sobota, 15 grudnia 2012

Spisek na życie prezydenta Narutowicza


<

 "Chce Pan postawić tezę, że Narutowicz zginął w wyniku zamachu?"
                      Prof. Tomasz Nałęcz

Zabójstwo prezydenta Narutowicza to zdarzenie obrosłe mitami. Dla postkomunistycznej oraz nowej lewicy to przede wszystkim argument za delegalizacją narodowej prawicy. Dla części endeków to "bohaterski czyn" mający na celu eliminację "antypolskiego masona wybranego głosami lewicy i mniejszości narodowych". Dla innej części endecji to diaboliczny spisek piłsudczyków. Te wszystkie mity mają oczywiście niewiele wspólnego z prawdą. Prezydent Narutowicz nie został zabity przez samotnego prawicowego szaleńca. Zginął w wyniku spisku - najprawdopodobniej sowieckiego, w którym Niewiadomski był tylko narzędziem: wykorzystanym obłąkańcem zwerbowanym pod fałszywą flagą. Ale pozwólcie, że zacznę tę opowieść we właściwym miejscu...

Trzeba zacząć od obalenia mitu o Narutowiczu "prezydencie lewicy i mniejszości narodowych". Rzut oka na skład ówczesnego Zgromadzenia Narodowego wskazuje, że te stronnictwa nie miały szans na wybranie własnego prezydenta. O wyborze Narutowicza przesądziły głosy PSL Piast. Czemu więc endecja rozpoczęła pod tym hasłem nagonkę na prezydenta? Partia Witosa zagłosowała na Narutowicza na złość endekom - po prostu tuż przedtem załamały się rozmowy koalicyjne (endecy nie chcieli się zgodzić na reformę rolną) a PSL pokazał ZLN, że bez niego nic w Sejmie nie przegłosuje. Demonstracyjnie głosował więc przeciw "obszarnikowi" hrabiemu Zamoyskiemu.  Endecja była wściekła, bo została przyłapana ze spuszczonymi spodniami nie mogła zwalić winy za tę klęskę na PSL (wciąż liczyła na koalicję rządową), więc wymyśliła bajeczkę o prezydencie wybranym przez Żydów, Niemców, masonów i bolszewików. Wbrew temu, co twierdzi obecnie lewica, endecki elektorat przypominał wtedy obecny elektorat PO: aspirujące drobnomieszczaństwo, ówczesne korpoludki, spragnione stabilizacji i ciepłej wody w kranie. Na wybór Narutowicza endeckie lemingi zareagowały więc podobnie jak tuskowe na wybór Kaczyńskiego na prezydenta (rzekomo jedynie głosami mocherowych babć, Leppera, faszystów i "neokonserwatystów"). Wprawiony w ruch został "przemysł pogardy". Endecy zapomnieli już, że chwalili Narutowicza, gdy był ministrem. Teraz mówili, że to "Niemiec, bo ma szwajcarskie obywatelstwo", "przyjaciel litewskich szowinistów" (bo jego brat zasiadał w litewskim sejmie, tak jak wielu ziemian z Kowieńszczyzny), "ateista" (tak jak Dmowski) i "mason" (tak jak główny ideolog endecji Zygmunt Balicki i Stanisław Stroński, główny organizator nagonki na Narutowicza). Zresztą nawet gdyby zarzuty endecji były prawdziwe, to co z tego? Konstytucja Marcowa dawała prezydentowi jedynie czysto dekoracyjne uprawnienia. Nie było po co robić z tego tragedii. Ale endecja robiła, i zaowocowało to żenującymi wybrykami takimi jak atak na prezydencki powóz tuż przed zaprzysiężeniem Narutowicza, a w końcu zamachem. Nagonkę rozpoczętą przez endecję wykorzystał do swoich celów jednak ktoś od niej o wiele inteligentniejszy.

W filmie wklejonym na początku tego posta, dr Baliszewski przytacza dowody na to, że conajmniej trzy osoby wiedziały o szykowanym zamachu na prezydenta. Do Narutowicza ktoś pisał listy, w których precyzyjnie - i bardzo trafnie - odliczał ile prezydentowi pozostało życia. Listy wysyłano z różnych miejsc Polski a ekspertyza grafologiczna wykazała, że nie były one pisane ręką Niewiadomskiego. Oddajmy głos Baliszewskiemu:

""Znacznie wcześniej, przed wyborem G. Narutowicza - notuje Józef Piłsudski - doszły do mnie groźby różnego rodzaju. Wiadomości o przygotowywaniu zamachu stanu czy też o terrorystycznych zamierzeniach w stosunku do mnie. Zarządziłem środki zapobiegawcze przeciwko pierwszym, nad drugimi, jak zwykle, przeszedłem do porządku dziennego". Z nieznanych powodów nie ujawnia jednak Piłsudski, że na 13 grudnia (trzy dni przed zabójstwem Narutowicza) zwołał do Belwederu tajną naradę na temat groźby zamachu stanu, trwającą do godzin nocnych. Podobnie nie ujawnia, że nakazał ściągnąć do Warszawy "większą ilość wojska". Obecny na tym supertajnym spotkaniu marszałek Sejmu Maciej Rataj ujawnia natomiast w swych wspomnieniach, że prawica "szykowała coś" na czwartek 14 grudnia.
(...)
16 grudnia przypadał w sobotę. Prezydent Narutowicz tego dnia udawał się na spotkanie z abp. Aleksandrem Kakowskim i na otwarcie o godz. 12.00 dorocznego "salonu" w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Był spokojny, choć wiele wskazuje na to, że wiedział, iż tego dnia zginie. "Gdyby mnie nie stało - zwrócił się do Leopolda Skulskiego - opiekuj się pan moim chłopcem". Narutowicz nie przeczuwał, że zginie, lecz wiedział. Czy to możliwe? Oto w sprawozdaniu z procesu zabójcy Narutowicza, artysty malarza Eligiusza Niewiadomskiego, zamieszczono szczątkowe materiały ze śledztwa, nawet nie odczytane podczas procesu. Wśród innych anonimowe listy grożące prezydentowi śmiercią: "Warszawa 10.12.1922 r. Szanowny Panie ministrze! Wobec wyboru p. ministra na prezydenta Rzplitej Polskiej głosami lewicy i mniejszości narodowych, bloku nam wrogiego, będąc pewnymi, że p. minister będzie ugodowcem, będzie zmuszony wywdzięczać się blokowi mniejszości (żydom), że p. minister nie stworzy rządu o silnej ręce, rządu, że tak powiemy, poznańskiego, wreszcie, że p. minister śmiał przyjąć ofiarowaną sobie kandydaturę, grozimy p. ministrowi jak najfantastyczniejszym mordem politycznym. Z poważaniem polski faszysta". To inny z tych listów budzi dziś niepokój historyka. Był krótki: "Lwów 12.12.1922 r. Pozostaje Panu do oznaczonego terminu już tylko 4 doby i godzin 20... Czas zrobić testament. Pozdrowienia. Zawiadomienie trzecie".
A więc - jak wszystko na to wskazuje - ktoś we Lwowie cztery dni przed zamachem na prezydenta uprzedza go o tym, podając precyzyjny termin: 16 grudnia. Powołuje się na wcześniejsze dwa podobne ostrzeżenia, prawdopodobnie z 10 i 11 grudnia. Nie obraża, tylko precyzyjnie odmierza czas życia, który pozostał. Kto i czy to w ogóle możliwe, skoro zabójca, jak ustalono w śledztwie, powodowany szalonym impulsem działał całkowicie sam?
(...)
Przez 83 lata Eligiusz Niewiadomski uważany był za szaleńca, chorego człowieka dotkniętego paranoją. Dziś należy ten rozdział polskiej historii napisać na nowo. I ujawnić w nim, że przy zabójcy policja znalazła pomiętą kartkę z jego nazwiskiem. Los, który jego właśnie wskazał spośród trzech potencjalnych wykonawców zamachu. Jak wynika z informacji zaczerpniętej u rodziny Niewiadomskiego, pozostali kandydaci również byli związani ze środowiskiem artystycznym i mogli mieć, podobnie jak Niewiadomski, ułatwiony wstęp do Zachęty, gdzie od chwili wyboru prezydenta Narutowicza planowano zamach na jego życie. Jak wynika dalej z przekazów rodzinnych, organizacja spiskowa planowała uwolnienie Niewiadomskiego z Cytadeli, gdzie oczekiwał na wykonanie wyroku. Podobno powodowany wyrzutami sumienia sam nie zgodził się na jakąkolwiek akcję.

Endeccy historycy zarzekają się, że  ówcześnie nie istniała żadna prawicowa organizacja terrorystyczna zdolna do takich działań. Wyjątkowo się z nimi zgadzam. Historia międzywojennej endecji to ciąg tragikomicznych zdarzeń - endecy rzeczywiście nie potrafiliby zorganizować takiego spisku. Czy wobec tego zorganizowali go piłsudczycy tak jakby chciał Jędrzej "Kretyn" Giertych? Przeczy tej wersji piłsudczykowska reakcja. Najpierw, na kilka dni przed zabójstwem Marszałek urządza z przedstawicielami rządu i marszałkiem Ratajem naradę poświęconą przeciwdziałaniu zamachu stanu. Po zamachu piłsudczycy nie robią zaś nic, by przejąć władzę. Premierem zostaje ich przeciwnik polityczny - gen. Sikorski. Wiemy również, że Marszałek Piłsudski mocno przeżył zamach na prezydenta Narutowicza. Zabity prezydent był jego dalekim krewnym. To wówczas zwątpił w to, że w Polsce może funkcjonować demokracja (Już wiecie, dlaczego nie chciał dopuścić endeckich idiotów do władzy w maju 1926 r.).



Część oficerów, w porywie serca stworzyło plan eksterminacji endeckiej wierchuszki, ale szybko go zarzuciła (To tak jakby po Smoleńsku oficerski spisek chciał w ramach zemsty załatwić Syndykat i wierchuszkę PO). Kto więc stał za zabójstwem Narutowicza? Dr. Baliszewski sugeruje, że był to gen. Haller. Ja stawiam tezę o obcych mocodawcach Niewiadomskiego. Czemu tak sądzę? Przypominam mój wpis "Dekapitacja 1923":

""Jednym z głównych zadań komunistycznej agentury było zlikwidowanie Józefa Piłsudskiego. Przeprowadzenie zamachu było dość proste – wiedzieli o tym sowieccy agenci. Marszałek mieszkał w willi w Sulejówku i nie był dobrze chroniony. Akcję podjęli ludzie Łoganowskiego przy pomocy warszawskich komunistów, w tym Ignacego Sosnowskiego (o nim niżej). Milusin miał być zaatakowany w nocy.

Rzecz jasna Rosja nie zamierzała przyznać się do morderstwa – komunistyczna bojówka miała być ucharakteryzowana na studentów nacjonalistów. Jakie cele, prócz najważniejszego – pozbycia się przywódcy polskiego państwa – chcieli osiągnąć Sowieci? Otóż słusznie spodziewali się wybuchu zamieszek, a nawet wojny domowej. Inspirowana przez agenturę lewica niechybnie wystąpiłaby przeciw endecji, co nakręciłoby spiralę przemocy. Do akcji odwetowej przystąpiliby zwolennicy zgładzonego Marszałka. Przypomnijmy, że niedawno zabity został pierwszy prezydent II RP – Gabriel Narutowicz i sytuacja społeczno-polityczna była mocno kryzysowa. Korzystając z tych nastrojów, komuniści zamierzali wzniecić upragnioną rewolucję."

Czy coś Wam to przypomina? Niewiadomski mógł naprawdę myśleć, że uczestniczy w narodowym spisku przeciwko masonowi. Jego oficerowie prowadzący nie ujawniali, że tak naprawdę pracują dla Kremla. Podejrzewam, że nosili oni polskie mundury. Dlaczego tak sądzę? Organizacja spiskowa proponowała rodzinie Niewiadomskiego, że go wydobędzie z Cytadeli. W 1923 r. wojskowa komórka KPP wysadziła skład amunicji w Cytadeli.  Zginęło 28 osób, 89 zostało rannych. Wybuch był tak potężny, że fala uderzeniowa uszkodziła wieże kościoła św. Floriana na Pradze. Skoro spiskowcy od Niewiadomskiego mogli odbić więźnia z Cytadeli, to mogli również wysadzić tam skład amunicji...

Ważną poszlakę dał również marszałek Sejmu Maciej Rataj: 

"Jak się wydaje, ktoś przed ponad 80 laty zdecydował, że ta haniebna, wstydliwa historia nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Być może dlatego, by 15 czerwca 1923 r. marszałek Sejmu Maciej Rataj, odsłaniając tablicę poświęconą pamięci zamordowanego pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, mógł powiedzieć: "Mimo długich lat niewoli, które wykoślawiły duszę, mimo kilku lat przebytej wojny, która nauczyła ludzi używać przemocy fizycznej, mimo miazmatów wschodnich, mimo tego wszystkiego, naród jako całość jest zdrowy moralnie i zdolny do życia państwowego, opartego na praworządności".

"Miazmaty wschodnie" - tak w propagandzie II RP nazywano bolszewizm. Lewica organizując obchody "ku czci prezydenta Narutowicza" i gromiąc "prawicowy ekstremizm" powinna uznać, że często ten prawicowy ekstremizm był moderowany przez jej ideowych (a czasem nawet biologicznych) przodków. Endecka prawica powinna zaś przestać czcić sterowanego przez Kreml idiotę, który zabił polskiego patriotę i tym samym na dziesiątki lat pozbawił endecję możliwości zdobycia władzy.



5 komentarzy:

  1. "Już wiecie, dlaczego nie chciał dopuścić endeckich idiotów do władzy w maju 1926 r."

    Ponieważ sam maniakalnie pragnął władzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ma Pan chyba nieuleczalna obsesję, potrzebę obsrywania endecji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat endecja sama się obsrywa i jeszcze głośno o tym mówi :)

      Usuń
  3. Ciekawy pogląd, który niestety zmusił mnie do poczytania na ten temat. Ponieważ trzeba rozważyć wiele źródeł trochę to potrwa zanim wyrobię sobie własny pogląd aczkolwiek za jakiś czas prawdopodobnie ustosunkuje się do tego tematu na własnym blogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. W "Ostatniej Republice" Suworow opisuje ciekawą koincydencję między planami bolszewików wznowienia ofensywy na Zachód a puczem monachijskim Hitlera w 1923 roku. Otóż ofensywa miała być wznowiona właśnie w 1923 roku, a pretekstem miało być udzielenie pomocy Bawarskiej Republice Rad, która miała zostać ustanowiona po (sprowokowanych)zamieszkach i przewrocie w rocznicę rewolucji październikowej, czyli 7-9 listopada 1923 roku. Przewrót NSDAP miał miejsce w dniach 8-9 listopada 1923 i przebiegał według schematu nakreślonego w Moskwie (pytanie, na ile Hitler był świadomy, czyj plan realizuje).

    To, o czym piszesz mieści się w tej sekwencji. Warunkiem przejścia przez Polskę była destabilizacja kraju, najlepiej wywołanie wojny domowej, co uzasadniłoby "udzielenie pomocy rewolucyjnym masom w walce z faszyzmem". Plus dla rządzących wówczas Polską, że plan się nie powiódł.

    OdpowiedzUsuń