sobota, 14 grudnia 2019

Phobos: Wielka Czerń


Ilustracja muzyczna: I'm sending you away - Oblivion OST

12-letni Neil Armstrong zakradł się do ogródka sąsiadów - państwa Gorsky'ch - by odzyskać piłkę, która przeleciała przez płot. Skradając się koło okien ich domu usłyszał małżeńską kłótnię. Żona pana Gorsky'ego mówiła: "Seks oralny?! Będziesz miał seks oralny, gdy szczeniak Armstrongów będzie chodził po Księżycu!". 20 lipca 1969 r., gdy Armstrong stanął na Księżycu, powiedział: "Powodzenia Panie Gorsky!". Ci, którzy usłyszeli to oglądając transmisję zastanawiali się, czy "Pan Gorsky" to jakiś kosmonauta z sowieckiego programu księżycowego...



Księżycowy wyścig miał bez wątpienia charakter militarny. Chodziło w nim nie tylko o rakietową supremację. Armia USA opracowała Projekt Horizon przewidujący utworzenie bazy wojskowej na Księżycu. Uważano taki obiekt za strategiczną placówkę dającą dużą przewagę nad Sowietami. Marynarka Wojenna pracowała nad własnym projektem księżycowym - Projektem Nova, przewidującym zbudowanie jeszcze większej bazy i użycie serii rakiet większych od Saturna V. Wojskowi byli sfrustrowani, gdy administracja Kennedy'ego zdecydowała się na powierzenie wyścigu księżycowego cywilnej agencji NASA (założonej z inicjatywy senatora Lyndona B. Johnsona). Uważali, że sami umieściliby człowieka na Księżycu kilka lat wcześniej od niej. Obawiali się, że Sowieci wylądują tam pierwsi i uznają Księżyc za część terytorium ZSRR. Według płk Corso snuto wówczas scenariusze, w którym Chruszczow zawiera tajny sojusz z Obcymi, przewidujący casus belli w momencie amerykańskiego lądowania księżycowego. (Nie zapominajmy, że przez dłuższy czas to Sowieci przodowali w wyścigu kosmicznym. Pierwszym ziemskim obiektem, który wylądował na Księżycu była sowiecka sonda Łuna 9 z 1966 r.) Wbrew obawom wojskowych NASA nie była jednak agencją całkowicie cywilną. Wszyscy astronauci byli wojskowymi a Neil Armstrong wielokrotnie odznaczanym weteranem kampanii lotniczej nad Koreą.




Program Apollo, według oficjalnej wersji, okazał się olbrzymim sukcesem. Na Księżycu lądowało w latach 1969-1972 sześć misji: Apollo 11, Apollo 12, Apollo 14, Apollo 15, Apollo 16 i Apollo 17. (Misja Apollo 13 nie doleciała z powodu awarii technicznej, ale szczęśliwie wróciła na Ziemię.) Porobiono trochę zdjęć, przeprowadzono trochę eksperymentów, zebrano blisko 400 kg skał. I tyle. Nie zbudowano żadnej bazy księżycowej. Nie postawiono tam żadnych stałych czujników. Program Apollo nagle przerwano w końcówce rządów Richarda Nixona. Pięć gotowych lądowników przeznaczonych na kolejne misje oddano na złom! Amerykanie nigdy już nie wysłali załogowej misji na Księżyc. Sowieci też machnęli ręką na sprawę. Nagle przerwali swój program i nawet nie próbowali lądować na Księżycu.



 Za to w 1972 r. oba supermocarstwa zdecydowały się na bezprecedensową współpracę w Kosmosie - program Sojuz-Apollo. Tak jakby postanowiły połączyć siły przeciwko jakiemuś zagrożeniu zewnętrznemu! Co się stało?






Pułkownik Philip J. Corso w swoich znakomitych wspomnieniach stwierdził, że NASA zarzuciła program Apollo ze względu na poważne obawy dotyczące bezpieczeństwa misji. Agencja bała się przede wszystkim zagrożenia ze strony Obcych. Maurice Chatelein, francuski inżynier pracujący m.in. projekcie Apollo, były szef systemów komunikacyjnych NASA, ujawnił w swojej książce w 1979 r. , że wszystkie  misje kosmiczne z projektów Apollo i Gemini były obserwowane przez UFO, które traktowano jako potencjalne zagrożenie. Często niezidentyfikowane obiekty określano słowem kodowym "Święty Mikołaj". Wymyślił je Walter Schirra z załogi Mercury 8, weteran wojny na Pacyfiku i Korei. Tak więc, gdy w grudniu 1968 r. Apollo 8  wleciał na orbitę Księżyca, James Lovell nagle zameldował do centrum kontroli lotów (a słyszeli to wszyscy): "Bądźcie proszę świadomi tego, że jest tu Święty Mikołaj". Lovell i Frank Borman donosili o obserwacji niezidentyfikowanego obiektu (który nazwali "bogey") podczas misji Gemini 7 w 1965 r. Ed White, astronauta misji Gemini 4, pierwszy Amerykanin, który spacerował w Kosmosie, i jego kolega z załogi James McDivitt, donosili o metalicznym UFO i zrobili mu zdjęcia.




Astronauta Edgar Mitchell z misji Apollo 14 stwierdził po latach: "Po podróżowaniu w Kosmosie, jestem całkowicie pewni, że Obcy nas obserwują. Nie wiem, ilu ich jest, gdzie są i jak to robią, ale nas obserwują. Widzimy te statki cały czas". Astronauta Scott Carpenter, z misji Mercury 7: "Nigdy nie zdarzyło się, aby astronauci byli w przestrzeni kosmicznej sami. Naszym statkom zawsze towarzyszyło UFO." Pułkownik Gordon Cooper, astronauta z misji Gemini 5, powiedział natomiast w 1985 r. na forum Zgromadzenia Ogólnego NZ: "Jestem przekonany, że Ziemia jest odwiedzana przez załogowe statki kosmiczne z innych planet, zaawansowanych technologicznie bardziej niż my". Opisał swoją obserwację dwóch UFO, którą dokonał w 1951 r. jako pilot oblatywacz. (No ale, oczywiście ktoś zaraz napisze komentarz, że to tylko "dziadkowie z demencją"...)








Według Chatelaina, lądowanie na Księżycu było obserwowane przez obce statki. W trakcie lądowania doszło do tajemniczej dwuminutowej przerwy w komunikacji. Wówczas Armstrong rzekomo powiadomił o obecności statków ustawiających się na przeciwległej krawędzi krateru. Zapisu tej rzekomej transmisji niestety nie ma. Ludzkość oglądała transmisję z lądowania na Księżycu na żywo - niewiele w sumie tam zobaczyła. Czarno-biały niewyraźny obraz. Zdjęcia są uznawane przez konspirologów za element mistyfikacji i stały się podbudową do teorii, że całe lądowanie na Księżycu sfingowano. A jeśli rzeczywiście wylądowaliśmy na Księżycu, tylko część zdjęć inscenizowano lub retuszowano, by schować pewne rzeczy, których nie powinniśmy zobaczyć? Nawet na tych, które ujawniono można znaleźć anomalie sugerujące obecność w pobliżu obcych statków. Donna Harre, była pracownica NASA, twierdzi, że obecnie tego typu anomalie na zdjęciach z Księżyca są rutynowo wymazywane ze zdjęć.



Jak pewnie pamiętacie, po nagłym zakończeniu programu Apollo, Amerykanie i Sowieci rozpoczęli program współpracy w Kosmosie, w ramach wspólnego orbitalnego laboratorium. Wskazuje się zwykle, że miał być to przejaw "detente" w relacjach dwóch supermocarstw. Ale przecież współpracę w Kosmosie proponował Sowietom też Reagan - i to w trakcie realizacji programu Gwiezdnych Wojen! Podczas spotkania z Gorbaczowem w 1985 r. mówił o "groźbie inwazji z Kosmosu". Powtórzył te słowa podczas wystąpienia przez Zgromadzeniem Ogólnym NZ w 1987 r. 



Symbolem tej współpracy przeciwko "zewnętrznemu zagrożeniu" była sonda Fobos 2, którą wysłano w 1989 r. na orbitę Marsa. Formalnie była to sonda sowiecka, ale w jej budowę i wysłanie zaangażowali się też Amerykanie, Europejczycy i Japończycy. Sonda Fobos 2 została wysłana z misją przyjrzenia się księżycowi Marsa Fobosowi.  Fobos jest jedną wielką anomalią. Porusza się po dziwnej orbicie (odwrotnie niż powinien) i zachowuje tak jakby był pusty w środku. Jedną trzecią jego powierzchni stanowi wielki krater, nadający mu wygląd Gwiazdy Śmierci. Poprzednia sonda wysłana w stronę tego księżyca - Fobos 1 - uległa tajemniczej awarii. Fobos 2 w marcu 1989 r. doleciał na marsjańską orbitę i zrobił trochę zdjęć.




Dwa ostatnie z nich przedstawiały dziwny, cygarokształtny cień przesuwający się po powierzchni Marsa, oraz cygarokształtny, świetlisty obiekt zmierzający w stronę Fobosa. Chwilę po tym utracono łączność z sondą Fobos 2. Zaczęła się ona kręcić wokół własnej osi, tak jakby coś w nią uderzyło. Jeden z sowieckich generałów monitorujących misję stwierdził, że sonda została "zestrzelona"!



Amerykanie eksplorowali Kosmos nie tylko za pomocą sond i misji załogowych. W 1973 r. Ingo Swann, jeden z twórców programu szpiegostwa parapsychicznego realizowanego przez CIA na Uniwersytecie Stanforda, przeprowadził eksperyment ze "zdalnym widzeniem" Jowisza. Sesja ta dostarczyła wielu szczegółów, które dwa lata później zostały potwierdzone przez zdjęcia przesłane przez misję Voyager! Po odejściu z tego programu Swann dostał zlecenie od tajemniczego "pana Axelroda". Zawieziono go do jakiegoś wojskowego kompleksu, w którym miał przeprowadzać sesje zdalnego widzenia. Płacono mu po 1 tys. USD za dzień. Miał opisywać obiekty znajdujące się na danych współrzędnych. Podano mu współrzędne na... ciemnej stronie Księżyca. Swann zauważył tam jasne światła, takie jak na stadionie, jakieś wieże, ciężki sprzęt budowlany. - Chyba się pomyliłem, to nie wygląda jak Księżyc! - powiedział Axelrodowi. - Kontynuuj! - usłyszał w odpowiedzi. Zobaczył podobne do ludzi istoty, które w pewnym  momencie wyczuły jego obecność. Axelrod nakazał mu natychmiast stamtąd uciekać i przerwać sesję. Ze względów bezpieczeństwa zakończono eksperyment i odesłano Swanna do domu. Po pewnym czasie Axelrod przysłał mu książkę George'a Leonarda "Somebody Else is on the Moon" - opis księżycowych anomalii. Jeden z podrozdziałów tej książki opisywał miejsce, które Swann badał za pomocą zdalnego widzenia. Zainteresował się on po tym anomaliami Księżyca. W profesjonalnych publikacjach astronomicznych jest dużo zapisów, zbieranych przez kilkaset lat (ale również np. z lat 50.) mówiących o dziwnych rozbłyskach na powierzchni Księżyca, aktywności wulkanicznej czy nawet atmosferycznej (w latach 90. odkryto, że Księżyc może mieć słabą atmosferę). Na zdjęciach zrobionych z orbity można też się dopatrzeć śladów ruin czy też aktywności budowlanej na tym satelicie. Wyróżnia się wśród nich ogromna struktura znana jako Wieża i towarzyszący jej Shard. Swanna zaintrygowało to, że wszystkie misje Apollo lądowały "pośrodku niczego" - w miejscu odległym od wszelkich anomalii. Zastanawiające jest również to, że nasza wiedza dotycząca Księżyca niewiele zmieniła się od lat 50. choć przecież wysłaliśmy od tego czasu tam kilkanaście sond i misji załogowych. Ktoś chce nas usilnie przekonać, że Księżyc jest martwy i niezamieszkany.








Liczne anomalie można dostrzec również na Marsie. Ruiny, piramidy, metaliczne przedmioty, rzeźby, zniszczone maszyny, czaszki, skorupiaki... Zachował się dokument CIA opisujący sesję zdalnego widzenia przeprowadzoną w 1984 r., w której uczestniczył jeden z "parapsychicznych szpiegów" Joseph McMoneagle (potwierdził on wszystko w wykładzie wygłoszonym w 2004 r.). Dostał on współrzędne na Marsie i polecenie zobaczenia co się tam działo około 1 mln lat temu. Zobaczył piramidy, wysoko rozwiniętą technikę a także bardzo wysokie istoty przypominające ludzi. Określił ich jako bardzo chudych i ubranych w coś przypominającego jedwab. Poczuł, że ich cywilizacja umiera (zobaczył wielką burzę piaskową przetaczającą się przez ich miasto) i że oni chcą się przenieść gdzieś indziej. Widział też gdzie się przenieśli. Określił to miejsce jako bardzo dziwne, z dużą aktywnością wulkaniczną, dziwnymi roślinami i bardzo ciepłe. Być może to miejsce znajdowało się na Ziemi. Być może na Antarktydzie, która kiedyś nie była pokryta lodem - a gdzie znajduje się najwięcej wulkanów na Ziemi... Ale wróćmy na chwilę do współrzędnych, które CIA przekazała McMoneaglowi do sprawdzenia. Te współrzędne wskazywały na okolice marsjańskiego wzgórza znanego jako Cydonia, w którym niektórzy dopatrują się twarzy ludzkiej a w pobliżu którego mają znajdować się piramidy.




***

W następnym odcinku serii Phobos o tym co Siłom Powietrznym i Marynarce Wojennej USA udało się odtworzyć z technologii Obcych. 

A czytelnikom proponuję kolejny eksperyment myślowy. Siły Powietrzne w latach 90. bardzo mocno zaangażowały się w nakręcenie filmu "Stargate". Stawia on je oczywiście w bardzo pozytywnym świetle. Pokazuje jak amerykańscy wojskowi dostają się przez starożytny portal odkopany w Egipcie na odległą planetę i tam rozpieprzają starożytnego boga-kosmitę wzorowanego na Ra. Ra był oczywiście jednym z bogów, których Egipcjanie nazywali "Neteru", czyli Strażnikami. Strażnicy mieli swój kraj na Wschodzie - Szumer (Sumer) czyli "Kraj Strażników". Mieszkańcy tego kraju nazywali swoich bogów Annunaki, czyli "ci, którzy zstąpili z Nieba". Annunaki (ale nie ci urodzeni na Ziemi) mieli olbrzymi wzrost. W Księdze Rodzaju jest tego ślad, gdy mowa jest o "olbrzymach i synach bożych" przed Potopem. Olbrzymi nazywani są tam "nephilim", czyli Ci, którzy zstąpili z Nieba lub zostali z niego zrzuceni. Jednym z Annunaki był Sin - bóg Księżyca - mający swoją główną siedzibę w Ur, czyli tam skąd pochodził Abraham. Od jego imienia pochodzi nazwa Półwyspu Synaj, czyli miejsca gdzie Mojżesz miał spotkać bezimienne bóstwo. Sin był też określany jako El ("Pan" - no i pytanie do którego "Pana" - "Baala" modlili się judejscy kapłani za czasów Pierwszej Świątyni i któremu "Królowi" - "Melechowi" składali ofiary z niemowląt ...) a jako Hubal był czczony w Mekce jako arabski bóg Księżyca. I pytanie: jak to się ma do turbochrześcijańskich teorii mówiących, że domniemani Obcy to demony? 


1 komentarz:

  1. Marzenie nie jednego człowieka stanąć na księżycu i zobaczyć jak to jest. Może kiedyś będzie bardziej osiągalne dla zwykłego szarego człowieka.

    OdpowiedzUsuń