sobota, 24 października 2020

Valley Forge - zewnętrzna ingerencja w dzieje USA

 

 

Ilustracja muzyczna: Two Steps From Hell - Forgotten September

W amerykańskiej narodowej legendzie szczególne miejsce zajmuje Valley Forge. W tej dolinie w Pennsylwanii zimą 1777/1778 obozowała główna część Armii Kontynentalnej i jej dowódca gen. George Washington. Amerykańscy buntownicy byli wówczas w kiepskiej sytuacji. Armia po prostu marzła i głodowała. W tych "okolicznościach przyrody" doszło do spotkania generała Waszyngtona z Niezwykłym.

Flashback: Samael - Naprawdę fartowny generał



Relacji o tym, co się stało dostarczył świadek tamtych wydarzeń, weteran wojny o niepodległość Anthony Sherman. Opowiedział o tym m.in. pisarzowi Wesleyowi Broadshowi - 1859 roku, gdy miał 99 lat. Relacja została przedrukowana po raz pierwszy w 1880 r. w gazecie "The National Tribune", która później zmieniła nazwę na "The Stars and Stripes" i stała się oficjalnym organem armii USA. Ponownie przedrukowano ją w 1950 r. Sherman rzekomo był świadkiem rozmowy Waszyngtona z jednym z jego oficerów. Dowódca Armii Kontynentalnej wyraźnie poddenerwowany opowiadał, że w jego pokoju pojawiła się "piękna istota", które stała się "świetlista". "Owładnęła" jego umysłem i pokazała mu trzy wizje przyszłości. W pierwszej z nich wielka czarna chmura nadciągnęła nad 13 kolonii znad Atlantyku, ale po krótkiej ulewie się cofnęła. Oczywisty symbol. Później Waszyngton zobaczył jak cały obszar od Atlantyku po Pacyfik zapełnia się miastami i miasteczkami. W drugiej wizji "złowrogie widmo" nadleciało do USA z Afryki i opadło na miasta, miasteczka i farmy. Mieszkańcy Ameryki zaczęli walczyć ze sobą. Pojawił się jednak "anioł" ze świetlistą koroną, na której widać było napis "Unia". Trzymał w rękach miecz i flagę. Powiedział: "Pamiętajcie, że jesteście braćmi". Wojna się skończyła a walczący zaczęli się fraternizować. Potem nastąpiła trzecia wizja. Z Azji, Europy i Afryki napłynęły chmury, które połączyły się w jedną wielką, ciemną chmurę burzową, która ruszyły na Amerykę. Towarzyszyło temu "silne ciemnoczerwone światło". A na chmurze były "hordy uzbrojonych ludzi", którzy zaczęli pustoszyć Amerykę. Wówczas anioł zadął w trąbę i "z nieba zajaśniał blask tysiąca Słońc przebijając się przez chmurę". Z nieba zstąpiły też "legiony białych duchów" i włączyły się do walki po stronie Amerykanów. Inwazja została odparta.


Silne ciemnoczerwone światło w tej wizji wydaje się być oczywistą aluzją do globalnego komunizmu. Z tego powodu wizję przypomniano w "Stars and Stripes" w szczycie Zimnej Wojny, w 1950 r. Wówczas jednak Stalin i Mao nie mieli szans na przeprowadzenie inwazji na USA. Marksizm dokonał jednak inwazji na Amerykę w inny sposób - za pomocą "elit", wielkich korporacji, mediów i uniwersytetów. Pewna Struktura wewnątrz amerykańskiego Głębokiego Państwa starała się jednak programować opinię publiczną na wypadek konwencjonalnej inwazji. Scenariusz w którym dochodzi do regularnej komunistycznej inwazji na USA został pokazany m.in. w klasycznym filmie "Czerwony Świt" z 1984 r. (w remake'u z 2012 r. początkowo planowano pokazać chińską inwazję, ale by nie obrażać towarzyszy z Pekinu, zastąpiono ChRL Koreą Północną), czy też w grach "Homefront" oraz Call of Duty: Modern Warfare 2 i 3. Czyste sci-fi? No cóż, poważni badacze wskazują, że Chiny i USA mogą znaleźć się na wojennej ścieżce, podobnie jak Wielka Brytania i Niemcy w 1914 r. To tzw. pułapka Tukidydesa. A skoro Chiny są tak agresywne obecnie, to jak niebezpiecznym krajem mogą stać się w przyszłości? Nie da się też wykluczyć innego scenariusza. Z sondaży wynika, że dwie trzecie Amerykanów obawia się, że ich kraj jest na krawędzi wojny domowej. Czy gdyby do takiej wojny kiedyś doszło, to na terenie USA znalazłyby się siły "pokojowe" ONZ mające silny chiński oraz rosyjski kontyngent? Czy wizja snuta przez kolesi z ochotniczych milicji od lat 90-tych wreszcie by się spełniła?


Otwarta pozostaje kwestia tego, kto generałowi Waszyngtonowi objawił taką przyszłość Ameryki. Istota, która mu się rzekomo ukazała została później nazwana "Aniołem Wolności" - na XVIII wieczną modłę. "Legion białych aniołów" zstępujących z nieba w "blasku tysiąca Słońc" to również "zjawisko" opisane według ówczesnej siatki pojęciowej. Dzisiaj pewnie użylibyśmy innych słów. Bardziej technicznych. "Blask tysiąca Słońc" kojarzyłby się nam zaś jednoznacznie...

Z proroctwami i wizjami jest tak jednak, że niewiele z nich się sprawdza. Co powiedzieć więc o przepowiedni Josepha Smitha, twórcy religii mormońskiej, mówiącej o wojnie domowej w USA? Smith wygłosił ją w 1832 r. Mówił o wojnie pomiędzy Południem a Północą, która się zacznie w Karolinie Południowej. Południe miało wciągnąć do wojny inne kraje - w tym Wielką Brytanię. (Realnie wciągnęło ją jedynie w sposób hybrydowy.) Precyzja tej przepowiedni wyraźnie kontrastuje z innymi "wizjami" Smitha.  Aż pojawia się pytanie: kto go wtajemniczył w ten plan?


Smith był wyjątkowym oryginałem nawet na tle ówczesnego amerykańskiego, protestanckiego sekciarstwa. Zdołał stworzyć fanatyczną grupę wyznawców, która później prowadziła regularne wojny z rządem USA, czy też z władzami stanu Missouri (masakrując dwa miasta!) i mordowała osadników przejeżdżających przez swoje tereny. Ówcześni mormoni nie przypominali ani Mitta Romneya, ani tych przesadnie miłych kolesi, których wysyła się teraz w świat, by prowadzili działalność misjonarską.

 (Kiedyś z kolegą spotkaliśmy w warszawskim metrze młode mormonki - takie fajne "farmerskie blondynki" z USA. Przyznam, że tego typu misjonarki mogłyby przynieść duży sukces Kościołowi Jezusa Świętych Dni Ostatnich. Są dobrymi materiałami na żony - ułożone dużo lepiej niż inne Amerykanki, trzymające się z daleka od używek - nawet od kawy - i przede wszystkim akceptujące poligamię. Poszliśmy nawet do nich na "katechizację", ale niestety - a może na szczęście - efekt zepsuli ciotowaci młodzi misjonarze, których zachowanie mówiło "jesteśmy w pojebanej sekcie". Ale wyobraźcie sobie, że zamiast tych ciot pukują Wam do drzwi młode, ładne mormonki. Albo Mitt Romney i mówi: "Czy moglibyśmy porozmawiać chwilę o Jezusie i o Trumpie?" :) 


Smith wyprodukował też własne święte księgi na czele z Księgą Mormona - którą najprawdopodobniej zerżnął z powieści fantasy, której treść skopiował w drukarni, w której pracował.

Ale czy Smith rzeczywiście wszystko zmyślił czy też mógł mieć kontakt z jakimiś dziwnymi siłami? No cóż, prorok mormonizmu twierdził, że w 1823 r. spotkał "Anioła Moroni".  Owa świetlista istota miała być widziana również przez innych ludzi. Trzech świadków stwierdziło, że anioł rzeczywiście wręczył Smithowi złote tablice z czasów prekolumbijskich. Moroni był też określany jako "Nephi", co było zapewne odniesieniem do biblijnych "Nephilim". (Tylko skąd Smith znał takie trudne hebrajskie słowa?) W Księdze Rodzaju 6,4 jest mowa o nich jako o "gigantach", w kontekście "synów Bożych" mieszających się z "córkami człowieczymi". Jak wskazywał choćby Zecharia Sitchin bardziej poprawne tłumaczenie "nephilim" to "ci, którzy zstąpili z nieba". Oczywiście anioły, to w różnych religiach istoty zstępujące z nieba. Moroni twierdził jednak, że przybył z konkretnego miejsca na niebie - z Plejad! 



Gdyby Joseph Smith urodził się kilkadziesiąt lat później, zapewne robiłby karierę jako pisarz sci-fi. Tak jak np. Lafayette Ron Hubbard. A tak został twórcą mesjanistycznej religii. W doktrynie jego wyznania jest sporo akcentów sci-fi. Mormoni wierzą, że w Kosmosie istnieje mnóstwo zamieszkanych światów. Jedna z tych planet - Kolob - ma być siedzibą Boga. Mormońska doktryna mówi, że na tej planecie mieszkali: Bóg Ojciec (Elohim), Jezus oraz Lucyfer, którzy razem planowali stworzenie ludzi. Lucyfer jednak stanął na czele rebelii, co zapoczątkowało wielką wojnę w Kosmosie. I w tej wojnie Ziemia jest jednym z frontów. Tak, mormonizm to religia ufologiczna. Wierzenia mormonów były nawet inspiracją dla serialu sci-fi "Battlestar Galactica". Tego opowiadającego o tym jak sztuczna inteligencja stara się dorwać niedobitki rasy ludzkiej. Zresztą pisałem już o tym w serii Phobos...

Flashback: Phobos - Zasiewanie Idei

Flashback: Phobos - Obcy tacy jak my




W tym kontekście bardzo intrygująco brzmi tzw. Proroctwo o Białym Koniu wygłoszone przez Josepha Smitha. Mówi ono, że nadejdą czasy, w których Konstytucja USA "będzie wisiała na włosku". A Republikę uratują wysiłki "Białego Konia". Z jakiegoś powodu ów "Biały Koń" jest uznawany przez mormonów za mormońską starszyznę. Ale przecież to stworzenie ma wiele innych znaczeń mitologicznych i symbolicznych. W Apokalipsie św. Jana biały koń wiezie jeźdźca o imieniu Śmierć. W mitologii nordyckiej Odyn (Wodan) ma białego konia Sleipnira (Ślepnierza), w mitologii słowiańskiej na białym koniu jeździ Swentowit. Biały Koń jest też atrybutem Kalki - ostatniego, "wojennego" awatara wedyjskiego boga Wisznu. Zarówno w Nowym Testamencie, jak i w różnego rodzaju mitologiach Biały Koń jest więc symbolem wojennym. Czyżby więc chodziło o uratowanie Republiki przez jakąś część sił zbrojnych? Symbol Białego Konia ma m.in. 8 Pułk Kawalerii, którego trzy bataliony stacjonują w Fort Hood w Teksasie. 


Po wyborach prezydenckich sytuacja w USA zapewne zrobi się bardzo gorąca. Historia pokazuje, że czasem nawet jedna zdeterminowana jednostka wojskowa znajdująca się we właściwym miejscu i we właściwym czasie potrafi pokrzyżować plany zamachu stanu...

***

Pamiętacie jak dzielny czarnoskóry dżentelmen George Floyd poświęcił się za nas wszystkich i wstrzymał na parę miesięcy pandemię koronawirusa? Zrobił to prowokując tysiące do ludzi do wyjścia na ulice, a ekspertów i media do twierdzenia, że można już bezpiecznie uczestniczyć w wielotysięcznych zamieszkach. Ciekawe czy tak będzie również ze Strajkiem Esesmanek? Feministki od błyskawic wyszły w Warszawie na ulice wspólnie z lewactwem i liberałami, dlatego że uwierzyły w magię. Wierzą, że wirus nie roznosi się na protestach. "Wyborcza" i TVN też w to wierzą. Szamanizm XXI wieku - nie obrażając oczywiście prawdziwych szamanów z takich miejsc jak Mongolia czy Syberia. To prawdziwa rewolucja - w Poznaniu anarchiści pokłócili się, czy okupować pałac arcybiskupa, po czym rozeszli się wyzywając się od liberałów. 

Słychać kwik. Ale czy rzeczywiście warto kwiczeć w kwestii aborcji? No cóż, Kon-sty-tu-cja, w której znalazł się zapis o ochronie życia została napisana przez polityków SLD i UW. Patronowali jej Kwaśniewski i Geremek. Przyjęła ją w Sejmie lewica. Radio Maryja i Solidarność były przeciw. Interpretacja o ochronie życia od poczęcia to pomysł Marka Borowskiego. Zoll i Rzepliński określali aborcję jako morderstwo. Jeśli boli was tylna część ciała, to miejcie do nich pretensje. A jeśli nie chcecie się rozmnażać, to wykażcie się odrobiną rozsądku zamiast sięgać po aborcję. Jest mnóstwo metod antykoncepcji. Zresztą liberałów, komunistów i feministki zachęcam, by się nie rozmnażali - bądźcie eko i nie produkujcie dodatkowego śladu węglowego oraz nie przyczyniajcie się do kultywowania "białego przywileju". Poświęćcie się dla dobra Trzeciego Świata. Poza tym już sama nazwa "Strajk Kobiet" jest wykluczająca i transofobiczna. Marta Lempart w swoim małym, transofobicznym, zaściankowym rozumku nie pomyślała o tym, że nie tylko kobiety mogą mieć aborcję.

Co jednak w przypadku aborcji eugenicznej? Czy można abortować Downa czy dziewczynkę z Zespołem Turnera (a to znaczna większość przypadków aborcji eugenicznej)? Moim zdaniem osoby z niepełnosprawnościami mogą wnosić wiele do społeczeństwa. Zapewne Down byłby lepszym prezydentem Warszawy od "Gównianego Rafałka". Są jednak pewne wady płodu, które nie dają mu szansy na przeżycie ani na godne i świadome życie. W zmienionej ustawie aborcyjnej powinny więc zostać uwzględnione - jako przesłanka "zagrożenia życia i zdrowia". Inna sprawa, że najczęściej aborcja jest bardzo selektywna. Marta Lempart czy stalinowski synalek wicemarszałkini Nowickiej jakoś chodzą po świecie pomimo swoich ułomności. Mamy w Polsce mnóstwo debili, którzy normalnie żyją i nawet robią kariery akademickie, choć są istotami mniej wartościowymi od niejednego niepełnosprawnego. Ich jakoś nikt nie abortował. 

***

A w kolejnym odcinku - w Halloween - bonusowy odcinek serii "Phobos". O Chinach i ich tajnym programie kosmicznym. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz