sobota, 10 września 2016

Największe sekrety: Wrześniowa Burza

Niemiecka i filogermańska historiografia traktuje Wrzesień '39 zwykle dosyć zdawkowo. Nie wchodzi w szczegóły, nie tylko dlatego, że kampania polska została później przyćmiona przez oszałamiające zwycięstwa we Francji i Związku Sowieckim oraz tytataniczne zmagania od Oceanu Arktycznego i Stalingradu po Afrykę Północną i Normandię. Niemcy unikają wchodzenia w szczegóły, dlatego że się w kampanii polskiej po prostu nie popisali...

Ilustracja muzyczna: Dawid Hallmann - Deprymujący deszcz




Celem strategicznym Niemców, wyznaczonym przez Hitlera, było zniszczenie polskiej armii w ciągu trzech dni, w bitwie granicznej, tak by wojna się skończyła zanim przystąpi do niej Wielka Brytania i Francja. Celu tego nie osiągnięto, choć oczywiście zadano wojskom polskim poważne straty. Zamiast jednak ścigać wciąż groźne siły przeciwnika i skupić się na ich zniszczeniu, dowódcy niemieckich armii rzucili się do wyścigu ku Warszawie. Niemcy rzucili na Polskę pięć armii. 10-ta Armia von Reichnau poszła prosto na Warszawę. Von Reichnau tak się spieszył z jej zdobyciem, że rzucił czołgi bez osłony piechoty na ulice Ochoty, które wkrótce zostały zagracone kilkudziesięcioma płonącymi wrakami z białymi krzyżami na wieżyczkach. 8-ma Armia von Blaskowitza, również się bardzo spieszyła, i nie zauważyła Armii Poznań, która omal nie rozbiła jej pod Bzurą. 3-cia Armia von Kuchlera atakowała z Prus Wschodnich i zamiast ścigać uchodzące na południe polskie oddziały, poszła na Warszawę, gdzie utknęła na rogatkach Pragi i Grochowa. 4-ta Armia von Kluge (tego gostka, co się później zbłaźnił w Normandii i w wyniku nieporozumienia został zmuszony do popełnienia samobójstwa) szła z Pomorza, północnym brzegiem Wisły, na Modlin i Warszawę, całkowicie olewając toczącą się w pobliżu bitwę nad Bzurą. Jedynie 14-ta Armia von Lista, atakująca z południa, próbowała odciąć Polaków. Zamknięcie wielkich kleszczy się jednak nie udało, bo von List przeznaczył dużą część swoich wojsk na obsadzenie zajmowanych miast i miasteczek pomiędzy którymi przechodziły polskie oddziały a idący z północy korpus pancerny Guderiana spóźnił się pod Brześć, bo przez trzy dni nie mógł sobie poradzić z polską pozycją pod Wizną.




(Grafiki wzięte ze znakomitej strony Polenkult -The Office of Propaganda)

Nasz plan A przewidywał uderzenie wyprzedzające na Niemcy. Został zarzucony ze względów politycznych - zależało nam, by do wojny weszły mocarstwa zachodnie a to mogło nastąpić jedynie wówczas, gdy to my zostaniemy zaatakowani. Zrezygnowano również z planu B polegającego na kontruderzeniu siłami armii Prusy i Poznań na niemieckie wojska atakujące armię Łódź oraz przejściu do ofensywy na terytorium Rzeszy. (Stąd m.in. chaos w bitwie pod Piotrkowem.) Informacje zebrane przez nasz oraz sojuszniczy (estoński, fiński, szwedzki, japoński) radiowywiad oraz inne źródła mówiły nam bowiem o nadchodzącej sowieckiej inwazji. Wdrożono więc plan C - odskok od wojsk niemieckich, przebicie się naszych sił na Kresy Południowo-Wschodnie oraz czekanie aż Francja 16-września rozpocznie obiecaną ofensywę na Zachodzie (w przypadku tej ofensywy Stalin nie ośmieliłby się już zaatakować Polski i ratować tonących Niemiec). To był wariant przypominający, to co spotkało Rumunię podczas pierwszej wojny światowej.



Niemcom wymknęły się bardzo poważne polskie siły. Nasza i obca historiografia forsuje narrację mówiącą, że byli to głównie maruderzy i "resztki" polskiej armii. Zwykle jednak pomija to, ilu tych żołnierzy było.  Problemem tym zajął się Tymoteusz Pawłowski w artykule "W przededniu sowieckiej agresji 1939 roku" opublikowanym w numerze "Wojska i Technika. Historia" z września/października 2015 r. Ze szczegółowych wyliczeń wynika, że wojska Frontu Południowego, gen. Sosnkowskiego (sabotującego rozkazy Naczelnego Wodza, kierującego swoje wojska na Lwów będący ośrodkiem prosowieckich spiskowców) liczyły 50 tys. żołnierzy. Była w składzie tych sił m.in. 10 BK gen. Maczka. Gen. Prugar-Ketling wspominał, że z każdym dniem jego siły stawały się coraz większe, gdyż zbierano maruderów. Wojska Frontu Środkowego gen. Piskora liczyły około 100 tys. żołnierzy i miały niemal otwartą drogę na wschód. Wojska Frontu Północnego gen. Dęba-Biernackiego to również 100 tys. żołnierzy z Armii Prusy i Modlin. Co by nie powiedzieć o Dębie-Biernackim, to dokonał niesamowitego wyczynu bardzo szybko zbierając za Wisłą rozproszone siły i tworząc z nich na nowo armię. Te wojska miały również otwartą drogę na wschód. Na Wołyniu i Podolu znajdowało się 320 tys. żołnierzy. Na Wileńszczyźnie i Polesiu do 50 tys. 16 września 1939 r. w Warszawie, Modlinie, Puszczy Kampinoskiej i nad Bzurą wciąż walczyło ponad 250 tys. żołnierzy. Do tego dochodziły siły odcięte na Wybrzeżu. Razem to około 900 tys. żołnierzy i kilkaset czołgów. Czy te obliczenia nie są zawyżone? Oficjalne sowieckie dane mówią o 452 tys. polskich jeńcach. Po kapitulacji Warszawy i Modlina poszło do niewoli 130 tys. żołnierzy. W ostatnich dniach września Niemcom poddało się ponadto w różnych miejscach Polski ponad 100 tys. Polaków. Na Węgry dotarło ponad 40 tys., do Rumunii 30 tys., 14 tys. na Litwę, 1,5 tys. na Łotwę. To już ponad 760 tys. żołnierzy. A ilu z nich uniknęło niewoli zrzucając mundur i rozchodząc się do domów? Dodajmy do tego tych którzy zginęli po 17 września. Wynika z tego, że w przeddzień sowieckiej agresji Niemcy wciąż mieli do czynienia z polską armią liczącą od 800 tys. do 900 tys. żołnierzy. Nie zajęli też wciąż arsenałów i składnic amunicji we wschodnich województwach RP. Bohaterstwo obrońców Wizny, Modlina i Warszawy się opłaciło.



Niemiecki historyk płk Karl-Heinz Frieser w swojej znakomitej książce "Legenda Blitzkriegu" podchodzi co prawda do kampanii polskiej bardzo zdawkowo, ale przyznaje, że w połowie września Wehrmacht miał już poważne problemy z dostawami paliwa, kończyła się też mu amunicja. Niemieccy dowódcy z dużą obawą patrzyli na Zachód - wiedzieli, że francuska ofensywa bez problemów zmiotłaby słabą obronę Zagłębia Ruhry. Leszek Moczulski w "Wojnie Polskiej" pisał, że Niemcy poważnie wówczas rozważali zatrzymanie swojej ofensywy i pozwolenie na to, by państwo polskie przetrwało w szczątkowej formie na Kresach wschodnich oraz na Lubelszczyźnie. To dałoby podstawę do negocjacji pokojowych. Niemieccy generałowie nie ufali sowieckiemu sojusznikowi - ociągał się on z agresją, choć miał uderzyć już 1 września. Abwehra zainicjowała więc ukraińską dywersję na Kresach południowo-wschodnich i tworzyła plany powołania tam marionetkowego ukraińskiego państwa - wyraźnie wbrew Stalinowi. Jak pisałem też na tym blogu, kierownictwo niemieckiej armii przygotowywało się również do puczu przeciwko Hitlerowi, który pozwoliłby wyjść Niemcom z twarzą z wojny. Niestety Sowieci okazali się dla Niemców lepszym sojusznikiem, niż dla nas Francuzi.




Sowiecka inwazja - w książce "Bitwy polskiego września" mjra Apoloniusza Zawilskiego zepchnięta do przypisu - doprowadziła do gwałtownego załamania morale polskiej armii. W ciągu kilku dni siły gen. Sosnkowskiego stopniały z 50 tys. do kilku tysięcy. Żadnej wielkiej bitwy nie stoczyły - Niemcy nawet unikali z nimi konfrontacji - po prostu rozeszły się. Gen. Dąb-Biernacki musiał zawrócić swoje wojska z powrotem na Zachód, gdzie kapitulowały przed Niemcami (w sposób, który umożliwił się ich rozejście), w podobny sposób przepadły siły gen. Piskora. Gen. Thommee odmówił wpuszczenia Armii Poznań i Pomorze do Modlina. Gen. Kutrzeba porzucił swoje wojska i przebił się do Warszawy (gdy gen. Bortnowski został z Armią Pomorze). Przebijały się one w sposób chaotyczny przez Puszczę Kampinoską ponosząc straty większe niż podczas bitwy nad Bzurą. W Warszawie gen. Rómmel planował stworzenie prosowieckiego rządu kolaboracyjnego. Na Kresach zdrajcy powiązani z obozem gen. Sikorskiego odczytywali polskim żołnierzom fałszywe rozkazy mówiące, by poddawać się Sowietom i traktować ich jako sojuszników. We Lwowie gen. Langner poddał miasto "słowiańskim braciom". Upadek morale dotknął nawet Oksywia, gdzie doszło do buntów wśród żołnierzy Obrony Narodowej. Po sowieckim ciosie w plecy powszechnie zwątpiono w sens walki.



Równolegle do planu C, nasze władze realizowały jednak plan D. Na terenach zajętych przez wroga powstawały siatki konspiracyjne, często oparte na Dywersji Pozafrontowej. Kadry państwowe w dużej mierze ewakuowano. Wojewodowie, starostowie, aparat urzędniczy z takich instytucji jak NIK czy Ministerstwo Skarbu (narzekał na to m.in. dr Dariusz Baliszewski w czerwcowym numerze "Uważam Rze. Historia" w felietonie "Pamięć genetyczna"), nawet prymas August Hlond (co było w pełni uzasadnione - kard. Hlond był Ślązakiem i byłym oficerem kajzerowskiej armii, Niemcy by mu wielu rzeczy nie darowali). Ocalone zostało złoto banku narodowego oraz większość naszej floty - innym państwom okupowanym nie udała się ta sztuka. Ewakuacja była zadziwiająco uporządkowana, jeśli weźmiemy pod uwagę wrześniowy chaos. Było tak, gdyż przygotowano ją na wiele miesięcy wcześniej. Ówczesne kierownictwo państwa i wojska zdawało sobie sprawę, że kampania może być przegrana - i że zostanie zrealizowany scenariusz serbski z pierwszej wojny światowej. Marszałek Śmigły-Rydz mówił przecież na jesieni 1938 r. prymasowi Hlondowi, że "Polska wyjdzie z wojny skrwawiona". Przypomnijmy też co pisał dr. Baliszewski o rewelacjach ambasadora Williama Bullitta:



""Otóż została zapisana w historii pewna rozmowa. Tak niezwykła, że aż niewiarygodna. Odbyła się między ambasadorem RP w Waszyngtonie hrabią Jerzym Potockim a ambasadorem USA w Paryżu Williamem Bullittem, który w drugiej połowie listopada 1938 r. spędzał urlop w Waszyngtonie. „Mówił mi następnie Bullitt – raportował Potocki do ministra Becka– o zupełnym nieprzygotowaniu Wielkiej Brytanii do wojny i o niemożności dostosowania przemysłu angielskiego do masowej produkcji wojennej, a przede wszystkim w dziedzinie samolotów. (…) Lotnictwo francuskie jest przestarzałe. Według tego, co eksperci wojskowi mówili Bullittowi podczas kryzysu wrześniowego br., wojna trwałaby co najmniej lat sześć i zakończyłaby się ich zdaniem zupełnym zdruzgotaniem Europy i komunizmem we wszystkich państwach, z czego skorzystałaby w końcu Rosja Sowiecka”. Trzy miesiące później, w lutym 1939 r., w Paryżu ten sam ambasador Bullitt, tym razem w rozmowie z ambasadorem Juliuszem Łukasiewiczem, uzupełnił tę prognozę przyszłej wojny o rolę w niej Stanów Zjednoczonych: „Jeśli wojna wybuchnie, nie będziemy zapewne brali w niej udziału od początku, ale skończymy ją!”. 75 lat później okazuje się, że Bullitt miał wiele racji. Wojna rzeczywiście trwała sześć lat, Europa faktycznie została zdruzgotana, a w wielkiej jej części zapanował na pół wieku komunizm. Stany Zjednoczone rzeczywiście przystąpiły do wojny w Europie wyłącznie po to, by ją skończyć i wraz z Rosją zaprowadzić na świecie nowy porządek."

Słowa ambasadora Bullitta dziwnie współbrzmiały ze słowami Stefana Ossowieckiego, słynnego przedwojennego medium przyjaźniącego się m.in. z Marszałkiem Piłsudskim oraz Ignacym Janem Paderewskim. W jednym ze wspomnień poświęconych Ossowieckiemu czytamy:



"– Była już druga w nocy, gdy odprowadziłem mego gościa do jego pokoju – brzmi relacja z końca sierpnia 1939 roku o Ossowieckim, spisana przez Juliusza T. Dybowskiego. – W bibliotece usiedliśmy na chwilę i zapaliliśmy cygara. Stefan puścił kilka kłębów dymu, nagle zasłonił oczy ręką, ale dostrzegłem, że po twarzy spływają mu łzy. – Mistrzu, co się stało, na Boga – spytałem. – Ossowiecki blady i spięty spojrzał mi w oczy. – Nieszczęście… Jesteśmy w przededniu wojny i już tylko dzielą nas od niej dni. – Przecież pan mówił przed chwilą nam co innego… – A cóż mogłem powiedzieć? – odparł inżynier – Był u mnie pół roku temu marszałek Rydz-Śmigły i powiedziałem mu dokładnie to samo, co powiedziałem marszałkowi Piłsudskiemu w 1934 roku, kiedy podpisywaliśmy z Niemcami traktat o nieagresji. Jeden i drugi wziął ode mnie przyrzeczenie, że nikomu o tym publicznie nie powiem. – Jak daleko dojdą Niemcy? – Cała Polska zajęta, gruzy, krew, mord! Idą dalej w głąb Rosji, daleko, daleko… – Do Uralu? – Ossowiecki zastanowił się przez chwilę. – Do Kaukazu. Państwa Osi przegrają wojnę. Niemcy i Japonia będą okupowane, Włochy wyzwolone. Zwycięzcy Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja spotkają się na konferencji i spowodują nowy ład w Europie. – A co z Polską? – Będzie i Polska! Ale za jaką cenę… Najpierw będą nią władali komuniści, a później szubrawcy i świnie. Na koniec powstanie jeszcze większa niż teraz. Tego ani ty, ani ja nie doczekamy… Dopiero wnukowie… Warto jednak wiedzieć, że tak się stanie…”."

***
Ilustracja muzyczna: 01. April 1945 - Fury OST

By uprzedzić pytania, które się pojawią, przypominam, że wiele wątków związanych z tą historią poruszałem już w seriach: Wrześniowa Mgła, Zanim zapadła Mgła, Steamroller, Inferno i Polski Gniew. Warto do nich wrócić, by poznać ogólne tło (i nie kompromitować się głupimi komentarzami). Oto poszczególne odcinki wspomnianych serii:

Wrześniowa Mgła:

Od własnej kuli

Uderz póki czas!

Przewidziana inwazja

Bracia Słowianie

Zanim zapadła Mgła:

Bez honoru

New Deal

Cud domu windsorskiego

Arbeitstag

Speciale:

Prolog do Mgły


Wrześniowa Mgła redux

Wrześniowa zapora (o naszym planie wojny biologicznej)

Inferno:

Margin Call

East of Suez

Rail Tracer

Steamroller:

FDR

Huey Long

Idy Lipcowe:

Pechowy generał

Polski Gniew:

Cienie Września

***

Zachęcam również do sięgnięcia po moją powieść "Vril. Pułkownik Dowbor". Dostępną m.in. w księgarni Prusa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz