sobota, 27 października 2018

Dies Irae: Tajemnica Oradour, czyli złoto dla zuchwałych






Służba w okupowanej Francji była marzeniem każdego niemieckiego żołnierza. Wiadomo: było tam bezpiecznie (nie licząc nalotów, okazjonalnych rajdów komandosów i niewielkiego ruchu oporu), kwitł czarny rynek, na miejscu było dużo dobrego jedzenia i wina a przede wszystkim łatwych dziewczyn, które chętnie oddawały się zdobywcom. Niemcy czuli się więc we Francji dobrze i jeśli już stosowali terror, to robili to punktowo: uderzając w podejrzanych o pracę dla ruchu oporu i wrogich siatek wywiadowczych. Tym trudniej zrozumieć, to co się wydarzyło 10 czerwca 1944 r. w miasteczku Oradour-sur-Glenne.




Oficjalna wersja mówi, że batalion z 2 Dywizji Pancernej SS Das Reich dowodzony przez Adolfa Diekmanna otoczył rankiem miasteczko i zaczął jego pacyfikację. To miała być zemsta za śmierć dwóch żołnierzy w zasadzce na pobliskiej drodze. Dywizja Das Reich wówczas bardzo się spieszyła - szła z południa Francji do Normandii, gdzie była pilnie potrzebna do pilnowania desantu. Mimo to ze składu dywizji wydzielono duże siły do akcji pacyfikacyjnej. Ludzie Diekmanna zebrali w jednym miejscu wszystkich mężczyzn z miasteczka a w innym kobiety. Przeszukiwali domy a zakładników torturowali strzelając im w nogi. Później ich dobijali a kobiety z dziećmi spalili w miejscowym kościele. Puszczono z dymem całe miasteczko. W masakrze zginęło 642 ludzi. Jednakże esesmani byli bardzo selektywni w zabijaniu. Gdy zatrzymali przejeżdżający przez miasteczko tramwaj, sprawdzili papiery jego pasażerów - mieszkańców Oradour zabrali na tortury i rozwałkę, ludzi z innych miejscowości... puścili wolno. Z jakiegoś powodu zastrzelono również dwóch francuskich policjantów służących Diekmannowi jako tłumacze podczas przesłuchań. Esesmani z Das Reich byli na mieszkańców Oradour wyjątkowo wkurzeni. Czy chodziło tylko o pomszczenie kolegów zabitych w zasadzce?




 Ilustracja muzyczna: Lalo Schifin - Burning Bridges - Kelly's Heroes OST

W 1982 r. brytyjski autor Robin Mackness dotarł do niezwykle ciekawej relacji pokazującej te wydarzenia w nowym świetle. Pracował wówczas w jednym ze szwajcarskich banków i dostał zlecenie... przemytu złota z Francji do Szwajcarii. Jego klient był sefardyjskim Żydem, który w trakcie wojny służył we francuskim oddziale partyzanckim. Oddział ten w czerwcu 1944 r. napadł na niemiecki konwój i zdobył wówczas ciężarówkę ze złotem. Do zasadzki na konwój doszło właśnie w pobliżu Oradour-sur-Glenne. Mackness postawił więc hipotezę, że zrabowane złoto było przewożone przez Dywizję Das Reich. Mogło być prywatnym funduszem emerytalnym jej dowódcy, gen. Heinza Lammerdinga. 
Po pewnym czasie wraz innym brytyjskim autorem Guyem Pattonem natrafił jednak na inne wątki tej sprawy - dotyczące zarówno pochodzenia skradzionego złota jak i tego, kto mógł na nim położyć łapy.





Przed 6 czerwca 1944 r. Dywizja Das Reich odpoczywała na południu Francji po trudnej przeprawie na froncie wschodnim. Pisząc o południu Francji nie mam na myśli Lazurowego Wybrzeża, tylko region Pirenejów. Ktoś w niemieckim naczelnym dowództwie pchnął ją z jakiegoś powodu aż pod hiszpańską granicę. I to w momencie, gdy spodziewano się alianckiej inwazji poprzez Kanał La Manche. Mackness i Patton odkryli, że podczas tego "odpoczynku" dywizja chroniła m.in. tajemniczą wyprawę archeologiczną. Wyprawę z jakiegoś powodu ważną dla Himmlera. A co na południu Francji przede wszystkim interesowałoby dowódcę SS? Przede wszystkim zamki sekty katarów i legenda o św. Graalu. 
Himmler doskonale znał prace jednego ze swoich podwładnych - Otto Rahna 
(jednego ze "złych kolesi" w mojej powieści "Vril. Pułkownik Dowbor" :) dotyczące tej tematyki.




Rahn twierdził, że prawdziwym powodem krucjaty przeciwko albigensom było posiadanie przez tą sektę św. Graala. Graal nie był jednak w interpretacji Rahna kielichem z którego Chrystus pił podczas Ostatniej Wieczerzy. Był klejnotem z korony Lucyfera. Ten przedmiot miał zostać ukryty przez katarów podczas oblężenia ich ostatniej twierdzy Montsegur - dwóch rycerzy miało się wymknąć z zamku i ukryć go gdzieś w Pirenejach. Region, w którym prowadzono badania obfitował również w dawne zamki templariuszy, a jak wiadomo mit otaczający ten zakon rycerski równie silnie oddziaływał na wyobraźnię Himmlera. Mógł więc zlecić swoim archeologom szukanie zagionionego skarbu tego zakonu - zwłaszcza, że spekulowano skarbem tym mógł być Graal.



Z tym regionem wiąże się również inna tajemnica. Pod koniec XIX w. ksiądz Berenger Sauniere podczas renowacji średniowieczne kościoła w miasteczku Rennes-le-Chateau odkrył w kolumnie pod jedną ze świętych figur list z zaszyfrowanym przekazem. Zaczął badać sprawę i po pewnym czasie wszedł w posiadanie wielkich ilości pieniędzy. Z własnej kasy wyremontował i przebudował kościół - a planował zbudować tam jeszcze wielki kompleks pielgrzymkowy. Zaczął się obracać w gronie dziwnych i wpływowych ludzi a w policyjnych raportach pojawiły się wzmianki, że prawdopodobnie ksiądz Sauniere szmugluje złoto do Hiszpanii. Ale skąd się to złoto wzięło?



Ta się akurat złożyło, że Rennes-le-Chateau przez pewien czas było ważnym grodem Wizygotów (Wisłogotów - jak pisano w polskich kronikach w XVI w. :), którzy mieli w Pirenejach swoje królestwo. Gród ten nosił nazwę Rhedae (Reda). Jak wiemy Wizygoci w 410 r. złupili Rzym i wywieźli z niego ogromny złoty skarb (na który mogły się składać też artefakty zrabowane przez Rzymian w Jerozolimie w 70 r.). Skarb ten trafił w Pireneje. A później nie wiadomo co się z nim stało. Ponoć jego spora część została pochowana wraz z wizygockim królem w tej okolicy...

Podsumujmy więc: w miejscu gdzie historykom zniknął z oczu skarb Wizygotów, biedny ksiądz odnajduje jakieś złoto, które szmugluje do Hiszpanii i ma tego tyle, że szasta pieniędzmi.W 1944 r. w tym regionie Niemcy prowadzą wykopaliska archeologiczne osłaniane przez dywizję Das Reich. Dywizja ta przewozi później duże ilości złota i traci jedną ciężarówkę w zasadzce koło Oradour. Niemcy są bardzo emocjonalnie przywiązani do tego skarbu i chcą go odzyskać, więc szukają go w Oradour a jak nie znajdują, to dla przykładu zabijają tam wszystkich.

Część esesmanów biorących udział w masakrze w Oradour została później ułaskawiona przez francuskiego prezydenta Francois Mitteranda. Mitterand zrobił to niejako hurtowo: ułaskawił wszystkich Alzatczyków wcielonych do niemieckich sił zbrojnych w czasie wojny. Jedna trzecia żołnierzy pacyfikujących Oradour była zaś Alzatczykami, doskonale znającymi francuski. Dlaczego Mitterand to zrobił? Czy chodziło mu tylko o pojednanie narodowe?


 Tak się akurat złożyło, że Mitterand podczas wojny pracował w administracji Vichy. Na wysokim stanowisku w komisariacie ds. jeńców wojennych. Za swoją pracę został odznaczony i został nawet na jednej z kronik uchwycony podczas rozmowy z marszałkiem Petainem. Oczywiście po wojnie Mitterand tłumaczył się, że cały czas pracował dla ruchu oporu. Tak jak wszyscy Francuzi...





Oczywiście granice między obozem kolaboracji a ruchem oporu przebiegały często bardzo płynnie. Szef okrytej złą sławą Milice (głównej organizacji do zwalczania ruchu oporu) chciał dwukrotnie przystąpić do Resistance, ale za każdym razem mu odmawiano, więc się wkurwił i wziął do ostrego niszczenia podziemnych organizacji. Powstanie w Paryżu w sierpniu 1944 r. rozpoczęły "brudne gliny" - policjanci, którzy do niedawna wspólnie z Niemcami zwalczali siatki Resistance, wyłapywali Żydów i prowadzili czarnorynkowe interesy z Niemcami. We Francji było wówczas bardzo dużo ludzi, którzy jedną nogą byli w Vichy a drugą w Resistance. I jednym z nich był Mitterand ze swoimi kumplami.


Przez lata jednym z najbliższych współpracowników Mitteranda był Rene Bousquet (na zdjęciu powyżej uśmiechnięty). Ten socjalistyczny polityk nadzorował policję w Vichy i bezpośrednio odpowiadał m.in. za masowe deportacje Żydów. Był też doradcą premiera Lavala. W latach 70. bardzo pomógł Mitterandowi zostać prezydentem. Później jednak jego rola podczas wojny wyszła na jaw i groziło mu, że zostanie pierwszym Francuzem skazanym za zbrodnie przeciwko ludzkości. Więc w 1993 r. został zabity przez "samotnego szaleńca".

Jak myślicie, komu mógłby się najlepiej udać skok na konwój ze złotem Wizygotów przewożonym przez Niemców? Funkcjonariuszom jednostek kolaboranckich, którzy grali na dwie strony. I to ich donos skierował esesmanów z Das Reich ku miasteczku Oradour... A że wśród tych esesmanów byli Francuzi, współpracujący z tym gangiem kolaborantów/ruchu oporu...

Patton i Mackness sugerują, że napad zorganizowali ludzie związani z Mitterandem, którzy po wojnie nagle stali się ludźmi bogatymi. Na pewno ludzie związani z Mitterandem zaciemniali sprawę skarbu z Rennes. Człowiekiem Mitteranda był m.in. Pierre Plantard, były kolaborant z Vichy i człowiek ze służb specjalnych, który założył okultystyczny Zakon Syjonu i stworzył teorię, że prawdziwym skarbem z Rennes oraz Świętym Graalem były informacje o tym, że dynastia Merowingów wywodziła się od potomków Jezusa i Marii Magdaleny. Oczywiście Plantard przedstawiał się jako potomek Merowingów... Plantard był zamieszany w sprawę korupcyjną wokół bliskiego współpracownika Mitteranda - premiera Pierre'a Beregovoya. Beregovoy w związku z tą sprawą w 1993 r. "popełnił samobójstwo" dwukrotnie strzelając sobie w głowę w lesie.



A Mitterand w 1981 r. puścił oko do wtajemniczonych odwiedzając podczas kampanii wyborczej kościół księdza Souniera w Rennes-le-Chateau. To tyle jeśli o różne "Kody Leonarda da Vinci"...

***

A w następnym odcinku nie wiem jeszcze co, ale może udamy się do Włoch. Macie jakieś sugestie?

Everybody clap your hands!


***

Doktor Targalski (Nya! Nya! Nya!)  wygłosił świetną prelekcję na temat Jamala Khashoggiego (człowieka służb, kuzyna znanego handlarza bronią Adnana Khashoggiego) i sytuacji, w którą wpierdoliła się Arabia Saudyjska. Pominął niestety wątek turecki - a wygląda na to, że One Punch Man Erdogan znów jednym ciosem mocno przylał przeciwnikowi - jednocześnie Saudom i Amerykanom! Oneeeeeee Puuuuunch!!!

***

Spiskologu! Żyjesz czy Cię pizzamani dorwali?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz