sobota, 17 lipca 2021

Maltańskie obserwacje

 Wczoraj wróciłem z Malty, gdzie spędziłem tydzień. Jak zapewne wiecie, ta wyspa jest hojnie obdarzona zabytkami przeszłości - od czasów Starożytnych Kosmitów po drugą wojnę światową. Były tam Ludy Morza, Fenicjanie (zaliczani przez niektórych do Ludów Morza), Grecy, Rzymianie, św. Paweł, Bizantyńczycy, Arabowie, Normanowie, Hohenstaufowie, Joanici, Francuzi, Brytyjczycy... Język maltański jest jedynym językiem semickim zapisywanym alfabetem łacińskim - stanowi dziwny miks starożytno-arabsko-włosko-brytyjski zawierający swojską literkę "ż". 

Na lotnisku Malta Luqa nie miałem oczywiście żadnego problemu przy kontroli sanitarnej. Dałem im wypełniony formularz i okazałem paszport covidowy (koleś zeskanował tylko kod QR komórką). Na Okęciu tylko rzucono okiem na ten dokument. Samoloty w obie strony niemal pełne. Dystans społeczny fikcją, choć na Malcie bardzo pilnują, by w sklepach i muzeach nosić maseczki. Oczywiście w restauracji siedzisz sobie swobodnie bez nich...

Choć wyspa ma tylko około 30 km "szerokości", to wydaje się być ogromną. A to dzięki tamtejszemu systemowi komunikacji publicznej. Z Msidy do terminalu promowego na Gozo jechałem autobusem przez ponad godzinę - a wcześniej czekałem 40 minut, bo jeden z autobusów po prostu się nie pojawił. Dobrą opcją są turystyczne "sightseeing buses" - tańsza opcja niż taksówki, a pozwalająca łatwo dotrzeć w kilka turystycznych miejsc jednego dnia. 



Tyle rad praktycznych. Wybaczcie, że dzisiaj odpierdzielę Senbonzakurę (ci co oglądali "Gintamę", wiedzą o co chodzi :) i przytoczę wpisy, które robiłem "na gorąco" oraz opatrzę je komentarzami i zdjęciami. 






"Przeszedłem się po Valettcie. Pierwsze wrażenie przy wejściu: ale to był kawał twierdzy! Wiele ładnych kamieniczek i kościołów. Ale aktywiści miejscy dostaliby kurwicy -bo to nawet nie betonowa, to kamienioza! Zieleni tutaj jak na lekarstwo. Po ulicach snuje się dużo lasencji z całej Europy - wszystkie w letnich kieckach. Oraz - niezależnie od nich - dużo Afroziomali. A do tego "klerykalizm" - znak drogowy mówiący, że miejsca parkingowe są dla sióstr augustianek, a inni zostaną odholowani."




"Na pomniku oblężenia Malty - upamiętnienie Daphne Carruany Galizzi, dziennikarki śledczej wysadzonej w powietrze przez miejscowe głębokie państwo"






"Dzisiaj szlakiem historycznym - zacząłem od Katedry św. Jana, wielkiego pomnika chwały Zakonu Maltańskiego. Może z zewnątrz jest ona niepozorna, ale jej wnętrze jest barokową perełką - a raczej perłowym naszyjnikiem. W katedrze każda kaplica podlegała innej nacji - Włochom, Francuzom, Hiszpanom, Niemcom - i każda z nich chciała pokazać, że stać ją na większy przepych. Tutaj widać jak Malta była bogata w czasach rządów zakonu. W pobliżu można też zajrzeć do małej, ale klimatycznej zbrojowni Pałacu Wielkiego Mistrza i do kościoła św. Pawła Rozbitka. Żelaznym punktem programu powinno być też na odwiedzenie Ogrodów Barraka, z których roztacza się piękny widok na port. O 12 można obejrzeć wystrzał z jednego z dział Baterii Salutacyjnej. Rekonstruktor przebrany w brytyjski mundur z końcówki XIX w. naprawdę się stara i wczuwa w rolę. Dobre wrażenie zrobiło na mnie też Muzeum Wojny w Forcie Św. Elma - miejscu wielkiej bitwy z Turkami w 1565 r. Muzeum opowiada nie tyle o samych wojnach, co o historii Malty. A można tam zobaczyć m.in. Glouster Meteora. Byłem również w podziemnej kwaterze dowodzenia Lascaris, gdzie odtworzono pokoje, w których kierowano się obroną Malty w czasie niemiecko-włoskiego blitzu, i gdzie dowodzono operacją Husky. Robi wrażenie szum wiekowych wentylatorów. Przydałoby się jednak umieścić manekiny ubrane w mundury lasencji, które przesuwały tutaj okręty i eskadry lotnicze na mapach..."

"Malta stała się brytyjska na blisko 150 lat dzięki Francuzom. Napoleon zajmując wyspę w 1798 r. zarządził na niej przyspieszoną modernizację - zniósł inkwizycję, niewolnictwo (!) i wprowadził świecką edukację. Ale przy okazji uderzył w lokalną gospodarkę opartą w dużym stopniu na kościelnych patronatach. Maltańscy powstańcy wezwali więc na pomoc Brytyjczyków. A ci nie wypuścili już zdobyczy z rąk. Traktowali ją jako strategiczną bazę morską, ale też jako rodzaj sielskiej, wakacyjnej wyspy. Brytyjski kolonializm był więc tutaj lekki, a synekury na Malcie były wymarzonymi posadami. Malta odzyskała niepodległość w 1964 r. Dziesięć lat później została republiką a socjalistyczny premier Don Mintof doprowadził w 1979 r. do usunięcia baz brytyjskich. Maltańczycy przyjmowali to z mieszanymi uczuciami. Brytyjscy żołnierze stanowili przecież spore źródło pieniędzy dla gospodarki. Teraz na Malcie widać czasem angielskie flagi - przed niedzielnym meczem. Ale Włochy też mają tu swoich fanów. Istne kondominium włosko-brytyjskie pod watykańskim zarządem powierniczym".









"Dzisiaj było w klimatach "Starożytnych kosmitów", gdyż zwiedzałem megalityczne świątynie w Hagar Qim i Mnajdrze. W ścianie pierwszej z nich 20 tonowy blok i naiwna tabliczka jak współczesna nauka wyobraża sobie, jak to parę tysięcy lat temu stawiali. Te świątynie robią trochę wrażenie niekompletnych lub źle złożonych. Nie widać precyzyjniego dopasowania bloków. Ale w tych blokach są dziwne otwory. Według amerykańskiego archeologa Franka Ventury niektóre z nich są wycelowane w Plejady. Po co jednak neolitycznej społeczności wiedza o położeniu Plejad na niebie? Przy wejściu do świątyni Mnajdra jest wkopany w ziemię kamień z otworem zakręcającym się pod kątem. Jakby szła tamtędy jakąś rura. W pobliżu jest Błękitna Grota. I skały w jednej z jaskiń sprawiają wrażenie obrobionych maszynowo. Więcej pytań niż odpowiedzi. A mała dziewczynka spytała przewodnika: dlaczego na Malcie jest tak dużo kotów ? Z Mnajdry widać charakterystyczną skalistą wysepkę. Znaleziono tam ślady osadnictwa sprzed tysięcy lat. Royal Navy przez dziesięciolecia wykorzystywała jednak tamto miejsce jako cel ćwiczebny."






Dodam, że w pobliskiej Błękitnej Grocie - można dostrzec ślady maszynowej obróbki skał. Kamienie tworzące tam ściany są po prostu kanciaste i jest coś nawet w stylu nabrzeża (pokrytego morskimi osadami gromadzącymi się przez tysiące lat, ale dającego się rozpoznać - na fotce robionej z łódki niestety ktoś mi wszedł w kadr ).


(Fotka z Hypogeum niestety nie moja - nie można tam bowiem robić zdjęć.)






"Starożytnych Kosmitów ciąg dalszy. Dzisiaj odwiedziłem Hypogeum, czyli megalityczną świątynię trochę wyglądającą jak schron przeciwatomowy. Współczesna nauka nie wie, kto to zrobił a datowanie budowli na 3600 lat przed Chrystusem jest dalece niepewne, ale archeologowie są pewni, że budowla miała służyć jako cmentarz a trzy poziomy pomieszczeń wyżłobiono w skale za pomocą kamyków i rogów jelenia. Mogło to zająć kilkaset lat. Nie wiadomo po co robiono tam dziwne okienka w skałach, ale twórcy mieli mistrzowską wiedzę na temat akustyki. W Komnacie Wyroczni jest bowiem nisza, dająca efekt wibrującego buczenia, gdy ktoś mówi do niej bardzo niskim głosem. Trzeci, najniższy poziom jest zamknięty dla zwiedzających a niższych poziomów oficjalnie nie ma. Jeden z pierwszych archeologów, który to badał szacował, że na miejscu może być 7 tys. szkieletów - to szacunki mocno przesadzone, ale kości rozpadały się przy najmniejszym dotknięciu. W filmiku będącym wprowadzeniem do zwiedzania stwierdzono, że Fenicjanie zastali na Malcie pustkę osadniczą i megalityczne ruiny. Hypogeum było zagrzebane aż do XIX w. a jako pierwszy badał je jezuita. W czasie drugiej wojny światowej było schronem przeciwbombowym oraz... oborą. Kimkolwiek byli starożytni - znali się na budownictwie lepiej niż my."







"Podróż na wyspę Gozo (ponad godzina drogi autobusem do terminalu promowego, a potem przyjemne 20 minut przeprawy promowej) i jej ostre zwiedzanie w upale, na granicy porażenia słonecznego. Ale mimo wszystko było warto. Oprócz paru malowniczych zakątków takich jak cytadela w Victorii/Rabacie zwiedziłem świątynie Gigantja. Oficjalna nauka twierdzi, że tamtejsze budowle megalityczne są najstarszymi budowlami na Ziemi - a datuje je po analizie śmieci zostawionych przez cywilizację neolityczną mogącą zasiedlić to miejsce po bardziej zaawansowanych poprzednikach - legendarnych Gigantach. Największe bloki w tej świątyni mają po 50 ton. Wiele kamiennych bloków ma tajemnicze dziury - archeologowie nie mają pojęcia, czemu one służyły. Przyznają jednak że precyzyjne wcięcie w jednym z bloków nosi ślady użycia narzędzi żelaznych - którymi ponoć nie dysponowali budowniczowie megalitów. Ogólnie jestem jednak pozytywnie zaskoczony Gigantją. W miejscowym muzeum fajnie pokazano obecny stan wiedzy na temat tego miejsca. Polecam sklep z pamiątkami przy wyjściu prowadzony przez miłą starszą panią. Poleciła mi odpowiedni alkohol i miała zajebisty t-shirt!"



"W muzeum w Gigantji pokazano fragment pokazu mody - biżuterii neolitycznej. Brunetka ma bardzo maltańskie rysy twarzy. Dziwnie zbierane z odtworzoną twarzą kobiety sprzed kilku tysięcy lat , której czaszkę znaleziono na pobliskich wykopaliskach . Ps. rybacy na Gozo malują do dzisiaj na swoich łodziach "oko Ozyrysa" wzorem Fenicjan i Kretenczyków. A ta modelka mogłaby odgrywać fenicką księżniczkę".






"Miejscem które turyści często pomijają podczas wizyty na Gozo jest narodowe sanktuarium maryjne Ta' Pinu. To miejsce zaczęło słynąć cudami po XIX-wiecznych objawieniach. Są tutaj dwie sale z wotami ludzi wdzięcznych za wyjście z chorób i ozdrowienie po wypadkach. Na ścianach wiszą więc kule, okulary, kołnierze ortopedyczne i maski poparzonych. Jest rysunek odwołujący się do historii z 1990 r. - samolot włoskich linii lotniczych wiozący Jana Pawła II miał kłopoty techniczne nad Morzem Śródziemnym. Wszystko jednak nagle wróciło do normy nad Maltą. JP2 powiedział, że to Nasza Pani z Ta' Pinu pomogła. Nie wiem co sądzić o cudach, ale w tym miejscu da się wyczuć niesamowitą energię. Każdy szamanista to przyzna. Bazylika jest położona na płaskowyżu z którego doskonale widać morze i tworzy trójkąt z dwoma wzgórzami - jednym nieco piramidalnym a drugim sprawiającym wrażenie zasiedlonego w starożytności (jeśli wiecie czym był bliskowschodni tell, to rozumiecie, co napisałem). Niestety infrastruktura dla pielgrzymów i turystów jest tam mizerna - tylko samochód z lodami i napojami. Tak jakby mieszkańcy Gozo chcieli zostawić tę perełkę dla siebie".

W sanktuarium Ta'Pinu zauważyłem też plakat z Robertem Schumanem i z tęczą, na której znalazły się krzyż, gwiazda Dawida i półksiężyc. Jakaś ponadkonfesyjna gejowska międzynarodówka?




Apropos religijności Maltańczyków: przy wejściach do domów mieszkalnych często widać małe rzeźby przedstawiające Jezusa, Matkę Boską i świętych. Przepisy antyaborcyjne są tam dużo ostrzejsze niż w Polsce. A mimo to parlament przeważającą większością głosów przyklepał małżeństwa gejowskie. A w sklepiku, w którym się zaopatrywałem w napoje, stoi taka figura Matki Boskiej:








"Mdina to perełka - miasto za murami twierdzy, z urokliwymi wąskimi uliczkami, gdzie po murach czasem pną się kwiaty. Generalnie warte odwiedzenia. Jeśli nazwa miasta kojarzy się wam z arabską Medyną, to macie dobre skojarzenia. Miasto było cytadelą położoną niemal na środku wyspy i widać z niego prawie całą Maltę. To miejsce było ostatnią linią obrony przed północnoafrykanskimi piratami najeżdżającymi Maltę przez kilkaset lat. 



W pobliskim mieście Mosta znajduje się kościół z ogromną kopułą. W 1942 przebiła się przez te kopułę niemiecka bomba, która na szczęście nie wybuchła. Ocalało kilkuset ludzi ukrywających się w kościele. Po wojnie niemiecki lotnik, który zrzucił tę bombę przepraszał miejscowych. Twierdził, że celował w lotnisko - oddalone o parę kilometrów dalej. Ogólnie Maltańczycy szczycą się tym, że przetrwali niemiecko-włoski blitz. Na ich fladze znajduje się Krzyż Św. Jerzego przyznany wyspie w czasie wojny. Jak widać te naloty były straszliwie nieprecyzyjne - a Niemcy nie mieli strategii, by zdobyć panowanie w powietrzu nad Maltą. Robilii wszystko ad hoc, bez planu. Zresztą niemieccy kretyni weszli w wojnę z niemal całym światem ze strategią "jakoś to będzie"."

Oczywiście kopuła z Mosty jest doskonale widoczna z powietrza. Podejrzewam więc, że Niemiec wcale nie celował w lotnisko, tylko wykorzystał ją jako punkt orientacyjny do uderzenia w tamtejszy węzeł drogowy. Baj de łej: najbardziej skuteczny niemiecki as lotniczy w walkach nad Maltą miał na nazwisko "Michalski".






"Dziś odwiedziłem Birgu, czyli miasto-twierdzę położone po drugiej stronie portu w Valettcie. Jest tam muzeum Malta at War. Z ekspozycji można się dowiedzieć, że przed wojną istniało tutaj silne stronnictwo prowłoskie a na początku wojny Brytyjczycy internowali za takie sympatie m.in. prezesa Sądu Najwyższego. Najciekawszym elementem wystawy jest jednak oryginalny schron wykuty w skale. Robi on lekko upiorne wrażenie, gdy zorientujemy się, że tłoczyło się w nim mrowie ludzi. Jest w nim m.in. sala porodowa - podczas wojny zapotrzebowanie na takie placówki było duże. W czasie wojennego boomu demograficznego populacja wyspy wzrosła z 250 tys. do 300 tys.obywateli. I to pomimo nędznego racjonowania żywności. Maltę ratowały konwoje. Szczególnie w pamięć zapadł Maltańczykom tzw. konwój Santa Marija, który dopłynął na wyspę 15 sierpnia 1942 r. Za cud zostało uznane dopłynięcie do portu mocno uszkodzonego tankowca USS Ohio, który po wyładowaniu paliwa złamał się na pół. Bez tego paliwa myśliwce broniące Malty nie wzbiłyby się w powietrze".




"Dziś zamiast "Starożytnych kosmitów" odgrywałem program "Było nie minęło". Odwiedziłem Muzeum Lotnictwa - prowadzone przez prywatną fundację. Jest tam m.in. Hurricaine, który spędził 60 lat w morzu i został przywrócony do stanu używalności. Jest Spitfire Mk. IX odnowiony że złomu. Jest trochę samolotów z czasów wojny sueskiej. - Robimy to, bo jesteśmy szaleni - powiedział mi Frederick Galea, autor książek o kampanii lotniczej nad Maltą i zarazem miły starszy pan, który sprzedaje bilety do muzeum. - Zeszły rok był dla nas katastrofalny przez koronę, a zbieramy pieniądze na nowy samolot. Więc przyjeżdżajcie do nas - mówił mi Galea."



"Mecz finałowy obejrzałem przed lokalną włoską knajpą, kulturalnie, na krzesełku i popijając piwo. Wystawione było kilka telewizorów z których lał się włoski komentarz. Dużo rozrywki dawało mi oglądanie emocjonalnych reakcji kibiców obu drużyn. Włosi i prowłoscy Maltańczycy nie zawiedli Na koniec jednak żal mi się zrobiło jednej dziewczyny kibicującej Anglii - była cała w nerwach i rozpaczy. (A zwracała na siebie uwagę - farbowana blondynka w szortach i białej koszulce pięknie podkreślającej obfity, podskakujący biust.) Co za emocje... Czułem też jak futbolowa rozrywka niweluje różnice między ludźmi. Przez pewien czas siedziało obok mnie trzech Serbów (jeden z nich pracował kiedyś w Polsce ichwalił piwo Perła, oraz co mniej zrozumiałe - Żywiec ) oraz Somalijczyk, który trzy lata temu przypłynął na Maltę na łodzi z Libii. "Al-Szabab to wielki problem. Zabijają mnóstwo ludzi (...). Mimo, że w Somalii mamy jedną wiarę, kulturę i język, to jakoś nie udaje nam się stworzyć rządu" - powiedział somalijski kibic, z którym Serbowie szybko się zaprzyjaźnili i radzili mu jechać do Niemiec. Jeszcze trochę a by nam się Afrykanczyk zeslawizował. Można by go było uznać prawie za Czarnogórca."

Malta warta jest więc zwiedzenia, a mam nadzieję, że dałem Wam trochę wskazówek, co tam zobaczyć.

A pod moją nieobecność: zabito prezydenta Haiti, na Kubie zaczęły się wielkie antykomunistyczne protesty (potępiane przez komuchów z BLM oraz przyjmowane z dystansem przez libków) a w RPA regularne zamieszki. W Polsce parę osób zmarło zaś z powodu bólu dupy po ogłoszeniu decyzji o zakupie Abramsów... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz