Czytając 7-my tom "Dziejów Polski" prof. Andrzeja Nowaka, przypominamy sobie czasy saskie, czyli okres, w którym Rzeczpospolita była nazywana "karczmą zajezdną" dla obcych wojsk. Przetaczały się one przez nasze terytorium, rekwirując zaopatrzenie i porywając rekrutów, a ówczesne państwo polsko-litewsko-saskie niewiele mogło z tym zrobić. Wszelkie próby reform i powiększenia wojska były bowiem blokowane przez obcą agenturę, otrzymującą jurgielt.
Po lekturze naszła mnie ciekawa myśl: a co jeśli planeta Ziemia jest karczmą zajezdną dla Obcych?
Historii o tym, że obce statki bezkarnie wlatują w przestrzeń powietrzną różnych państw, jest bez liku. Tak samo o dokonywanych przez nich porwaniach ludzi i eksperymentach na zwierzętach. Sytuacja nie jest jeszcze tak groźna jak w czasie wojny siedmioletniej - nie przelatują nad naszymi miastami całe obce armie. Według niektórych świadectw, zdarzało się też siłom powietrznym USA zestrzeliwać UFO, a według płka Philipa J. Corso, w latach 80-tych "zaczęliśmy z nimi wygrywać", dzięki tajnemu aspektowi programu Gwiezdnych Wojen. (Nie będę się o tym tutaj rozpisywał - sprawę wyjaśniałem w kolejnych odcinkach serii Phobos). ALE...
Nasza przestrzeń powietrzna bywała jednak polem cudzych bitew w przeszłości, o czym wspomina choćby norymberska kronika:
"O poranku 14 kwietnia 1561 roku, o brzasku, pomiędzy godziną 4 a 5 rano, pojawiła się straszna zjawa na słońcu, a potem widziana była ona w Norymberdze w mieście, przed wrotami miejskimi i we wsiach – przez wielu mężczyzn i niewiast. Z początku pośrodku słońca pojawiły się dwa krwistoczerwone półokrągłe łuki, takie jak miesiąc w swej ostatniej kwadrze. A na słońcu, nad oraz poniżej, oraz po obu stronach, krwistej barwy, znajdowała się krągła kula, częściowo matowa, a częściowo o barwie czarnego żelaza. Podobnie stały po obu stronach i jako torus wokół słońca, takie krwistoczerwone jak i inne kule w dużej liczbie, około trzech w linii i czterech w kwadracie, a niektóre także pojedynczo. Pomiędzy tymi kulami było widocznych również kilka krwistoczerwonych krzyży, pomiędzy którymi znajdowały się krwistoczerwone pasy, grubsze na tyle, a od przodu giętkie jak łodygi trzciny, które były przeplecione, pomiędzy nimi dwie duże żerdzie, jedna po prawej, druga po lewej, a pomiędzy małymi i dużymi żerdziami znajdowały się także trzy, a także cztery i więcej kul. Wszystkie te ciała zaczęły walczyć pomiędzy sobą, tak że kule które były z początku na tarczy słonecznej, poleciały do tych znajdujących się po obu stronach, potem kule znajdujące się poza słońcem, w małych i wielkich żerdziach, poleciały w słońce. Poza tym kule latały w jedną i drugą stronę walcząc zaciekle ze sobą przez ponad godzinę. A kiedy pojedynek zarówno ten w obrębie słońca jak i obok był najbardziej intensywny, kule zaczęły okazywać zmęczenie do tego stopnia, że jako powiedziano powyżej, spadły ze słońca na ziemię „jakby całe spłonęły”, po czym słabły na ziemi z niezmiernym dymem. Po tym wszystkim widziano coś niczym czarna włócznia, długa i gruba; trzpień wskazywał wschód, a czubek skierowany był na zachód. Cokolwiek znaczą te znaki, tylko Bóg wie."
(koniec cytatu)
Oczywiście mainstream dezawuuje wszelkie tego rodzaju historie. Załóżmy jednak, że jest w nich, nawet z 10 proc. prawdy. Oznaczałoby to, że Ziemia od dawna jest odwiedzana przez bardziej zaawansowane cywilizacje. Część z nich może mieć złe zamiary, a jeśli nie decydują się na podbój, to robią to z podobnych względów, dla których w pierwszej połowie XVIII w. nie były realizowane plany rozbiorów Rzeczpospolitej - z powodu równowagi sił i tego, że kolejni władcy Moskwy uznawali, że lepiej mieć w swojej strefie wpływów całą Rzeczpospolitą, zamiast dzielić się nią z innymi. (Gdy król pruski zaproponował Piotrowi Wielkiemu Pojebowi plan rozbioru przewidujący włączenie Gdańska do Prus, Piotr Wielki Pojeb stwierdził, że Gdańsk mu się bardzo podoba i nie chce go oddawać. Od zasady nie dzielenia się Rzeczpospolitą odeszła dopiero szczecińska tłusta Niemka Katarzyna Wielka Kurwa, która weszła w układ z Fryderykiem Wielkim Pedałem, zapoczątkowując proces dziejowy prowadzący do zniszczenia trzech imperiów.) Z podobnymi kalkulacjami opartymi na zasadzie równowagi sił możemy mieć również wśród obcych cywilizacji, które mogły na mocy jakiegoś paktu, zobowiązać się, że nie dokonają otwartej inwazji na Ziemię. To nie znaczy jednak, że opcja zbrojnego zajęcia naszej planety nie została całkowicie odrzucona.
W takim scenariuszu całkowicie logicznym byłoby więc, że źli obcy szukaliby na Ziemi agentury, która za kosmiczny jurgielt, podjęłaby działania szkodzące rozwojowi technologicznemu naszej cywilizacji, a zwłaszcza tworzeniu systemów obronnych w Kosmosie. Może to zabrzmi szalenie, ale w taki schemat działania wpisuje się dążenie europejskich polityków do totalnej dekarbonizacji gospodarki połączone z dążeniem do całkowitej likwidacji energetyki jądrowej. W tego typu działania wpisuje się również stałe obniżanie poziomu nauczania w szkołach i na uniwersytetach, a także masowy import populacji z krajów o niskim średnim IQ.
Działalnością uderzającą w interesy "złych obcych" byłyby natomiast próby budowania systemów kosmicznych służących obronie Ziemi, a także poszukiwania nowych, futurystycznych źródeł energii mogących zasilać te systemy (a także sztuczną inteligencję).
Ciekawie w tym kontekście brzmi relacja doktora Jacquesa Vallee (sportretowanego przez Spielberga w "Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia"). Według niego, w latach 60-tych jeden z sowieckich fizyków zajmujących się badaniami nad plazmą został wepchnięty pod pociąg moskiewskiego metra przez kolesia, który twierdził, że telepatycznie kazali mu to zrobić obcy.
W "Bliskich spotkaniach trzeciego stopnia" miejscem spotkania z wielkim UFO była Wieża Diabła w Wyoming, wiązana w indiańskiej legendzie (będącej kopią legend z Azji Wschodniej i Australii) o siedmiu siostrach (Plejadach) uciekających przed niedźwiedziem. Konsultantem przy tym filmie był J. Allen Hynek. Spielberg zapewne dostawał przecieki od wojskowych.
Nic dziwnego, że E.T. wygląda tak jak mumie trójpalczastych obcych z Peru. Tego typu postacie były również przedstawiane na peruwiańskich petroglifach.
I nic dziwnego, że niektórzy dokonują nadintepretacji, dopatrując się aluzji w pojawiającym się w "Disclosure Day" motywie ptaka znanego jako kardynał. Ma to być aluzją do dwóch kardynałów ponoć zaangażowanych w sprawę przekazania Amerykanom wraku UFO rozbitego w 1929 r. pod Magentą i przejętego przez służby Mussoliniego. Owymi kardynałami mieli być: Eugenio Pacelli - późniejszy papież Pius XII (straszliwie zniesławiany z jakiegoś powodu...) i kardynał Ildefonso Schuster, o którym wspominałem choćby w serii Pontifex, jako otwarcie profaszystowskim (do 1938 r., bo później krytykował publicznie politykę reżimu) arcybiskupie. Schuster w kwietniu 1945 r. negocjował z Mussolinim kwestię ewentualnej kapitulacji Republiki Salo, a w latach 1952-1953 był przewodniczącym Konferencji Episkopatu Włoch. Zmarł w 1954 r. w opinii świętości i został beatyfikowany w 1996 r. Jego ciało nie uległo rozkładowi po śmierci.
Wszystko w moich seriach blogowych się zazębia...
***
Ogólnie bardzo ciekawie zapowiadają się przyszłoroczne premiery filmowe. Szczególnie ta:
Jeśli jeszcze nie kupiliście prezentów bożonarodzeniowych, to przypominam o książkach Waszego Ulubionego Autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz