sobota, 21 października 2017

Największe sekrety: Pontifex - Ecclesia delenda est


"Jak się miewa papież?"
   Giulio Andreotti


Ilustracja muzyczna: Eren the coordinate - Shingeki no Kyojin season 2 OST

Gdy kard. Agustin Bea powiedział świeżo wybranemu papieżowi Janowi XXIII o życzeniu Piusa XII, by wznowić Sobór Watykański I, papież Roncalli odpowiedział: "A co, sobór ma mnie uczynić jeszcze bardziej nieomylnym?". Minęło kilka miesięcy i Ojciec Święty zmienił zdanie o 180 stopni. Zdecydował o zwołaniu Soboru Watyńskiego II-go, wydarzenia które "odnowiło" bądź w innej interpretacji "rozwaliło" Kościół. Jan XXIII niemal na pewno nie chciał Kościoła rozwalać. Był zawodowym dyplomatą (i być może również człowiekiem tajnych służb), który wcześniej przez wiele lat wiernie wypełniał wolę kolejnych konserwatywnych papieży. Nie myślał o żadnej rewolucji, tylko o zmianie strategii. Dostosowaniu jej do warunków politycznych, tak jak to wcześniej robili Pius XII, Pius XI, Benedykt XV, św. Pius X, Leon XIII i bł. Pius IX.



Z pozoru powodów do większej zmiany strategii nie było. Kościół był potężny i dynamicznie się rozrastał. Nowych wiernych przybywało zarówno w europejskich koloniach jak i w USA. Z Kościołem godzili się intelektualiści i demokratyczni politycy. Kościół był opoką przeciwko zagrożeniu globalnym komunizmem i cichym patronem nowej Europy Zachodniej. Za tą fasadą krył się jednak ferment intelektualny i narastający bunt duchownych przeciwko Rzymowi i tradycji. Do seminariów i na katolickie uniwersytety przenikały nowoczesne trendy intelektualne - w tym te najbardziej toksyczne. Gdy wszystko to było trzymane żelazną ręką a na wolnomyślicielskich duchownych sypały się kary, wszystko się jeszcze jakoś trzymało i sprawnie działało. A jednak...



O. Malachi Martin, znany watykański insider, były współpracownik kard.Bea, opisał ówczesną atmosferę w swojej wydanej na początku lat 70-tych książce "Three popes and the cardinal". Pisał o tym, że hierarchowie tacy jak Bea czy Roncalli mieli poczucie oderwania Kościoła od rzeczywistości społecznej i chcieli, by sobór był wielkim wydarzeniem mającym pomóc znaleźć nową definicję człowieka - tak jak to zrobiono w czasach renesansu i oświecenia. Tak jak to zrobiło chrześcijaństwo u schyłku Imperium Rzymskiego. O. Martin porównywał sytuację w Kościele z sytuacją w USA, nazywając przy tym Amerykanów "świnkami morskimi historii". Miał wrażenie, że równolegle przeprowadzano w Stanach Zjednoczonych i Watykanie podobny eksperyment. Schemat był mniej więcej taki sam: konserwatywny Pius XII - nowe nadzieje związane z Janem XXIII - chaos pontyfikatu Pawła VI, konserwatywna epoka Eisenhowera- nowe nadzieje związane z JFK - szok i chaos epoki Lyndona Johnsona. Grzeczne dziewczynki z lat 50-tych zamieniające się w uzależnione od heroiny, prostytuujące się hipiski. Prawowierni jezuici stający się lewackimi terrorystami spod znaku teologii wyzwolenia. Jan XXIII zmarł ledwie parę miesięcy przed JFK i nie miał szansy obserwować sił, które wprawił w ruch. Tak jak JFK był tymczasowym przywódcą. Mówiono, że wybrano go po to, by dał kapelusz kardynalski arcybiskupowi Montiniemu, umożliwiając wybranie go na swojego następcę. (Pius XII z jakiegoś powodu pomijał Montiniego przy nominacjach kardynalskich, choć Montini brał udział w jego tajnych intrygach dyplomatycznych.) Paweł VI zaś widząc gwałtowną transformację Kościoła mówił o dymie szatańskim, który dostał się do Świątyni Pańskiej. Miał zapewne wrażenie, że sobór wymknął mu się spod kontroli. Paweł VI mówił przecież: "Kościół znajduje się w godzinie niepokoju, samokrytyki, można by nawet powiedzieć – samozniszczenia. To jest jakby wewnętrzny wstrząs, (...) którego nikt po Soborze nie oczekiwał".

O szkodliwym dziedzictwie Soboru Watykańskiego II pisało już bardzo obszernie wielu autorów, głównie związanych z tradsowskim skrzydłem Kościoła. Zainteresowanych ich argumentami odsyłam do książek: Józefa Mackiewicza ("W cieniu krzyża" i "Watykan w cieniu czerwonej gwiazdy"), o. Malachiego Martina (np. "Jezuici"), Michaela Davisa (np. "Liturgiczne bomby zegarowe soboru watykańskiego II"), Romano Amerio, abpa Marcela Lefebvre'a czy ks. Karola Stehlina. Przytoczenie i omówienie tych argumentów znacznie wykracza poza ramy tego wpisu.
Autorzy ci często jednak nie rozumieją podstawowej kwestii: decyzje podjęte na soborze watykańskim drugim świadczyły o tym, że Kościół chciał dokonać podobnego manewru z dostosowaniem się do powszechnie obowiązującego ustroju, tak jak robił to wielokrotnie w przeszłości. Tym razem miał się dostosować do globalistycznego, zachodniego liberalizmu. I pośrednio do komunizmu. 



Zbliżenie Kościoła z komunizmem? Czy to aby nie przesada? Niestety, nie. W 1962 r. doszło do Porozumienia z Metz - układu pomiędzy Stolicą Apostolską a ZSRR (reprezentowanym przez sterowany przez KGB Patriarchat Moskiewski) przewidującego, że komunizm nie zostanie potępiony na soborze a w zamian kagiebowska cerkiew zaangażuje się w ekumeniczne zbliżenie z Watykanem. Stolica Apostolska nic na tym nie zyskała, jedynie dała sygnał, że "może się wcześniej myliliśmy w ocenie komunizmu". Sygnał, który bardzo szybko zaowocował rozwojem marksistowskiej teologii wyzwolenia w Trzecim Świecie i na Zachodzie. W latach 60-tych i 70-tych nagle więc pojawili się latynoamerykańscy biskupi pieczętujący się sierpem i młotem w oficjalnych dokumentach i jeżdżący po instrukcje na Kubę. Brazylijski arcybiskup Camara zaczynał kazania od wznoszenia lewej pięści w powietrze i okrzyku "Jestem marksistą!". Gdy agent KGB, eugeniczny nazi-marksista Salvador Allende został prezydentem Chile (dzięki głosom chadeków) w katedrze w Santiago biskupi śpiewali z tej okazji "Te Deum" i dziękowali temu klonowi Castro za jego... antyaborcyjną postawę. Nic dziwnego więc, że szeregowi księża garnęli się do marksistowskich partyzantek. Jezuici z Nikaragui nawet zajmowali później kluczowe stanowiska w reżimie sandinistów. Na Bliskim Wschodzie dochodziło zaś do mariażu marksistowsko-chrześcijańsko-nacjonalistycznego wśród miejscowych księży. Np. bp Hilarion Capucci został w 1974 r. przyłapany na szmuglu broni dla palestyńskich, marksistowskich terrorystów. Podobne zidiocenie dotykało również zachodnich jezuitów. Typowym przypadkiem był ks. Daniel Berrigan SI, radykalny amerykański aktywista, który podkładał bomby i próbował porwać Henry'ego Kissingera.

Ocieplenie na linii Kościół-marksiści, było jednak tylko pochodną ocieplenia na linii Kościół-liberalni globaliści. O ile Piusowi XII mogło się wydawać, że ZSRR się rozpadnie po śmierci Stalina (prometejski agent Beria o mało co do tego nie doprowadził), to Jan XXIII i Paweł VI uznali, że Zachód i Blok Sowiecki będą koegzystować ze sobą przez wiele dekad. Nie opłacało się więc podsycać oporu przeciwko Sowietom, tylko szukać z nimi dróg porozumienia. A nawet wypracowania jakiegoś pośredniego ustroju między zachodnim kapitalizmem a sowieckim komunizmem. W myśl popularnej na Zachodzie teorii konwergencji.




Otwarcie Kościoła na globalistyczny liberalizm skutkowało również zwycięstwem relatywizmu. Skoro wszystkie religie są dobre i prowadzą do Boga, to po co trzymać się dawno ustalonych dogmatów? Wystarczy tylko przeprosić za inkwizycję, antysemityzm, mizoginię oraz inne prawdziwe lub domniemane grzechy Kościoła a będziemy żyli w pięknym tolerancyjnym świecie. Nieustanne dawanie sygnałów, że Kościół powinien być zarządzany kolegialnie doprowadziło do tego, że lokalne episkopaty uznały, że mogą mieć polecenia papieża głęboko w d...  Doszło do bezprecedensowego rozluźnienia dyscypliny w Kościele. Na to nałożył się proces "odmagicznienia" Kościoła. By religia trwała, musi posiadać element magiczny, ludowy, działający na wyobraźnię. Biskupi i teologowie z Zachodu wydali temu elementowi wojnę. Tajemnicza, tworzona przez stulecia liturgia została zastąpiona liturgią "wspólnej uczty" wypłukaną z wszelkiej tajemnicy. Spotkania grup religijnych zamieniły się w socjologiczne i psychologiczne pogadanki. Księża częściej mówili o pokoju na świecie i ekologii niż o Niebie, Piekle i cudach. Powtórzono ten sam błąd, który w ślad z kalwinami popełniło wiele protestanckich wspólnot - misterium oddziaływające na wyobraźnię zamieniono w liturgię pustki. Skutkowało to pustoszejącymi kościołami. Liberałowie i tak nie mieli przecież powodu, by przychodzić do świątyni a umiarkowanych i konserwatystów do udziału w zreformowanej liturgii zniechęcono. I trudno się dziwić temu zniechęceniu - wszak zaoferowano wiernym produkt gorszej jakości a zmiany wprowadzano zbyt szybko.

Zmiany przeprowadzone w trakcie soboru watykańskiego II były czymś w rodzaju Operacji "Walkiria" w Watykanie. Dokonywano ich często na przekór woli papieża Pawła VI, który był wobec nich zupełnie bezsilny. Kto za to odpowiadał? Wśród inicjatorów była tzw. grupa reńska. Jak czytamy:

"Na Soborze była grupa około 250 do 270 biskupów, którzy chcieli bronić Tradycji Kościoła i którzy potem zrzeszyli się w Coetus Internationalis Patrum. Przeciw nim stała jednak grupa liberalnych kardynałów i biskupów, którzy stworzyli tzw. sojusz reński. Nazwa „sojusz reński” pochodzi stąd, że jego przywódcami byli prawie wszyscy biskupi, których biskupstwa leżą nad Renem. Grupa ta była bardzo dobrze zorganizowana i codziennie zalewała Sobór drukami, w których instruowano biskupów, jak mają głosować. Większość biskupów była niezdecydowana i byłaby gotowa wesprzeć konserwatystów, stanęła jednak po stronie liberałów, ponieważ widziała, że przywódcy „sojuszu reńskiego” są osobistymi przyjaciółmi papieża, a niektórzy z nich – jak kardynałowie Dopfner, Suenens i Lercaro – zostali mianowani moderatorami Soboru.



Ks. Hans Küng, teolog frakcji postępowej, wyraził raz podczas Soboru swą radość z tego, że marzenie małej mniejszości urzeczywistniło się na Soborze: „Nikt, kto był tutaj na soborze, nie powróci do domu takim, jakim tu przybył. Samemu nigdy nie spodziewałbym się tak wielu śmiałych i wyraźnych oświadczeń biskupów”42. W międzyczasie okazało się, jakiego ducha dzieckiem jest Küng. Obok nieomylności papieża i Bóstwa Chrystusa neguje on większość chrześcijańskich dogmatów, tak, że nawet posoborowy Rzym odsunął go od nauczania.
Nie lepiej ma się sprawa z ks. Karlem Rahnerem, który – chociaż ostrożniej – rozpowszechnia w swych pracach podobne poglądy, za co został już przez Piusa XII ukarany. Na Soborze Watykańskim II osiągnął on olbrzymi wpływ, a Ralph Wiltgen nazywa go nawet najbardziej wpływowym teologiem na Soborze. „Ponieważ stanowisko niemieckojęzycznych biskupów było przejmowane przez sojusz europejski (tj. sojusz reński), a stanowisko sojuszu było przejmowane przez Sobór, tylko teolog, którego opinie stały się opiniami biskupów niemieckojęzycznych, mógł wpływać na przyjmowanie tych opinii przez cały Sobór. Na Soborze był jeden taki teolog – ks. Karl Rahner SI”43.
Dla Karla Rahnera tradycyjna nauka Kościoła była tylko „plusowym monolityzmem” oraz „szkolną teologią”. Jakie usposobienie miał on wobec Magisterium Kościoła okazuje się z listu, jaki napisał 22 II 1962 r. w związku z przetłumaczeniem jego Małego słownika teologicznego: „Właśnie pisze Scherer, czy jestem za czy też przeciwko temu, by zrobiono włoskie tłumaczenie słowniczka. Język włoski jest z pewnością szczególnym problemem ze względu na bonzów i obrońców prawowierności w Rzymie; dlatego me pisma nie zostały przetłumaczone na włoski. Z drugiej strony jestem znowu umocniony w mej pozycji. Można by też powiedzieć, że słowniczek jest tak skonstruowany, że ci ludzie nic z niego nie zrozumieją i dlatego nie znajdą tego, co w nim się mówi przeciwko ich ograniczeniu44. Kiedy prefekt Świętego Oficjum kard. Ottaviani podczas przemówienia na Soborze w trosce o tradycję Kościoła przekroczył przeznaczony na przemówienie czas i mikrofon został mu po prostu wyłączony, to w taki oto sposób skomentował to Rahner w liście do Vorgrimlera z 5 XI 1962 r.: „O tym, że Alfrink odebrał Ottavianiemu mikrofon, gdyż ten za długo mówił, a ponadto ludzie zaczynali klaskać (co należy do rzadkości), usłyszysz z pewnością. Motto: Schadenfreude (’radość z cudzego nieszczęścia’) jest najczystszą radością”45.

(...)



Jaką rewolucję w Kościele oznacza Sobór, określił jeden z jego przedstawicieli. Kardynał Suenens nakreślił zbieżność między Soborem a rewolucją francuską, mówiąc że Sobór jest rokiem 1789 w Kościele, a teolog soborowy o. Y. Congar OP porównał go do rewolucji bolszewickiej: „Kościół w sposób pokojowy przeprowadził swą rewolucję październikową”"




Spory udział w tej soborowej Operacji "Walkiria" mieli również włoscy kardynałowie. A szczególnie abp Annibale Bugnini, kontrowersyjny ojciec nowego rytu Mszy Św.  Abp Bugnini był masonem, którego nazwisko widniało na liście wysokich rangą wolnomularzy w Watykanie skompilowanej przez włoskiego dziennikarza Mino Pecorellego. Pecorelli został zabity w 1979 r. Był członkiem loży masońskiej Propaganda Due (P2) stanowiącej serce włoskiego Głębokiego Państwa. P2 zrzeszała ludzi ze służb specjalnych, wojskowych, finansistów, biskupów i mafiozów. Kierował ją Licio Gelli , ale niektórzy sugerowali, że prawdziwym jej przywódcą był wielokrotny premier Giulio Andreotti. Lożę P2 wiązano z aferą w Banku Watykańskim, śmiercią bankiera Roberto Calviego i mafijnego finansisty Michaele Sindony,  zabójstwem premiera Aldo Moro, zamachem bombowym na dworzec kolejowy w Bolonii w 1980 r.,  czy zestrzeleniem samolotu pasażerskiego nad Usticą.  P2 realizowała strategię napięcia, która miała doprowadzić do marginalizacji skrajnych ugrupowań politycznych we Włoszech (komunistów i neofaszystów) a zarazem umocnić władzę chadecko-socjalistycznego establiszmentu. Członkami P2 byli też członkowie argentyńskiej junty, ale organizacja robiła też interesy z sandinistami.

Krótkie podsumowanie działalności loży P2 dał Paolo Sorentino w początkowej scenie znakomitego filmu "Il Divo" opowiadającego o Andreottim. (Oglądać od 2:30).





P2 była włoskim filarem siatki Gladio, organizacji mających tworzyć ruch oporu w Europie na wypadek sowieckiej inwazji. Siatki tego typu powstawały z inicjatywy amerykańskich tajnych służb w krajach NATO i były kontrolowane przez lokalne tajne służby. We Francji tworzyli ją np. dawni bojownicy ruchu oporu, w Wielkiej Brytanii dawni żołnierze SAS, w Austrii miejscowi socjaliści, w Grecji i Turcji wywiad wojskowy... We Włoszech rola ta przypadła P2. Sama loża służyła jednak tylko jako wykonawca woli amerykańskich tajnych służb. Skoro więc to P2 osaczyła Pawła VI i zorganizowała watykańską Operację "Walkiria", czyli przeinaczyła sobór watykański II, to możemy powiedzieć, że to CIA stała za zmianami w Kościele w latach 60-tych i 70-tych. Był to wielki eksperyment społeczny wpisujący się w trendy wdrażane ówcześnie w USA. Eksperyment ten nie do końca się powiódł, bo Paweł VI nie chciał się podłączyć do eugenicznych planów depopulacji Trzeciego Świata snutych przez liberalny, globalistyczny establiszment.



Loża P2 była łączona ze śmiercią papieża Jana Pawła I. Brytyjski autor David Yallop w swojej książce "W imię Boże" twierdził, że Jan Paweł I dostał dossier dokumentujące jej działalność w Watykanie, w tym aferę Banku Watykańskiego i z tego powodu został otruty. O. Malachi Martin w swojej powieści "Windswept House" idzie krok dalej - sugeruje, że dokumenty dotyczyły "sytuacji mające wpływ na stan Kościoła" od pewnej ceremonii przeprowadzonej 29 czerwca 1963 r. w Watykanie. Miała to być ceremonia... intronizacji Szatana.




Martin utrzymywał, że do takiego zdarzenia rzeczywiście doszło i że do Kościoła zdołał wniknąć kult satanistyczny, który był odpowiedzialny m.in. za wiele przypadków rytualnej pedofilii. Sugerował (oczywiście zmieniając podejrzanemu nazwisko w swojej książce), że jednym z prominentnych kryptosatanistów był kard. Joseph Bernardin, długoletni arcybiskup Chicago. Bernardin był liberałem i gejem oskarżanym o molestowanie kleryków. Prezydent Barack Hussein Obama twierdził, że nauczanie kardynała Bernardina bardzo mocno na niego wpłynęło. Co ciekawe archidiecezja Chicago opłaciła w 1986 r. udział młodego Obamy w konferencji poświęconej metodom Saula Alinsky'ego dotyczącym organizowania społeczności.



O. Martin w "Windswept House" twierdził, że dokumenty dotyczące tego satanistycznego kultu po śmierci papieża Jana Pawła I trafiły w ręce kardynała kamerlinga Jeana-Marie Villota. Villot był masonem z loży P2. Zmarł nagle na "zapalenie płuc" w marcu 1979 r. Papieżem wtedy był już Polak Karol Wojtyła, który dla liberalnych globalistów oraz ich komunistycznych sojuszników okaże się wyjątkowo twardym orzechem do zgryzienia...

Pontyfikat św. Jana Pawła II będzie tematem kolejnego odcinka serii "Pontifex". A w międzyczasie zapraszam do lektury "Uważam Rze Historia", w tym prometejskiego artykułu poświęconego Feliksowi Edmundowiczo Dzierżyńskiemu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz