sobota, 23 maja 2015

Japonia - podróż po nowe inspiracje

"Jebać Szoguna!"
  napis na murze w Edo, 1864 r. 

Podróż do Japonii przyniosła wiele pozytywnych niespodzianek. Przede wszystkim byłem bardzo zaskoczony otwartością Japończyków na kontakty z gaijinami (białymi cudzoziemcami). W kolejce miejskiej w Tokio, w dzielnicy Sumida ("tokijska Praga" - robotnicza dzielnica położona za rzeką, z zakątkami, które czasem niewiele się zmieniały od lat 60-tych), miejscowy dziadzio poczęstował mnie umesho, czyli wódką śliwkową, której butelkę sobie otworzył. W Kioto zaprosiła mnie do kieliszka grupa miejscowych pracowników i pracownic korpo - wystarczyło, że powiedziałem "kampai" ("do dna!") i już zostałem dla nich Fu-chan. Rozmowa z nimi - od tematów poważnych typu Japonia i Polska po seks (prowodyrką tej części dyskusji była dziewczyna najlepiej znająca angielski) - była czystą przyjemnością. W Hiroszimie, w dworcowej restauracji przysiadł się do mnie prezenter lokalnego radia wraz z kumplem czekający na mecz baseballa (Karpie z Hiroszimy przeciwko Jokohamie) i przy piwie Asahi odbyliśmy ciekawą i miłą rozmowę. Bardzo miło też wspominam wizyty w położonym w tokijskiej Akibie barze Queen's Court. Naprawdę zjawiskowe dziewczyny ubrane w fajne stroje w stylu fantasy, z którymi można było fajnie porozmawiać ("Więc ile masz lat? 18?", "Nie, nie, nie... Jestem magiczną istotą i mam 409 lat" :), ciekawi lokalsi odwiedzający ten przybytek i do tego możliwość alkoholowego najebania się "po warszawsku" za 100-200 zł - czegóż więcej chcieć. Byłem dla tych panienek gaijinem-celebrytą :)



Miejscowi mówili, że jestem "lucky". Cały czas przydarzały mi się bowiem niesamowite okazje. W Centralnym Kioto, czyli na imprezowym zadupiu, do baru w którym byłem wszedła maiko, czyli młoda gejsza, z którą cyknąłem sobie fotkę. Zwykle można je spotkać w Gion (przy czym przeważają tam już panie w sile wieku) a samo zrobienie sobie z nimi zdjęcia sporo kosztuje. Ja miałem to za free. :)



W Nara zwiedziłem szintoistyczną świątynię, którą otwarto dla publiczności po raz pierwszy od iluś tam lat. W tokijskiej świątyni Meiji-jingu miałem okazję przyjrzeć się procesji ślubnej. Ale najlepszy numer był na końcu: przez ostatnie dni w Tokio mieszkałem (w pokoju wynajętym poprzez serwis airbnb) u amerykańsko-japońskiego małżeństwa: Eisuke i Rebecki. Rebecca, to była mechanik lotniskowa, podoficer USAF i zarazem cosplayerka. Gdy dowiedziała się, że jestem fanem cosplayu, zabrała mnie event cosplayowy, gdzie odgrywała Sailor Jupiter. Event ten był również koncertem, na którym wystąpili artyści z tamtejszej górnej półki: m.in . Hironobu Kageyama (jego talenty wokalne w linku), Hiroshi Kitadani, Sora Tokui (ufarbowała włosy na blond i założyła zielone szkła kontaktowe) czy słodziutka Haruka Tomatsu. Było tsugoi!



Współczesna Japonia to dzieło Ostatniego Boga Wojny gen. Douglasa MacArthura. To po 1945 r. powstały lub przybrałe na sile specyficzne zjawiska kulturowe sprawiające, że ten kraj jest kawaii. Jednocześnie Japonia ochroniła swoją tradycję. Tam na ulicach rzeczywiście można spotkać ludzi ubranych w yukaty i kimona a miejscowa kuchnia jest przedmiotem dumy. Co warto w tym kraju zobaczyć? Oto moja krótka lista z podpowiedziami:



1. Akihabara, czyli dzielnica Tokio ze sklepami i kafejkami dla otaku. Miejsce, w którym wiecznie trwa karnawał. Można tam dokonać ciekawych obserwacji, odprężyć się w takich lokalach jak Queen's Court czy Bunny Guild (Maiddreaming nie polecam - to już taki McDonald's dla turystów). Ja odkryłem tam fajny sklep ze zboczonymi komiksami oraz przybytek, gdzie można zostać wymasowanym przez pokojówkę. Jest tam również kilka wielkich, kilkupiętrowych seks-shopów - jeśli szukacie prezentu dla dziewczyny, czy po prostu jesteście ciekawi erotycznej inwencji miejscowych, to fajnie jest zajrzeć. :)





2. Świątynia Yasakuni i położone obok muzuem wojskowe - miejsce wzbudzające kontrowersje, bastion nacjonalizmu i rewanżyzmu, ale też zajebista rzecz dla każdego miłośnika historii wojskowości. Wystawiony jest tam sprzęt, który trudno znaleźć w innych muzeach na świecie a wszystko to jest okraszone obrazami w stylu japońskiego realizmu faszystowskiego. Ogólny przekaz jest taki, że Japonia pomogła innym narodom Azji Wschodniej pokonać kolonializm. Polecam muzealny sklepik z pamiątkami.



3. Muzeum pancernika Yamato w Kure, muzeum JMSDF w Kure (z powojennym okrętem podwodnym do zwiedzania)  oraz okręt muzealny Mikasa w Yokosuce (zwycięski pancernik spod Cuszimy). Dodatkowo w Yokosuce można przyjrzeć się współczesnej japońskiej flocie. Ja "cyknął" m.in. helikopterowiec Hyuga,






4. Nara, pierwsza stolica Japonii - przede wszystkim pełen starodawnych świątyń park miejski ze "zboczonymi" jeleniami ("zboczonymi", bo lubią molestować dziewczyny :). Przede wszystkim warto zajrzeć do światyni Todaiji i zobaczyć 17-metrowy posąg Buddy.








5. Kioto z jego świątyniami i zabytkami - warto szczególnie odwiedzić "lisią" świątynię Fushimi-Inari. Klimaty jak z Higurashi! :)






6. Hiroszima - A-Dome i wstrząsające muzeum wybuchu nuklearnego. Widok popalonych mundurków szkolnych założonych na dziecięce manekiny, stopionych domowych sprzętów, dachówek i paznokci czy dziecięcy rysunek pokazujący dziewczynkę poranioną dziesiątkami odłamków szkła robią niesamowite wrażenie, A koło A-Dome kręci sie mnóstwo licealistek w mundurkach szkolnych proszących cię, byś podpisał petycję za rozbrojeniem nuklearnym. Onegai shimasu! I jak tu nie podpisać... Poza tym Hiroszima to bardzo piękne, europejsko wyglądające miasto. Świetnie się tam czułem. Polacam zwałaszcza spróbować tam okonomiyaki,

A poza tym miałem niezły ubaw po pierwszej turze wyborów... :)

 Vril!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz