sobota, 6 grudnia 2014

Największe sekrety: Steamroller cz. 3 - FDR

ilustracja muzyczna: Future World Music - Rise of the machines

Istotą faszyzmu jest maszyna - w sensie pozytywnym symbol nowoczesności, siły i zaprzęgnięcia sił mechaniki w służbie człowieka, w sensie negatywnym symbol tego czym ma się stać społeczeństwo pod rządami faszyzmu: maszyną działającą według racjonalnych reguł. Która z wielkich machin społecznych zadziałała w czasie drugiej wojny światowej najlepiej? Czy były to faszystowskie Włochy, sowiecka Rosja, nazistowskie Niemcy, imperialistyczna Japonia? Skądże! Były nią progresywistyczne Stany Zjednoczone. Jeszcze w 1941 r. Karol Zbyszewski, autor "Niemcewicza od przodu i tyłu" żalił się, że Amerykanie nie mogą wyprodukować 1000 bombowców rocznie. Wkrótce potem USA produkowały dziesiątki tysiące bombowców rocznie. Te maszyny zmiażdżyły Niemcy i Japonię. Druga wojna światowa okazała się więc kolejnym - po pierwszej wojnie światowej -  triumfem amerykańskiej, progresywistycznej odmiany faszyzmu.




Nowy Ład prezydenta Franklina Delano Roosevelta wzbudził nadzieję i entuzjazm nie tylko wśród Amerykanów. O polityce nowego lokatora Białego Domu bardzo pozytywnie pisała zagraniczna prasa: włoska faszystowska i niemiecka. Wskazywała ona na liczne podobieństwa programów gospodarczych i społecznych nowej administracji do rozwiązań antykryzysowych wdrażanych w III Rzeszy i Włoszech. Po kilku miesiącach pochwały pojawiały się już rzadziej. Nie dlatego, że spadł entuzjazm europejskich faszystów dla Roosevelta. Po prostu Ministerstwo Propagandy Rzeszy zwróciło uwagę dziennikarzom, że snucie takich porównań i nadmierne pochwały mogą Rooseveltowi zaszkodzić w oczach amerykańskiej opinii publicznej. Roosevelt był uważany wówczas za przywódcę, z którym Rzesza może się dogadać.




FDR objął rządy nad USA kilka miesięcy po tym jak Hitler został kanclerzem Republiki Weimarskiej. Symbolem być, może nieświadomym, było późniejsze przesunięcie początku kadencji prezydenckiej na 20 stycznia - w Rzeszy świętowanego jako dzień objęcia władzy przez NSDAP. Roosevelt był politykiem mającym plan przebudowy świata. Stworzenia nowego ładu, w którym USA wraz z sojuszniczymi mocarstwami podzieliłyby się strefami wpływów i zarządzały globem poprzez kontrolowaną przez siebie "racjonalną" organizację - coś pomiędzy koncertem mocarstw a oświeconym rządem światowym. Taka transformacja mogła się odbyć jedynie poprzez wojnę, a tak się akurat składało, że Roosevelt był jednym z najbardziej militarystycznie nastawionych amerykańskich prezydentów. Od wczesnej młodości miał kompleksy wobec swojego kuzyna - prezydenta Teddy'ego Roosevelta. Zazdrościł mu wojennej chwały i podzielał jego progresywistyczne poglądy. W administracji Wilsona, był zastępcą sekretarza marynarki wojennej. Był uznawany za ultrajastrzębia, który rył pod swoim zwierzchnikiem dlatego, że uznawał go za zbyt "słabego" i za mało prowojennego. W latach '20-tych oddał się karierze na Wall Street, gdzie spekulował m.in. marką niemiecką.





Kryzys finansowy z 1929 r. bynajmniej mu nie zaszkodził. Doprowadził za to do zrujnowania republikańskiej prezydentury Herberta Hoovera. Hoover, osobiście uczciwy i szlachetny progresywista, niestety otaczał się działającymi przez niego łotrami takimi jak sekretarz skarbu Andrew Mellon. Kiedy Hoover mówił Mellonowi o problemach banków, farmerów i rynku pracy, sekretarz skarbu odpowiedział mu: "Zlikwidować rynek pracy, zlikwidować akcje, zlikwidować farmerów, zlikwidować nieruchomości... To oczyści system ze zgnilizny. Wysokie koszty życia i przepych się zmniejszą. Ludzie będą prowadzili pracowite, bardziej moralne życie. Wyceny zostaną dostosowane, a ludzie przedsiębiorczy przejmą interesy od mniej kompetentnych". Decydenci z Fedu w 1929 r. myśleli podobnie. Uważali, że nie ma co ratować słabszych banków, które powinny upaść, by oczyścić system. Ta filozofia przyniosła zabójcze skutki. W ciągu kilku lat liczba banków spadła z 25 tys. do12 tys., a podaż pieniądza zmniejszyła się w latach 1929–1933 o 27 proc. Na każde 100 USD w obiegu i na depozytach w 1929 r. przypadały już tylko 73 USD. Ponieważ banki padały jak muchy, ludzie bali się o swoje oszczędności i niewiele wydawali. Drastyczny spadek popytu dusił gospodarkę.Ekonomiczny noblista Milton Friedman utrzymywał, że gdyby nie polityka Fedu w 1929 r.. amerykańska gospodarka wpadłaby jedynie w krótką recesję, która byłaby okresem niezbędnej korekty po pęknięciu bańki na rynku akcji. Gdy Hoover próbował ratować gospodarkę za pomocą ograniczonej fiskalnej stymulacji, Fed i Wall Street rzucali mu kłody pod nogi. (Zainteresowanych tematem odsyłam do monumentalnej „Historii monetarnej Stanów Zjednoczonych 1867–1960" napisanej przez Friedman i Ann Schwartz.) Sytuacja dojrzała do tego, by zakończyć "błędy i wypaczenia" lat '20-tych i wybrać na prezydenta człowieka, który miał według amerykańskich progresywistów nadrobić zapóźnienia USA w racjonalnym zarządzaniu gospodarką i społeczeństwem, zapóźnienia wobec... Włoch i ZSRR. Gdy FDR został już prezydentem, szybko zaczął wdrażać plan odbudowy gospodarki opracowany przez Gerarda Swope'a, prezesa koncernu General Electric. Opracowany w 1931 r. Plan  Swope'a określany przez Hoovera jako rozwiązanie "przymusowe, nieefektywne i monopolistyczne" znany jest w podręcznikach historii jako program Nowego Ładu - rooseveltowski New Deal, realizowany przez Bernarda Barucha i tą samą ekipę, która wprowadzała wcześniej wilsonowski "socjalizm wojenny". (Po szczegóły odsyłam do "Lewicowego faszyzmu" Jonaha Goldberga i "FDR and Wall Street" Anthony'ego Suttona)



Główną agencją realizującą New Deal była powołana w 1933 r. National Recovery Administration (NRA), której symbolem był znak Błękitnego Orła z wiązką błyskawic w jednym szponie a kołem zębatym w drugim. NRA miała za zadanie ustalać płace, warunki pracy oraz ceny minimalne. Uczestnictwo w programie Błękitnego Orła było dobrowolne, ale przedsiębiorcy, którzy w nim nie uczestniczyli byli poddawani bojkotowi oraz urzędowym szykanom. Funkcjonariusze tej agencji rozbijali toporami drzwi, by sprawdzić czy krawcy nie pracują po nocach i zgarniali z ulic gazeciarzy nie pracujących dla wielkich korporacji, Dzięki NRA Jacob Maged, stary, żydowski imigrant z Polski, spędził trzy miesiące w więzieniu, bo wziął 35 centów za uprasowanie garnituru zamiast 40 centów "jak prawdziwy Amerykanin". Czarna społeczność często rozszyfrowywała skrót NRA jako Nigger Run Arround albo Nigger Robbed Again (czyli "Czarnuch Znowu Oszukany"), gdyż regulacje ustalane przez agencję bardzo ułatwiały zwalnianie czarnych pracowników - podczas jednego z wieców w Haarlemie czarny chłopiec trzymał plakat z Błękitnym Orłem z podpisem "Ten ptak zabrał mojemu tacie pracę".



Prezesem NRA został gen. Hugh "Ironpants" Johnson, w czasie I wojny światowej odpowiedzialny za mobilizację, człowiek roku "Time'a" w 1933 r. Gen. Johnson był zwolennikiem zmilitaryzowania społeczeństwa fascynującym się włoskim faszyzmem. Rozdawał członkom administracji Roosevelta broszurę "Państwo korporacyjne" autorstwa Rafaello Vigline, ulubionego ekonomisty Mussoliniego. W analizie NRA "Kapitalizm i praca w faszyzmie" napisano: "Zasady faszystowskie są bardzo podobne do tych, które rozwijają się w Ameryce, i w związku z tym są obecnie interesujące".  Sam prezydent mówił Howardowi Ickesowi, swojemu sekretarzowi ds. wewnętrznych, że "pewne z tych rzeczy, które robimy w tym kraju, robiono w Rosji a nawet w Niemczech za Hitlera. Tyle, że my je robimy w sposób uporządkowany".




 Johnson wiele uwagi poświęcał propagandowemu aspektowi działania NRA - urządzano więc wielkie parady Błękitnego Orła, powstawały propagandowe plakaty i piosenki poświęcone temu symbolowi. Według niego obowiązek służby obejmował wszystkie warstwy społeczeństwa. "Tym razem uratują nasz kraj nie żołnierze w mundurach, ale kobiety w domach. Pójdą do ataku, do zwycięstwa tak wielkiego, jak pod Argonne. Wybiła godzina zero dla gospodyń domowych. Ich hasłem bojowym jest: "Kupuj teraz pod Błękitnym Orłem!" - mówił generał Johnson. W Bostonie 100 tys. uczniów przysięgało w parku miejskim współpracować z NRA. W Atlantic City, pieczątkę z Błękitnym Orłem odciśnięto na udach uczestniczek konkursu piękności (niestety, w ówczesnych czasach odciśnięcie jej na biustach lub tyłkach tych dziewcząt nie spotkałoby się z uznaniem drobnomieszczańskiego społeczeństwa). Gen. Johnson chciał, by armia tajnych współpracowników sprawdzała lojalność Amerykanów wobec programu Błękitnego Orła. "Niech Bóg się zmiłuje nad człowiekiem, albo grupą ludzi, którzy spróbują niepoważnie traktować tego ptaka!" - grzmiał szef NRA.



Gen. Smedley Butler zeznawał później, że gen. Johnson wraz z grupą profaszystowskich finansistów z Wall Street proponowali mu udział w zamachu stanu przeciwko FDR, ale wygląda na to, że albo gen. Butlerowi coś się pomyliło albo padł on ofiarą prowokacji. Wszyscy wymienieni przez niego uczestnicy spisku byli bowiem zwolennikami Roosevelta korzystającymi na jego polityce. Mogło więc chodzić o zamach stanu wymierzony w Kongres mający zapewnić dyktatorską władzę prezydentowi. Wszak w tym czasie FDR przemawiając do weteranów I wojny światowej zrzeszonych w Legionie Amerykańskim mówił im, że mają być oni jego prywatną armią. Czymś w rodzaju niemieckiej SA czy włoskich, faszystowskich Arditi. Tezę tą potwierdza fakt, że żaden z wymienionych przez Butlera uczestników spisku nie poniósł konsekwencji za próbę dokonania zamachu stanu. Jedynie gen. Johnson stracił stanowisko szefa NRA, ale stało się to raczej z powodu jego zaburzeń psychicznych.





Administracja Roosevelta konsekwentnie przygotowywała amerykańskie państwo i społeczeństwo do wojny. (Co opisałem m.in. w serii Zanim Zapadła Mgła - w odcinkach New DealCud Domu Windsorskiego.) Temu miała właśnie służyć centralizacja gospodarcza czasów New Dealu. Prezydent chętnie też korzystał ze służb specjalnych w działaniach przeciwko przeciwnikom politycznym (szef FBI J. Edgar Hoover równie chętnie angażował się w zwalczanie niemieckich agentów wpływu, antykomunistów z Europy Środkowej jak i komunistów - oczywiście najwyższe szczeble administracji oraz establiszmentu oszczędzano). Roosevelt stworzył też de facto system obozów koncentracyjnych - w których, wbrew opinii szefa FBI Hoovera, umieszczono w czasie wojny 112 tys. obywateli USA pochodzenia japońskiego (a także pewne ilości Niemców i Włochów).





Przedstawiciele lewicy upierają się jednak, że FDR nie mógł być faszystą, bo był po stronie "postępu", "tolerancji" i "demokracji". Owszem był człowiekiem postępowym, ale byli nimi również  Mussolini, Hitler i Tojo. Stosunek Roosevelta do demokracji był w najlepszym razie wybiórczy- zresztą faszyzm nie wyklucza elementów tego ustroju (Japonia w czasie drugiej wojny światowej nie była jednopartyjną dyktaturą, ale państwem, w którym odbywały się wybory, zmieniały rządy, działała opozycja i działała prasa różnych opcji politycznych). Tolerancyjność prezydenta można zaś włożyć między bajki, gdyż FDR był rasistą i antysemitą. Na początku lat '20-tych wzywał był ograniczyć imigrację do USA tylko dla ludzi o "właściwej krwi". W 1923 r. jako członek rady nadzorczej Uniwersytetu Harvarda twierdził, że jest na nim za dużo żydowskich studentów i pomógł wprowadzać tam numerus clausus. W 1938 r. mówił, że Żydzi kontrolują polską gospodarkę i prowokują tym antysemityzm. Jednocześnie jego administracja ograniczała kwoty imigracyjne dla uciekających z Europy Żydów. W 1941 r. mówił, że w Oregonie jest zbyt wielu Żydów w stanowej administracji  W 1943 r. zalecał, by na wyzwalanych terenach Afryki Północnej ograniczać Żydom możliwość prowadzenia działalności gospodarczej. W 1944 r. podczas spotkania z królem Arabii Saudyjskiej żartował sobie: "Co mogę wam dać za waszą ropę? 6 mln Żydów z Europy?". W tym czasie doskonale wiedział o Holokauście - gdy Jan Karski przedstawiał mu dowody na Zagładę, FDR pozwalał sobie na podobne żarciki.




Neofaszyści różnego sortu będą oponować przeciwko nazywaniu FDR faszystą, bo przecież sprzymierzył się z Sowietami i walczył przeciwko państwom faszystowskim. Tak się jednak składa,  że faszyści walczyli często przeciwko sobie - np. w 1940 r. faszystowskie Włochy zaatakowały faszystowską Grecję, w 1943 r. nazistowskie Niemcy zaatakowały faszystowskie Włochy dopuszczając się wielu zbrodni wojennych, a w latach 1944-45 faszystowska Rumunia walczyła przeciwko faszystowskim Węgrom, na Dalekim Wschodzie zaś faszystowska Japonia zmagała się z faszyzującą Republiką Chińską (Starcie sanacyjnej Polski z nazistowskimi Niemcami pominę...). Co do sojuszu z Sowietami: przez dłuższy okres czasu Hitler był potajemnym lub jawnym najlepszym sojusznikiem Stalina, a pierwsze okręty podwodne w sowieckiej flocie (klasy Garibaldi) zostały tam dostarczone przez faszystowskie Włochy. Faszystowska Japonia dogadywała się z komunistami Mao, więc czemu progresywistyczni faszyści z USA nie mogliby wchodzić w układy z ZSRR? Przecież w latach 20-tych i 30-tych stawiali oni Lenina i Stalina jako swoich idoli obok Mussoliniego i prezydenta Wilsona?  Przecież finansiści stojący za tym ruchem równie chętnie inwestowali w nazistowskich Niemczech jak i w ZSRR (np. Henry Ford)? Zresztą, wbrew prawicowej, konserwatywnej legendzie, rooseveltowskie USA nie były fanatycznie oddane sprawie antyfaszystowskiej lewicy. Wszak wciągnęły one do koalicji alianckiej faszystowską Brazylię prezydenta Vargasa i niewolniczo-feudalną monarchię etiopską, a salazarowska Portugalia nieformalnie wspierała aliantów.





Co prawda administracja Roosevelta była mocno zinfiltrowana przez Sowietów (agentami NKWD byli m.in: Harry Hopkins, powiernik prezydenta, Harry Dexter White i Alger Hiss, sympatykami komunizmu: gen. Marshall, gen. Stilwell i szef OSS płk Donovan), ale zwolenników współpracy z Sowietami nie brakowało przecież na szczytach władzy ani w III Rzeszy, ani we Włoszech Mussoliniego. Nawet Falanga Espanol we wczesnych latach 30-tych ciepło pisała o ZSRR i domagała się wprowadzenia w Hiszpanii podobnych rozwiązań gospodarczych jak w Kraju Rad. Faszyzm jest ideologią bliźniaczą do komunizmu. Stąd od początku oba ruchy się przenikały i często dzieliły kadry. (Nawet dzisiaj europejskie ruchy faszystowskie wykazują przechył prosowiecko-proputinowski i wykazują nadzwyczajną werwę w potępianiu ukraińskich, antysowieckich "banderowskich faszystów"  a jednocześnie plują na faszystowskie dziedzictwo USA, bo Amerykanie pokonali Sowietów oraz zmietli nieefektywne faszyzmy w Niemczech, Włoszech, Japonii czy pomniejszych zadupiach takich jak Irak czy Panama. Ale cóż, stosunek wielu ruchów faszystowskich do komunizmu jest podobnie pokrętny jak ich stosunek do homoseksualizmu...) Rooseveltowi, pomimo wszystkich jego draństw - z Teheranem i Jałtą na czele, należy mimo wszystko przyznać, że na wiosnę 1945 r. stracił złudzenia co do Stalina oraz jego intencji. Szykował się do zmiany polityki USA - w tym rozpędzenia upstrzonego pożytecznymi idiotami OSS. Plany te pokrzyżował jego zgon 12 kwietnia 1945 r. Ekipa gen. Marshalla triumfowała - aż do czasu wojny koreańskiej, gdy plany pokrzyżował im gen. MacArthur, ostatni Bóg Wojny i zarazem człowiek Herberta Hoovera.

Flashback: Szaleństwo "Dzikiego Billa" Donovana

                  Śmierć Przedostatniego Boga Wojny

                  Ostatni Bóg Wojny



Franklin Delano Roosevelt stworzył ramy dla powojennego, supermocarstwowego rozwoju USA. Poza wyznaczony przez niego progresywny tor jazdy, mimo różnych zakrętów, redukcji prędkości i przyspieszeń nie wykraczał ani Truman, ani wojskowy biurokrata Eisenhower, ani JFK mówiący że "Nie myśl, co państwo może zrobić dla ciebie, ale co ty możesz zrobić dla państwa". Kierunek zmienił dopiero Ronald WILSON Reagan przystosowując USA do nowoczesnych czasów. Teraz na nowo Amerykę i progresywizm próbuje zdefiniować Barack Hussein Obama - prezydent czasów przejściowych. Uda się to zapewne dopiero jego następcy.



Jak zwykle zachęcam do lektury mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor". Jest już ona dostępna w sprzedaży w "klasycznej", papierowej formie.  To idealny prezent na Boże Narodzenie, Chanukę, Kwanzę, Saturnalia czy bar micwę młodego Engelgarda!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz