sobota, 7 czerwca 2025

1 czerwca - Dzień Zwycięstwa

 


Ilustracja muzyczna: One Punch Man opening

Nie wiem, jak Wy, ale ja 1 czerwca po godzinie 23.00 parsknąłem śmiechem :)))))  Cóż za zwrot akcji! Toż to "największe zdrady w historii anime" :) Dwugodzinna "prezydentura" Trzaskowskiego stała się memem. Stał się prawdziwy cud - przez następne godziny z wielką przyjemnością oglądało się TVN 24 i TVP (w likwidacji).

Oneeeeee puuuuuuunch!!!

Gdy dwie godziny wcześniej przemawiał Nawrocki, mówiąc, że "w nocy odniesiemy zwycięstwo", skojarzyło mi się to z podobnym wystąpieniem Joe Bidena w 2020 r. 


Trzaskowski dodatkowo się ośmieszył swoją triumfalną mową. A powinien później wygłosić przemówienie, w którym padłyby słowa: "Przeciwko mojej kampanii działała zorganizowana siatka sabotażystów, ludzie tacy jak: Sławomir Nitras, Wojciech Zembaczyński, Kinga Gajewska, Dorota Wysocka-Schnepf, Kamil Dziubka, Roman Giertych, a przede wszystkim, co mówię z najgłębszym smutkiem - Donald Tussk i Jacek Murański". Oczywiście Trzaskowski powinien mieć pretensje przede wszystkim sam do siebie. Po raz kolejny bowiem pokazał, że się nie nadaje na prezydenta. Nie potrafi wytrzymać trzygodzinnej debaty, panicznie boi się opozycyjnych mediów, a jako pomysł na politykę zagraniczną przedstawia jedzenie Prince Polo. Tak to jest, gdy na kandydata wybiera się kolesia, który całe życie był uprzywilejowany, odseparowany bańką od krytyki i ciągnięty za uszy na wyższe stanowiska. Może warto byłoby zbadać okoliczności, w których w 2020 r. wykreowano go jako kandydata na prezydenta w miejsce Kidawy-Błońskiej. Jak to się stało, że bez żadnych partyjnych prawyborów powierzono mu tę misję?




Mówi się, że Nawrocki wygrał "niewielką różnicą głosów". Naprawdę? W drugiej turze zdobył ponad 10,6 mln głosów - jedynie o 16 tys. mniej niż Lech Wałęsa w drugiej turze wyborów 1990 r. Miał prawie 370 tys. głosów więcej niż Trzaskowski. To prawie tyle ile liczy mieszkańców Szczecin. To ma być "niewielka liczba"? Trzeba przyznać, że różnica była o 53 tys. głosów mniejsza niż w 2020 r. Jeśli Trzaskowski będzie startował w wyborach prezydenckich co pięć lat i za każdym razem będzie zmniejszał dystans do zwycięzcy o około 53 tys. głosów, to może zostać prezydentem w 2060 r., w wieku 87 lat. Będzie wówczas Bernie Sandersem polskiej polityki. 

No cóż, jojczenie, że "Kaczyński wybrał złego kandydata" okazało się chybione. Nawrocki okazał się bardzo dobrym kandydatem, o czym świadczyły jego wyniki wyborcze, w wielu miejscach lepsze od wyników prezydenta Dudy z 2020 r. Głosowało na niego procentowo więcej osób nawet w bastionach mniejszości narodowych. Jarosław Kaczyński (stający się sigmą dla pokolenia Alfa) wykreował już czterech prezydentów: Wałęsę w 1990 r., swojego brata w 2005 r., Dudę w 2015 r. i Nawrockiego w 2025 r. Tym razem postawił na millenialsa (Trzaskowski jest przedstawicielem pokolenia X), nie należącego do PiS i mającego swobodę odcinania się od niektórych aspektów rządów tej partii, chłopaka z blokowiska, który własną pracą doszedł na szczyt, będącego rzadkim połączeniem fightera oraz inteligenta. Oczywiście wroga propaganda pruła się, że Nawrocki to "prymitywny kibol", a część prawicowców lamentowała, że powinno się wystawić prof. Czarnka lub Glińskiego. No dobra, tym razem zamiast profesora wystawili osobę mającą stopień naukowy doktora. Doktor Karol Nawrocki napisał osiem książek, a trzy zredagował, kierował też dużym muzeum historycznym oraz IPN, czyli kluczową instytucją dla polityki historycznej państwa. (Oczywiście odezwą się narzekania, że "polityka historyczna nie jest ważna". Tymczasem jest ona bardzo ważna, co rozumieją takie kraje jak Niemcy, Rosja czy Izrael. Rosja - właśnie za politykę historyczną - wydała list gończy za Nawrockim.) Dla porównania: Trzaskowski ma na koncie trzy książki, z czego jedna to osławiony "Rafał", w której opowiada o swoich przygodach z rekinami. Nawrocki będzie oczywiście potrzebował dobrych doradców ds. gospodarki i polityki zagranicznej, ale jest też człowiekiem, który szybko się uczy. Widać to po tym, jak się rozkręcił w kampanii wyborczej i jak zmiażdżył w niej politycznego wyjadacza, hodowanego od lat na lidera.

Słyszałem ciekawą teorię. Według niej, Amerykanie mieli naciskać na Niemców, by nie robili problemów z uznaniem wyniku polskich wyborów prezydenckich. Dlatego rankiem 2 czerwca Ursula von der Leyen napisała gratulacyjnego tweeta dla Nawrockiego. Za tym poszła cała masa tweetów od przywódców różnych państw. Tussk czekał do wieczora i nie pogratulował Nawrockiemu, ale jego zwolennikom. Być może niemieckie służby wcześniej wprowadziły Tusska na minę. Pamiętacie osławiony artykuł Onetu o tym jak rzekomo Nawrocki sprowadzał dziwki do sopockiego Grand Hotelu? Z przecieków wynika, że "dwóch anonimowych informatorów", na których oparto ten tekst, zostało zmyślonych. Artykuł jednak zaszkodził Nawrockiemu. Z badań OGB wynikało, że w przedwyborczą środę prowadził jeszcze Trzaskowski. Ale trend się zmienił po tym, jak Tussk poszedł do Rymanowskiego. Stwierdził tam wówczas, że źródeł rewelacji wymierzonych w Nawrockiego był Jacek Murański "aktor znanych z małych rólek". 


Dziaders Tusk być może nie kojarzył, kim jest Murański, ale młodzi kojarzą Murańskiego jako internetowego zjeba. Net zalała więc fala złośliwych memów i filmików. Historyjka Onetu o Nawrockim została skutecznie ośmieszona, a do Tusska na trwałe się przykleił filmik z Murańskim krzyczącym: "Masa, Masa, ssij kutasa!" :) Tymczasem Stankiewicz z Onetu sam przyznał, że w historii o Grand Hotelu coś nie stykało, bo Wielki Bu mający kręcić tym dziwkarskim interesem miał wówczas dopiero 17 lat. Kto więc podpowiedział Tusskowi, by grzał tę historię i powołał się na Murańskiego? Jeśli uznamy, że za pośrednictwem Onetu działała niemiecka BND, to musimy pamiętać, że Amerykanie posiadają od 1945 r. odpowiednie środki pozwalające im ingerować w pracę niemieckich służb. 



Tuż przed drugą turą na CPAC-u w Rzeszowie wystąpiła moja ulubienica Kristi Noem, szefowa Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ciekawe, że administracja Trumpa podesłała akurat kogoś reprezentującego służby. Silniczki szydziły co prawda, że Noem "zastrzeliła swojego psa", ale akurat na Kaszubach popularnym imieniem dla psów jest akurat... Tusk.



Wiem, że nie powinno się wyśmiewać elektoratu przeciwnika, ale silniczki akurat mocno się ośmieszają twierdząc, że "PiS, Konfederacja i Jakubiak sfałszowali wybory" w sytuacji, w której PKW, służby specjalne i cały aparat państwa działały na korzyść Trzaskowskiego. Najpierw giertychowcy powoływali się na analizę z Wykopu, której autor przyznał, że robił ją po pijaku, a jak wytrzeźwiał i zrobił ją ponownie, to wszystko się zgadzało. Później twierdzili, że "wykształceni, wielkomiejscy" wyborcy Trzaskowskiego mają problemy z czytaniem i pomyłkowo głosowali na Nawrockiego, bo zajmował pierwsze miejsce na liście... Teraz wciąż kombinują jak Giertych pod górę i udają geniuszów matematycznych, by wykazać, że Trzaskowskiemu ukradziono kilka tysięcy głosów (co z pozostałymi ponad 360 tys.?) Jak napisał Maciej Wilk:

"Ogółem w skali kraju można wskazać 12 (słownie: DWANAŚCIE) komisji, gdzie wyniki
@NawrockiKn odbiegały od wartości oczekiwanej o ponad 100 głosów, a wartości
@trzaskowski_ były zaniżone. Łączna różnica to 2340 głosów. O komisji nr 95 w Krakowie czy nr 13 w Mińsku Maz. pisały już media. Nie zdziwię się, jak zaraz usłyszymy jeszcze o gminie Olesno, Strzelcach Opolskich czy Tychach. Co ciekawe, komisji, gdzie wyniki
@trzaskowski_ odbiegały od wartości oczekiwanej in plus o ponad 100 głosów było natomiast 469, a liczba "nadmiarowych" głosów to ponad 91 tysięcy Proponuję np. przyjrzeć się komisji nr 113 na warszawskim Mokotowie, w której Karol Nawrocki otrzymał... 2 głosy więcej niż w I turze, a Rafał Trzaskowski 868 głosów więcej" (koniec cytatu)

Przypomnijmy więc: wałki wyborcze robi się w Polsce przede wszystkim w wielkich miastach, gdzie dziesiątki tysięcy ludzi głosują na tymczasowe zaświadczenie, frekwencja sięga w niektórych dzielnicach 90 proc., a bezdomni głosują za odpowiednią nagrodę. Wałki robi się też w komisjach zagranicznych, gdzie nie ma mężów zaufania z różnych partii, a głosy liczą resortowi.


Jeszcze przed I turą Platforma założyła stronę do zgłaszania protestów wyborczych. Ja już z niej skorzystałem. Zgłosiłem nielegalną agitację podczas ciszy wyborczej. Napisałem, że po komisji biegał nagi Roman G., a na obrzezanym kutasie miał napisane: "Debil". Zachęcam do składania podobnych protestów. 



Wygląda na to, że ruch Silnych Razem będzie ewoluował w polskiego QAnona. "Trust the plan!" Ciekawe, czy Giertych przebrany za bawoła będzie 6 sierpnia szturmował Sejm?

Ogólnie w kręgach władzy doszło do niezłej refleksji intelektualnej. Poseł Zembaczyński stwierdził, że "musimy stworzyć własną telewizję, taką jak TV Republika". A ja sądzę, że powinni stworzyć własnego Jackassa!

Ogólnie obserwując reakcje powyborcze sporej części naszych współobywateli, trzeba przyznać, że spora część naszego narodu jest od 20 lat poddawana indukowanej zewnętrznie histerii. "Aaaaa!!! Kończy się demokracja, bo wygrał ten na którego głosowała większość!!! Aaaaa!!! Będą nas się wstydzić na Zachodzie!!!".  Oprócz tej histerii mamy też wśród mieszkańców Weischselgau/Kraju Priwislańskiego sporą dozę frustracji seksualnej. Uświadomiło mi to zachowanie niejakiego Tomasza Wiejskiego - internetowego jełopa, będącego podchujaszczym Giertycha. Wiejski zaczepił na X-ie Annę Pawelec, dziennikarkę WPolsce24 pisząc, że "bardzo profesjonalnie chwyciła mikrofon" i "musi mieć w tym doświadczenie". Po czym dodał, że sam "jedynie ściska swój mikrofon". 



Przypomniało mi się to jak podczas spotkania wyborczego w Poznaniu jakiś obleśny, śliniący się dziad, obsesyjnie pytał Daniela Nawrockiego "a gdzie jest mamusia". Wśród silniczków popularna była wówczas plotka mówiąca, że Marta Nawrocka - funkcjonariuszka KAS - była/jest prostytutką. (Wcześniej rozpowszechniali takie plotki, jak zobaczyli jak wygląda żona Ziobry.) Widać było, że przy snuciu tych potwarzy niemal dostawali orgazmów. W dyskusjach o Nawrockim zapieniali się natomiast, niemal zawsze pisząc, że to "alfons" (choć nawet publikacje Wyborczej i Newsweeka na to nie wskazywały). Alfons był dla nich największym oskarżeniem. Dlaczego? Dlatego, że wyobrażają sobie alfonsa jako kolesia otoczonego młodymi, ładnymi panienkami będącymi na każde jego zawołanie. Takiego P.I.M.P. z hiphopowej piosenki. Silniczki pisząc więc o alfonsie były zielone z zazdrości. "Jaki ten świat niesprawiedliwy! Ten pisowiec rucha, a my nie!". 


Podejrzewam, że większość kodziarskich dziadersów ma nieudane życie erotyczne. Ożenili się młodo, z pierwszą lepszą i teraz tego mocno żałują. Ich życie seksualne było nudne i schematyczne jak w skeczu Monty Phytona o ulsterskich protestantach. Niektórzy są od lat samotni i sfrustrowani. I nie potrafią tej frustracji odpowiednio rozładować. Przypomnijmy sobie afery seksualne z udziałem liberalnych propagandystów: retard Lis wywalony z Newsweeka za molestowanie, Kącki walący konia przy koleżance w redakcji...



Frustrację seksualną widać również w żeńskiej części silniczków. Rozwódki po 40-ce i samotne korpolasencje. I to one najczęściej hejtowały siedmioletnią córkę Nawrockiego, pisząc nawet, że ta dziewczynka "i tak skończy w burdelu". Podejrzewam, że większość tych frustratek sama sobie fantazjuje, że zostały zniewolone w burdelu. Czytając "50 twarzy Graya" wyobrażają sobie jak szcza na nie jakiś miliarder, a oglądając "Opowieści podręcznej" wyobrażają sobie, że same są trafiły do takiego obozu, dostały wdzianko podręcznej, a jeden ze skrajnie prawicowych przywódców Gileadu zapładnia je podczas gdy bezpłodna żona owego przywódcy trzyma ją za ręce. Po prostu na jakimś etapie życia zabrakło im kolesia, który dałby im klapsa na goły tyłek, kazał im nago sprzątać mieszkanie lub doprowadził ręcznie do orgazmu w przebieralni centrum handlowego. Wynikającą z tego frustrację widać choćby w podejściu tej grupy kobiet w stosunku do bliskowschodnich i subsaharyjskich nachodźców. One czekają na to, że jakiś muzułmanin patriarchalnie je zdominuje. One są masochistkami, tylko nie do końca to sobie uświadamiają.

Zarówno wśród silniczkowych frustratów i frustratek, jak i różnych juleczek panuje przekonanie, że to Kościół katolicki odpowiada za ich  nieudane życie seksualne. Nawet jeśli nigdy do kościoła nie chodzili/ły. A jak tylko zostanie uchwalona nieograniczona aborcja i związki partnerskie, to się odkują za wszelkie lata frustracji - nagle bezzębny kodziarski milicyjny dziad nie będzie mógł opędzać się od młodych biuściastych panienek marzących o zrobieniu mu loda, a gruba 40-tka z działu HR stanie się ukochaną miliardera z "50 twarzy Graya". Tak, oni naprawdę w to wierzą.



I dlatego uważam, że powinniśmy odebrać lewicy Wilhelma Reicha i jego sexpolitykę. Przypominam, że najbardziej popularną reformą Solona było stworzenie w Atenach taniego, państwowego burdelu. W ten sposób starożytne Ateny uniknęły powstania grupy frustratów-silniczków i stworzyły demokrację. Już w czasach chrześcijańskich św. Augustyn i św. Tomasz z Akwinu uważali, że prostytucję należy tolerować, by rozładowywać napięcia społeczne. Na progu rewolucji transhumanistycznej warto o tym pamiętać. Wybory prezydenckie w 2035 r. wygra ten, kto obieca młodym wyborcom realistyczne seksroboty oraz wykreowane genetycznie dziewczyny z kocimi uszkami.

***



1 czerwca był również Dniem Zwycięstwa odniesionego nad rosyjskim lotnictwem strategicznym. W ramach operacji "Pajęczyna" ukraińskie SBU zdołało zniszczyć za pomocą dronów startujących z ciężarówek na czterech rosyjskich lotniskach (w tym jednej pod Irkuckiem, a drugiej nad Amurem, przy chińskiej granicy!) wiele bombowców strategicznych Tu-95, Tu-22m3, Tu-160, plus samoloty wczesnego ostrzegania Beriew A-50 oraz transportowce An-12 oraz Ił-76. Podana przez Ukraińców liczba 41 trafionych samolotów jest pewnie zbyt optymistyczna. Bazując na dostępnych nagraniach szacuje ją na 22. Nie wiemy jednak, co zostało trafione w bazie Floty Północnej w Siewieromorsku. A dym po eksplozji był tam duży...

Amerykanie oficjalnie odcięli się od tej operacji. (A co mieli zrobić?) Nieoficjalnie Trump uznał jednak, że była ona "zajebista", choć wyraził obawy o rosyjski odwet. 

Ów rosyjski odwet jest jak na razie słaby. Rosyjskie siły powietrzne po raz kolejny pokazują, że wciąż nie nauczyły się prowadzić strategicznych kampanii bombardowań. Trudno się też było spodziewać, by były one obecnie zdolne do takiej kampanii - po ciosie, jaki im zadano.

Za operację "Pajęczyna" odpowiadali ponoć DJ i "wiedźma" będąca autorką powieści erotycznych...

Nieco wcześniej Ukraińcom udało się wysadzić w powietrze kolesia, który kierował bombardowaniami Mariupola. Zwabili go za pomocą podstawionego kolesia na... gejowskim portalu randkowym. 

Zeszłotygodniowe ataki na lotniska strategiczne zostały nazwane "rosyjskim Pearl Harbor". To był raczej Pider Harbor.

A tuż przed ciszą wyborczą prezydent Duda odznaczył Budunowa...

***

Elon Musk nie ma racji w sporze z Trumpem, bo posługuje się archaicznymi teoriami ekonomicznymi. Liznąłby trochę MMT, to wiedziałby, że emitent waluty nie zbankrutuje w długu zdenominownym w tej walucie i że deficyt sektora prywatnego jest nadwyżką sektora publicznego. Gospodarka USA za Reagana świetnie się rozwijała w dużej mierze dzięki rosnącemu deficytowi. Cięcie deficytu o 2 bln USD  - jak proponował Musk - skończyłoby się ostrą recesją. No i pewnie Musk dostałby bólu d..., gdyby w ramach oszczędności budżetowych obcięto subsydia dla jego spółek... Elonowi więc można poradzić: mniej ketaminy, więcej MMT. 

***

Już 17 czerwca premiera nowej książki Waszego Ulubionego Autora. Można ją już zamawiać w księgarniach internetowych - ceny nawet lekko poniżej 30 zł. Gorąco więc zachęcam do czytania!

A na blogu z recenzjami - mocne wspomnienia wojenne Mariana Karczewskiego i "Na posterunku" Jana Grabowskiego. 

Wpisu za tydzień nie będzie, bo jadę na urlop na Bliski Wschód.