sobota, 27 maja 2023

Zagadka kreteńskich piramid, Minotaura i kapłanek-topless

 



Ilustracja muzyczna: Sebastian Angel - The Minotaur

Już po kilku minutach pobytu w Heraklionie poczułem, że obcuję z wielką tajemnicą. Cóż to bowiem za ogromna piramida na horyzoncie, widoczna z nadmorskiej promenady? Szybki research wykazał, że ową "piramidą" jest góra Stroumboulas (taką nazwę nadali jej Wenecjanie). 


Stanowi ona przedłużenie masywu Idy. Masyw Idy, to natomiast miejsce narodzenia Zeusa, przez tytanidę Reję. Według mitologii, w tamtych górach mieszkała też rasa humanoidów o nazwie Daktyloi, znanych z umiejętności metalurgicznych i magicznych. I to wszystko w pobliżu góry o kształcie bardzo przypominającym piramidę...




Na południowych przedmieściach Heraklionu znajdują się ruiny minojskiego pałacu w Knossos. Niewielu odwiedzających tę atrakcję zwraca uwagę, że jest stamtąd dobrze widoczny wierchołek innej świętej góry - również wchodzącej w skład masywu Idy i nieco przypominającej ściętą piramidę. To góra Juktas.  Na jej szczycie znajdowało się sanktuarium (astronomiczne?) z czasów minojskich. Po tym jak około 1500 lat przed Chrystusem Kreta została spustoszona przez potężne tsunami, po eksplozji wulkanu na Santorini, zaczęto składać tam ofiary z ludzi. 




Knossos to niestety obecnie w dużym stopniu betonowa (!) rekonstrukcja dokonana przez brytyjskiego archeologa Arthura Evansa, ale jest wciąż niesamowitym miejscem, w którym warto zwracać uwagę na szczegóły, takie jak choćby odtworzone freski. One robią duże wrażenie (warto później zobaczyć ich oryginały w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie). I są w sumie jedynymi zrozumiałymi przekazami na temat funkcjonowania tego starożytnego miasta.


Mamy tam choćby słynne przedstawienie trzech dziewczyn - dam dworu? konkubin? kapłanek? - bogate suknie, biżuteria, starannie udrapowane fryzury, a są one topless. W takich strojach widzimy też na freskach kobiety uczestniczące w procesjach i ceremoniach. Zwróćmy też uwagę na kolor ich włosów. Nie ma tam żadnej blondynki. To jeszcze ludność przedachajska. Białą skórę u kobiet wyraźnie tam jednak podkreślano - mężczyzn pokazywano jako bardziej opalonych, wręcz czerwonoskórych. Widocznie biała, nieopalona skóra, była dworskim wyznacznikiem urody u kobiet.






Niektóre przedstawienia owych kapłanek/dwórek bardzo przypominają wizerunki apsar - hinduistyczno-buddyjskich boskich służek. Apsary też były przedstawiane topless. W Muzeum Archeologicznym w Heraklionie możecie również obejrzeć figurki "wężowych bogiń". Taką nazwę nadał im Evans - specjalista od betonozy. Można odnieść wrażenie, że to nie tyle przedstawienia bogiń (brak oznak majestatu), tylko kapłanek. One też chodziły z gołymi biustami. Jednej z nich węże oplatają piersi.



Powyżej: wężowa kapłanka na muralu w Heraklionie. 


Postać kobiety z gołym biustem znaleziono również na jednej z pieczęci. Zwróćcie uwagę na dwa lwy. Sąpodobne jak na bramie w Mykenach.  To symbol bogini Reji. Pani tej wyspy, która urodziła Zeusa obok piramidalnej góry. 





Na freskach i rzeźbach z Knossos mamy też liczne przedstawienia byków. Na jednym z nich widać ceremonię przeskakiwania przez byka - opisywaną przez Platona w jego opowieści o... Atlantydzie. (Odległym echem tych ceremonii jest hiszpańska corrida.) Boski byk porwał również na Kretę fenicką księżniczkę Europę (powyżej upamiętniający to pomnik w Agios Nikolaos). Na Krecie żył też Minotaur - byczo-ludzka hybryda zamieszkująca podziemny kompleks-labirynt. (Pamiętacie jeszcze święte byki z Sakkary, których celowo przemieszane kości pochowano w gigantycznych sarkofagach? Pisałem o tym w serii Kemet). Przypominam, że motyw byka - konstelacji byka - przewija się przez mitologie wielu ówczesnych cywilizacji. Odciętą nogą Byka jest gwiazdozbiór Plejad wiązany przez niektóre starożytne cywilizacje z bogami. (Pisałem o tym w tym odcinku serii Kemet.) 


Z Kretą wiąże się również mit o Talosie.  Talos był wielkim robotem, który okrążał Kretę i niszczył wrogie okręty - paląc je ogniem i obrzucając wielkimi kamieniami. Napędzała go "krew bogów", która płynęła jedną żyłą od jego stopy do głowy. Po uszkodzeniu tego przewodu, szczątki Talosa zostały złożone w Górach Białych w zachodniej Krecie. Talos był jednym z tworów boga Hefajstosa. Według "Iliady", Hefajstos tworzył również innego rodzaju inteligentne maszyny - autonomicznie poruszające się trójnogi do siedzenia. Robotyką parał się również Dedal - ten z mitu o Ikarze. Stworzył dwa humanoidalne, kobiece roboty, które nazwał: Afrodyta i Ariadne. Dedal miał żyć na Krecie w czasach Minosa i zbudować labirynt dla Minotaura. 





Możemy uznać, że starożytni Grecy mieli bujną wyobraźnię. Ja raczej powiedziałbym, że to my jesteśmy ignorantami. Jeśli będziecie odwiedzać Heraklion, koniecznie udajcie się do Muzeum Starożytnych Greckich Technologii. Są tam odtworzone niesamowite greckie wynalazki. W tym kobiecy robot nalewający wino. Tak, starożytni Grecy mieli roboty - zwykle wykorzystujące mechanizmy hydrauliczne. Ich jakość wychwalał m.in. Arystoteles. Mieli też tokarki i taśmociągi. Eksperymentowali też z napędem parowym i odrzutowym. To dopiero rzymskie panowanie doprowadziło do technologicznego regresu. No, ale o tym się rzadko mówi, bo Rzym to przecież jeden z filarów naszej syfilizacji, który dał nam "przewspaniałe" prawo (tak jakby swoich praw nie mieli wcześniej Grecy czy Celtowie...). No cóż, Rzym dał nam ideowe podstawy do supremacji "nadzwyczajnej" prawniczej kasty, a Grecja technologie oraz idee, które po raz kolejny wypłynęły na wierzch podczas renesansu, dając Zachodowi ogromny impuls rozwojowy.

Chehelmut zwracał uwagę w swoim ostatnim wpisie również na ciemne aspekty owych greckich idei - neoplatońskiej gnozy i ich wpływu na rosyjskie duposławie i samodzierżawie. Tak się akurat złożyło, że Kreta była też wielkim laboratorium tych idei. Miejscem udanej syntezy cywilizacyjnej w czasach panowania weneckiego. Jak pisałem: "Poza czasami starożytnymi, okresem największej prosperity w dziejach Krety były rządy weneckie z lat 1204-1669. Wenecjanie zostawili tu wiele pięknych budowli, takich jak Loggia w Heraklionie. Pomimo katolickiej dominacji (prawosławną herarchię przywrócili dopiero Turcy) był to też czas rozkwitu bizantyńskiej sztuki sakralnej. Tu narodził się talent El Greco. Rządy weneckie były kolonialne, ale mądre i tolerancyjne. Co ciekawe, Wenecjanie przyjmowali w szeregi szlachty też przedstawicieli bogatych żydowskich rodzin kupieckich. W herbie jednej z nich był napis po hebrajsku. Nie wymagano od nich nawet konwersji na katolicyzm!". 



Dodam, że w czasach okupacji tureckiej, na Krecie pojawili się derwisze - sufijscy bektaszi. Co ciekawe, posługiwali się starożytnym kreteńskim symbolem podwójnej siekiery, przerobionym na turecki buńczuk.

***

Gdy myślimy o Minotaurze, to oczywiście przychodzi nam na myśl "Globalny Minotaur" Janisa Warufakisa. A tak się akurat złożyło, że byłem na Krecie w okolicach greckich wyborów parlamentarnych. Jak pisałem: "wybrałem się na główny plac w Heraklionie porozmawiać z aktywistami i kandydatami różnych partii. U Syrizyy przedstawiłem się jako dziennikarz z Polski, który pisał kiedyś o greckim kryzysie. - Jakim greckim kryzysie?! . Poprawiłem się więc: o kryzysie strefy euro wywołanym przez Niemcy!. Uśmiechnęli się. Kandydatka Syrizy (dosyć ładna) stwierdziła: Już Cię lubimy. Gadałem też z ludźmi z Mera 25, czyli partii Janisa Warufakisa. Ucieszyli się, gdy im powiedziałem, że przeczytałem trzy książki ich lidera. - Liczymy na 4-5 proc. Będziemy w koalicji rządzącej. Spytałem się czy z Syrizą. Skrzywili się. :) Rozmawiałem też z jednym dziadziem z lewicowej partii EPAM. Spytał mnie się o stosunek Polski do wojny na Ukrainie. I był zszokowany, bo przedstawiłem mu spójną narrację rozpieprzającą jego poglądy. Spotkałem też przedstawicieli nacjonalistycznej partii Eleniki Luosi. Pożartowaliśmy sobie z komunistów, popsioczyliśmy na Niemcy. No ale niestety stwierdzili, że Grecja nie powinna uczestniczyć w sankcjach przeciwko Rosji. "Zełeński to faszysta, Ukraińcy to faszyści, a my nie lubimy faszystów". Prawicowa antifa..."

Jak wiemy, wybory wygrała centroprawicowa partia Nowa Demokracja, ale nie zdobyła wystarczającej większości, by samodzielnie utworzyć rząd. Powtórka z wyborów odbędzie się więc pod koniec czerwca.

***



Podczas mojej nieobecności doszło do spektakularnego rajdu Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego na obwód biełgorodzki. Nie będę wchodził w szczegóły, gdyż dobrze opisał go już Maciek na swoim blogu Zapiski Czynione po Drodze (w tym i w tym wpisie.) Rosja znów została ośmieszona. W pobliżu terenów zajętych przez rosyjskich antyputinowskich powstańców znajdował się przecież magazyn taktycznej broni jądrowej. Rosyjskie lotnictwo wojskowe desperacko bombardowało wioski znajdujące się w "Rosji właściwej". A gdyby tamtędy przeszła prawdziwa ukraińska kontrofensywa...

Nieco wcześniej, 13 maja (w dzień Matki Boskiej Fatimskiej) doszło do ciekawego zdarzenia nad obwodem briańskim. Zestrzelone zostały tam dwa rosyjskie samoloty (Su-34 i Su-35) i dwa śmigłowce (transportowy Mi-8 i Mi-8 walki elektronicznej). Według rosyjskich źródeł, Ukraińcy użyli do ich zestrzelenia amerykańskich wyrzutni Patriot.  Pojawiła się też teoria, że Ukraińcom udało się zhakować rosyjski system rozpoznawania celów swój-obcy. W takim scenariuszu, zestrzelenia dokonały rosyjskie systemy obrony przeciwlotniczej. 

24 maja doszło natomiast do udanego ataku morskimi dronami na rosyjski okręt wywiadowczy Iwan Churs na Morzu Czarnym. 

Rosja zaliczyła też spektakularną klęskę na Kaukazie. Armenia oficjalnie uznała, że Górski Karabach jest częścią Azerbejdżanu. To otwiera drogę do porozumienia pokojowego między oboma krajami. Repetowicz on a life support... :)


sobota, 13 maja 2023

Rakieta widmo

 


Moi informatorzy podzielili się ze mną anegdotką dotyczącą generała Piotrowskiego, Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DORSZ). W szczycie operacji "Śluza", czyli białorusko-rosyjskiej hybrydowej inwazji migracyjnej na polską granicę, kazał odwołać ze służby na granicy wszystkich żołnierzy niezaszczepionych na Covid-19. (To był akurat moment, gdy pandemia zmierzała do końca a łagodny wariant omikron pokazywał, że niezależnie od tego, czy jesteśmy zaszczepieni czy nie i tak covida złapiemy.) W efekcie tego zarządzenia, stany osobowe w wojskach broniących granicy spadły mniej więcej o połowę. Wkurzeni ludzi szli na L4. Zarządzenie Piotrowskiego zakrawało na sabotaż.

Teraz mamy dziwaczną sprawę związaną z rakietą Ch-55 znalezioną pod Bydgoszczą. (Tutaj macie szczegółowe wyjaśnienie, czy można było ją zestrzelić.) Czy DORSZ rzeczywiście nie powiadomił ministra obrony o tym incydencie? Dokumenty wskazują, wyraźnie, że 16 grudnia 2022 r. Dowództwo Operacyjne "nie odnotowało naruszenia/przekroczenia przestrzeni powietrznej RP". 


Czy więc rzeczywiście DORSZ zaniedbał swoje obowiązki czy też może rzeczywiście tamtego dnia nie doszło do żadnego naruszenia naszej przestrzeni powietrznej, a rakieta Ch-55 została np. w późniejszym terminie wystrzelona z poligonu pod Bydgoszczą, w ramach badań sprzętu przekazanego nam przez Ukraińców? W przytoczonym powyżej dokumencie jest wzmianka o tym, że Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych zostało zdawkowo poinformowane o niezidentyfikowanym obiekcie latającym w sprawozdaniu z 17 grudnia 2022 r. (w dokumencie jest literówka "2023"), ale drugiego scenariusza nie da się całkiem wykluczyć. Możliwe, że obecnie jest wykorzystywana okazja do pozbycia się Piotrowskiego - który musiał podpaść również wieloma innymi sprawami.

Sam Piotrowski wystawia sobie kiepskie świadectwo publikując płaczliwe oświadczenie, w którym nawołuje "do rozsądku" - czyli błaga, by go nie zwalniać z roboty. Koleś wyraźnie przy tym zapomina, że mamy cywilną kontrolę nad armią. Przypomina mi on trochę porucznika Sobela z "Kompanii Braci"...

***

Pod Bachmutem
i w kilku innych miejscach frontu Rusaki wystraszyły się ukraińskiej ofensywy. To jednak na razie nie ofensywa. To są lokalne uderzenia, prowadzone dosyć ograniczonymi siłami, mające na celu rozchwianie rosyjskiej obrony. I wygląda na to, że siły rosyjskie są zbyt przerzedzone, by zapewnić skuteczną obronę przed prawdziwą ofensywą.

Jeśli oglądaliście 9 maja transmisję gejparady z Moskwy, to na pewno zwróciliście uwagę, że jedynym czołgiem, który się na niej pojawił był zabytkowy T-34. Nie było też lotniczej części parady, a defilowali głównie kadeci ze szkół wojskowych. 

Ponoć uroczystości zostały ograniczone do minimum, ze względu na stan zdrowia Putina.

Wszyscy jednak zwracali uwagę na zachowanie Baćkoszenki. Nie był w stanie przemawiać, miał problemy z przejściem kilkuset metrów, miał bandaż na ręce. (Tutaj zabawna scenka z Baćkoszenką i Paszynianem.) Gdyby Łukaszenka poczuł się gorzej, proces aneksji Białorusi przyspieszy, ale proces ten może też wymknąć się Moskalom z rąk. Pojawi się kolejna fala protestów i pacyfikacji, a być może Pułk Kalinowskiego wkroczy na Białoruś.

***

Przy okazji 9 maja różne karaluchy powychodziły sobie pospacerować. Na cmentarzu żołnierzy sowieckich w Warszawie pojawili się różni agresywni onucowcy. był i towarzysz Panasiuk z Konfederacji (ustylizowany trochę na "Blues Brothers")twierdzący, że nasi oficerowie zabici w Katyniu "uciekli z Polski" i zginęli, bo "źle wypełnili ankiety".  Wcześniej był ponoć w Warszawie jakiś mini-marsz różnych onucowców , na którym padały hasła w stylu "Śmierć Ukropom!" czy... "Jedne Chiny". Z tym ostatnim hasłem w pełni się zgadzam. Jedne Chiny - z konstytucyjną stolicą w Nankinie i komunistyczną wierchuszką w obozach pracy. 

Możemy machnąć ręką, że tego typu środowiska stanowią totalny margines. No ale, KPP była też przed wojną marginalną partyjką liczącą kilka tysięcy członków. 

***

Za tydzień wpisu nie będzie, gdyż wybieram się w kolejną podróż śladem cywilizacji śródziemnomorskiej. Tym razem Talos, Minotaur i starożytna wyspa, na której lasencje chodziły w starożytności topless. 


sobota, 6 maja 2023

Kreml (niemal) płonie

 


Ilustracja muzyczna: Junk - The Boys OST

No to teraz wiecie, dlaczego tydzień temu nie było wpisu. Byłem zajęty...

Atak dwóch dronów na Kreml to epizod pod wieloma względami zadziwiający. Nie tylko dlatego, że Ukraina się od niego odcięła i wielu ludzi podejrzewa "operację pod fałszywą flagą". Jojczenia przedstawicieli Kremla o tym, że był to zamach na karzełka Putina brzmią przy tym żałośnie. Wszyscy się bowiem domyślają, że Putina wówczas nie było na Kremlu - spał sobie spokojnie w bunkrze. Wszystko wskazuje na to, że drony - zapewne cywilnego typu - miały wykonać atak jedynie symboliczny. Miała spłonąć rosyjska flaga na kopule siedziby Senatu. Sama kopuła przez pewien czas się paliła, ale straty były niewielkie. (Tych dwóch kolesi wspinających się na kopułę tuż przed eksplozją drugiego drona, to zapewne strażacy lub funkcjonariusze Federalnej Służby Ochrony wysłani tam, by ocenić zniszczenia po pierwszym ataku.)



Oczywiście chyba wszyscy czytaliśmy jakie to Kreml posiada bajeczne zabezpieczenia przeciwlotnicze - chroniące siedzibę najwyższych władz przed pełnym spektrum zagrożeń: od rakiet po małe drony. Oczywiście tej obronie przeciwlotniczej zdarzały się wpadki. W 1987 r. niemiecki pilot Mathias Rust przeleciał Cessną z Helsinek do Moskwy i wylądował tuż obok placu Czerwonego. Chyba jednak, przez ostatnie 35 lat wzmocniono obronę przeciwlotniczą Kremla...

Wydaje mi się więc, że cała sprawa była akcją jednej z frakcji w rosyjskich władzach wymierzoną w Putina. Utwierdza mnie w tym wpis Generała SWR, czyli nieoficjalnego rzecznika GRU. Stwierdził on, że cały atak odbył się za zgodą Putina, a namówił go do niego Patruszew. Akcja miała stworzyć mit Putina jako superherosa, który przeżył wrogi zamach. Uzasadniałaby też specjalne zarządzenia wewnętrzne (stan wyjątkowy?) i pozwoliłaby łatwo wytłumaczyć odwołanie bądź znaczne ograniczenie tradycyjnej gejparady na Placu Czerwonym 9 maja.  Problem jednak w tym, że Ruscy bardzo słabo to wykorzystali propagandowo. Ich jojczenie o tym, że "Ukraina dopuszcza się terroryzmu" ustawia ich w roli straszliwych cieniasów. Filmy z ataku na Kreml wstydzili się publikować nawet takie zawodowe gównojady jak słowacki Cygan Martin Demirov (kumpel działacza Konfy, towarzysza Panasiuka ). Wielkoruscy frustraci w stylu Girkina widzą w tej akcji symbol słabości reżimu Putina. Przypominają, że Moskwa została zbombardowana po raz pierwszy od 1942 r. 


Nie zdziwiłbym się więc, gdyby Putin został podpuszczony do zaakceptowania tego lipnego ataku. Wmówiono mu, że to podwyższy jego popularność. Ten, kto go do tego podpuścił, osiągnął swój cel, uderzając w wizerunek silnego przywódcy

To jednak nie oznacza, że autentycznego ukraińskiego ataku dronowego na Moskwę nie będzie. Ukraińcy dobrze sobie radzą w tym rodzaju wojny, o czym świadczy choćby niedawny atak na składy paliwowe w Tamaniu czy zniszczenie samolotu transportowego An-124 Rusłan na lotnisku w Sieszczy.

***

Okazało się, że zatrzymany w zeszłym roku w Polsce hiszpański "dziennikarz" Pablo Gonzales to szpieg GRU mający za zadanie szpiegować rodzinę Nawalnego. Na jego laptopie znaleziono m.in. wykradzioną korespondencję tego "opozycjonisty". Christo Grozev z grupy Bellingcat napisał: "Jest szczególnie niesmacznym to, że zakamuflowali swojego szpiega jako "dziennikarza", wkręcając szanowane organizacje międzynarodowe do obrony swojej żałosnej kupy gówna i zagrażając życiu prawdziwych dziennikarzy". No to przypomnijmy, że Gonzalesa przed zarzutami szpiegostwa broniła u nas "Wyborcza".


"Aresztowanie rzekomego szpiega". Pisał to na łamach "Gazowni" niejaki Piotr Niemczyk, w latach 90-tych wielka szycha w UOP. Niemczyk tym tekstem mocno się ośmieszył. Jak czytamy: 


"Pierwszy atak na polskie służby Niemczyk próbuje nieudolnie wyprowadzić odwołując się… do przekazu lokalnych mediów. To one poinformowały, że przy zatrzymanym znaleziono karty płatnicze na różne nazwiska. "To bardzo obciążające dowody. Tylko że żaden wyszkolony rosyjski kret, ukryty pod dziennikarską legendą, nie pozwoliłby sobie na noszenie dwóch paszportów i kart kredytowych z państwa, na którego rzecz szpieguje. Żadne procedury operacyjne na świecie na to nie pozwalają” – pisał w marcu 2022 roku w „GW”. Czyżby Niemczyk sugerował, że nasze służby są tak niedouczone, że tego nie wiedzą? Dlaczego w ogóle Niemczyk zakłada, że fakt posiadania dwóch paszportów na dwa różne nazwiska był powodem zatrzymania? Nie napisał. O domu Pabla G. też Niemczyk wspomina. „W czasie gdy G. (w tekście jest pełne nazwisko - red.) był przesłuchiwany przez SBU, jego rodzinę i przyjaciół w Hiszpanii odwiedzili funkcjonariusze hiszpańskiego CNI (Narodowego Centrum Wywiadu). Do partnerki dziennikarza, z którą ma troje dzieci, przyjechało aż ośmiu mężczyzn. Przepytywano także matkę dziennikarza i jednego z jego przyjaciół w Barcelonie. Ostatnio, już po zatrzymaniu Gonzáleza, hiszpańska minister obrony przyznała, że te działania były prowadzone na wniosek polskich władz”. Widać polskie służby zaszczuwają ludzi nie tylko w Polsce, ale też w Hiszpanii.

Niemczyk w tekście przedstawia Pabla G. jakby był jakimś znanym dziennikarzem, który m.in. „dziwił się fenomenowi Radia Maryja, [...] a jego praca doktorska dotyczyła prześladowań ruchu LGBT w Gruzji”, a na którego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu uparły się polskie służby. Niemczyk na końcu tekstu, w którym nieudolnie stara się kpić z polskich służb, zostawił sobie jednak małą furtkę bezpieczeństwa i napisał: „Być może to groźny szpieg, którego historia zasługuje na powieść Johna le Carré lub Vincenta Severskiego. Dziwne tylko, że skoro był już w rękach ukraińskiego kontrwywiadu i pod obserwacją wywiadu hiszpańskiego, żadna z tych służb go nie aresztowała. Obie pozwoliły na to, żeby jeździł po Europie i kontynuował swoje szpiegowskie knowania właśnie w Polsce”."

(koniec cytatu)


Niemczyk to ten koleś wyżej - wyglądający jak bezdomny rastaman oferujący wam zrobienie laski w zamian za blanta. Czytając jego publicystykę możemy łatwo dostrzec, że koleś gówno się zna na wywiadzie, a mimo to pełnił w służbach w latach 90-tych wysokie stanowisko. To wyjaśnia dlaczego polskojęzyczne służby specjalne działały w tamtych czasach tak chujowo i dawały się rozgrywać wszystkim.

Za chwilę odezwie wataha libkowskich trolli: "Ale operacja Samum!". (Podobnego argumentu użył kiedyś redaktor Kebabowicz w sporze ze mną o dawnych esbekach w służbach III RP.) Argument o operacji "Samum" (czy właściwie "Przyjazny Saddam") jest jednak już totalnie zgrany. Sięganie po niego przez kolesi z dawnego Departamentu I przypomina scenę z filmu "Zoolander", w której Mugatu krzyczał: "Ja wymyśliłem krawat w klawiaturę! A wy co osiągnęliście! Nic! Absolutnie nic!". Ta zmitologizowana operacja "Samum" to właśnie taki krawat w klawiaturę...

Tymczasem w "Wyborczej" ktoś pośmiertnie strollował Pawła Smoleńskiego. Przypomniał bowiem jeden z jego najbardziej kuriozalnych wywiadów - z prof. Romanem Kuźniarem - pt. "Zbroimy się, jakby to Polska miała najechać Rosję". Aż mi się przypomniało jak Romcio Kuźniar miał obsesję na punkcie tarczy antyrakietowej. Wymyśliłem w tamtych czasach reklamę kondomów - "Romanie załóż tarczę antyrakietową!" :)

***

Tymczasem w USA też się dzieją ciekawe rzeczy. Do "WSJ" poszedł przeciek z kalendarzem Jeffreya Epsteina. Zapisane w nim były spotkania z Williamem Burnsem, obecnym dyrektorem CIA. Oprócz niego spotkania m.in. z Larrym Summersem, Leon Blackiem, Billem Gatsem, Thomasem Pritzkerem, Ehudem Barakiem (który jest nie tylko byłym premierem Izraela, ale też byłym szefem izraelskiego wywiadu wojskowego), a także Noamem Chomskym. Do tego okazało się, że Epstein był informatorem FBI od ugody z 2008 r.  No prywatna wyspa Epsteina została wykupiona przez miliardera Stephena Deckoffa, który chce wybudować tam kompleks hotelowy.

***


W Bostonie odbył się niedawno konwent SatanCon, który został mocno oprotestowany przez chrześcijańskich nacjonalistów. 


To impreza zorganizowana przez The Satanic Temple, która jest mocno "woke", czyli lewacka. Odprawia m.in. gejowskie "różowe msze" czy promuje przyjmowanie... muzułmańskich uchodźców. Kościół Szatana założony przez La Veya jest natomiast organizacją, która chwali się tym, że łączy pełne spektrum polityczne od libertarian po faszystów i komunistów. W praktyce jest jednak organizacją mocno... libertariańską. W USA też jest sporo mniejszych organizacji satanistycznych zrzeszających piwnicznych libertarian. Symbol Maryi dępczącej węża nabiera w tym kontekście nowego znaczenia :)



Oczywiście każdy badacz zjawisk paranormalnych może powiedzieć tym piwnicznym libertariańskim satanistom i satanistycznym sojowym cuckom, że próby kontaktu z demonami to głupia i niebezpieczna zabawa. By z niej wyjść bez szwanku trzeba być kimś w rodzaju o. Amortha czy jakiegoś starego tybetańskiego lamy, który demona zmusi do służby. Piwniczniak bawiący się w pakty z demonami przypomina kolesia, który poszedł na gejparadę z narysowaną na gołym tyłku strzałką i napisem "tu wsadzać". No, ale może sojowym cuckom taki układ odpowiada. Ozjasz Goldberg powiedziałby: "Volenti non fit iniura, więc wsadzę ci w dupę siura!".