Ilustracja muzyczna: Los Los Los! - Youjo Senki Ending
Gen. Erich Ludendorff był człowiekiem ze Swarzędza (a dokładniej z wioski Kruszewnia będącej częścią Wielkiego Swarzędza). Feldmarszałek Paul von Hindenburg urodził się w Poznaniu. To intrygujące, że dwóch "ziomków z sąsiedztwa" razem doprowadziło do upadku II Rzeszę, wysłało Lenina do Rosji i niezależnie od siebie pomogło otworzyć drogę do powstania III Rzeszy. Nie stanowili oni bynajmniej żadnej prometejskiej konspiracji. Po prostu byli produktem pruskiej armii i jej ograniczonych horyzontów strategicznych.
Hindenburg był weteranem wojny z Austrią w 1866 r. i wojny z Francją w 1870 r. W chwili wybuchu pierwszej wojny światowej ściągnięto go do armii z emerytury. Młodszy od niego Ludendorff był początkowo typem wojskowego biurokraty podlizywującego się feldmarszałkowi von Schlieffenowi (autorowi chybionego planu przewidującego atak na Francję poprzez neutralną Belgię i tym samym sprowokowanie wejścia Wielkiej Brytanii do wojny światowej). Zabłysnął dopiero podczas oblężenia Liege i jako szef sztabu Hindenburga podczas bitew pod Tannenbergiem i nad Jeziorami Mazurskimi. Temu duetowi generałów udało się pokonać kiepsko dowodzone wojska rosyjskie, co sprawiło, że zostali "zbawcami Niemiec". Wojna z Rosją szła im przez pewien czas ze zmiennym szczęściem, ale w latem 1915 r. armia carska była już wyparta z Kongresówki i części ziem zabranych. Podczas dowodzenia na Wschodzie, Ludendorff wspierał pomysły przebudowy Europy Wschodniej w system państw zależnych od Niemiec i podlegających niemieckiej kolonizacji oraz germanizacji. Snuł nawet plany przyłączenia Krymu do Niemiec. Uważał oczywiście, że mieszkańcy dawnego Imperium Rosyjskiego to narody "pozbawione prawdziwej kultury", które można bezkarnie eksploatować gospodarczo. W sierpniu 1916 r., licząc na cud, awansowano Hindeburga na szefa sztabu generalnego. Ludendorff został kwatermistrzem generalnym armii cesarskiej, ale w praktyce wspólnie z Hindeburgiem tworzył quasi-dyktatorski wojskowy duet. Ten tandem sypał pomysłami o niezwykłych implikacjach strategicznych, które zsumowane doprowadziły do klęski II Rzeszy. (Ciekawe, kto im te pomysły podpowiadał? M.in. syn bliskiego współpracownika Mazziniego, watykańsko-prometejski agent Bogdan Hutten-Czapski?)
Flashback: Największe sekrety: Archanioł - Miecz ognisty
I tak np. Ludendorff był jedną z sił stojących za Aktem 5 Listopada, czyli początkiem odbudowy państwowości polskiej. Z podpuszczenia Hutten-Czapskiego uznał, że dobrym pomysłem jest uzbroić polską armię. Nie przewidział, że budowana za niemieckie pieniądze przez Piłsudskiego tajna armia odbierze później Niemcom Wielkopolskę i Śląsk a odrodzona Polska dostanie "Korytarz Pomorski".
Za radą Hutten-Czapskiego, sztab generalny kierowany przez Hindenburga postanowił wdrożyć plan Aleksandra Parvusa (skopiowany w dużej części z planu Sułkowskiego z 1797 r.) mówiący o wywołaniu rewolucji w Rosji. Niemiecki sztab generalny zaczyna finansować bolszewików i wysyła Lenina do Rosji w zaplombowanym pociągu. Niemieccy jeńcy włączają się do sił bolszewickich. Jeden z ich oddziałów defilując przed Leninem, zamiast skandować umówione hasło: "Niech żyje Rewolucja!", skanduje: "Niech żyje cesarz Wilhelm!". Lenin oddaje Niemcom w Brześciu ogromne tereny od Finlandii po Gruzję i wyłącza Rosję z wojny. Niemcom to na niewiele jednak pomaga. Nie są w stanie utrzymać porządku na tych terenach i właściwie wykorzystać ich gospodarczo. Mimo pokoju brzeskiego, trzymają tam 1 mln żołnierzy. Po traktacie w Brześciu gen. Max Hoffman po pokoju brzeskim przewidywał, że bolszewicy zaczną robotę wywrotową w Niemczech i jak się okazało miał rację. Mało kto wówczas wiedział, że zwrot polityczny podjęty przez sztab generalny w 1916 r. był sabotażem tajnych rozmów pokojowych prowadzonych przez Kaisera z jego krewniakiem carem Mikołajem II. Pogrążona w kryzysie gospodarczym Rosja mogła się wycofać z wojny nawet bez Lenina. Być może rozwiązanie to pozwoliłoby uniknąć ruiny imperium niemieckiego.
Ludendorff z Hindeburgiem wpadli też na genialny pomysł, by sprowokować wejście USA do wojny za pomocą nieograniczonej wojny podwodnej i obiecywania Meksykowi pomocy w odzyskaniu kilku amerykańskich stanów (to drugie akurat było genialnym pomysłem ministra spraw zagranicznych Arthura Zimmermanna, który uczestniczył wcześniej w finansowaniu bolszewików). Wiosną 1918 r. Ludendorff rozpoczyna wielką ofensywę na Zachodzie - Operację Michael lub Kaiserschlacht. Początkowo Niemcy posuwają się jak burza, bo Brytyjczycy przerzucili duże siły do Palestyny, ale ofensywa ma jeden ważny mankament - nie ma żadnego celu strategicznego. Niemiecki sztab generalny nie wie, co robić po przełamaniu frontu, w którym kierunku kontynuować uderzenie. Na front nadchodzą świeże siły amerykańskie i powstrzymują ofensywę. Morale wśród niemieckich żołnierzy siada. Ludendorff też się załamuje i zostaje we wrześniu wyrzucony ze stanowiska przez cesarza. W listopadzie to jednak wojskowi są górą. Cesarz musi uciekać z Niemiec po rewolucji a armia de facto przekazuje władzę socjaldemokratom, którzy na polecenie armii podpisują rozejm. Potem Ludendorff tworzy legendę, o tym, że "żydowscy socjaldemokraci wbili nóż w plecy niezwyciężonej armii niemieckiej". W następnych latach Reichswehra hojnie wspiera nacjonalistyczne organizacje paramilitarne, rozwala co głupszych komuchów w stylu Liebknechta i Róży Luksemburg a jednocześnie prowadzi szeroką współpracę z Sowietami. (Współpraca ta zaczęła się jeszcze przed Rapallo, bo w marcu 1921 r. Zresztą już w 1920 r. Niemcy szykowali się do sojuszu z bolszewikami. Np. 13 sierpnia 1920 r. bolszewicy przekazali Reischwehrze Działdowo.)
W poprzednim odcinku serii Dies Irae wspomniałem o tym, że Ludendorff był jednym z działaczy stowarzyszenia Aufabau, które pomogło ukształtować program i światopogląd Hitlera. Jego rola jest znacznie szersza, bo po stłumieniu Bawarskiej Republiki Rad, realizuje on plan przekształcenia Wolnego Landu Bawarii w bastion freikorpsów, swoisty militarystyczny Piemont, który ma przejąć później kontrolę nad resztą Niemiec. W ramach tej strategii malutka partia NSDAP jest zasilana tysiącami bojówkarzy z freikorpsów i zdobywa wiodącą pozycję na scenie nacjonalistycznej. Ludendorff wspiera w 1920 r. pucz Kappa w Berlinie a w listopadzie 1923 r. jest obok Hitlera przywódcą puczu monachijskiego. (Jak zauważa Volker Ullrich w swojej znakomitej biografii Hitlera naziści zaczęli wdrażać podczas tych dwóch dni program terroru, który rozkręcili w 1933 r. Przy jednym z zabitych SA-manów znaleziono plany powołania obozów koncentracyjnych i listę osób przeznaczonych do uwięzienia w nich.) Zamach stanu nie udaje się jednak - po części dzięki nieudolności Ludendorffa. Wywołując wściekłość Hitlera wypuszcza na słowo honoru bawarskiego premiera Gustava von Kahra i pozwala mu zebrać siły potrzebne do stłumienia puczu. (Hitler ma od tego momentu Ludendorffa za starego durnia i dystansuje się od niego.) Do akcji wkracza również nuncjusz papieski ks. Eugenio Pacelli. Wysyła on do bawarskich żołnierzy szanowanego jezuickiego kapelana, weterana-inwalidę odznaczonego Krzyżem Żelaznym, który przekonuje ich, że nie da się łączyć poparcia dla Hitlera i Ludendorffa z katolicyzmem. Żołnierze ci posyłają później salwę w zaskoczony tłum
W następnych latach Ludendorff jest na kompletnym marginesie politycznym. Ośmiesza się powierzając oszczędności oszustowi, który obiecuje mu alchemiczną zamianę rtęci w złoto. Jeszcze mocniej ośmiesza go jego nawiedzona żona Mathilde von Kemnitz. Głosi ona poglądy religijne jeszcze bardziej dziwaczne niż pastor Chojecki. Twierdzi np. że Dalajlama kontroluje Żydów, których wykorzystuje do niszczenia narodu niemieckiego za pomocą Watykanu, marksizmu i masonerii. (A co jeśli miała rację?) Obdarzony niezwykłymi zdolnościami aktorskimi i talentem komediowym Hitler często w gronie współpracowników parodiuje żonę Ludendorffa wywołując salwy śmiechu. Feldmarszałek August von Mackensen, mówi o Ludendorffie "ten człowiek jest chory". Hindenburg stara się unikać dawnego towarzysza broni również mając go za chorego pojeba.
Zwłaszcza, że w 1925 r. Hindenburg ponownie przerywa sobie emeryturę i wygrywa wybory prezydenckie. (Ludendorff zdobył w tych wyborach 1 proc. głosów.) Staje się opoką systemu politycznego Republiki Weimarskiej. O jego roli dużo mówi choćby to, że o ile w 1925 r. był kandydatem konserwatywnej prawicy, to w 1932 r. został wybrany ponownie głosami socjaldemokratów. W 1930 r. zaczyna przekształcać system polityczny. Nie chcąc dopuścić lewicy do władzy robi kanclerzem polityka partii Centrum Heinricha Bruninga. Rządzi on dwa lata bez poparcia w Reichstagu, dzięki kruczkom prawnym i poparciu prezydenta. Głównym zadaniem jego rządu jest wpędzanie kraju w spiralę deflacyjną, podobną jak w ostatnich latach Niemcy zaaplikowały Grecji. Kryzys gospodarczy się pogłębia, komuniści i naziści rosną w siłę, ale Hindenburg odgrywa rolę tamy przeciwko radykałom. Wielokrotnie ich przeczołguje i upokarza. Blokuje Hitlerowi i NSDAP próby tworzenia rządu. W 1932 r. miażdży i ośmiesza Hitlera w wyborach prezydenckich. O przywódcy narodowych socjalistów mówi: "Nie oczekujecie chyba panowie, że uczynię tego austriackiego gefrajtra kanclerzem Rzeszy." i "Nie mogę ponosić odpowiedzialności przed Bogiem, swoim sumieniem i ojczyzną za powierzenie całkowitych rządów jednej partii, i to do tego partii o jednostronnym nastawieniu przeciwko ludziom o innych poglądach." Chwyta się wszelkich parlamentarnych i administracyjnych sztuczek, by zablokować drogę do władzy nazistom. Aż nagle dokonuje wolty...
Na przełomie maja i czerwca 1932 r. bez wyraźnej przyczyny rozwala rząd Bruninga. Zwołuje nowe wybory, a po kilku miesiącach następne. Tymczasowym, nie mającym poparcia w parlamencie premierem jest Franz von Papen, polityk wywalony z partii Centrum, były dyplomata a w czasie I wojny światowej szef rezydentury niemieckiego wywiadu wojskowego w Nowym Jorku. Po fiasku kolejnej próby utworzenia rządu przez von Papena, kanclerzem zostaje gen. Kurt von Schleicher (o którym szerzej napiszę w następnym odcinku serii Dies Irae), człowiek z samego serca niemieckiego Głębokiego Państwa. Teoretycznie wszystko wskazuje, że Hindeburg poprze jego rządy. Tak się jednak nie staje. Prezydent, za namową von Papena nagle popiera Hitlera. Gdy Hitler tworzy rząd, Hindenburg wspiera jego działania mające na celu zniszczenie wszystkich poza NSDAP partii politycznych, ustanowienie dyktatury i państwa totalitarnego. (Po szczegóły tych niezwykle ciekawych gier politycznych odsyłam do książki "Hitler. Narodziny zła" Volkera Ullricha.) Hindenburg jako "zbawca Niemiec", wojenny bohater i przedstawiciel starych elit w niesamowity sposób uwiarygadnia Hitlera. Skąd się wzięła taka wolta?
Jedna z teorii mówi, że Hindeburg poczuł gdzie są pieniądze. Miał zadłużony majątek ziemski w Prusach a Hitler podczas spotkania z jego synem Oskarem obiecał, że prezydent dostanie naprawdę dużą kasę
Hindeburg zmarł 2 sierpnia 1935 r. w wieku 86 lat w swoim majątku Neudeck (Ogrodzieniec) w okolicach Iławy. Przed śmiercią zaakceptował Noc Długich Noży i mówił Hitlerowi o konieczności przywrócenia monarchii. Hitler uznał, że stary pierdziel bredzi. Ale i tak urządził mu pełen przepychu pogrzeb w Mauzoleum Tannenbergu. Wyraził potem życzenie, że też tam chce zostać pochowany. (I być może tak się stało.) Ludendorff powrócił do łask po dojściu Hitlera do władzy. Hitler złożył mu niespodziewaną wizytę w jego 70-te urodziny proponując mu buławę feldmarszałkowską. Ludendorff odmówił mówiąc, że taki zaszczyt zdobywa się na polu bitwy a nie na herbatce. Napisał w 1935 r. książkę "Wojna totalna" w której przewidywał nadchodzącą wojnę i domagał się pełnej mobilizacji całego narodu. Zmarł w grudniu 1937 r. i miał pogrzeb z honorami. I pewnie się teraz w grobie przewraca widząc jak go sportretowali w "Wonder Woman"...
***
W następnym odcinku o kluczowym momencie w tej historii czyli o Nocy Długich Noży. Jak się przekonamy turbogej Roehm nie był wcale najważniejszym celem tej czystki.
***
Dzisiaj zmarła w wieku 88 lat (!) Gudrun Himmler, córka Heinricha Himmlera. Stała na czele organizacji "Cicha Pomoc" pomagającej niemieckim zbrodniarzom uciec przed sprawiedliwością. Przed jej śmiercią okazało się, że na początku lat 60. pracowała jako sekretarka w zachodnioniemieckim wywiadzie BND.
***
Wpadła mi ostatnio w ręce książka "Koń trojański" J.R. Nyquista (z którym miałem okazję korespondować) wydana przez znane nam wszystkim Wydawnictwo Piwniczne. Obśmiałem się, gdy znalazłem w niej rozdział, w którym autor gwałtownie zaprzecza, by Wall Street finansowała bolszewików. "Przecież udowodniono, że finansował ich niemiecki minister spraw zagranicznych Arthur Zimmermann!". Autor jakoś nie drąży tego, kto finansował Zimmermanna. :)
Bonco Bill niczym rasowy marcowy emigrant natomiast napisał ostatnio tekścik bijący w "polski antysemityzm". Przytacza jakiś liścik Barbary Toporskiej podsrywający AK za jej stosunek do Żydów i wybiela komunistyczne bandy w stylu grupy Bielskiego (narzekając, że tych degeneratów nie chciano przyjąć do AK). Racja, AK straszliwie ta sprawa obciąża - to że za mało takich bandytów w stylu Bielskiego posłała do piachu. A co do Barbary Toporskiej - no cóż, Mackiewicz związał się z idiotką, ale przecież kobietę się zwykle wybiera patrząc na inne walory niż umiejętności analityczne.
Skoro już jesteśmy w marcowych klimatach (Nina Karsov, Szymon Szechter), to wspomnę, że sobie ostatnio przypomniał film "Różyczka". Polecam, mimo kilku historycznych wpadek. Po ponownym obejrzeniu go wpadłem na taki pomysł: stworzyć film o Marcu '68, który zmiażdży filmy Pawlikowskiego. A można to zrobić robiąc film o gejach - a tu idealnym bohaterem byłby Jerzy Zawieyski. Koleś był turbogejem i można by zrobić film o nim film wyjaśniający w jaki sposób Adaś Michnik nabawił się jąkania. Historię o tym jak esbek podsyła mu kochanka, o którego jest później zazdrosny. Polskie "Brokeback Mountain"... Wyobraźcie sobie scenę, w której Zawieyski konfrontuje się z ormowcem na dziedzińcu UW, a później wychodzą razem z bramy, obejmując się i rozmawiając o literaturze...
***
A co do pewnych ustaleń dyplomatyczno-międzyrządowo-sojuszniczych z ostatnich dni: do wroga, który nie działa przeciwko nam otwarcie uśmiechamy się, zapewniamy go o swojej przyjaźni i robimy mu nawet czasem przysługi. Ale jednocześnie w głębi duszy modlimy się o jego zdechnięcie w najgorszych męczarniach. Gdy wróg słabnie wykorzystujemy okazję, by wbić mu nóż w plecy i skopać leżącego. Tak jak prometejska konspiracja w Niemczech, Austro-Węgrzech i Rosji na początku XX w. Bierzmy przykład z hrabiego Hutten-Czapskiego, Leona Billińskiego i księcia Świętopełka-Mirskiego.