niedziela, 15 października 2017

Weinstein - czyli bitwa o machinę propagandy

Bill i Hillary Clintonowie ponoć nie rozmawiają ze sobą od tygodni. Niedoszła prezydent śmiertelnie obraziła się na byłego prezydenta, bo wyrzucił do śmieci rękopis jej tragikomicznej książki "What happened". Wcześniej odradzał, by ją napisała. Próbował jej uświadomić, że tylko się ośmieszy wypuszczając takie kurwiozum na rynek. I miał rację. Można Clintonowi wiele zarzucić, ale okazuje się, że wciąż ma politycznego nosa. I dlatego został prezydentem a jego zidiociała małżonka nie.

Ilustracja muzyczna: LMFAO - Sexy and I Know It





Clintonowi swego czasu publicznie dziękował Harvey Weinstein, znany hollywoodzki producent, bohater wielkiej seksafery. Weinstein mówił w jednym z programów telewizyjnych, że jest "bardzo wdzięczny Billowi" i że "tak wiele się od niego nauczył". W 2013 r. Weinsten, wspólnie z aktorką Jennifer Lawrence (jedną z panienek, które przeleciał na wszelkie możliwe sposoby) wręczał Clintonowi nagrodę GLAAD w imieniu przemysłu filmowego. Oficjalnie było to wyróżnienie za zasługi w walce o prawa społeczności LGBT, ale równie dobrze mogłoby nagrodą za życiowy dorobek w dziedzinie heteroseksualnych rozrywek (polityczna poprawność niestety nie pozwoliła nazwać tej nagrody "ruchaczem dekady" czy jakoś tak...). Weinstein mocno wspierał finansowo kampanię Hillary a po wyborach prezydenckich pojawił się na feministycznym marszu w Waszyngtonie - co prawda bez różowego "cipokapelutka", ale zapewne bawił się dobrze oglądając histeryczne wystąpienie Ashley Judd (mówiącej m.in. o tym, że Trump "ma mokre sny o Ivance") tudzież przemówienia o "kobiecej sile" innych aktoreczek, które wcześniej przez wiele lat dogłębnie penetrował. Swego czasu karzełek Putin-Hujło mówił, że zazdrości Izraelczykom prezydenta Mosze Katzava, który "dziewięć kobiet zgwałcił". Weinstaina oskarża o molestowanie ponad 35 kobiet i ta liczba wciąż rośnie.

Wszyscy liberałowie z USA mówią, że sprawa Weinsteina to dla nich "wielki szok". Czyżby? Kilka lat temu Seth MacFarlane prowadząc oscarową ceremonię pozwolił sobie na drobny żarcik. Omawiając nominację do Oscara za najlepszą rolę kobiecą, powiedział: "Nie będą już musiały udawać, że podoba im się Harvey Weinstein". Sala wybuchła śmiechem. Zachowania Weinsteina były więc tajemnicą poliszynela. W 2004 r. i w 1997 r. skutecznie zablokowano artykuły na temat tej seksafery - zaangażowani w to byli m.in. Russell Crowe i Matt Damon. "Zabito" m.in. artykuł w "New York Timesie".  O tuszowanie sprawy są też podejrzewane Amazon Studios, własność koncernu Amazon. Projektantka Dona Karan, na sposób bliskowschodni broni Weinsteina - mówi, że te aktoreczki "same się o to prosiły", bo ubierały się wyzywająco. W ciekawy sposób do sprawy podeszła "Hanoi Jane" Fonda - przeprosiła za to, że przez wiele lat milczała na temat wyczynów Weinsteina, choć doskonale wiedziała, co robił i za swoje milczenie obwiniła... Trumpa. 



Nie popadajmy jednak w napuszoną, feministyczno-purytańską narrację. Owszem Weinstein molestował sziksy. (Masturbowanie się na oczach pierwszy raz w życiu widzianej panienki jest przestępstwem - przynajmniej od 11 września 2001 r. Dzięki Osamo! :) Ale całe tabuny kobiet same też pchały mu się do łóżka. To bowiem stary i sprawdzony sposób zrobienia kariery w Hollywood. Wiele dziewczyn zostało w ten sposób wypromowanych i zrobiło ogromne kariery. Przez wiele lat żadna z nich nie pisnęła złego słówka o Weinsteinie. Bo traktowały przespanie się z nim jako przepustkę do sławy i pieniędzy. Była asystentka Weinsteina wspomina, że przyjmował zawsze bardzo dużo panienek i za każdym razem wyglądało to na relacje za obopólną zgodą. Wbrew temu, co wypisują na różnych chrześcijańskich stronkach, kobiety nie są czystymi i niewinnymi istotkami czerwieniącym się, gdy słyszą aluzje seksualne. Kobiety uprawiają seks za pieniądze (lub inne gratyfikacje) o wiele częściej niż wam się wydaje - i jest to coś, co głęboko siedzi w ich naturze. (Nawet małżeństwo jest formą prostytucji.) Zastanawialiście się czemu tak wiele z nich milczało przez całe lata o zachowaniach Weinsteina? Ashley Judd, jeden z kobiet, które miał on "zgwałcić", zrobiła kiedyś straszliwą aferę z tego powodu, że strażnik na lotnisku powiedział do niej "sweetheart". O "krzywdzie" jaka ją spotkała z rąk Weinsteina nie puściła pary przez wiele lat. Charakterystyczne jest to, że oskarżycielkami są teraz głównie podstarzałe aktorki, czyli takie, które obawiają się konkurencji ze strony młodych, robiących karierę przez łóżko gwiazdeczek.
Są też lasencje, które bronią hollywoodzkiego producenta. Np. Lindsey Lohan (która jest bardzo ciekawym przypadkiem, bo przeszła na suficki islam i robiła sobie sweetfocie z Erdoganem:). Lana del Rey, śpiewała nawet, że "preferuje starszych mężczyzn" i teraz musi się tłumaczyć, że rzekomo nie chodziło jej o Weinstaina. Ciekawe co na to Weronika Rossati? Parę lat temu było głośno o ich "romansie" a Andrzej Żuławski otwarcie pisał, że "puściła się z największym knurem w Hollywood".  Została "skrzywdzona" czy sama się o "krzywdę" prosiła?



Po wybuchu afery wdrożono specjalną procedurę. Zachodni liberałowie i feministki chcą, by nasza uwaga skupiła się na "toksycznej męskości". Weinstein miał cwelić młode aktorki, bo po prostu był białym, heteroseksualnym mężczyzną mający władzę i pieniądze. W III Rzeszy mówiono by, że robił to jest Żydem a w ZSRR, że po prostu wyszła z niego kapitalistyczna natura. Inteligentnych ludzi tego typu "wyjaśnienia" nie powinny zadowalać. Czy bowiem Silvio Berlusconi - inny biały, heteroseksualny, starszy, bogaty mężczyzna - jakąś panienkę molestował? Nie, same pchały mu się do łóżka. Owszem często je za "bunga bunga" nagradzał. Ale nigdy go o molestowanie czy gwałt nie oskarżano - tylko za płacenie za seks 16-latce. Nie musiał bowiem nikogo molestować. Seksu miał bowiem zawsze w obfitości. A Mussolini jakąś lasencję zgwałcił? Historycy zidentyfikowali ponad 600 jego kochanek. Wszystkie same mu nadstawiały wszystkie otwory (a te bardziej biuściaste również swoje dekolty). Żadnej nie zgwałcił, żadnej nie molestował, wiele miło go potem wspominało. Weinstein był hollywoodzkim bogiem. Teoretycznie panienki same powinny ustawiać się przed drzwiami jego sypialni. Jeśli jakimś cudem nie miał powodzenia, to mógł zawsze zamówić sobie tabun ekskluzywnych dziwek i zrobić z nimi imprezę. Mieszkał przecież w Hollywood a nie w klasztorze na Athos. Jeśli był dusigroszem, mógł skoczyć na Filipiny czy do Tajlandii, gdzie za cenę jednej kolacji w nowojorskiej restauracji dla snobów miałby seksimprezę trwającą miesiąc. Jeśli nie lubi Azjatek, to mógł pojechać na łowy do Rumunii czy na Ukrainę, do Kolumbii czy Argentyny. Ludzie bogaci mają nieograniczone możliwości. On jednak wolał cwelić początkujące aktoreczki a później nimi sterować. Chodziło o władzę nad marionetkami. Pięknie jest realizować taki program kontroli umysłu a przy tym pierdzielić o liberalizmie i feminizmie. Problemem nie jest "toksyczna męskość", ale toksyczna kultura liberalnego Hollywood.



Hollywood jest od dziesięcioleci miejsce skandali hetero- i homoseksualnych. (Rolę Weinsteina spełniał tam kiedyś Louis B. Mayer - hollywoodzki gigant.) Przydarzają się tam też czasem takie "niefortunne zdarzenia" jak masakra w domu Polańskiego czy nagłe zejście Stanleya Kubricka po nakręceniu "Oczu szeroko zamkniętych". Verhoeven i Esterhas po zrobieniu "Showgirls" chcieli kontynuować temat i nakręcić film o stosunkach panujących w Hollywood, ale im ten projekt zabito na bardzo wczesnym etapie. Mogli bowiem pokazać zbyt dużo. "Fabryka snów" jest bowiem nie tylko jednym wielkim kurwidołkiem, ale też bezpiecznym azylem dla pedofilów. Mówił o tym choćby Elijah Wood, mówił Corey Feldman, mówią inni aktorzy molestowani w młodości (jest nawet o tym film dokumentalny "Open Secret"). Ileż tam się nazbierało materiałów kompromitujących! Choćby wyciek nagich zdjęć aktoreczek znany jako "The Fappening". Wiele z tych zdjęć było tak samo upozowanych, w podobnym otoczeniu, jak na castingu do produkcji porno. (No i Jennifer Lawrence była tam jedną z głównych atrakcji...) Ile takich rzeczy mają jeszcze na swoich serwerach?

Hollywood to też wielka machina propagandowa wykorzystywana od czasów New Dealu do wtłaczaniu do głów Amerykanów (i mieszkańców całego świata) wartości wygodnych dla liberalno-progressywistycznego establiszmentu. Nie powinno nas dziwić, że wszystkie aktoreczki dymane przez Weinsteina wygłaszały antytrumpowe i proclintonowskie kwestie tak jak zaprogramowane roboty. Ten, kto steruje Hollywood, ten steruje umysłami milionów ludzi.Najbardziej interesujące jest to, dlaczego ta sprawa została ujawniona akurat teraz? Ponoć to sprawka Boba Weinsteina, brata Haveya. Rodzeństwo jest skłócone z powodów biznesowych. A Bob ponoć dostał w swoje ręce materiały umożliwiające mu frontalny atak. To jednak nie wyjaśnia, dlaczego to się stało akurat teraz i kto mu przekazał kompromat? Dlaczego uderzono w tak prominentnego przedstawiciela frakcji bliskiej Clintonom i Obamie? Weinstein był przecież człowiekiem, który opłacał Clintonowi adwokatów. Jego spółkę producencką uznawano za pralnię brudnych pieniędzy na kampanie wyborcze demokratów. Czy ktoś chce przejąć Hollywood niszcząc jedną z największych firm producenckich?



W ekipie Trumpa znalazło się dwóch ludzi z Hollywood: sekretarz skarbu Steven Mnuchin i były strateg Białego Domu Steve Bannon. Mnuchin miał firmę producencką, która stała za takimi hitami jak: "Mad Max. Na drodze gniewu" czy serie o superbohaterach  DC Comics. Jego filmy tak jakby przygotowywały Amerykanów na nową epokę militarystyczno-apokaliptyczną. Bannon swego czasu robił interesy w Hollywood i doskonale zna to środowisko. Clooney nazwał go nawet "niespełnionym scenarzystą". No cóż, poza Białym Domem Bannon wciąż się potajemnie kontaktuje z Trumpem (gdy gen. Kelly'ego nie ma w pobliżu) i robi kampanię przeciwko establiszmentowym republikanom, uczestniczy w rozgrywkach wokół Chin i mógłby puścić wrzutkę o Weinsteinie... Pewną wskazówką może być to, że afera z Weinsteinem popsuła plany Oliverowi Stone'owi nakręcenia filmu o Guantanamo. Film ten miał wyprodukować Weinstein. Stone został zaś też trafiony sekswrzutką - była modelka Playboya twierdzi, że reżyser "JFK" wiele lat temu dotknął na imprezie jej biustu. 

Bitwa o kontrolę nad umysłami Amerykanów wciąż trwa...

***

Jestem szowinistą, ale umiarkowanym. Doceniam istnienie głupich lasencji (o ile oczywiście ich głupota nie jest agresywna i/lub połączona z brzydotą). Ubawiłem się do łez oglądając serial "Aho Girl". A niedawno odkryłem, że mam dużą słabość do Jennifer Lawrence. Może to dlatego, że lubię panienki z "aryjskim" odcieniem włosów i kolorem oczu. Może dlatego, że jej głupota wywołuje u mnie uczucia opiekuńcze. Jennifer Lawrence została totalnie obśmiana przez Paula Josepha Watsona i PewDiePie, ale dajmy jej szansę. To dobra aktorka. Za jakiś czas wejdzie do kin film "Red Sparrow", gdzie gra sowiecką agentkę wykorzystującą seks do roboty szpiegowskiej. Jaka piękna metafora.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz