Jak wrażenia? Przypomnę swoje wpisy z Facebooka:
"Wychodząc z wieżowca Taipei 101 natknąłem się na chińską wersję Obywateli SB. Grupka dziadów z flagami ChRL śpiewających chyba maoistowskie pieśni pikietowała pikietę Falung Dafa. Niezłe wrażenie robił jeden z nich - w klapie kapoty wpinki z Mao i czerwonymi gwiazdami, wygląd kolesia mocno trenującego styl pijanego mistrza. Zasalutował mi. Próbowałem się dopytać z którego jest departamentu, ale bariera językowa była zbyt silna. Nie rozumiał ani po angielsku, ani po rosyjsku..."
Za czasów poprzedniego, kuomintangowskiego burmistrza Tapei, demonstracje Flaung Dafa były atakowane przez tamtejszych Obywateli SB, oczywiście przy bierności policji. Sytuacja znana np. z Krakowskiego Przedmieścia z 2010 r.
"Nie ma większych różnic w kulturze materialnej między Tajwanem a nadmorskimi prowincjami ChRL. Różnice dotyczą MENTALNOŚCI. Tajwańskie społeczeństwo, to społeczeństwo obywatelskie. Tutaj dyskutuje się z policjantem, który chce ci wręczyć mandat a ludzie samorzutnie się skrzykują, by np. bronić miejscowych zabytków. Widziałem nawet wolontariuszy dbających o czystość w metrze. W parlamencie tłuką się po twarzach nawet posłanki, ale w upartyjnionych mediach zawsze występują przedstawiciele obu stron politycznej barykady. Tajwan wygląda trochę tak jak wyglądałaby Polska budowana przez naszą starą emigrację. Ludzie tu nie są skażeni od wewnątrz tak jak obywatele poczętej przez ubecję III RP. Wyobraźmy sobie, że mamy drugą Polskę - zbudowaną np. na Madagaskarze przez armię Andersa..."
"Hania Shen pokazała mi muzeum upamiętniające Masakrę 228, czyli wielką zbrodnię Kuomintangu na Tajwańczykach. Wielu z Was mocno się teraz zapewne zdziwiło. "Jak to? Przecież Tajwan to Wolne Chiny a Kuomintang to bohaterowie walki z komunizmem". I tak, i nie. Po tym jak w 1945 r. Formoza stała się częścią Republiki Chińskiej, wielu rodowitych Tajwańczyków przyjęło to z radością. Szybko się jednak rozczarowali - szokował ich poziom skorumpowania chińskich władz. Byli też mocno dyskryminowani. 28 lutego 1947 r. policja zastrzeliła Tajwańczyka nielegalnie handlującego papierosami. Wybuchły zamieszki a gubernator Chen Yi wysłał wojsko na ulice. Krwawa pacyfikacja w stylu Grudnia 70 sprowokowała bunt uczniów klas wojskowych, którzy zaczęli antyrządowe powstanie. Utopiono je we krwi i przy okazji eksteminowano sporą część tajwańskiej inteligencji - polityków, biznesmenów, dziennikarzy, lekarzy, wojskowych... Galeria zdjęć ofiar przypomina podobne zestawienia z Palmir czy Katynia. W 1987 r. zaczęły się wielkie protesty Tajwańczyków przeciwko Kuomintangowi. Domagano się upamiętnienia ofiar i ukarania sprawców. Upamiętnienia są, ale sprawców nie ukarano. Resortowe klany trzymają się mocno. Były burmistrz Taipei mówi, że Masakra 228 to nic ważnego i że zabito w niej paru ludzi. Gdy prezydent Lee Teng Huei (rodowity Tajwańczyk, weteran Imperialnej Armii Japońskiej) upamiętnił Masakrę 228 i zaczął popierać niepodległość Tajwanu, wyrzucono go z Kuomintangu. Były prezydent Chen Shui Bien, który mocno angażował się w upamiętnienie 228 trafił do więzienia za korupcję. Kuomintang jest dzisiaj lobby propekińskim. Czyli wrócił do swoich korzeni gdy Mao był jego działaczem..."
"Mówi się, że na Tajwanie można usłyszeć 100 języków i dialektów przyniesionych z kontynentu. W przestrzeni publicznej króluje tutaj mandaryński. Miejscowi mają jednak własny dialekt minnan, który był prześladowany za rządów Kuomintangu. Dzisiaj w poczekalni na dworcu kolejowym w Hualien, dwie miłe panie starały się mnie uczyć paru słów tego dialektu. Tzang!"
"Ostatnio wiele osób się ekscytuje zdjęciem z "jednolitego rasowo" metra w Warszawie. W metrze w Taipei panuje podobna rasowa homogeniczność. :) Nawet większa, bo w warszawskim można spotkać całkiem sporo azjatyckich turystów. Tutaj białych widuje się dużo rzadziej. Znaczna większość turystów to przybysze z ChRL, Korei i Japonii. Prędzej się tutaj dogadasz po japońsku niż po angielsku. W TV można napotkać się na reklamy w języku japońskim z chińskimi napisami ! (Dawny kolonizator wciąż ma tu ogromne wpływy kulturowe.) Azja dla Azjatów, ale przychylnie traktująca Białych :) Zawodowi antyfaszyści mieliby tu sporo zabawy. W homogenicznym rasowo tajpejskim metrze co jakiś czas słychać jak miejscowi mówią: Neger, Neger! To po mandaryńsku znaczy "ten, tamten". Otrzaskałem się dawno temu z tym słowem, ale jak usłyszałem coś w stylu "Neger Kei Kei Kei" (KKK), to aż naszła mnie ochota, by to zgłosić do "Nigdy Więcej!""
"Mówią, że Narodowe Muzeum Pałacowe to najlepsza rzecz na Tajwanie. Owszem jest tam wiele przepięknych skarbów ewakuowanych z Pekinu w 1949 (mi się najbardziej podobała sztuka koczowników i eksponaty z czasów dynastii Han i starsze - np. gliniane konie i świnie :). Ale o wiele więcej frajdy dała mi wizyta w rezydencji Czang Kaj Szeka w Shilin. To miejsce jest tak klimatyczne! Ładny kawałek historii w jednej willi. Jest tam też sporo miejsca dla pamięci o Song Meiling, żonie generalissimusa. Możemy się przekonać, że całkiem ładnie malowała. A na zdjęciu z młodości była całkiem niezłą lasencją. Na fotce z Czangiem wygląda trochę jak matka Kagury (z serialu Gintama) ze swym mężem Umibozu. :) Co ciekawe, oboje byli chrześcijanami. I widać to w wystroju domu. Czang miał w gabinecie obraz przedstawiający Chrystusa i zdjęcie dra Sun Yat Sena."
"Hala Pamięci Czang Kaj Szeka łączy chiński styl z europejskim monumentalnym, "faszyzującym" klasycyzmem. To jakby ziggurat w hołdzie dla generalissimusa z jego wielkim posągiem w środku. Warto rzucić okiem, zwłaszcza na zmianę warty, która jest przedstawieniem jakby z chińskiej opery. Hala Pamięci mieści też muzeum poświęcone Czangowi - dużo klimatycznych zdjęć, dwa krążowniki szos generalissimusa oraz rekonstrukcja jego gabinetu. Niestety Muzeum Sił Zbrojnych Republiki Chińskiej jest w renowacji, a bardzo chciałem je zobaczyć. Przypadkiem za to natknąłem się na ciekawe muzeum prezydenckie. Kampanie wyborcze po tajwańsku i pani prezydent Tsai Ing Wen z tektury. Sprawia wrażenie mądrej, sympatycznej i do tego jest kociarą. W sklepiku z pamiątkami gadżet z mapą Republiki Chińskiej - obejmującej oprócz Tajwanu tereny administrowane przez ChRL, całą Mongolię i sporne terytoria z państwami ościennymi..."
"Po powrocie do Taipei zabijałem czas do check-inu w hotelu uzupełniając luki w zwiedzaniu. Zainteresowało mnie Muzeum dawnego Banku Ziemskiego Tajwanu. Instytucji założonej przed wojną przez Japończyków, która stała się później jednym z filarów powojennego rozwoju gospodarczego Tajwanu. Wspaniałe gmaszysko, w pięknym, "faszystowskim" stylu! Niemal jakby przeniesiono ten budynek z Chicago czasów New Dealu. Obok jest Muzeum Narodowe Tajwanu - również instytucja z czasów japońskiej kolonizacji i piękny, imperialny gmach. Japońscy imperialiści zostawili tutaj wiele architektonicznych dzieł - Pałac Prezydencki, gmach sądu w Tainan, tamtejszy dworzec kolejowy... Podczas kolonizacji starali się zjednać sobie Tajwańczyków i promowali ich dawną kulturę. Formoza była dla nich przedłużeniem Ryukyu. Zdarza się, że starzy Tajwańczycy (miejscowi a nie imigranci z Chin kontynentalnych!) z rozżewnieniem wspominają czasy japońskiej okupacji. Niektórzy proniepodległościowi politycy odwiedzają Świątynię Yasakuni w Tokyo, by oddać hołd Tajwańczykom poległym w szeregach imperialnych sił zbrojnych. Japończycy zostawili tu również spadek w postaci wykorzystania geotermii. Mieszkam w Beitou, przedmieściu Taipei znanym z gorących źródeł. W hotelowej wannie w swoim pokoju mam wodę właśnie z takiego źródła. :)"
"W Muzeum Gorących Źródeł w Beitou (piękny budynek z 1913 r.) jest fotka Marii Curie- Skłodowskiej. Dlaczego? Bo w Beitou odkryto hakutolit (Hakuto to japońska nazwa Beitou), minerał zawierający radioaktywny rad. Poza Beitou występuje on jedynie w japońskiej prefekturze Akita. Tutejsza geotermia jest więc nieco radioaktywna W Beitou jest też staw, w którym woda ma temperaturę 90 stopni a na ulicach czasem czuć zapach siarki. Jest tu japońska świątynka prawie jak z horroru Higurashi a miejscowi Aborygeni (pierwotni mieszkańcy Tajwanu) uważali okolicę za miejsce spotkań czarownic. Zlatywali się tu też filmowcy. W latach 50-tych, 60-tych i 70-tych kręcono tu nawet 200 filmów rocznie - głównie lekkich i romantycznych produkcji. W knajpach grały miejscowe kapele, a na przyjęcia do hoteli zwożono skuterami panie w jedwabnych sukniach. Dzisiaj jest tu trochę grzeczniej, ale nadal klimatycznie."
"Park Narodowy Taroko naprawdę robi wrażenie - głęboki wąwóz, górskie serpentyny, zbocza pokryte gęstym zielonym lasem, zamglone szczyty. W pobliżu parku narodowego piękne widoki na Pacyfik - a tuż przy plaży tajwańska wojskowa baza lotnicza :) Wycieczka do Taroko wyszła fajnie. W busiku siedem osób: ja, starszy Amerykanin (bardzo miły człowiek choć wielki progressywista z DC), szwajcarska parka (oboje bezrobotni, ale jeżdżący sobie po świecie) i dwie dziewczyny z Hongkongu tłumaczące nam, co mówi kierowca-prze wodnik nie znający angielskiego. "
"Jestem już w Tainan, mieście na południu Tajwanu, położonym nad Cieśniną Tajwańską. Mieście pełnym zabytków i dobrego ulicznego żarcia. Przywitanie z nim było jednak nieco bareistyczne. Stacja szybkiej kolei jest w szczerym polu, poza miastem. Wziąłem więc bezpłatny autobus do miasta. Powiedziano mi bym wysiadł przy świątyni Konfucjusza, bo tam złapię jakiś transport do hotelu. Ale ani tam autobusu ani taryfy. Młody Tajwańczyk zauważył, że mam problem i... zaprowadził mnie aż do hotelu i potem pokazał nieco miasta i dobre lokalne jedzenie.Takich miłych ludzi naprawdę rzadko można spotkać! Mieszkam w ciekawej okolicy. W odróżnieniu od Tajpej jest tu wiele miejsc, gdzie można napić się browca. W sąsiedniej knajpie zwraca na siebie kelnerka w krótkiej kiecce z logo Heinekena. Chodzenie na szpilkach sprawia jej wyraźną trudność, ale rozbrajająco się uśmiecha..."
"Dzielnica Xinmending jest reklamowana jako tajwański odpowiednik tokijskiej Harajuku. I trzeba powiedzieć, że to projekt dosyć udany a przy tym pokazujący siłę popkulturowego softpower... Japonii. Znalazłem tam bardzo profesjonalną i fajną maid cafe. Wśród kelnerek pół-Japonka, pół-Tajwanka, która przyjechała z Japonii do Taipei, by studiować mandaryński. Wysoka dziewczyna o ciekawych rysach twarzy. Przykład tego jak zawiła jest historia Wyspy. Fajnie się z nią rozmawia, choć dziewczę przeprasza mnie, że słabo zna angielski. Wtrącam więc czasem parę japońskich słów, co wywołuje jej radość. Panienki przechodząc niby przypadkiem ocierają się kieckami o moją rękę spoczywającą na krawędzi fotela..."
***
Podczas mojego wyjazdu śmierć spotkała festiwal w Opolu a także Zbigniewa Brzezińskiego. Wszyscy teraz chwalą zmarłego doradcę prezydenta Cartera za to, że był "wielkim Polakiem" i "wielkim geopolitykiem". A ja spytam: co świadczyło o jego wielkości? Gostek był moim zdaniem mocno przereklamowaną postacią. Owszem w latach 70-tych wiele znaczył a później pomógł wykreować Obamę, ale czy to rzeczywiście powody do chwały? Brzeziński był współodpowiedzialny za obalenie szacha Iranu i zainstalowanie tam reżimu Chomeiniego. Owszem, sam tego nie wymyślił, on realizował tylko kolektywnie opracowany plan - ale musiał mieć swiadomość do czego to doprowadzi. Dzisiaj wszyscy wspominają Brzezińskiego jako "antykomunistę z krwi i kości" a rosyjska propaganda wypomina mu Afganistan, ale przecież administracja Cartera prowadziła bardzo łagodną politykę wobec ZSRR a sam Brzeziński jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych wieszczył Związkowi Sowieckiemu długi żywot. Brzeziński snuł w latach 90-tych wizję geopolitycznego starcia o Azję Środkową i jakby przeoczył to, że Chiny stają się supermocarstwem, który ten teren po prostu wykupi. Ostatnio głosił on mądrości w stylu: Rosja musi ściślej współpracować z USA i Chinami. No cóż, już w latach 70-tych David Rockefeller płacił mu za pisanie książek o technokratycznym systemie rządów łączącym cechy komunizmu i kapitalizmu, w którym społeczeństwo jest celowo ogłupiane...
Ciekawie podsumował go Henry Kissinger: "Brzeziński to zupełna dziwka. Jest po każdej stronie w każdej sprawie. Napisał książkę o „pokojowym zaangażowaniu”, a teraz, gdy robimy większość z tego, o czym mówił w książce, oskarża nas o słabość."
***
A w następnym wpisie ( o ile nie nastąpi coś bombowego jak koncert Ariany Grande...) odniosę się do ostatnich zawirowań wokół FBI, Comeya i rosyjskiego śledztwa...