Ilustracja muzyczna: Metallica - The Memory Remains (od 3:31 - oficjalna piosenka wyborcza Joe Bidena :)
Na początek nieco arytmetyki wyborczej. Trump, mimo pandemii, kryzysu i trwającego od pięciu lat medialnego ostrzału, zdobył o 4 mln głosów więcej niż w 2016 r. Ten "rasista" zdobył więcej głosów mniejszości niż jakikolwiek republikański kandydat od 1960 r. Bardzo dobrze poradził sobie w elektoracie latynoskim - oczywiście głosowali na niego Kubańczycy z Florydy, ale też dużo Chicanos. Wygrał też z Bidenem wśród kobiet - ale tylko tych zamężnych. Wbrew medialnej maszynce, republikańscy nevertrumpersi stanowią niewielką cząstkę elektoratu. Wśród ewangelikalnych protestantów poparcie dla Trumpa spadło tylko z 81 proc. do 77 proc. Trump nadal też przyciąga biały robotniczy elektorat - tak mocno, że mówi się o tym, że Partią Republikańska stanie się partią ludzi pracy. Jeśli patrzymy na wyniki wyborów do Kongresu, to widać, że demokraci je przerżnęli. Zmniejszyli przewagę w Izbie Reprezentantów, nie przejęli kontroli nad Senatem. Mimo ogromnych pieniędzy rzuconych na kampanię, przegrali 6 kluczowych wyścigów senackich. Umiarkowani demokraci są przez to wściekli na Pelosi i ostrzegają ją, że przechył partii na lewo doprowadzi do tego, że w wyborach midterms w 2022 r. zostanie ona zmiażdżona.
No, ale jakimś cudem w tych warunkach Joe Biden zdobył więcej głosów niż Donald Trump. Zdobył ich więcej w tych samych stanach, w których demokraci przerżnęli wybory do Senatu. W niektórych hrabstwach dostał więcej głosów niż Obama w 2008 r. A mówimy cały czas o kolesiu, który startował w wyborach prezydenckich czterokrotnie a w ostatnich demokratycznych prawyborach wypadł tak sobie. Nie przyciągał tłumów na wiece a przez większą część kampanii siedział w piwnicy. Gdy z niej wychodził zaliczał wpadki - np. przedstawił swoją wnuczkę jak swojego zmarłego syna! Swoje przemówienie zwycięstwa wygłosił do tuzina pustych samochodów. Coś tutaj wyraźnie nie pasuje.
Ros Blagojevich, były demokratyczny gubernator Illinois, spytany czy demokraci dopuścili się fałszerstw, odparł: "A czy papież jest katolikiem?". Blagojevich wie, co mówi, bo siedział w środku tej machiny, aż po wyborach z 2008 r. jej podpadł. (Mandat senatorski zwolniony przez Obamę przekazał innej osobie, niż chciał Obama, więc FBI zarzuciła mu sprzedaż tego mandatu. Blagojevich trafił do więzienia i został ułaskawiony przez Trumpa.) O oszustwach wyborczych mówi otwarcie Newt Gingrich, były przewodniczący Izby Reprezentantów. Senator Lindsey Graham wzywa natomiast stanowe legislatywy do unieważniania wyborów i wskazuje m.in. Filadelfię jako miejsce dokonywania oszustw.
Fałszerstwa w amerykańskich wyborach zdarzały się już wcześniej. Stosował je np. Lyndon Johnson. Sam pisałem na tym blogu o republikańskiej strategii wyborczych manipulacji takich jak voter supression czy głosy tymczasowe. To były jednak techniki fałszerstw w "białych rękawiczkach". Tym razem demokraci poszli na rympał.
Flashback: Kto ukradnie wybory w Ameryce?
Jednym z poziomów fałszerstw, były manipulacje dokonywane drogą elektroniczną. Wiemy o nich dzięki czujności władz hrabstwa Antrim w Michigan. Tam software liczący głosy "omyłkowo" zaliczył Bidenowi 6000 głosów oddanych na Trumpa. To samo oprogramowanie było zastosowane w 47 hrabstwach stanu Michigan. Gdyby w każdym z nich w podobny sposób przemieścił 6000 głosów, Biden zyskałby 282 tys. głosów. To oprogramowanie było stosowane w 30 stanach - w tym wszystkich swing states. Wiemy, że doprowadziło ono do opóźnień liczenia głosów w Georgii. Jego producent, firma Dominion Voting Systems była wcześniej donatorem Fundacji Clintonów a w swoich maszynach wyborczych wykorzystuje części wyprodukowane w Chinach. Arizona została przedwcześnie przyznana Bidenowi, po tym jak błąd w oprogramowaniu firmy Edison Research pokazał, że przeliczono tam 98 proc. głosów, gdy naprawdę przeliczono ich 86 proc. W jednym z okręgów w Virginii, wybory do Izby Reprezentantów wygrała kandydatka demokratów będąca wcześniej funkcjonariuszką CIA. Jej zwycięstwo ogłoszono, po tym jak nagle znaleziono 14 tys. głosów... na pendrvie. Sidney Powell, była federalna prokurator i zarazem prawniczka gen. Flynna, twierdziła jeszcze przed wyborami, że zostaną one zhakowane przez programy Scorecard i Hammer stworzone przez CIA.
Oczywiście, przekonuje się nas, że Biden wygrał głosami seniorów. To prawda. Niektórzy z tych seniorów mieli po 120 lat lub więcej. Wszyscy oczywiście głosowali korespondencyjnie. Trump od miesięcy ostrzegał, że głosowanie korespondencyjne będzie wiązało się z ogromnymi oszustwami. Wyśmiewano go wówczas jako paranoika. Niewiele mógł jednak w tej sprawie zrobić, gdyż wybory w USA organizują władze poszczególnych stanów. A one np. nie usuwały z list wyborczych ludzi zmarłych na Covid-19. A nawet osób nie żyjących od ponad 20 lat. W Pennsylwanii w rejestrach wyborczych figurowało co najmniej 21 tys. osób zmarłych. W Detroit w 2019 r. zidentyfikowano na listach 2500 takich zombie - w tym jedną osobę urodzoną w 1823 r. Ciekawe, czy w tych wyborach głosowała na "młodego panicza Joe"? W Nevadzie jeden z wyborców wybrał się do komisji, by odkryć, że ktoś już za niego zagłosował korespondencyjnie. Przykładem anomalii może tyć też frekwencja: w Wisconsin sięgnęła aż 89 proc., gdy w 2016 r. wynosiła 67 proc. Zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ktoś za część z tych nowych wyborców zagłosował.
Już w dzień po wyborach wielu ludzi zwróciło uwagę na dziwne "zrzuty głosów" w Michigan i w Wisconsin. Nad ranem nagle przybywało po kilkadziesiąt tysięcy głosów na Bidena i zero na innych kandydatów. W Michigan jeden z takich zrzutów wytłumaczono "literówką" - urzędniczka pomyliła się o rząd wielkości i wpisała 138 tys. zamiast 13,8 tys. W Detroit do centrum liczenia głosów, jeden z takich "zrzutów" trafił o 3:30 nad ranem. Było to 38 tys. głosów. Stanowe prawo mówi, że głosy korespondencyjne mogą trafiać do liczenia najpóźniej do 20:00 w dniu wyborów. Są już dwie relacje z Detroit mówiące o tym, że nakazywano uczestnikom procesu liczenia głosów antydatować głosy korespondencyjne. Republikańskim obserwatorom nie pozwalano zbliżać się do liczonych głosów. Do blokowania pracy obserwatorów dochodziło też w Pensylwanii. A tymczasem kamery wyłapały jak urzędnicy sami wypełniają otrzymane głosy. Na granicy amerykańsko-kanadyjskiej złapano zaś pracownika poczty, który chciał wywieźć 800 głosów korespondencyjnych.
Na ile te oszustwa wpłynęły na wynik wyborczy? Czy Biden bez nich by wygrał?
Wszyscy skupiają się teraz na procesie przekazywania władzy w USA. On jednak będzie mocno zakłócony. W Georgii będzie ponowne przeliczenie głosów. Do sądu trafią pozwy dotyczące kolejnych stanów. Być może sprawa pójdzie aż do Sądu Najwyższego, jak w 2000 r. Do tego dojdzie kryterium uliczne. Rednecy tego tak nie zostawią. Nie wykluczałbym amerykańskiego Majdanu - z BLM i Antifą w roli "tituszek".
Powyżej: Rysunek, który przed wyborami wykonał i zamieścił na stronie Rense.com Dick Allgire, "remote viewer".
Załóżmy jednak, że przejęcie władzy przez Bidena dokona się w łagodniejszy sposób. Czego się spodziewać po nowej administracji? Szczęściem w nieszczęściu jest to, że republikanie nadal kontrolują Senat, co będzie ograniczało co głupsze inicjatywy demokratów. Jednakże można się spodziewać prób powrotu do Chimeryki. Prochińskie "dokonania" rodzinki Bidenów są znane. Tymczasem jednym z triumwirów rządzących USA będzie Mitch McConnell, republikański przywódca senackiej większości. A to polityk prochiński, powiązany rodzinnie i biznesowo z ChRL. Jego żoną jest Elaine Chao, córka propekińskiego magnata okrętowego, będąca sekretarzem pracy w administracji Busha Jra. Wszyscy, którzy łudzą się wizją świata wielobiegunowego, w którym Chiny będą przeciwwagą dla USA, powinni skończyć ze złudzeniami. Chiny stanowią serce totalitarnego globalizmu a pomiędzy nimi a Zachodem będzie dokonywać się konwergencja. Ten system się domyka. Zmierzamy w stronę świata "zerobiegunowego".
Doktor Targalski zwrócił uwagę, że Biden sięgnie po reset z Niemcami. Następczyni Merkel już to zaproponowała. W jej wizji Niemcy mają "odciążyć" USA w Europie. Czyli przejąć na siebie jej obronę (!) i dominację. Pytanie tylko na ile Niemcy są do tego zdolne? Odbudowa ich sił zbrojnych to zadanie na wiele lat. Do tego będą silne naciski agentury rosyjskiej, by skłócać Niemcy z USA. Paradoksalnie działania tej agentury są w naszym interesie. Rosja też się próbuje odnaleźć w nowych realiach - więc balony próbne mówiące, że Putin zrezygnuje w styczniu z powodu choroby Parkinsona. Ciekawe czy Rosja będzie prowadziła tak samo głupią politykę jak przy poprzednim resecie i nadal zrażała sobie państwa, z którymi mogłaby mieć bardzo dobre stosunki (Gruzja, Ukraina...)? Jako możliwy następca Putina wymieniany jest Szojgu - a to byłby ciekawy powrót do mongolskiej przeszłości Rosji.
Wielu ludziom u nas się nie podobało, że rząd ZP tak mocno nadskakiwał USA za rządów Trumpa. Wychodzi na to, że działał pod presją czasu, wiedząc, że pewne rzeczy trzeba załatwić jak najszybciej. Nie spodziewam się, by Amerykanie nagle przestali sprzedawać nam broń, gaz czy reaktory atomowe. Ale na wszelki wypadek powinniśmy zaprosić Huntera Bidena do Warszawy, przesłać mu okrągłą sumkę na konto i wynająć dla niego całe Cocomo. Joe powie wówczas, że Polska jest w sumie OK a Gierek to świetny przywódca.
***
W mediach społecznościowych dałem taki wpis, ;pokazujący "doświadczenie polityczne" Joe Bidena:
"Gdy Joe Biden w 1972 r. dostał się do Senatu i zaczął swoją karierę polityczną, Polską rządzili Edward Gierek i Piotr Jaroszewicz, gensekiem w ZSRR był Leonid Breżniew, w Chinach wciąż rządził Mao a Państwo Środka wyniszczone maoizmem z konieczności zaczynało taktyczny zwrot ku USA, trwała wojna wietnamska, standard złota zerwano ledwo rok wcześniej, w Chile rządził Allende, w Hiszpanii Franco, w Etiopii cesarz Hajle Selasje, Afganistan był jeszcze w miarę normalnym krajem - podobnie jak Iran, w Indiach rządziła Indira Gandhi a w Izraelu Golda Meir, papieżem był Paweł VI. Donald Trump dopiero od roku kierował rodzinną spółką deweloperską a Melania miała dopiero dwa lata i żyła sobie w Jugosławii rządzonej przez marszałka Tito. Barack Obama miał lat 11 i dopiero co wrócił z Indonezji na Hawaje. George W. Bush studiował, imprezował i pilotował samoloty w gwardii narodowej stanu Alabama. Dick Chenney pracował już jednak w Białym Domu. John McCain siedział w "Hanoi Hilton". Hillary i Bill znali się dopiero od roku i jeszcze studiowali - od czasu do czasu angażując się w pomoc przy kampaniach wyborczych. Jeffrey Epstein też jeszcze studiował. George H.W. Bush był ambasadorem przy ONZ, Ronald Reagan gubernatorem Kalifornii, Jimmy Carter gubernatorem Georgii, Gerald Ford przywódcą mniejszości w Izbie Reprezentantów. Afera Watergate dopiero się rozkręcała a prezydent Nixon cieszył się wciąż bardzo dużą popularnością. Władimir Putin był wtedy studentem i marzył o pracy w KGB, Xi Jinping dopiero starał się o przyjęcie do KPCh, Angela Merkel działała w komunistycznej młodzieżówce w NRD, Emmanuela Macrona jeszcze nie było na świecie a jego małżonka dopiero studiowała, bracia Kaczyńscy byli skromnymi doktorantami, Mateusz Morawiecki miał dopiero 4 lata a Andrzej Duda kilka miesięcy. Bronisław Komorowski zawalił pierwszy rok studiów, Aleksander Kwaśniewski chodził do liceum a Lech Wałęsa był bardzo zajęty donoszeniem na kolegów ze stoczni. Oscara za najlepszy film dostał "Ojciec chrzestny" a na świecie żyło 3,8 mld ludzi. Ciekawe jak będzie wyglądał świat na koniec ewentualnej drugiej kadencji Bidena w 2029 r.?"
Ten wpis zyskał followersów... w Czechach. Jeden z nich napisał: "Korporacyjny socjalizm doczekał się swojego Jakesza"
***
Na rozluźnienie atmosfery: Lasencja w bikini w amerykańską flagę to Andrea Catsimatidis, szefowa Partii Republikańskiej na Manhattanie. Córka miliardera, była żona syna prezydenta Nixona. Mocno protrumpowska, co widać nawet na jej instagramie. To kolejne potwierdzenie, że Greczynki to świetny materiał ludzki. A w czasach antycznych były blondynkami.
Amerykańska rewolucja jest glamour.
A trumpizm nadal żyje, tak jak długo żył peronizm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz