360 jenów. Za jednego dolara. Taki był kurs japońskiej waluty ustanowiony pod koniec lat '40-tych przez Ostatniego Boga Wojny gen. Douglasa MacArthura. Został on celowo zaniżony po to, by Japonia mogła odbudować swój przemysł i stać się jednym z pomocniczych silników światowego wzrostu gospodarczego w realizowanym przez USA w latach '40-tych, '50-tych i na początku lat '60-tych Globalnym Planie. Ten zaniżony kurs przetrwał aż do 1971 r. umożliwiając Japonii doświadczenie napędzanego przez eksport boomu gospodarczego. Można powiedzieć, że miał kluczowe znaczenie - był fundamentem protekcjonistycznej oraz interwencjonistycznej polityki, która zbudowała japoński dobrobyt. Polityki rozwoju przemysłu i budowy kapitału przećwiczonej wcześniej w Mandżukuo i Korei. Polityki mającej więcej wspólnego ze staroświeckim merkantylizmem niż z wolnorynkowym, liberalnym modelem kapitalizmu.
Ilustracja muzyczna: Ozzy Osbourne - No More Tears
Gdy w 1971 r. rozpadł się system Globalnego Planu i zaczął rodzić system Globalnego Minotaura, japoński protekcjonizm zaczął jednak wadzić amerykańskim progresywistycznym elitom. Po tym, jak mechanizm kursowy z Bretton Woods przestał działać, Bank Japonii zaniżał wartość jena za pomocą działań określanych jako dirty floating - regularnych interwencji kursowych. Kraj Kwitnącej Wiśni budował w ten sposób ogromne rezerwy walutowe, kontynuował eksportową ekspansję i wykupywał amerykańskie aktywa, w tym również obiekty o tak symbolicznym znaczeniu jak nowojorskie Rockefeller Centre. W połowie lat 80-tych wyglądało na to, że japońskie korporacje zdominują Nowy Porządek Świata.
Amerykańskie naciski okazały się jednak zbyt silne. Na mocy Porozumień Plaza z 1985 r. i Porozumień Paryskich z 1987 r. Japonia zgodziła się na aprecjację jena (o ponad 50 proc. w latach 1985-1990) a także na ostrą deregulację swojego systemu finansowego. Deregulacja początkowo przyniosła spekulacyjny boom - ziemia pod ambasadą brytyjską w Tokio była warta więcej niż wszystkie nieruchomości w Walii. W 1989 r. doszło jednak do bankowego krachu. Sektor na wiele lat stracił zdolność do wspierania gospodarki, gospodarstwa domowe ograniczyły konsumpcję a rząd zmuszony był sięgnąć po fiskalną stymulację, która jednak doprowadziła jedynie do skokowego wzrostu długu publicznego. Kraj wszedł w Stracone Dwie Dekady. Jeden z silników światowego wzrostu gospodarczego się zatarł. A mimo to Amerykanie kontynuowali presję. Administracja Clintona wdała się w spór handlowy z Japonią a jen mocno zyskiwał na wartości w latach 1993-1996. Japońskiej gospodarce zadano silny cios akurat w momencie, gdy zaczęła się podnosić po krachu. Konflikt handlowy wygaszono w 1996 r., gdy Chiny zaczęły grozić rakietami Tajwanowi. Waszyngton zreflektował się wówczas, że nadmierne przeczołganie Japonii może być szkodliwe dla jego interesów.
Japońskie doświadczenia w budowie potęgi gospodarczej zostały uważnie przestudiowane przez Deng Xiaopinga i chińskie kierownictwo partyjno-państwowe. (To jak wdrażano w Chinach te doświadczenia omawia znakomita książka Antoine'a Bruneta i Jean-Paula Guicharda "Chiny światowym hegemonem? Imperializm ekonomiczny Państwa Środka".) Policyjny system kontroli migracji wewnętrznych i polityka jednego dziecka pozwoliły im zbić i tak niskie koszty pracy, co przyciągnęło zagraniczne inwestycje. Koszty te zostały dodatkowo mocno obniżone dzięki walutowemu protekcjonizmowi - zaniżaniu kursu juana. Chińska waluta została mocno zdewaluowana pod koniec lat '80-tych i na początku lat '90-tych. Śmiesznie niski kurs z 1994 r. utrzymywano aż do 2005 r., mimo że ChRL doznała wtedy bezprecedensowego rozwoju gospodarczego. USA nie protestowały przeciwko tak oczywistemu protekcjonizmowi, choć jednocześnie naciskały we wszelki możliwy sposób na to, by Japonia przestała bronić kursu jena przed umocnieniem. To USA - a konkretnie administracje Busha Sr. i Clintona zbudowały potęgę gospodarczą Chin.
Chiny mocno skorzystały też na transferze technologii - w tym mających zastosowanie wojskowe, umożliwionym przez administrację Clintona. Jak pisałem już na tym blogu:
"Blisko 20 lat temu "Washington Post" opisał śledztwo Departamentu Sprawiedliwości dotyczące dotacji wpłacanych na kampanię Clintona i Partii Demokratycznej przez biznesmenów powiązanych z chińskim rządem. Dotacje te miały służyć kupowaniu wpływów wśród amerykańskich oficjeli. Śledztwo ostatecznie nie potwierdziło tych zarzutów, ale część podejrzanych skazano za łamanie przepisów o finansowaniu kampanii wyborczej. Wśród skazanych był m.in. tajwański biznesmen John Huang, były pracownik indonezyjskiego Lippo Banku (należącego do Mohtara i Jamesa Riady, według raportu Senatu USA powiązanych z chińskimi służbami wywiadowczymi i wspierających Clintonów od lat 80-tych), organizator zbierania funduszów dla Partii Demokratycznej a w latach 1993-1996 zastępca podsekretarza handlu ds. międzynarodowych relacji ekonomicznych. Huang pracując w Departamencie Handlu decydował m.in. o tym jakie technologie mogą być eksportowane do Chin. Według raportu Kongresu USA z 1999 r. Huang pracując w Departamencie Handlu co najmniej dziewięciokrotnie spotykał się z pracownikami ambasady ChRL i prowadził rozmowy o nieznanej treści. Pieniądze na kampanię demokratów nielegalnie przekazywał też m.in. Wang Jun, syn byłego wiceprezydenta ChRL Wang Zhena i zarazem prezes chińskiej państwowej firmy zbrojeniowej Polytechnologies Corp. Jego spółka została przyłapana na przemycie 2 tys. karabinów AK-47 do USA. Za rządów Clintonów dochodziło do dużych transferów technologii z USA do Chin. Ułatwiło je to, że przeniesiono z Departamentu Stanu do Departamentu Handlu prawo do zatwierdzenia umów przewidujących transfer wrażliwych technologii. Lobbował za tym silnie koncern Loral, którego prezes przekazał na kampanię Clintona i demokratów 1,5 mln USD. Sekretarzem handlu w latach 1993-1996 był Ron Brown, polityk odpowiedzialny za kampanię wyborczą Clintona w 1992 r. Jak zeznała później w sądzie jego kochanka Nolanda Hill,Ron Brown nie chciał być kozłem ofiarnym Clintonów i zagrożony dochodzeniem korupcyjnym zamierzał zeznawać w sprawie Huanga. Wkrótce potem zginął w "katastrofie" samolotu w Bośni. Na jego głowie znalazła się rana, którą patologowie wstępnie uznali za postrzałową a w czaszce "ołowiana śnieżyca", czyli odłamki ołowiu po kuli. Sekcji zakazano przeprowadzić a zdjęcia z badania zaginęły. Kilka miesięcy później w siedzibie Departamentu Handlu znaleziono martwe, posiniaczone i częściowo nagie ciało jego wysokiej rangi urzędniczki (pracującej z Huangiem) Barbary Wise."
Podobny mechanizm widzieliśmy w przypadku wsparcia udzielonego przez sekretarz stanu Hillary Clinton transferom nowoczesnych amerykańskich technologii do Skołkowa "rosyjskiej Doliny Krzemowej". Transfer ten obejmował również technologie o zastosowaniu militarnym. Putinowskie zagrożenie, podobnie jak zagrożenie chińskie zostało więc wyhodowane przez Waszyngton.
Podobnie jest z zagrożeniem północnokoreańskim - w 1994 r. administracja Clintona podpisała porozumienie przewidujące dostawy do Korei Płn. reaktorów na "lekką wodę", które miały zastąpić zużyte i niebezpieczne reaktory reżimu Kimów. Reaktory dostarczył szwajcarski koncern ABB, w którego radzie dyrektorów zasiadał Donald Rumsfeld. Argumentowano, że te maszyny nie mogą zostać przystosowane do produkcji broni nuklearnej. A jednak zostały. W 1999 r. amerykańscy eksperci szacowali, że mogą one posłużyć do produkcji 100 bomb atomowych.
Po co zbroić kraj nazywany "państwem zbójeckim"? No cóż, zagrożenie uzasadnia wojskową, wywiadowczą i polityczną obecność w krajach regionu takich jak np. Japonia. W krajach w których elity polityczne i opinia publiczna miałyby w innym przypadku wiele zastrzeżeń co do tej obecności. W efekcie takiej polityki doszło do np. kuriozalnej sytuacji w której Wietnamczycy liczą na to, że USA będą ich broniły przed chińskim imperializmem.
USA dodatkowo wzmocniły chińską potęgę gospodarczą pozwalając im wejść do WTO. Decyzję w tej sprawie podjęła administracja Clintona, nie zważając na to, że ChRL stosowały wszelkie formy protekcjonizmu. Wejście Chin do WTO oznaczało de facto pozbawienie reszty świata kapitalistycznego ochrony przed ich nieuczciwą konkurencją. Skutkiem był lawinowo rosnący deficyt handlowy USA oraz innych państw Zachodu z Chinami. Blisko związana z Clintonami korporacja WalMart oraz inne sieci handlowe swoją polityką sprowadzającą się do maksymalnego dociskania dostawców (te szokujące, złodziejskie praktyki są opisane choćby w książce "Hiperszwindel" Stacy Mitchell) mocno przyczyniły się do produkcyjnego eksodusu z USA do Chin i Meksyku (tu zawinił układ NAFTA i dlatego trzeba zbudować Mur, za który zapłaci Meksyk! :). Gdy koncerny zamykały produkcję w USA, upadały mniejsze zakłady będące ich podwykonawcami, dostawcami części itp. Jednocześnie wielkie sieci handlowe skutecznie dusiły małomiasteczkową klasę średnią - lokalnych sklepikarzy, aptekarzy, księgarzy. Silnik amerykańskiej gospodarki zaczął się zacierać. Szef Fedu Alan Greenspan uznał więc, że należy wspierać popyt Globalnego Minotaura stymulując sektor budowlany. Niskie stopy procentowe i poluzowanie wymagań dotyczących akcji kredytowej miały zapewnić impuls wzrostowy gospodarce.
Ilustracja muzyczna: Eminem - Without Me
Pół biedy, gdyby w USA jedynie doprowadzono do bańki na rynku nieruchomości i dawano hojne kredyty bezrobotnym analfabetom z czarnych gett. W trakcie drugiej kadencji Clintona ostro poluzowano jednak regulacje dotyczące branży finansowej. Zniesiono ustawę Glassa-Steagala pozwalając bankom łączyć działalność detaliczną z dziką spekulacją a przede wszystkim pozwolono im na tworzenie dziwacznych i toksycznych instrumentów finansowych typu CDO2 i następnie upychanie je różnym jeleniom, takim jak zarządzający funduszami emerytalnymi czy dyrektorzy europejskich banków. Twórcy tej polityki tacy jak Larry Summers czy Robert Rubin, znaleźli potem zatrudnienie w sektorze finansowym. Zabawa trwała do 2007 r. Później nadszedł Wielki Krach. (Literatura przedmiotu jest bardzo bogata. Osobiście polecam: "Gracze" Vicky Ward, "Zbyt wielcy by upaść" Andrew Rossa Sorkina, "Linie uskoku" Raghurama Rajana a także film "Inside Job", By wczuć się w klimat trzeba też obejrzeć "Big short" i "Wilka z Wall Street" i oczywiście hentaia "Euphoria" :) System sam zadał sobie śmiertelny cios.
Jak napisał Yanis Varoufakis, 2008 rok był rokiem śmierci Globalnego Minotaura. W wyniku kryzysu USA zawiodły jako globalny generator popytu. Amerykański popyt okazał się zbyt niski, by zapewnić światu trwały wzrost gospodarczy. Rolę tę próbowały przejąć od Ameryki Chiny, ale zawiodły. Skończyło się u nich na powstaniu bańki na rynku nieruchomości, deflacji oraz krachu na giełdzie w 2015 r. System się zepsuł. Wstrząsy związane z tym szokiem szczególnie mocno zostały odczute przez Europę. Ale to już temat na następny wpis z serii Euphoria...
***
Co prawda krytykuję w tej serii amerykańską powojenną politykę, ale nadal jestem zwolennikiem obecności amerykańskich sił zbrojnych na polskiej ziemi. Ich bazy są naszą racją stanu. A jak Amerykanie będą próbowały obalać tutaj niewygodne rządy - to można im zrobić numer podobny jak zrobili Turcy w Incirlik.
Przesadzam z tym obalaniem rządów? No cóż, wiele razy przez ostatnie 70 lat amerykańskie tajne służby i Departament Stanu robiły takie rzeczy swoim sojusznikom - wystarczy przypomnieć Diema i szacha Iranu czy Mubaraka i Erdogana. Dlatego też ostrze kontrwywiadowcze powinno być wymierzone nie tylko w rosyjską czy niemiecką agenturę, ale też w amerykańską. Zwłaszcza, że administracja Obamy i Hillary Clinton są współodpowiedzialni za zamach w Smoleńsku - Putin nie zrobiłby tego, gdyby nie miał pewności, że pozostanie bezkarny. Pamiętajmy, że wrogowie naszej cywilizacji rezydują nie tylko w Moskwie czy Rakce. Jest ich też mnóstwo w Waszyngtonie, Berlinie, Paryżu czy Brukseli.
***
Dwie ciekawostki kadrowe z tych państw Wolnego Świata, które będąc sojusznikami USA prowadzą jednocześnie dosyć niezależną politykę:
W Japonii, w nowym rządzie Shinzo Abe, ministrem obrony została Tomomi Inada. Podobnie jak premier i większość członków rządu należy do Nippon Kaigi - stowarzyszenia resortowych rodzin, potomków wojskowych, funcjonariuszy bezpieki, polityków i przemysłowców z czasów wojny chroniących się nawzajem przed odpowiedzialnością za wojenne grzechy, dbających o reputację Imperialnej Japonii i dążących do jej remilitaryzacji. Inada jest prawniczką reprezentującą głównie rodziny dawnych zbrodniarzy wojennych oraz rewizjonistów historycznych negujących np. masakrę w Nankinie. Mi ona przypomina Kasane Kujiragi - jedną z bohaterek ostatniej serii anime "Durarara". Te same beznamiętne spojrzenie spod okularów... Ja bym ją obsadził razem z Macierewiczem, Trumpem i Duterte w jakiejś Justice League :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz