Rzymski cesarz Hadrian zabił w trakcie tłumienia powstania Bar Kochby 800 mln Żydów. Taką liczbę podaje Midrasz Rabbah, czyli starożytny komentarz rabiniczny. Ówczesna literatura talmudyczna pełna jest opisów rzezi, jaką Żydom sprawili Rzymianie. Tylko podczas oblężenia twierdzy Betar - małego fortu na pustynnym zadupiu - miało zginąć 40 mln Żydów. Gdy rzymska kawaleria wyrzynała niedobitki żydowskich powstańców, płynęła rzeka krwi sięgająca do końskich nozdrzy. Rzeka ta spłynęła do Morza Śródziemnego zabarwiając je na czerwono na sześć kilometrów. Rzymianie złapali jednego z rabinów, okręcili go zwojem Tory i podpalili. Rabin widział jak ze zwoju lecą w niebo płonące litery. Mówi o tym wszystkim Talmud i midrasze. Czyli święta literatura judaistyczna.
To oczywiście nie była pierwsza rzeź, która dotknęła naród żydowski. W Gemarze zacytowany jest świętobliwy rabi Akiva, opowiadający o tym jak tysiące żydowskich dzieci zostało zakopanych w ziemi a Egipcjanie przejechali po nich pługami, ale mimo to dzieci to przeżyły i cudownie wydostały się na powierzchnię. Z Talmudu Babilońskiego (Sanhedrin 95B) wiemy, że wojsko babilońskie oblegające Jerozolimę w VI w. przed Chrystusem "dwieście sześćdziesiąt tysięcy tysięcy minus jeden". Talmud Babiloński (Shabbath 149a) mówi też, że po zwycięstwie babiloński król Nabuchodonozor zerżnął króla Sedecjasza swoim kutasem liczącym 300 łokci, czyli jakieś 140 metrów.
Przykłady podobnej przesady w opisach historycznych znajdujemy również w Starym Testamencie. Samson zabijający oślą szczęką 1000 Filistynów, Jonasz przebywający przez trzy dni w brzuchu wieloryba, czy też ekstremalne historyczne bzdety w Księdze Judyty i Księdze Estery... (Kościół Katolicki w swojej wielkiej mądrości starał się, by wierni czytali jak najmniej Starego Testamentu, by nie stracili wiary zapoznając się ze znajdującymi w nim absurdalnymi przekazami. Luter rozważał zaś wyrzucenie kilku ksiąg Starego Przymierza z Biblii.) Biblia oprócz wartościowych historycznych przekazów, których prawdziwość dopiero teraz jest w zdumiewający sposób potwierdzana przez archeologów, zawiera też typowe dla bliskowschodniej, semickiej kultury przesadzone opowieści. Tak samo jest z Talmudem, Koranem i muzułmańskimi hadithami W bliskowschodniej tradycji do dobrego tonu bowiem należy mocno przesadzać w opowieściach. Im więcej przesady, tym opowieść lepsza. (Nowy Testament jest pod tym względem znacznie bardziej wyważony, gdyż był spisywany przez ludzi zapoznanych z grecką tradycją, poważnie podchodzącą do kwestii prawdy. )
Ta bliskowschodnia tradycja przesady w opisach pojawia się też niestety w świadectwach dotyczących historii najnowszej, w tym Holokaust. Shoah było niezaprzeczalnie straszliwą zbrodnią i wielką rzezią, w trakcie której zniknęły z powierzchni ziemi całe bogate w kulturę i tradycję społeczności żydowskie. Jak stwierdził w 1942 r. jeden z rabinów z getta warszawskiego: "Hitler wygrał wojnę z polskimi Żydami". I nie tylko z polskimi, bo również z węgierskimi, greckimi, jugosłowiańskimi, rumuńskimi, słowackimi... - można długo wymieniać. Esterminowane zostały nawet społeczności żydowskie na greckich wyspach i miasteczkach Afryki Północnej. Historycy dysponują ogromną ilością relacji mówiących jak straszny był Holokaust, a mimo to co jakiś czas pojawiają się "naoczni świadkowie", którzy chcą dodatkowo tę historię ubarwić.
I tak np. w 1985 r. na procesie kanadyjsko-niemieckiego negacjonisty Holokaustu Ernesta Zundela zeznawał ocalony z Zagłady Arnold Friedman, który stwierdził, że przebywając w Auschwitz był w stanie rozpoznać po kolorze płomieni buchających z krematoriów, Żydzi z jakiego kraju są paleni. Błękitne płomienie oznaczały, że do pieców trafili Żydzi węgierscy, zielone, że paleni są polscy Żydzi itp. Filip Muller, ocalony z Holokaustu, którego świadectwo polecała m.in. organizacja ADL, pisał w swojej książce "Eywitness Auschwitz: Three years in a gas chamber", że widział jak niemieccy lekarze obcinali Żydom nogi i wrzucali je do wiader w krematorium. Wiadra po tym długo skakały. Byli też tacy ocaleńcy, którzy opowiadali, że przeżyli kilkakrotne gazowanie lub ukryli się w kominie krematorium. Elie Wiesel, jeden z najsłynniejszych ocalałych z Holokaustu, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, autor 57 książek poświęconych Zagładzie, mówił, że miał duże szczęście, bo był zawsze na samym końcu kolejki do komory gazowej i zanim doszło do niego, Niemcy kończyli swój dzień pracy. W jednej ze swoich książek opisywał zaś jak w miejscu masowego grobu Żydów na Ukrainie tryskały z ziemi gejzery krwi. Swego czasu wielką popularność zdobyła książka "Malowany ptak" Jerzego Kosińskiego. Potraktowana została ona jako ważne świadectwo Holokaustu na polskiej prowincji, choć każdy kto ją czytał nie może mieć żadnych wątpliwości, że jest ona tylko sado-masochistyczną fantazją autora. Kosiński zmarł z foliową torebką na głowie - lubił walić konia jednocześnie się dusząc. Długo był autorytetem moralnym, ale dzisiaj się śmieją z niego nawet dawni jego przyjaciele. Ot, np. kiedyś przypadkiem natknąłem się na fragment programu Kuby Wojewódzkiego (nazwisko jak u frakcji "Puławian", ale chamski sposób bycia i rasistowskie poglądy podobne jak u "Natolińczyków"), w którym Kupa mówi do Adama Michnika: "Ja jestem antysemitą! Widziałem malowanego ptaka!".
Historia Holokaustu jest również przesadnie ubarwiana przez "naocznych świadków" którzy urodzili się długo po wojnie. I tak np. Yair Lapid został przyłapany na konfabulowaniu o tym, że Polacy mu zabili całą rodzinę, choć część rodziny przeżyła wojnę w Palestynie a część przetrwała Holokaust na Węgrzech. Ronen Bergman ośmieszał się zaś opowiadając o tym jak jego matka, mającą pięć lat w czasie wojny, odbierała przed wojną nagrodę od polskiego ministra edukacji. Zapewne usłyszymy za jakiś czas, że chodziła na patrole z Kapitanem Ameryką i Wolverinem. No cóż, niektórzy mają kompleks młodszej siostrzyczki, inni kompleks matki.
Nie neguję broń Boże tego, że w Holokauście Niemcy (przy wsparciu swoich kolaborantów, w tym policji żydowskiej i Judenratów a także przy życzliwej bezczynności USA, Wielkiej Brytanii i ZSRR) zabili 6 mln Żydów. Dopuszczam jednak możliwość, że mogli zabić 7 mln, 6,5 mln czy 5,5 mln. Prawdziwa liczba jest trudna do oszacowania, choćby ze względu na bardzo niepewne dane dotyczące Holokaustu na dawnych terenach ZSRR. Liczba 6 mln jest jednak w dużej mierze symboliczna - padała ona już w trakcie wojny a nawet jeszcze przed wojną. (Jeszcze przed I wojną światową mówiono o 6 mln prześladowanych rosyjskich Żydów. Sabbatajski rabin Steven Wise - ten który sabotował później pomoc dla Żydów mordowanych przez Hitlera - pisał w 1900 r., że jest "6 mln żyjących, krawiących, cierpiących argumentów za syjonizmem". )
Flashback: Sabatejskie obozy Zagłady
O tym jak trudno obliczyć jest ilu ludzi zostało zamordowanych w trakcie Holokaustu może świadczyć to, jak zmieniały się liczby dotyczące liczby zabitych w największych obozach koncentracyjnych. W przypadku Auschwitz-Birkenau padały takie liczby jak: 8 mln zabitych (raport francuskiej komisji ds. zbrodni wojennych z 1945 r.), 5 mln - 5,5 mln (zeznania komendanta Auschwitz Rudolfa Hoessa), 3 mln (inne zeznania Hoessa), 2,5 mln (zeznania na procesie Eichmanna), 1,6 mln (Yehuda Bauer), 1,25 mln (Raul Hillberg), 1,1 mln - 1,5 mln (Israel Gutman i Michael Berenbaum), 630 tys. - 710 tys. (Jean-Claude Pressac). Podobnie trudno jest oszacować liczbę Żydów zabitych w różnych okolicznościach przez Polaków w trakcie drugiej wojny światowej. Jair Lapid mówi o 200 tys. Barbara Engelking-Boni twierdzi, że było ich 250 tys. Paweł Śpiewak, że 160 tys. Andrzej Żbikowski - ten koleś, który mówił, że "obóz koncentracyjny był najlepszą strategią przetrwania" - twierdzi, że 150 tys. Jan T. Gross, że "nieważne czy 100 tys. czy 200 tys.". Wszystkie te liczby są oparte na bardzo naciąganych szacunkach - żaden z tych "historyków" nigdy szczegółowo ich nie wyliczył. Owszem dochodziło do zabijania Żydów przez Polaków - najczęściej przez polskich kryminalistów, którzy byli zagrożeniem również dla polskiej ludności - ale liczba takich przypadków jest obecnie niemożliwa do ustalenia, ze względu na zbyt małą ilość źródeł.
Pewna narracja wymaga jednak, by włączyć Polaków jako "typowych złych, katolickich gojów" jako czarnych charakterów w opowieści o Holokauście. To włączenie odbywa się jednak na zasadach typowych dla bliskowschodniej narracji - im większa przesada, tym lepsza opowieść. Polskie obozy, polskie SS, polski Holokaust - za jakiś czas pojawią się w niej polscy naziści, którzy pod koniec wojny uciekli w swoich UFO na ciemną stronę Księżyca.
Przesadzam? A jak było z książką J.T. Grossa o Jedwabnym? Autor przekonywał, że tuż przed żniwami, w lipcu 1941 r., polscy chłopi z własnej inicjatywy podpalili stodołę. Widzieliście kiedyś jakiegoś gospodarza, który by przed żniwami użyczył swoją stodołę do podpałki? W stosunkowo małej stodole (19 m na 7 m) miało się zmieścić 1,6 tys. Żydów, czyli trochę więcej niż mieszkało w Jedwabnym przed wojną. Gross oparł się na opowieściach naocznych świadków - z których żaden nie przebywał tego dnia w Jedwabnem. Jeden z nich był nawet kilka tysięcy kilometrów dalej na Syberii. A mimo to był naocznym świadkiem. (Jest takie rosyjskie przysłowie: "łże jak naoczny świadek"). Gross pominął to, że na miejscu znaleziono 89 łusek po niemieckiej amunicji a w kilku czaszkach ofiar znaleziono ślady po kulach. Pominął również zeznania polskich świadków mówiące o niemieckiej odpowiedzialności za masakrę. Np. zeznanie Hieronimy Wilczewskiej, mającej 8 lat w 1941 r.: "Zamknęli wierzeje tej stodoły, oblali benzyną (...) Mieli czarne mundury, gestapo. Rozmawiali w niemieckim języku. Gestapo brało te dzieciaki za rękę, za plecy, za kark i rzucali nimi. Cały czas gestapo stało, trzymało wartę, nie dopuścili nikogo do nich. (...) Podszedł do mnie gestapowiec i mówi do mnie po rosyjsku, żebym się napatrzyła, co robią z Żydami i że jak skończą z Żydami, to będą robili tak samo z wami, z Polakami". Za mord w Jedwabnem był sądzony w Niemczech funkcjonariusz Gestapo Herman Schaper, o którym czytamy: "Ustalono, że przy pomocy swojego oddziału prowadził systematyczne mordy według tej samej metody na bolszewikach, ich sympatykach, NKWD-zistach i Żydach, w miarę zdobywania terytoriów wcześniej zagarniętych przez Sowietów w miejscowościach czasem raczej dość już daleko za przesuwającym się frontem wschodnim. Przeprowadził akcje likwidacji w takich miejscowościach jak: Wizna (koniec czerwca), Wąsosz (5 lipca), Radziłów (7 lipca), Jedwabne (10 lipca), Łomża (wczesny sierpień), Tykocin (22–25 sierpnia),Rutki (4 września), Zambrów i Borkowo. Od 1960 roku oskarżany przez niemieckie prokuratury do spraw zbrodni wojennych (Ludwigsburg), obciążony przez Karla von der Groebena, Komisarza okręgowego (Kreisskomissar) Łomży wymordowaniem tamtejszych Żydów, został też rozpoznany ze zdjęć przez dwóch świadków z Izraela – Chaję Finkelsztajn z Radziłowa oraz Izzaka Felera z Tykocina – jako dowodzący pogromami w tych miejscowościach[3]: 7 lipca 1941 w Radziłowie i 25 sierpnia w Tykocinie.Metody stosowane przez Schapera i jego patrole śmierci w tych masakrach były identyczne z przebiegiem mordów w Jedwabnem – zaledwie kilka kilometrów dalej, w kilka dni później." Po książce Grossa, zbrodnie popełnione przez oddział Schapera zaczęto przypisywać miejscowej polskiej ludności.
Sprawy pogromu kieleckiego nie będę już roztrząsał, bo moim zdaniem bezspornie udowodniono, że była to zbrodnia sowiecko-komunistyczna. Dom przy Plantach został otoczony przez oddziały LWP/KBW, które ostrzelały go z erkamów. Przewodniczący komitetu żydowskiego dr Kahane został , według relacji świadk, zastrzelony przez funkcjonariusza Informacji Wojskowej. Pogrom oglądał przez lornetkę z gmachu UB, funkcjonariusz resortu, specjalista ds. żydowskich Władysław Sobczyński vel Władysław Spychaj, w towarzystwie doradcy z NKWD. "Aktyw robotniczy", który szedł na Planty bić Żydów (ale rozbiegł się, po tym jak zaczęła się strzelanina), był komórką ORMO z jednej z lokalnych fabryk. Spacyfikowano oczywiście tylko tę klatkę domu przy ulicy Planty, w której mieszkali Żydzi chcący emigrować do Palestyny. Klatkę zamieszkałą przez funkcjonariuszy UB i PPR żydowskiego pochodzenia "polski antysemicki motłoch" zostawił w spokoju. Wszystko więc wygląda na zbrodnię komunistyczną. A skoro to była zbrodnia komunistyczną to niech za nią naród żydowski przepraszają komuniści - np. Stefan Michnik czy Bernie Sanders.
***
Ciekawe rzeczy dzieją się w USA. Trump nagle poszedł na wojnę handlową wprowadzając 25 proc. cła na stal i 10 proc. na aluminium. Spełnia w ten sposób obietnicę wyborczą daną mieszkańcom stanów z przemysłowego "Rust Belt", ale też wkurza lobby finansowe. Co ciekawe cła na stal w małym stopniu dotkną Chiny. Z ChRL pochodzi jedynie 2 proc. stali importowanej przez USA. To uderzenie głównie w Kanadę, Brazylię, Meksyk i... Rosję. Podobnie jest z aluminium. Chiny zajmują trzecie miejsce wśród źródeł importu tego surowca do USA. Przed nimi jest Kanada i ... Rosja. Wątpię, czy ta polityka wypali. Jeśli Trump chciał uderzyć w Chiny to bardziej sensowne byłyby cła na elektronikę.
Przeczytałem książkę Michaela Wolffa "Fire and Fury" i muszę powiedzieć, że jest ona bardziej wyważona niż myślałem. Często miałem wrażenie, że dyktował ją Bannon ze swoją ideą "trumpizmu bez Trumpa" i nieustannym podsrywaniem rodziny Trumpa. Ale jest też tam niezła scena, gdy Bannon krzyczy w Białym Domu na Hope Hicks "prawdziwą córkę Trumpa", że ją "wydyma" i "wydyma wszystkich jej ludzi". To pasuje do Bannona. Baj de łej: pamiętacie jak Scaramucci powiedział, że nie jest Bannonem "bo nie próbuje ssać sobie fiuta". Fact-checkerzy z "New Yorkera" zadzwonili później do Bannona i spytali, czy rzeczywiście próbował sam sobie zrobić laskę :)
Sama Hope, dobrze prezentująca się modelka i zarazem jedna z najbliższych współpracowniczek Trumpa, odeszła z Białego Domu w dziwnych okolicznościach. Ponoć została wmanewrowana w przyznanie się, że mówiła "niewinne kłamstwa" by chronić prezydenta. No cóż, Anthony Scaramucci mówi, że przez "generała Jackassa" Kelly'ego Trumpa opuszczą wszyscy współpracownicy. Ale ponoć do maja ma wylecieć gen. McMaster. Na razie Jared Kushner stracił certyfikat bezpieczeństwa, a John Podesta mówi mu, żeby nosił kewlarową kamizelkę kuloodporną. Czy to groźba czy obietnica?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz