tygodniach dano mi odpowiedź, że ponieważ Urząd
Węglowy nie zna rynku drzewnego, to prawo podziału wagonów przyznał Kołu Kupców Drzewnych. Nie rozumiano tam, że przecież Koło Kupców Drzewnych, jako mój konkurent, zrobi wszystko, aby mi wagonów nie dać. I rzeczywiście w grudniu 1919 roku odpowiedziano mi, że wagonów tymczasem dać nie mogą, a dopiero, jak na urągowisko, w maju 1920 roku, zapytano mnie telefonicznie, czy nie potrzebuję wagonów i w jakiej ilości. W czasie więc, kiedy cena drzew a dochodziła do 12 Mk. za pud i kiedy ja mogłem dostarczać po 4 — 5 Mk., to rząd związał mi ręce i nogi, abym nic nie robił i potem w takich warunkach szukał spekulantów i przyczyn drożyzny.Ponieważ z drzewem nie mogłem czekać drugiej zimy, bo nie wiedziałem co mnie znów spotkać może, a tymczasem musiałem płacić za las raty miesięczne, więc straciwszy na owe czasy dość pokaźną sumę, bo 40 tysięcy marek kontraktu zrzec się m usiałem i postanowiłem nic przy takim rządzie nie robić.
Przeczekawszy jednak rok czasu i nabrawszy nierozważnego przekonania, że przecież teraz jest lepiej, powtórnie postanowiłem na jesieni 1920 roku kupić majątek leśny od Niemca na Pomorzu. Ponieważ chodziło o to, że trzeba było wyłośyć całą gotówkę, której w całości nie miałem, a kredytu w żadnym banku, z powodu spadku marki, otrzymać nie mogłem, więc musiałem znaleźć takiego kupca na drzewo, któryby mi dał większą zaliczkę,
Po 5 miesiącach starań, kłopotów i wyjazdów, sprowadziłem na swój koszt przez specjalnego wysłańca 2-ch agentów angielsko-belgijskiej firm y z Hamburga do Gdańska, z którymi po ciężkich trudach kontrakt na dostawę słupów telegraficznych.i podkładów kolejowych zawarłem . Atoli tego samego dnia po wyjściu od rejenta, w padł mi w Gdańsku do ręki K urjer Warszawski, w którym wyczytałem , że wyszło nowe prawo, na mocy
którego od wywozu takich objektów nałożone jest cło w wysokości 50% ceny sprzedażnej. Ponieważ agenci firmy przyjąć na siebie tego nowego podatku nie chcieli, bo cena drzewa stałaby się o wiele większą od ceny z krajów północnych, a ja przecież nie mogłem im dawać drzewo po cenach niżej kosztu samego wyrębu, więc powtórnie, ale tym razem straciwszy pół miljona marek, kontrakt zerwałem i przysiągłem sobie stanowczo do żadnych interesów więcej nie przystępować.
Wyjaśnić muszę, że rozporządzenie powyższe było ogłoszone przez rząd premjera-chłopa Witosa w celach demagogicznych, aby dać dowód włościanom, że pan Witos nie wypuści drzew a zagranicę, a zatrzyma go dla nich na odbudowę. Chociaż więc takie rozporządzenie godziło w najżywotniejsze interesy państw a, bo odbierało możność zdobycia walut zagranicznych, potrzebnych dla zabezpieczenia naszej waluty, to jednak je ogłoszono, A le czy taki premjer miał jakiekolwiek poczucie patrjotyzmu, poczucie państwowości, czy też gotów był zrujnować kraj i państwo, byleby tylko obałamucać głupie i ciemne masy, byleby na ciemnocie tych mas dogadzać swojemu chłopskiemu ambitowi i byleby zdobywać chwilową karjerę ? Jeżeli zaś on tego nie robił celowo,, a tylko z braku wiedzy w zagadnieniach ekonomicznych, to więcej przyniósłby pożytku kra jowi, gdyby się wziął do swojej roboty, do ciesielki, czy też do roboty w polu, aniżeli do zajmowania stanowiska, do którego nie dorósł i od którego zależy pomyślność całego kraju. Czy więc można było patrzeć obojętnie na takie sprawy i na takich szkodników państwowych?
4) Jak wiadomo, to w swoim czasie był powołany u nas do życia specjalny Komisarjat do w alki z t, zw. waluciarzami. K omisarjat ten formalnie urządzał na ulicach naganki i biada była temu, przy kim znaleziono choćby 2 dolary, bo momentalnie znajdował się w więzieniu. A skutek tego był taki, że nie tylko każdy poseł i każdy urzędnik, chcąc się zabezpieczyć od strat z powodu spadku naszej marki i aby nie przymierać z głodu, po otrzymaniu pensji, w tej chwili nabywał obce waluty, ale naw et i ci, którzy to prawo wydali i którzy tych waluciarzy z nadzwyczajną gorliwością ścigali i tępili, również za swoje pensje obce waluty nabywali.
Zamiast więc dążyć do tego, żeby stworzyć taką sytuację, w której by spekulantów walutowych nie było, to ogłaszało się bezmyślne rozporządzenia, które nie tylko nie prowadziły do celu, ale nawet przeciw nie, demoralizowały społeczeństwo, pouczały go jak kręcić i szachrować i jak obchodzić w szelkie prawa, Komisarjat ten był wynaleziony i powołany do życia przez Ministra Skarbu Grabskiego". (...)
Będąc na jednym z wieców sprawozdawczych, słuchałem przemówienia kilku posłów. Słuchałem, jak dowodzili z zaciętością, że drożyzna u nas panowała z tego powodu, że rząd pozwalał wywozić zagranicę zboże, cukier, nabiał i t. p. artykuły spożywcze. Głównie jeden z nich dowodził, że my wszystko powinniśmy zachować dla siebie i że oni, t. j. posłowie, złożą w sejmie odpowiedni wniosek i nie dopuszczą do takiego rządzenia. Posłem tym był za jadły antysemita, zagorzały katolik i narodowiec, W parę tygodni potem , a było to w Wielki Poniedziałek, wybrałem się z wizytą do tego posła i zastałem
u niego 3-ch żydów, z którym i omawiał sprawę wywozu cukru zagranicę."
Nie dziwi więc, że Pękosławski przyjął zamach majowy z dużą nadzieją, jako spełnienie swoich postulatów:
"Teraz Bogu dziękuję, że doczekałem się chwili, że moje idee przyoblekły się w ciało, że Marszałek Piłsudski wziął bat do ręki i porozpędzał szkodników państwowych, i dzisiaj jestem zupełnie spokojny o losy naszej Ojczyzny, a to tym bardziej, że jestem przekonanym, że gdyby szkodnikom państwowym odrosły uszy, to im je Marszałek Piłsudski na nowo obetnie” (...)
Wreszcie zapytam wszystkich, czy zapomnieli już, jak dawne rządy pożyczały po kilka miljonów dolarów na lichwiarski procent od żydów, czy zapomnieli, jak nas traktowała zagranica; jak nas ta zagranica, a szczególniej Niemcy i Anglja,nazywała państwem sezonowem i jak absolutnie nikt zagranicą nie miał najmniejszej wiary, ani zaufania do Polski? I czy nie wiedzą, że rządy Piłsudskiego otrzymały pożyczkę 70 miljonów dolarów, że do rządów tych zagranica odnosi się z wiarą i zaufaniem, że dzisiaj poselstwa nasze przemianowywane są na ambasady i że Anglja pisze o nas dzisiaj z wielkim uznaniem, a Niemcy, które dawniej szydziły z nas i kpiły, dzisiaj podnoszą wielki krzyk, że z Polską, trzeba się liczyć i że przeciw Polsce trzeba się organizować? Czy tego wszystkiego przeciwnicy Piłsudskiego nie widzą, czy też tylko przewrotnie nie chcą tego znać? I czy to wszystko nie jest dostatecznym dowodem, że przewrót majowy naprowadził nas na drogę państwa mocarstwowego, dowodem, że był on dla naszej egzystencji koniecznym i dowodem, że nam potrzebne były rządy silnej ręki? Tym zaś, którzy dzisiaj jeszcze są obrońcami i rzecznikami rządów parlamentarnych i którzy stawiają nam za przykład Francję, tak odpowiem : Panowie szanowni! Zgoda na demokrację, zgoda na sejm, ale nie zapominajcie, że naród polski, ze względu na swoje charaktery i usposobienia, nie tylko nie n a d a je się do rządów parlamentarnych , ale potrzebuje autorytetu, potrzebuje silnej władzy i niestety, potrzebuje stałego dezynfekowania zarówno ciała, jak i duszy. "
I macie już odpowiedź dlaczego Jan Pękosławski został tak skutecznie wymazany z narodowej pamięci. Jego poglądy bezlitośnie uderzały i w endecję, i w chadecję, i w ludowców, i w socjalistów. Nawet dla sanacji był niewygodnym zwolennikiem. Nie wiemy, jak później oceniał rządy piłsudczyków. Na ile spełniły jego nadzieje? Wiemy natomiast, że całkowicie wycofał się z życia publicznego i rozpłynął w mroku dziejów.
Imieniem gospodarczego szkodnika Władysława Grabskiego nazywa się za to u nas nagrody ekonomiczne. Historyczna idiokracja postępuje jednak coraz bardziej Jakiś liberalny baran, aferzysta z lat 90., ma czelność pisać artykuł do "DGP", w którym dowodzi, że inwestowanie w COP przez sanację było zbrodnią, bo przecież z fabryk w COP korzystali przecież Niemcy. (Można zapytać, to po co Czechy i Francja rozwijały swój przemysł?) A gromadki kuców porównując PiS do sanacji (niesłusznie, bo gdyby PiS rzeczywiście było sanacją, to by Kramek i Kasprzak już dawno siedzieliby w Berezie), sugerują, że "niepotrzebnie prowokujemy Putina, tak jak niepotrzebnie prowokowaliśmy Hitlera". Wielki sabatejski reżyser mówi zaś, że powinniśmy w Polsce zbudować Fort Xi . Takie kondominium chińsko-rosyjskie pod sabatejskim zarządem powierniczym. Nowy Birobidżan. Pękosławski z pewnością się w grobie przewraca...
***
To już ostatni odcinek serii Restituta. Mam nadzieję, że się Wam podobała. Oczywiście myślę już o kolejnej serii - Shamballah. A może macie jakieś specjalne życzenia i chcecie, bym napisał serię o tematyce, która szczególnie mocno Was interesuje? A może chcecie odcinek serii Sny? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz