sobota, 15 lutego 2014

Sny #12: Boku no Pico to opowieść o chłopcach z Falangi

"Kiedy będzie druga część?"
 hrabia Jędrzej Zdzisław Stefan Pafnucy Kalasanty Heliogabal etc. Jabłoński


MechaBartyzel został pokonany w najbardziej epickiej bitwie od czasów wojny Yom Kippur i rzucony na pożarcie kotom dra Targalskiego. Urbanoid spędził upojne chwile z premier Tajlandii Yingluck Shinawatrą. Ego Waldemara Łysiaka zderzyło się z ego Ridleya Scotta prowadząc do kosmicznej katastrofy. Sojusz ziemskiego Radykalnego Centrum (Fox), prawicowych ekscentryków i pokojówek z Planety Wielkich Cycków kontratakuje przeciwko złym monarchistom z Planety Polerowania Berła oraz ich władcy padyszachowi Szaddamowi IV Wielomskiemu. Miejscem kontruderzenia jest pustynna planeta Analia - wszechświatowe centrum wydobycia lubrykantów i azotynów alkilu (poppers). Jest tam również trzymany w gejo-monarchistycznej niewoli hrabia Jabłoński. Radykalne Centrum i pokojówki wywołują tam antymonarchistyczną i homofobiczną Rewolucję, buntują pustynne plemiona i czerwie doprowadzając w ten sposób do załamania dostaw poppersów do Klubów Zachowawczo Monarchistycznych w całej galaktyce. Szaddam IV Wielomski przybywa na miejsce z 40 legionami sardaukarów z Falangi, otacza swój obóz wielkim murem i przygotowuje się do decydującej bitwy...




"Galaktyka Kurwix zamieszkała przez monarchistów, została zaatakowana przez złych, homofobicznych neokonów. Powstrzymać ich może jedynie załoga Katechonicznego Patrolu, na której czele stoi: Katechon Cyryl!" - padyszach Szaddam IV Wielomski oglądał już ten odcinek Katechona Cyryla, więc zmienił kanał. Trafił akurat na program muzyczny. Janek Bodakowski, przywódca Madao Prawicy, grał na gitarze i wył:
- Kaaaaaartooooon, kaaaaaaartoooooon!!! W zimną noooooooc ooooooooochroooooooni mnieeeeeee!!!
 Kaaaaaaaaaaroooooonoooooooowy bóóóóóóóóóg, uuuuuuuulicaaaaaaami meeeeeeego miaaaaaastaaaa snuuuuuuje się!!!
- Kurde mogliby dać "Boku no Pico", to jedyne anime, które mi się podoba... - westchnął Wielomski i wyłączył telewizor. Jego podczaszy Konrad Ręczny postawił mu na biurku szklankę mleka, cicho wzdychając: - Sancti maestri...
Padyszach gniewnie spojrzał na mleko po czym energicznie chwycił szklankę i chlusnął jej zawartością Ręcznemu w twarz.
- Aaaaaaa.... - wył przerażony podczaszy, konwulsyjnie się trzęsąc i skrywając twarz w dłoniach.
-  Fałszywe jak podpisy w twoimi listami wyborczymi!!! Spienione!!! Ile razy ci mówiłem, że nienawidzę spienionego mleka!!! - wydzierał się Wielomski.
Po chwili się uspokoił. Pomyślał, że powinien sprawdzić, co się dzieje u chłopców z Falangi.

***


Szczotland Laseczki i inni działacze Falangi leżeli na pufach, sofach i szezlągach w sali tronowej ubrani w kolorowe, letnie sukienki. Ich twarze "ozdabiał" krzykliwy makijaż a głowy damskie peruki. Relaksując się przed bitwą, ten nowy hufiec tebański, oddawał się dyskusjom na temat filozofii Dugina i Evolli.
- Cóż ten atlantycki chłystek Fox wrzuca na swojego face'a! Japońskie porno i fotki z cospleyów z biuściastymi panienkami! Jak tak można! Wielkie biusty - i ogólnie kobiece ciała -  są przecież takie nieestetyczne... - wyrzucał swe żale Szczotland.
- No tak, zwisają im te wymiona, biodra mają zbyt szerokie i coś im cieknie spomiędzy nóg... - wyrażał swe obrzydzenie falangista ubrany w kwiecistą sukienkę.
- Gdy pokonamy atlantystów, wszędzie przywrócimy grecki ideał piękna! - ożywił się Szczotland.
- Grecki ideał piękna, to bizantynizm turanie! - przerwał im rozmyślania skuty w dyby w rogu komnaty hrabia Jędrzej Zdzisław Stefan Pafnucy Kalasanty Heliogabal etc. Jabłoński, zapomniany jeniec brutalnej wojny pomiędzy mieszkańcami dwóch zboczonych planet. Na jego nieszczęście falangiści to usłyszeli i skierowali w jego stronę swoje pożądliwe spojrzenia.
- Oj, oj, oj nasz słodziutki słodziaczek się odezwał i nie podoba mu się biznatynizm-turanizm. Ale my już sprawimy, że ci się misiu-pysiu spodoba... - trajkotał falangista w kwiecistej sukience.
- Oj, taki miły monarchistyczny chłopczyk, a mu się bizantynizm nie podoba... Co ci jeszcze nie pasi moje ty złotko? - udawał oburzenie Laseczki.
- Wy mi się zboczeńcy nie podobacie!!! Gdzie wasz rozum i godność człowieka!!! Czemu nosicie te kiecki?! - wydzierał się przerażony hrabia Jabłoński.
- Bo są śliczne - bezceremonialnie odpowiedział Laseczki.
- O ile na Ziemi zachodzą nas od tyłu Judajczykowie, to tutaj... - rzucił przykuty do ściany redaktor Michalkiewicz.
- Święty Pafnucy, patronie dynastii burbońsko-parmeńsko-szlezwiko-holsztyńsko-sasko-kobursko-gotajsko-bawarskiej!!! Co zrobiliście temu wybitnemu prawicowego publicyście!!! Już wolę od was zboczeńców tego lewaka Foxa, który co prawda nazywa się centrystą, ale tak naprawdę jest lewakiem, bo wszyscy na lewo od Ludwika XVIII są lewakami, i jest miłośnikiem biologiCYCyzmu, ale przynajmniej nie jest takim dewiantem jak ci młodzieńcy tutaj!!! - wydzierał się Jabłoński.
- Foxa?!? Phi... tego...phi...smoleńskiego atlantystę!!! - żachnął się Szczotland, po czym dodał z chytraśnym uśmieszkiem: - Jak spotkasz się z Czarnym Bartyzelem, to zmienisz  zdanie...
Do komnaty wkroczył tanecznym krokiem Czarny Bartyzel - wielki Murzyn ubrany w lateksowe spodnie i białe futro, obwieszony złotymi łańcuchami i zegarami, dzierżący wysadzaną diamentami laskę alfonsa i dumnie noszący na głowie karlistowski beret. Obgryzł udko kurczaka z Kaiser Soeze Fried Chicen, rzucił kość na podłogę i zaczął nawijkę: - Yo, yo, yo niggas... Gdy mój ziomal Ludwik XVIII wracał do Compton, to jego czarnuchy chciały zrobić z dupy jesień średniowiecza konetablowi pieprzonej Francji. Wówczas mój ziomal Ludwik mówi im: "No shit! Ten konetabl to białas i prawdziwy mother fucker, ale to nadal kontebl Francji. Jak więc jakichś czarnuch go odstrzeli, to będzie miał przejebane!".Tak było czarnuchy! Bez żadnego kitu!
- Czemu Bartyzel jest czarny?!? Czy nie załatwiliśmy go w poprzedniej części?! Co mu zrobiliście?!? Profesorze Bartyzel, czy tak kończy się fascynacja bizantynizmem?!? Fox ratuj mnie!!!- darł się zbaraniały hrabia.

***
- Ooooooo, taaaaaak doooobrzeeeee dziewczyno.... - wzdychał Fox. Leżał twarzą w dół a  lubieżna brunetka w stroju pokojówki siedziała na nim okrakiem i energicznie masowała. Komandor Jaszczur siedział na stosie czaszek oficerów WSI popijając z czaszki oprawionej w srebro koktajl złożony z  rakiji z Jasenovaca, mongolskiego kumysu i krwi komunistów. Doktor Targalski głaskał po głowie blondwłosną pokojówkę z kocimi uszkami i kocim ogonkiem, mającą na dłoniach puchate rękawice imitujące kocie łapki. Przyjemnie mruczała łasząc się do niego.
Fox nagle podskoczył, nieco skonfudowany spojrzał na masującą go pokojówkę i wycedził:
- Zboczona kobieto... bawisz się moimi kulkami...
- Aro aro! Panie, nie mogłam się powstrzymać! - lekko się rumieniła a w prawej dłoni trzymała garść szklanych, kolorowych kulek.


- Trzeba pomówić o tym, jak przeprowadzimy szturm na obóz padyszacha... - przerwał im zabawę Targalski.
- To proste. Wpadamy i napier... tępych ch...ów! - zaproponował Jaszczur.
- Trzeba będzie przerwać mur uderzeniem nuklearnym, za którym pójdzie atak czerwi i pokojówki wykorzystujące broń soniczną. Można by też użyć czegoś mającego moc rażenia porównywalną z bombą atomową, np. książki "Resortowe dzieci"... - snuł swój plan Fox.
- Hmmm!!! Akurat książka "Resortowe dzieci" to książka chybiona, która nie służy debacie publicznej, no bo jak tak można oskarżać Monikę Olejnik, że jej stary to cenzu-cenzu, lub zarzucać bohaterom z NZS, przy których Rambo wymięka, że mieli dziadków w Informacji Wojskowej, bo trzeba, by nasza mowa była jak trawa, chwiała się na wietrze, trzeba bowiem mówić, że będzie lało albo wiało, a może spadnie grad, nie można bowiem oceniać, bo niektórym zrobi się przykro... - do rozmowy wtrącił się intruz wyglądający na totalnego nudziarza, który gdyby nosił okulary byłby definiowany tylko przez okulary, a ponieważ ich nie nosił, był definiowany jedynie przez wielką pustkę ziejącą z jego publicystyki.
Targalski, Jaszczur i Fox wściekle się w niego wpatrywali. Pokojówka z kocimi uszkami agresywnie szczerzyła zęby i zaczęła syczeć na intruza.
- Co to za jeden? - wycedził Fox.
Lubieżna brunetka wzięła głęboki oddech, wbiła palce w jego ciało (sprawiając, że Fox zaczął syczeć z bólu) i wyjaśniła:
- Panie, to Piotr Zajemba z Planety Ciotowatej Prawicy, jeden z wrogów Radykalnego Centrum. Jedno twoje słowo i już po nim.
Zajembie towarzyszył młodszy kolega lekko stylizujący się na hipsterskiego luzaka. Wydzierał się:
- Jak śmiecie wy smoleńskie prymitywy szkalować moje zajebistego przyjaciela Piotra Zajembę, najwybitniejszego prawicowca, wybitnego specjalistę od wszystkiego, arbitra elegancji i siłę spokoju. Piotrze! Jesteś zajembisty!!!
- Panie, nie wytrzymam, pozwól mi się nad nimi poznęcać! - ekscytowała się lubieżna brunetka wciskając twarz Foxa w swój biust. - Hmmmmmmm...... - mamrotał Fox.
Blondynka z kocimi uszkami syczała szykując się do skoczeniu Zajembie do gardła. Ze złośliwym uśmieszkiem na ustach wstrzymał ją gestem doktor Targalski. W pobliżu słychać było coraz bardziej intensywne miauczenie. Z cienia wyłoniła się wataha kotów z demonicznie święcącymi się na czerwono oczami. To były zwierzęta dra "Behemota".
- Bierz ich Doraemon! - rozkazał swojej menażerii.
Koty z demonicznym piskiem na Zajembę i jego towarzysza wciągając ich w mrok. Trysnęła krew.

***
- To co zrobiliście było skrajnie nieodpowiedzialne i obrzydliwe!!! To było wbrew naturze - z oczu hrabiego Jabłońskiego płynęły rzewne łzy.
- Oj słodziaczku, słodziaczku. My ci tylko przeczytaliśmy dzieła zebrane Dugina. Myśleliśmy, że jak się z nimi zapoznasz, to przyznasz nam rację, że sukienki, które nosimy są śliczne... - Szcztoland droczył się z nim z zalotnym uśmiechem na ustach. Po chwili dodał: - Zaraz przeczytamy ci Szczepana Twardocha...
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!! - przejmujący krzyk hrabiego był słyszalny w całej galaktyce.
Tratatata!!! Zabrzmiały fanfary. Umilkły rozmowy i śmiechy. Do sali tronowej wkroczył padyszach. Ubrany był w paradny mundur: skórzane buty na wysokim obcasie jak u Bayonetty, siateczkowe pończochy i gorset obwieszony rosyjskimi,   północnokoreańskimi, syryjskimi, libijskimi i kubańskimi odznaczeniami.


- No i jak tam moje cukiereczki! - zwrócił się do swoich wiernych sardaukarów.
- Całkiem klawo! Mamy tu jednego takiego słodziaka! - chóralnie odpowiedzieli.
- Słodziaka... A rzeczywiście! Jaki słodki! Prawie jak Winnicki! Tylko mam nadzieję, ze nie ceni się tak wysoko jak Winnicki...
- Dlaczego profesor Wielomski nosi gorset i pończoszki?! Kto mu przyznał te tandetne blaszane ordery?!? Co on ma do Winnickiego ?!? Czemu uważa mnie za słodkiego?!? Czemu zboczyliście ze ścieżki łacińskiego Okcydentu zboczeńcy?!?! Jak tak możecie ?!? - ekscytował się hrabia.
- Yes we can! - zaintonował Czarny Bartyzel.
Sytuacja stała się jeszcze bardziej surrealistyczna, gdy do komnaty tronowej wjechał na drewnianej platformie wielki słój z ogromną mątwą w środku, mającą oblicze Siergieja Ławrowa. Mątwa pływała w mętnej, brązowej substancji. Ściany słoja miały barwy ukraińskiej flagi. Widniał na nich napis: "I support Yanukovitch". (Prawdę mówiąc ten słój z wielką mątwą wyglądał prawie jak fejsowy awatar Jana Cyraniaka.)
- To razwiedka...? A nie... To tylko rozwielitka... - mamrotał przykuty do ściany Michalkiewicz.
Wielka Mątwa Ławrow przemówił:
- Putin pyta się co się stało z jego dostawą przyprawy...
Padzyszach padł na kolana, zaczął bić czołem o podłogę i się tłumaczyć:
- Ja rab twój, ja rab twój... Wybaczcie zakłócenia w dostawach, ale wraży imperialistyczni neokoni uprawiają nam tutaj sabotaż jak w Syrii czy na Ukrainie...
ŁUBUBUDU!!! Ziemia zatrzęsła się a mury potężnej twierdzy zaczęły się rozpadać. Przez powstające w nich szczeliny przebijał się blask tysiąca słońc. To było nuklearne uderzenie. Nad obozem rozszczepiono atom pochodzący z książki "Resortowe dzieci". Ledwo opadł radioaktywny pył a do ataku ruszyły czerwie, pustynne plemiona i biuściaste pokojówki. Prowadziło ich wszystkich antymonarchistyczne słowo mocy, dźwięk rozbijający mury: "Nie ma Mikołaja!".
Wielki czerw przebił się do sali tronowej. Padyszach lustrował go wzrokiem z przerażeniem, podziwem i zazdrością.
- Uuuuu, coś mi to przypomina... Ciekawe, czy się zmieści... - pochylił się tyłem w stronę czerwia.
Wkrótce na miejscu pojawił się Fox, któremu towarzyszyła różowowłosa dziewczyna trzymająca w ręku wielki nóż. Pokazał jej Wielomskiego i jego kompanów:
- Widzisz, to te pedały chcą ci uwieść Yukkiego...
W oczach różowowłosej stalkerki pojawił się morderczy błysk a na twarzy wiele mówiący uśmieszek.


- Ahhhh pokroję was na kawałki i Yukki będzie ze mnie zadowolony! - rzuciła się na nich. To już nie była bitwa. To była masakra.

***
Starcie zakończyło się pełnym zwycięstwem Radykalnego Centrum i jego sojuszników. Po bitwie przyszedł czas na splendory. Pokojówki z Planety Wielkich Cycków postanowiły nagrodzić neofeudała bez ziemi, hrabiego Jabłońskiego, za to, że wytrzymał horror niewoli u chłopców z Falangi. 

Odziany w rozklekotaną, pozbawioną hełmu, zbroję hrabia Jabłoński ukląkł na jedno kolano przed rudą, biuściastą pokojówką w typie Rias Gremory. Z obu stron otaczał go szpaler jej równie hojnie obdarzonych przez naturę koleżanek. To przypominało ceremonię nadania inwestytury średniowiecznemu feudałowi.


- Hrabio Jabłoński w uznaniu twej niezłomnej postawy w obliczu tortur stosowanych przez wroga... - "Rias" włożyła ręce pod suknię.
- ....przedstawicielki Radykalnego Centrum z Planety Wielkich Cycków... - jej majtki opadły do poziomu kostek. Wyplątała z nich lewą nogę.
- ...pragną ci przyznać nasze największe wyróżnienie bojowe... - podniosła prawą nogę,  majtki zatrzymały się na obcasie jej butów, chwyciła je obiema rękami.
-...nasze pantsu!!! - energicznie wciągnęła swoje majtki hrabiemu Jabłońskiemu na głowę, zakrywając mu nimi twarz. Krew mu trysnęła z nosa szerokim strumieniem zabarwiając pantsu na czerwono. Okazało się, że nawet krew neofeudała nie jest błękitna.

Ending: Toto - Take My Hand (Dune ending theme)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz